Rozdział 5

3.7K 95 32
                                    

Przetarłam twarz dłońmi widząc stojącą nade mną matkę. Wlepiała we mnie te swoje zabójcze spojrzenie mrucząc coś pod nosem. Zmarszczyłam brwi, kiedy dostrzegłam przenośny wieszak, na którym były powieszone sukienki oznaczające tylko jedno. Cichy jęk wydobył się z moich ust, kiedy doszło do mnie co na mnie czeka po podniesieniu się z łóżka.

- Długo jeszcze będziesz się gapić? - zapytała ostro, westchnęłam zmuszając swoje ciało do wstania - Wstawaj Liliana i zaczynamy przygotowania! - uniosłam brwi do góry nie wiedząc co odpowiedzieć.

Nienawidziłam tych bali. Gustowne sukienki, rozmowy jak i datki, które nigdy nie trafią na cele charytatywne.

Bale będące tylko przykrywką dla defraudowania potężnych pieniędzy na konta władz miasta. Zachowywali pozory dobrodusznych zgarniając wszystkie pieniądze dla siebie, zgarniając te pieniądze dla nas, bo my z nich żyłyśmy. Wszystko co posiadałam materialnie za każdym razem przypominało mi o wyborze, przed którym byłam niejednokrotnie stawiana. Zajęcia dodatkowe Gabby bądź zwykłe widywanie się z Noah, a ucięcie premii jednemu z niewinnych obywateli miasta.

Zawsze musiałam wybierać między bezpieczeństwem i pozornie normalnym życiem własnej siostry, a wypłatami, pracą oraz rodzinami mieszkańców Broken Arrow.

- Możemy nie robić z tego szopki? – mruknęłam cicho po czym sama zganiłam siebie za te słowa. Matka spojrzała na mnie wypalając dziury w mojej czaszce, a jej oczy zaszły gniewem. Przymknęłam powieki chcąc jak najszybciej uciec od tej rozmowy, która jednak mimo wszystko była nie do uniknięcia.

- Żartujesz sobie? Ostatni bal z twoim udziałem skończył się tragicznie! Dziś masz to naprawić! - wydarła się wskazując ręką na wieszak, odruchowo prychnęłam pod nosem wstając z łóżka.

Alexandra Wilson posiadała bardzo wiele wad, a jedną z nich była utrata wiary w własną córkę.

- Masz wygłosić przemówienie na poziomie, godne mojej pracy jaką wkładam, aby to miejsce funkcjonowało!

- Głosić dobrą nowinę? Chwalić piękno naszego miasta oraz chronić podziemie? - zadawałam kolejne pytanie nawet nie zastanawiając się o konsekwencjach swoich słów potem jednak posłałam jej szyderczy uśmiech, którego nie zostawiła bez komentarza. Kobieta w dwóch krokach znalazła się przy mnie podnosząc rękę.

Uderzyła mnie.

Przymknęłam powieki czując rozchodzący ból po policzku. Złapałam się ręką za policzek, który zapewne przybrał czerwony odcień.

- Jesteś niewdzięcznicą! - wydarła się wykonując kolejne uderzenie.

Była wkurzona i ani przez chwilę nie zawahała się, aby mnie przerosić. Nie posiadała wyrzutów sumienia.

- No jasne, bo mam pieniądze? Pozycję? - mówiłam, ale ona na to już nie zwracała uwagi wycofała się niewzruszona - Całe życie muszę grać idealną nastolatkę z wzorowymi ocenami, a nie przepraszam mam też mieć życie towarzyskie, aby badać zachowania innych! - prychnęła przeglądając sukienki. Złapałam oddech widząc jej ignorancję, nie interesowało jej nic co było związane z moim samopoczuciem, nie interesował ją fakt, że właśnie uderzyła swoją córkę przecież to nie był pierwszy raz.

- Jak widać nawet temu zadaniu nie umiesz sprostać - zaśmiała się przykładając biały satynowy materiał do mojej sylwetki - przynajmniej teraz będziesz ładnie wyglądać - zacisnęłam zęby czując napływające łzy, przygryzłam policzek próbując przenieść ból psychiczny na fizyczny.

Nie mogę pokazać, że jestem słaba przed osobą, która wywołuje wszelkie negatywne myśli w swoją stronę. Słabość pokazana przed Alexandrą jest surowo karana.

Nasz kawałek niebaWhere stories live. Discover now