Rozdział 2

5.1K 121 36
                                    

Stałam przed wielkim budynkiem próbującym udawać placówkę oświaty prosząc tylko o jedno. Brak jakichkolwiek problemów.

Czy było to wykonalne?

Jasne, że tak, ale czy było to wykonalne w moim wypadku?

Oczywiście, że nie.

Liliana Snow to chodząca definicja przypału, a obok mnie zawsze stała osoba będąca zapalnikiem moich wybuchowych reakcji w tym mieście.

Westchnęłam poprawiając torbę na ramieniu po czym tworzyłam wielkie metalowe drzwi zaczynając zabawę w tym cyrku, gdzie główną atrakcją jestem ja.

Panna idealna, która uciekła przed problemami stworzonymi przez nią samą wróciła na salony bez zapowiedzi.

Gustownie.

Przymknęłam powieki czując spojrzenia kierowane w moją stronę. Ciche szepty starych uczniów mówiące o moim powrocie jak i nowych słyszących tylko pogłoski na mój temat dochodziły do mnie, a ich miny tylko potwierdzał mój wewnętrzny strach jaki chciałam ukryć pod wysoko zadartą głową i udawaną pewnością siebie z jaką pokonywałam kolejne odległości, aby ukryć się za drzwiami swojej szafki. I choć nienawidziłam tego określenia to królowa Broken Arrow wróciła odmieniona.

- Nie wiedziałem o pięknej nowej uczennicy - przygryzłam wargę delikatnie się uśmiechając rozpoznając ten głos. Włożyłam swoje rzeczy do szafki po czym zamknęłam ją z impetem, aby zobaczyć szatyna z tym zdradzieckim uśmieszkiem idealnie opisującym naszego pantofla.

- Nie widziałam, że jestem piękna Flynn - powiedziałam zakładając ręce na klatkę, a zaszokowany wzrok chłopaka wynagradzał pobudkę o siódmej rano.

- Japierdole Lily! Wróciłaś? Kiedy? - zadawał pytania jak katarynka co chwila wymachując rękami. Złapałam je przytrzymując przy ciele szatyna.

- Spokojnie Flynn - mruknęłam widząc jego ekscytację.

Własna matka tak nigdy nie ucieszyła się widząc mnie. Cofam ucieszyła się, kiedy wyjechałam

- Wróciłam - potwierdziłam przez co na twarzy chłopaka zagościł wielki, szczery uśmiech, aby po chwili złapać mnie w objęcia i okręcić w koło.

- Flynn! - krzyknęłam w obawie przed upadkiem, który w każdej chwili mógł się wydarzyć szczególnie jak pojawi się kolejna osoba - też się cieszę, że cię widzę - zaśmiałam się poprawiając sukienkę.

- Czemu nic nie pisałaś! Do cholery jedyne co wiedzieliśmy, to że masz nas w dupie i wyjechałaś do Londynu.

- Matka wam tak powiedziała? - zapytałam retorycznie unosząc brew do góry.

- No, dlatego nie wierzę tej starej prukwie - prychnął wycierając nieistniejący kurz z swojego ramienia.

Nawet Eliot, poznał fałszywość Alexandry Wilson.

- Mówisz o vice burmistrz – stwierdziła Mia idąc z uśmiechem na ustach w naszą stronę. Stanęła zaraz obok chłopaka sprzedając mu krztuśca w bok.

- Chyba pokurwisz - poprawił ją spoglądając na nią z przymrużonymi oczami, zaśmiałam się, aby po chwili zacisnąć usta w wąską linię - no nawet Lily się zaśmiała - stwierdził z wyrzutem wskazując na mnie ręką.

- To jest jej matka! - warknęła dziewczyna ledwo wierząc w swoje słowa. Razem z Eliotem spojrzeliśmy na nią z politowaniem - no dobra pokurwisz - jęknęła poddając się.

W tym mieście każdy wie, że władzę mają trzy osoby, a ja wraz z wkurwiającym panem idealnym mieliśmy kontynuować dziedzictwo.

- Ej kurwa! Przecież Xander pierdolnie jak cię zobaczy! Żyłka mu pójdzie na sto procent - założył mi rękę na ramię, przewróciłam oczami z cichym jękiem. Chciałam dziś dzień bez problemów, a Xander Henderson to kolejna definicja tego słowa.

Nasz kawałek niebaDove le storie prendono vita. Scoprilo ora