Rozdział 14

2.9K 78 20
                                    

- Eeeee - nabrałam powietrza słysząc przesłodzono-wkurzony głos lafiryndy Vannesy. Poprawiając torbę na ramieniu ruszyłam w stronę placówki oświaty ignorując wołania dziewczyny - ty jest głucha czy co? - stanęła przede mną torując jakąkolwiek drogę ucieczkę.

- A ty pierdolnięta czy co? - zapytałam ironicznie próbując ją wyminąć.

Kiedyś mądra osoba powiedziała mi jedno.

Nie strzęp języka na idiotów.

- Dziewczynka z dobrego domu i takie słowa - zakpiła, przymknęłam powieki obracając się na pięcie. Zobaczyłam ten szyderczy uśmiech pełen satysfakcji.

- Wybacz mój mózg automatycznie przestał cię słuchać - uśmiechnęłam się sarkastycznie - wypracowałam mechanizm unikania idiotek - rozszerzyła oczy mało nie upuszczając kartonu jaki trzymała w ręce.

Dobrze, że ta mądra osoba również okazała się debilem.

- Masz to i spieprzaj - wepchnęła mi da rąk pudełko, zmarszczyłam brwi próbując unieść karton.

- Na cholerę mi to?

- Rzeczy Xandera - wytłumaczyła wzruszając ramionami, a moje oczy diametralnie się rozszerzyły nie rozumiejąc co właśnie się wydarzyło.

Urocza parka zerwała, ale dlaczego ja jestem powiernikiem rzeczy pana idealnego?

- A on to upośledzony, że sam nie może odebrać od ciebie rzeczy? - prychnęłam poprawiając pudło w rękach.

- Nie mam zamiaru z nim się widzieć jak z całą resztą - warknęła z taka ilością jadu, że powaliła żmija by była pod wrażeniem - wymienił mnie na gorszy model, więc teraz ty sprzątaj jego brudy - pomrugałam kilkukrotnie licząc, że to wszystko jest snem, a ja zaraz się obudzę.

- Nie jestem waszą prawniczką do cholery - położyłam pudło na ziemi spoglądając w jej oczy, które kipiały złością - macie problemy w związku to idźcie na terapie!

- Ty jesteś problemem! - odpowiedziała mi.

Zacznę zapisywać w kalendarzu, ile razy usłyszę to wyciągu następnych kilku miesięcy.

- Przyjechałaś i rozjebałaś wszystko – prychnęłam słysząc te same słowa.

- Nic mi do tego z kim sypiasz tym bardziej co robi Xander! - odchyliłam głowę do tyłu czując rozchodzący gniew po moim ciele - pieprz się z kim chcesz, ale nie rób scen i nie rań Josie i Dylana, a tym bardziej nie skacz do Mii i Flynna - przewróciła oczami prychając.

- Jesteście siebie warci - wytyczała przez zęby - zależało mi na Xanderze i jego ochronnie. Przez ciebie ... - zatrzymała się mierząc mnie wzrokiem - ją straciłam.

- I dlatego masz wyjebane na resztę? - spytałam nie wierząc swoim słowom.

Lafirynda na prawdę była suką i to z prawdziwego zdarzenia.

- Ty na prawdę jesteś głucha – stwierdziła, przymknęłam powieki mało nie rzucając się na nią - Nie. Mam. Ochrony. Nie. Ma. Przyjaźni - wycedziła powodując u mnie sok ciśnienia.

- Jesteś kurwą Vannesa - stwierdziłam zakładając ręce na klatkę piersiowa - nie mam pojęcia, dlaczego był z tobą - prychnęłam zabierając pudełko.

- Ciesz się, że jesteś chroniona przez Xandera! - krzyknęła za mną, wystawiłam jej środkowy palec idąc w stronę wielkich drzwi - zniszczę cię!

- Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz - odpowiedziałam jej, a jej ciche prychnięcie uznałam za małą wygraną tej bitwy.

Szłam z cholernym pudełkiem z rzeczami Xandera, które nie dość, że było ciężkie to waliło jakby tam schowała zgniłe jajo. Szczerze? Nie zdziwiłabym się. Straciła ochronę jak i partnera do seksu to nagle wyrzekła się przyjaciół. W tym momencie wszystkie moje wyrzuty sumienia poszły w niepamięć. Z czystym sumieniem mogę nazywać Vanesse lafiryndą.

Nasz kawałek niebaWhere stories live. Discover now