Rozdział 22

3.1K 83 37
                                    

- Liliano! - przymknęłam oczy słysząc jeden ostry krzyk matki. 

Wystarczyło tylko jedno słowo wypowiedziane z jej ust, a moje wewnętrzne narządy robiły fikołki zamieniając się miejscami.

- Tak? - zapytałam wchodząc do jadalni, nabrałam powietrza widząc jak stoi przy wielkim stole obłożonym papierami. 

Cholernie idealna Alexandra Willson badała mnie tym swoim oceniającym wzrokiem doszukując się mankamentów mojego wyglądu. Zmarszczyła brwi ewidentnie zniesmaczona faktem, że jestem ubrana i pomalowana tak jak najbardziej lubi. 

- Muszę jechać na spotkanie z Alice, Noah wraz z Gabrielą, będą około dwudziestej. Nie wychodź z domu oraz poucz się - oznajmiła pakując dokumenty do torby, wypuściłam powietrze prostując jeszcze bardziej swoją postawę, aby mieć pewność, że nie będzie miała pretekstu by mnie zganić.

- Jasne - mruknęłam obserwując jak z gracją idzie w moją stronę trzymając w ręku laptopa oraz elegancką torbę. 

- Używaj więcej bronzera, twoje kości policzkowe ostatnio są mniej widoczne - zauważyła przyglądając mi się bardziej, zatrzymała się centralnie przede mną ponownie badając mnie z niemiłosierną dokładnością. Wstrzymałam powietrze w duchu modląc się, aby to był koniec jej komentarzy. 

- Noah mówił jak Gabby się czuje? - wydusiłam z siebie ledwo powstrzymując się od zrobienia kroku w tył. Kobieta jednak to wychwyciła śmiejąc się pod nosem, ale ostatecznie bez słowa ruszyła w stronę drzwi. 

- Słaba jak zawsze - prychnęła pod nosem łapiąc za klamkę, zatrzymała się odwracając głowę w moją stronę - Gabriela czuje się doskonale. Ucz się Liliano, to że zajęłaś pierwsze miejsce nie upoważnia cię do lenistwa - zmierzyła mnie ostatni raz morderczym wzrokiem po czym wyszła trzaskając drzwiami. 

Cholerna ulga rozeszła się po moim ciele, wypuściłam głośno powietrze zdejmując szpilki, które niemiłosiernie obcierały mi stopy. Rzuciłam je na schody podchodząc do drzwi z szczęściem, którego nie dało się opisać. 

- Pieprz się - powiedziałam przekręcając zamek czego od razu pożałowałam, ponieważ w całym domu rozległa się głośna muzyczka domofonu. 

Odmówiłam pacierz, łudząc się, że to nie matka i błagając wszelkie niebiosa, aby tego nie słyszała. 

- Lily kuźwa otwieraj, bo zimno! - odetchnęłam z ulgą słysząc głos Mii, która ponownie uderzyła w drzwi pięścią krzycząc, żebym ją wpuściła,  

Jeszcze trochę pożyję, a matka niestety nie pójdzie do więzienia.

- Nie strasz mnie do cholery - fuknęłam otwierając drzwi brunetce, która z uśmiechem stała z wielką torbą oznaczającą w jej wypadku tylko problemy - na cholerę to?

- Gabby wraca, więc musimy zrobić jej torta! - krzyknęła zadowolona wchodząc do pomieszczenia - no co się gapisz? Jesteś moją siostrą, więc Grabs też nią jest - wzruszyła ramionami wchodząc do kuchni.

Pokręciłam głową rozbawiona idąc za nią cały czas niedowierzając jak cudownymi osobami się otaczam. Szłam za nią cały czas zastawiając się czym zasłużyłam się, aby z czystym sumieniem nazwać Mię White swoją najlepszą przyjaciółką. 

Dziewczyna z wielkim uśmiechem na ustach rozpakowywała zakupy, patrzyłam na wszystkie produkty analizując je z największą starannością. Za cholerę nie wiedziałam czemu kupiła pięć paczek masła jak i dwie wielkie torby bananów oraz butelkę czerwonego wina.

Mia pamięta o każdym. 

- Na cholerę nam czerwone wino i tyle bananów czy masła - przerwała wypakowywać siatkę po czym wbiła morderczy wzrok we mnie. W jej oczach pojawiła się chęć mordu po czym nimi przewróciła z największą irytacją jaką mnie kiedykolwiek obdarzyła.

Nasz kawałek niebaWhere stories live. Discover now