Prolog

9.8K 183 44
                                    

Pov. Xander

29.07.2017 r.
Rok wcześniej

Wszedłem do pokoju marząc tylko o zimnym prysznicu i kolejnej dawce kofeiny w postaci kawy. Definitywnie byłem od niej uzależniony i w pewnych momentach działał już tylko efekt placebo, dzięki któremu funkcjonowałem bez snu przez jakiś czas. Na środku pustego pomieszczenia stał przenośny wieszak, na którym przewieszony był jedynie zwykły czarny garnitur z małą karteczką. Rzuciłem torbę z treningu idąc w stronę wieszaka, zaśmiałem się gorzko przejeżdżając dłonią po czarnym materiale. Uważając, aby nie zniszczyć marynarki delikatnie odpiąłem karteczkę, na której były wydrukowane trzy zdania.

Bal rozpoczyna się o siedemnastej.
Pojedź po Lilianę i godnie reprezentujcie miasto.
Wiesz, jak skończy się choć jedna wasza pomyłka.

Przymknąłem powieki zgniatając kartkę po czym rzuciłem nią w kierunku kosza stojącego obok biurka, w tej chwili chęć prysznica po trzy godzinnym treningu poszła w niepamięć. Zirytowany uderzyłem nogą w jedną z desek, aby bez problemu wyciągając z swojej skrytki papierosy.

Wyciągnąłem jednego wraz z zapalniczką po czym ruszyłem na balkon siadając w bezpiecznej odległości od poręczy.

Nienawidziłem wysokości i nawet nie przypominam sobie, dlaczego, ale tak zawsze było. Moje dzieciństwo składa się z wielkich luk, które co jakiś czas sobie uzupełniam przez sen. Co było jednym z wielu powodów dla którego go nienawidziłem, sen sprawia, że jestem słaby, a ja słabość okazuję tylko w jeden sposób. 

Niszczę wszystko i wszystkich tylko dlatego że nie umiem poradzić sobie z traumami. 

Z dzieciństwem, z moją rzeczywistością, w której jestem tylko marionetką w rękach diabłów.

Wypaliłem papierosa modląc się o koniec tego dnia, dziś chciałem jak zwykle jechać do dziadka i spędzić z nim trochę czasu po czym wrócić i zmusić Snow aby weszła ze mną na dach hotelu. Chciałem spędzić z nią trochę czasu po naszej ostatniej kłótni, w której panna idealna znów próbowała się odegrać na mnie, a ja doskonale wiedziałem, że kłamała. Liliana Snow nigdy nie ma dość, jest jak robot zaprogramowany do osiągania sukcesów. Każdy jej tego zazdrości, ale nikt nie zna prawdy, prawdy o naszym życiu i tym jak łatka panny i pana idealnych niszczy nie tyle co nasze życie, a nas. Zniszczyła dwoje dzieci, którzy już od dziecka musieli się nienawidzić.

****

Ubrany w garnitur schodziłem po schodach zastanawiając się nad wieloma rzeczami, ale po mojej głowie jak zwykle od kilku miesięcy moje myśli zawsze wiązały się z nią.

Po pierwsze co dziś Liliana Snow odpierdoli?

Po drugie co Liliana Snow zrobi, aby wyprowadzić mnie z równowagi?

Po trzecie co Liliana Snow będzie miała na sobie?

Czekałem pod jej domem z piętnaście minut i to i tak był zadowalający czas jak na pannę idealną. Jej jedyną wadą było wieczne zapominalstwo lub cholerna nienawiść jaką mnie darzyła. Jestem w stanie się założyć, że w tym momencie albo specjalnie schodzi po schodach w tępię ślimaka, aby mnie jeszcze bardziej wkurwić albo po raz dziesiąty czegoś zapomniała.

Mijały kolejne minuty, a ona nadal nie wychodziła i nawet nie raczyła odebrać telefonu.

Wkurwiony do granic możliwości wysiadłem z auta idąc do jej domu. I gdyby nie fakt, że spóźnienie jest surowo karane szczególnie w jej przypadku po prostu bym odjechał, ale w tym momencie zacząłem się martwić.

Szczerze się martwić, ponieważ drzwi były zamknięte, a ona nie odbierała. Mia była u Rebeccy w Tulusie, a Flynn miał być na balu, ale godzinę później. Nie było żadnej możliwości, aby wyjechała do Noah bez upewnienia się, że to ja będę przemawiał.

Nasz kawałek niebaTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon