Rozdział 33

3.4K 85 75
                                    

- Mia - wyjąkałam dławiąc się własnymi łzami, które lały się strumieniami po moich policzkach brudząc przy tym podłogę.

Pan idealny wpadł w szał, a jego oczy w ostatniej sekundzie zaszły skrajaną pustką.

- Lily? - jęknęła zaspana - jest...kurwa Lily jest pierwsza w nocy! - krzyknęła, a ja ponownie zaciągnęłam powietrze próbując się uspokoić.

Dławiłam się łzami cały czas trzymając rękę na klatce piersiowej czując jak szybko bije moje serce.

- Xander...Xander - zaczęłam próbując jej wszystko wyjaśnić jednak nie byłam wstanie wydusić nic więcej oparłam się głową o ścianę czując jakby sznur zaciskał się na mojej szyi nie pozwalając złapać oddechu.

- Co jest? Co jest z Xanderem? -

- Widział ... Mia on widział wszystkie blizny, wie, że matka ... - nawet nie musiałam kończyć tego zdania. Mia w sekundę zerwała się z łóżka, a w telefonie rozległ się dźwięk biegnięcia po schodach jak i krzyków Nadii.

Mia jej w żaden sposób nie odpowiedziała, trzasnęła drzwiami dysząc do telefonu. Biegła, biegła najszybciej jak potrafiła cały czas ze mną rozmawiając.

W tym momencie pan idealny był zdolny do wszystkiego, a ja nie byłam wstanie wyjść z jego mieszkania, nie mogłam zostawić tu Gabby bez pewności, że będzie bezpieczna.

- Zaraz będę Lily, zaraz będę i wszystko ogarniemy. Nic się nie stanie tobie, Gabby i Xanderowi. Pamiętasz jak kiedyś pojechaliśmy z Noah nad jezioro zamiast na wolontariat do jego biura? - pytała próbując odwrócić moją uwagę - wtedy nikt z nas nie myślał, że jak wrócimy rozpęta się piekło. Ten wyjazd odbił nam się dwa razy bardziej, a mimo to przetrwaliśmy. To my ... dzieci urodzone w czepku, które przetrwały wszystko, tak będzie teraz. Ty i ja do końca świata i jeden dzień dłużej, bo tak zawsze było.

- On ją zabije - wyszeptałam odkładając telefon na podłogę.

Łzy płynęły po moich policzkach tworząc słony tor, patrzyłam w lustro wiszące naprzeciwko mnie widząc jedynie nędzną imitację matki, która za grosz nie była tak silna jak ona. Byłam tak słaba jak za każdym razem mi to powtarzała, byłam definicją wszystkiego co zepsute. Żyłam nadzieją, że uda mi się naprawić w sobie wszystko to co zepsuła. Wpatrywałam się we własne odbicie nie widząc żadnego powodu do dumy, wszystko co czułam jeszcze kilka godzin temu wyparowało.

Znikło jak w dniu balu.

Nawet nie potrafiłam oszacować momentu, w którym dodarła do mnie świadomość o obecności Mii. Siedziała obok mnie ścierając każdą łzę jaka ciekła po policzkach z największą czułością jaką kiedykolwiek u niej widziałam.

- Jestem przy tobie, zawsze przy tobie będę choćby się świat walił - mówiła łagodnie.

Spojrzałam na nią licząc na cholerny cud, chciałam się obudzić i zrozumieć, że to wszystko było snem. Chciałam cofnąć czas i byłam gotowa oddać każdą chwilę jaką przeżyłam w ciągu tych sześciu miesięcy, jeśli nadal prawda, którą skrywał dom na przedmieściach Broken Arrow nie wyszłaby na jaw. To co działo cię w miejscu mojego pierwszego płaczu, krzyku czy nawet śmiechu powinno tam zostać zamknięte pod kluczem. Nikt nie powinien poznać prawdy o perfekcji, do której dążyłam za poleceniem matki. Zrzucając ją na sam dół piekła pociągnęłaby mnie za sobą.

- On ją zabije - wyszeptałam patrząc w jej brązowe oczy.

Uśmiechnęłam się lekko kładąc dłoń na jej policzku.

- Jesteś jedną z najlepszych osób jakie spotkałam na tym świcie. Wszystko co robiłam przed wyjazdem było z myślą o was - powiedziałam cicho zanim podparłam się rękami o podłogę próbując wstać. Dziewczyna od razu złapała mnie pod ramię pomagając mi przy tym.

Nasz kawałek niebaWhere stories live. Discover now