Rozdział 3

4K 98 42
                                    

Stojąc przed drzwiami do pokoju siedmiolatki prosiłam o jedno. Niech moja Gabby będzie nadal moją małą siostrzyczką, która uwielbia gimnastykę, lody czekoladowe z malinami i wszystko co różowe. Jestem święcie przekonana, że Alexandra nagadała jej bzdur nie tylko na temat mojego wyjazdu, ale także samej mnie.

- Hej księżniczko, mogę? - uchyliłam drzwi do pomieszczenia wciskając swoja głowę w szczelinę - GG? - patrzyłam na zaskoczoną dziewczynkę. Leżała w łóżku przykryta kołdrą po sam czubek główki – Gabby jest okej? - podeszłam siadając na materacu. Dziewczynka nie odpowiedziała jedynie zaciągnęła bardziej kołdrę na siebie - mała proszę - jęknęłam zrywając z niej kawał materiału. Przełknęłam ślinę widząc całą rozpaloną buzię jak i speszony wzrok szatynki - co cię boli? Gabby mów! - wydarłam się wlepiając swoje tęczówki w twarz dziewczynki. Była cała gorąca, a kołdra mokra od potu. Była do cholery chora, a nikt nie raczył zajrzeć do niej.

- Gardło – wyjąkała ledwo, aby po chwili skrzywić się z bólu.

Przyłożyłam rękę do jej czoła chcą sprawdzić temperaturę i definitywnie lekarzem nie jestem, ale gorączkę umiem rozpoznać, a GG miała powyżej trzydziestu ośmiu stopni. Przymknęłam powieki starając opanować złość na matkę jak i Noah, który znów wyjechał w delegację.

- Nie mów mamie, będzie zła - spojrzałam na nią z bólem w oczach.

Bała się powiedzieć, że cierpi. Tak nie może to wyglądać życie dziecka.

- Zrobimy tak, ja zadzwonię po lekarza, a ty w tym czasie spróbujesz się przespać? - zaproponowałam gładząc jej włosy wymuszając blady uśmiech chcąc ją zapewnić, że ogarniam sytuację.

Nie ogarniałam kompletnie, ale jej delikatnie skinięcie główką dało mi nadzieję, że wierzy w moje słowa.

Pocałowałam ją delikatnie w głowę po czym wstałam i opatuliłam dokładnie kołdrą. Wyszłam z jej pokoju przeklinając matkę. Wiedziałam, że jeśli zadzwonię z pretensjami nie tylko dostanie mi się za Gabby to jeszcze za przerwę w jej pracy. Noah wyjechał na konferencję, a mała sama leżała z gorączką czekając na jakieś zbawienie czy cudowne ozdrowienie.

W cuda nie wieży nawet Lee po tym jak woda nie zmieniła się w wino.

Weszłam do kuchni w poszukiwaniu jakiś leków na zbicie gorączki. Nie znalazłam nic oprócz karteczki od matki napisanej idealnym pismem z charakterystycznym francuskim r.

- Zajebiście - prychnęłam pod nosem czytając wiadomość.

Wyjechała w sprawach biznesowych na dwa dni zostawiając chore dziecko.

Tytuł matki roku gwarantowany.

Przymknęłam powieki zastanawiając się co mam zrobić. Lekarz będzie dopiero za dwie godziny, a ja nie mogę wyjść po żadne leki zostając ledwo kontaktującą siedmiolatkę. Przetarłam twarz dłonią po czym zabrałam telefon z blatu wybierając numer do Mii, która była moją jedyną deską ratunku.

- Co tam stara? - szczęśliwy głos dziewczyny rozbrzmiał w urządzeniu, który nawet mogłaby usłyszeć GG leżąca piętro wyżej.

- Masz chwilę? – zapytałam szukając czegoś innego niż woda czy okropny sok jabłkowy, który Noah uparcie kupuje za każdym razem twierdząc, że jeśli ma napis organiczny na etykiecie to jest zdrowy.

Nie jest.

- Zależy na co.

- Gabby się rozchorowała, lekarz będzie za godzinę, matki nie ma, jest na wyjeździe pewnie z Victorem. Noah na konferencji, a mała ma z trzydzieści osiem stopni gorączki - mruknęłam nakreślając jej sytuację.

Nasz kawałek niebaWhere stories live. Discover now