Ostatnia misja

Galing kay Nurami_Phibrizzo

19.4K 1.7K 1K

Marzenia często nie idą w parze z rzeczywistością. Dzieli je cienka i jakże niezatarta granica, gdyż życie p... Higit pa

Rozdział 1 „Maria, Rose i Sina"
Rozdział 2 „Informator"
Rozdział 3 „Ponowne spotkanie"
Rozdział 4 „ Podziemie"
Rozdział 5 „ Decyzja"
Rozdział 6 „Powód"
Rozdział 7 „Rozmowa"
Rozdział 8 „ Na ratunek"
Rozdział 9 „Dyscyplina"
Rozdział 10 „ Dziękuję"
Rozdział 11 „ Marzenia"
Rozdział 12 „ Nero i Trening"
Rozdział 13 „ Teoria"
Rozdział 14 „ Konspiracja"
Rozdział 15 „ Biała księga"
Rozdział 16 „ Wyrozumiałość"
Rozdział 17 „ Maskarada"
Rozdział 18 "Dotyk przeszłości"
Rozdział 19 „ Gniew Sary"
Rozdział 20 „ Dług wdzięczności"
Rozdział 21 "Rozdarcie"
Rozdział 22 „Obietnica"
Rozdział 23 " Nieznany przyjaciel."
Rozdział 24 „Zachód Słońca"
Rozdział 25 Wyprawa za mury cz. 1 „Przedsionek Piekła"
Rozdział 26 Wyprawa za mury cz.2 „Pożegnanie"
Rozdział 27 Wyprawa za mury cz 3. „Żniwa"
Rozdział 28 Wyprawa za mury cz. 4 „Błądząc we mgle."
Rozdział 29 Wyprawa za mury cz. 5 ostatnia „ Obłęd"
Rozdział 30 „Złamane Skrzydła."
Rozdział 31 „Jawa czy sen"
Rozdział 32 "Sina"
Rozdział 33 "Stan czuwania."
Rozdział 34 "Martwa cisza."
Rozdział 35 "Guilty"
Rozdział 36 "So ist es immer"
Rozdział 37 Misja w Stohess cz 1 "Twarzą w twarz z diabłem."
Rozdział 38 Misja w Stohess cz 2 "Rycerze podziemia"
Rozdział 39 Misja w Stohess cz 3. "Jej oczami ..."
Rozdział 40 "Bez ciebie ..."
Rozdział 41 "Cena za życie."
Rozdział 42 Pierwsze wyjście z mroku cz 1. "Poza granicami strachu."
Rozdział 43 Pierwsze wyjście z mroku cz 2. "Hissana - inne oblicze Siny."
Rozdział 44 Pierwsze wyjście z mroku cz 3. "Noc oczyszczenia"
Rozdział 45 "Muzyka z podziemi"
Rozdział 46 "Warunek przebaczenia"
Rozdział 47 "Ten ostatni raz ..."
Rozdział 48 "Wyblakłe wspomnienia"
Rozdział 49 "Zanim będzie za późno..."
Rozdział 51 Wróg w odbiciu lustra cz. 2 "Wewnętrzna walka."
Rozdział 52 "Wróg w odbiciu lustra cz.3 "Oko w oko z własnym sumieniem."
Czysto informacyjnie...
Ogłoszenie parafialne

Rozdział 50 Wróg w odbiciu lustra cz 1 "Zanim zapadł wyrok"

322 27 22
Galing kay Nurami_Phibrizzo

"Gdyby ktoś mi powiedział,że całe moje życie zmieni się między jednym uderzeniem serca a drugim,parsknęłabym śmiechem.Od szczęścia i tragedii,od niewinności do upadku?Żarty.Ale tyle wystarczyło.Jedno uderzenie serca.Mgnienie oka,oddech,sekunda-i wszystko co znałam i kochałam zniknęło."

~ Gena Showalter "Alicja w krainie zombie"

    Te same skamieliny, ta sama faktura pęknięć tuż przy oknach na parterze. Ściany murów obrośnięte mchem, zaschłymi, spróchniałymi pnączami i zapachem deszczu. W środku było głucho i pusto. Wszystkie drewniane meble pokrywał brud, kurz i zlepek cienkich pajęczyn, lśniących w promieniach słońca. Kiedy Sina postawiła nogę na drewnianej podłodze, tym samym przekraczając próg domu, ta zaskrzypiała dźwięcznie, jak za dawnych lat, kiedy tędy przebiegały radośnie śpiewające dziewczynki. Oczy miała wpatrzone w każdy poszczególny detal, każdy zarys ścian, pozostawionych naczyń, czy szkła rozbitego na podłodze. Wszystko boleśnie dawało znać o wydarzeniu, jakie miało tutaj miejsce jeszcze niedawno. Przechadzając się chicho, niemal bezszelestnie po kuchni w której panował ten sam rozgardiasz co zawsze, brunetka wyciągnęła niepewnie rękę przed siebie, by dotknąć zakurzonego blatu, na którym stały porcję nietkniętej, już dawno wystygłej zupy. Opuszki palców w momencie zetknięta się ze stołem drgnęły niespokojnie a w oczach czarnowłosej pojawiły się ledwie dostrzegalne łzy iskrzące się pod powiekami. 

Pamiętała moment w którym miało dojść do spotkania jej sióstr i Rai'a, który wracając z wyprawy obiecał odwiedzić rodzinę. Zjeść kolację, jaką przygotowała wraz z Marią i Rose. 

Gdyby tylko tak ochoczo nie otworzyła tych przeklętych drzwi. Gdyby była bardziej ostrożna, być może uratowała by swoich najbliższych.

Choćby za cenę własnego życia.  

-
Czego właściwie szukamy? - głos blond włosej wybił brunetkę z zamyślenia. Ocknąwszy się spojrzała w jej stronę, chwilę się zastanawiając nad odpowiedzią. 
- Czegokolwiek co może doprowadzić mnie do człowieka, który zniszczył mi życie. - rzekła cicho i spokojnie, jakby wszelki gniew, smutek i żal z niej tak po prostu wyparował.

Być może był to efekt chwilowego zmęczenia umysłowego. Psychika człowieka ma swoje granice, a Raven była niemalże na jej krawędzi. 
- Jak przeczeszemy pomieszczenia, wiesz co masz zrobić potem? - usłyszała za sobą głos starszej towarzyszki. 
- Tak, wiem. - odparła, wymijając blondynkę, by wspiąć się na górę po schodach. 

Pokój dziewczynek nadal tkwił w tym samym miejscu. W tym samym miejscu tkwiły ich zabawki, kilka zniszczonych ale przydatnych książek i inne mniej, bądź bardziej ważne rzeczy. Kiedy weszła głębiej do środka, poczuła zapach nostalgii, uderzający prosto do jej serca. Dwie rzucone luzem, znoszone i zacerowane sukienki, o spranym kolorze czerwieni i błękicie, leżały na zaścielonych łóżkach w których dotychczas spały jej siostry. Sina podeszła do progu posłania, by ponownie z zawahaniem wyciągnąć rękę w stronę ubrań. Poczuć szorstki materiał pod opuszkami palców, chłodny i sztywny, zupełnie jak ciała jej sióstr leżące u jej stóp.

Kilka mokrych plam pojawiło się na pościeli... 

Raven drgnęła, a swoje blade dłonie przystawiła do ust, dławiąc szloch, jaki wydzierał się z jej zdartego gardła. Obraz falował pod powiekami, zniekształcał widok przed sobą, przecierał się i zamazywał niczym malunek na płótnie. Drżące dłonie przygarnęły obie sukienki do siebie, wtulając w pierś, łkając przy tym bezdźwięcznie. Łzy cichym strumieniem, nieustannie spływały po jej policzkach, skapując na podłogę.

Tęskniła za nimi. Tak bardzo za nimi tęskniła, że momentami traciła oddech, czując, że wraz z życiem jej sióstr stanęło jej własne serce. Skamieniało, zamarzło i pękło, rozlatując się na tysiące drobnych kawałków, które rozwiał wiatr rozpaczy. 

Nie wiedziała ile czasu spędziła, siedząc w ciemnym pokoju, skulona w kącie, wtulona twarzą w materiał sukienek. Czując ich zapach przez chwilę czuła się spokojna i bezpieczna, jednak była to jedynie ułuda. Godziny mijały, a ona kiwając się w tył i przód nuciła coś pod nosem, jakby przytulane do jej piersi suknie miały resztki człowieczeństwa. Jakby usypiała małe dziecko, przed położeniem go do łóżka. Na ten widok stojąca w progu Sarah zmrużyła zielone oczy, zaciskając smukłe palce na ścianie o którą się opierała. 
- Sina ... - rzekła bezdźwięcznie, podchodząc do ciemnowłosej. Wpierw spojrzała na rzeczy, które trzymała w rękach, by następnie utkwić swój zbolały wzrok w zalaną łzami twarz przyjaciółki. Wyciągając przed siebie oba ramiona, przygarnęła do siebie dziewczynę, zamykając ją w swoim objęciu. Wtedy też łkanie, na powrót stało się głośniejszym szlochem. Na powrót łzy spływały po policzkach.

Na powrót rany się otworzyły, wywlekając na wierzch cały ból. 

- Ciiii, już dobrze, już w porządku. Jestem przy tobie. - szeptała Sarah, wzmacniając uścisk, jedną ręką, by drugą zatopić w kruczoczarnych włosach, delikatnie je przeczesując. - Już jesteś bezpieczna słoneczko. Jesteś wśród nowej rodziny, która kocha cię równie mocno, co twoje zmarłe siostry. - drobne ramiona wciąż drgały w akompaniamencie cichych szlochów. - Proszę, nie płacz Sin. Masz teraz nas. Masz dla kogo żyć, więc proszę cię nie płacz.

Minęło trochę czasu zanim brunetka się uspokoiła. Całą tą sytuację z boku obserwowała, oparta o framugę Sophia, która na swojej twarzy nie miała wypisanych uczuć. Była pusta niczym lalka. 

Niedługo po tym trzy towarzyszki stały na zewnątrz patrząc, jak dom niknie w ich oczach. Rozsypuje się, czernieje, zwęgla. Trawią go języki ognia, niszcząc wszystko doszczętnie. Zamazując bezpowrotnie szczęśliwe chwile w nim spędzone. 

Z każdą chwilą ogień ten był bliższy, czuć było podmuch ciepła, widok pod tym wpływem załamywał się, płomienie tańczyły na przemiennie z wiatrem niosąc w dal odgłosy trzeszczącego drewna. Zarysy słów, jak przez mgłę docierały do uszu Raven, która stała wpatrzona w płomienie, dużo mniejsze i wesoło podrygujące w kominku. Ocknęła się dopiero w momencie, kiedy poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. 

- Oi, słyszysz ty mnie w ogóle? - rzekła rudowłosa, wpatrując się z przejęciem w oblicze dziewczyny. 
- Huh? co?
Sina spojrzała już bardziej przytomnie na towarzyszkę, która stała przed nią z rękami podpartymi pod boki, niczym zatroskana matka. 
- Pytam się ciebie od kilkunastu minut, jak minęła podróż, co się stało, że tak długo was nie było, oraz - wskazała palcem na policzek i szyję dziewczyny. - Skąd masz te obrażenia!

Ciemnowłosa dopiero wtedy uświadomiła sobie, że nawiedziły ją kolejne wspomnienia z przeszłości, które nagle do niej wróciły, nie wiedząc dlaczego. Mrugając kilkakrotnie, przyłożyła do czoła dłoń. Wyglądała dość mizernie. Miała podkrążone oczy, których cienie mocno kontrastowały z bladą cerą. Usta spękane i wyschnięte, a spojrzenie nieobecne. Wiktoria zmartwiona pochyliła się nad przyjaciółką. 
- Wszystko w porządku? wyglądasz kiepsko, potrzebujesz odpoczynku po podróży. - stwierdziła rudowłosa, na co Raven jedynie przytaknęła. 

Idąc w stronę swojego pokoju, nie bardzo pamiętała chwili w której przekroczyła próg zamku, a tym bardziej nie mogła sobie przypomnieć momentu, kiedy spotkała na swojej drodze medyczkę. Pamięć jej była zatarta i mglista, jak widok za oknem. Stojąc przed drzwiami do swojej izby, przekręciła klamkę i uchyliła drzwi. 

Para ciemnych, brązowych oczu, skrytych częściowo pod skręconą burzą loków, spojrzała na brunetkę z przejęciem, by po chwili uśmiechnąć się ciepło i życzliwie. 
- Witaj w domu, Sina.  
- Nicole. - przywitała ją spokojnym tonem, zamykając za sobą drzwi. - Wszyscy już wiedzą o naszym powrocie? 
- Wiktoria na pewno. - zaśmiała się szatynka, spoglądając na przyjaciółkę. - Żyć ludziom nie dawała, wciąż tylko pytając kiedy wrócisz, czemu tak długo i miała nadzieję, że w jednym kawałku. 
- To był wyjazd czysto dyplomatyczny. Nie przekraczaliśmy murów, walcząc z tytanami. - odparła niebieskooka, przysiadając obok Sharzinger. Niespodziewanie poczuła ciepłą dłoń na policzku, przez co niespokojnie drgnęła, spoglądając w ciemne oczy. 
- A te rany skąd masz? Levi zmienił stosunek do swoich podwładnych i zaczął ich lać po mordzie? 

Poniekąd... pomyślała czarnowłosa, przypominając sobie starcie z kapitanem w barze swoich danych towarzyszy. 

- Poślizgnęłam się i upadłam na...
- Na co? na but kapitana? - zadrwiła Nicole, uśmiechając się pod nosem. - Co jak co, ale mnie nie musisz okłamywać Sina. - westchnęła, zabierając dłoń z jej policzka. - Nie będę cię naciskać, jednak pamiętaj, że masz we mnie wsparcie. Sarah odeszła, ale to nie znaczy, że zostałaś na świecie sama. - rzekła, zgarniając krótki kosmyk czarnych włosów za ucho brunetki. - My kochamy cie równie mocno, co ona. - szepnęła.

Oczy Raven o znużonym spojrzeniu, otworzyły się szeroko na dźwięk wypowiedzianych słów, które brzmiały tak odlegle, a jednocześnie tak znajomo. Chwilę się wahając, w końcu wzięła się na odwagę by coś z siebie wyrzucić, jednak wnet przeszkodził im dźwięk otwieranych na oścież drzwi, które z głośnym trzaskiem uderzyły o ścianę. W progu stanął nieznany im dotąd zwiadowca, który na jednym wdechu wypowiedział rozkaz skierowany do brunetki.
- Sina Raven, masz udać się w tej chwili do gabinetu kaprala Eliota. 
- Oho zaczyna się. - rzekła szatynka, krzywiąc się przy tym dość wymownie.
- Co się zaczyna?
- Z nas wszystkich, to właśnie kapral zachowywał się tak, jakby mur Rose został przełamany a do środka wdarły się tytany. 
- Nie bardzo rozumiem. - rzekła dość skołowana, wstając i podchodząc do posłańca. 
- Zrozumiesz, jak się z nim zobaczysz. - odparła enigmatycznie Nicole, by zaraz zniknąć za zamkniętymi drzwiami. 

Idąc długim, krętym korytarzem Sina zastanawiała się nad słowami swojej przyjaciółki. Dźwięk kroków stawianych przez chłopaka kroczącego przed nią, nie dawał jej się skupić, dlatego odpuściła zadając pytanie na zaczepnego. 

- Czy wszyscy w siedzibie wiedzą już o moim powrocie, że takie zamieszanie jest? - zapytała, jednak odpowiedzi nie uzyskała. Podprowadzona została pod same drzwi, które po minucie otworzyła wchodząc do środka. Już na wstępnie uderzył w nią zapach unoszącego się w powietrzu tytoniu i widok bałaganu walającego się po gabinecie. 
- Dłużej się kurwa nie dało?! - przywitał ją chłopak na swój sposób zwyczajnie, siedząc zawalony po brzegi biurka papierami. Jedynie jego czubek głowy wystawał poza krawędź stosu dokumentów.
- Mnie ciebie też miło widzieć. - odparła z drwiną w głosie, na co brunet skrzywił się, wskazując ręką miejsce na przeciwko siebie.
- Siadaj na dupie i się stąd nie ruszaj. Mam ci do przekazania ważne informacje, ale zanim to nastąpi, chcę wiedzieć, dlaczego podróż do Mitras zajęła wam jebane półtora miesiąca, kiedy jedzie się tam zalewie trzy dni w jedną stronę! 

Sina, jak to miała w zwyczaju, nie posłuchała kaprala, zasiadając na parapecie. 
- Erwin nie wspominał ci, że mieliśmy drobne komplikacje? 
- Gdyby wspominał, to nie zadawałbym ci pytania, to chyba nazbyt kurwa oczywiste! - warknął, by spojrzeć na nią przez ramię. Sina odwzajemniła to z lekkim uśmiechem.
- Jesteś przecież kapralem, wyższym stopniem oficerem, powinieneś być informowany o takich sytuacjach. 

Jedna cienka brew drgnęła w akcie ukłucia jego dumy i honoru w który trafnie wcelowała dziewczyna. 
- Nie ingeruj w moje kompetencje, dobrze ci radzę. - warknął ostrzegawczo, na co dziewczyna jedynie odwróciła wzrok w stronę okna. 
- Podróż się przedłużyła ze względu na ranę, jaką poniósł kapitan Levi.
- Słyszałem, że został postrzelony.
- Zgadza się. 
- Jakim cudem, skoro był to wyjazd dyplomatyczny. 

Nastała chwila ciszy poprzedzona tykaniem ściennego zegara. 

- Natrafiliśmy na bandę rzezimieszków, którzy nas zaatakowali. - skłamała, nie patrząc w czerń oczu chłopaka. 
- I wszech mocny żołnierz ludzkości nie dał sobie rady z kilkoma rabusiami, powalając na łopatki za murami głodną szarżę tytanów? - zakpił, dodając prześmiewczym tonem. - Co on? najebał się i naćpał jednocześnie? 

Sina zacisnęła usta w wąską kreskę. Eliot nie był głupim żołnierzem. Ciężko będzie go przekonać, a tym bardziej odwieść od myśli, jakie się kłębiły w jego głowie. Prawdy wyjawić nie mogła. Nie był wtajemniczony w całą sytuację. Nie zrozumiałby, więc nie mogła mu ufać.

- Nie, nie był. - rzekła, siląc się na spokój. 
- Czyżby? - prychnął pod nosem brunet. - To jakim cudem dał się postrzelić z taką łatwością?

Brnął dalej w ten temat, dociekając w każdy możliwy sposób, bo wiedział doskonale, że dziewczyna kłamie i kłamstwem chce obronić honor kapitana, który on miał głęboko w poważaniu. ( żeby nie powiedzieć dosadniej, że w dupie) 

- Nie pamiętam, było ciemno i ... zaskoczyli nas liczebnością, zagonili w kozi róg ...
- Przestań pierdolić, widzę, że coś kręcisz! - przerwał jej wstając z krzesła. 
Ciemnowłosa na dźwięk podniesionego tonu, złości wypisanej na twarzy i czarnych gniewnych oczu drgnęła, jednak nadal twardo siedziała na swoim miejscu, nie okazując strachu.
- Powiesz wreszcie co się wydarzyło? czy mam to siłą z ciebie wyciągać?

Chłopak podszedł kilka kroków w przód, rzucając cień na ścianę, tuż przy drobnej sylwetce dziewczyny siedzącej na parapecie. 
- Nie mam ci nic do powiedzenia. To co usłyszałeś jest prawdą, więcej nie pamiętam. - odbiła wzrokiem gdzieś w przestrzeń, zawieszoną nad jego ramieniem.
- Levi tak łatwo by się nie dał powalić. - odparł Eliot, unosząc głowę tak, by pomimo swojego niskiego wzrostu wydawać się wyższym i groźniejszym. 
- To skoro tak wierzysz w jego siłę, to dlaczego notorycznie na niego najeżdżasz?!
- Nie najeżdżam. 
- Czyżby? - prychnęła rozjuszona. - Cały czas tylko słyszę, jaki kapitan jest niekompetentny, żałosny, chujowy i bóg wie jaki jeszcze. Co on ci do cholery zrobił, żeś się go tak uczepił? Zdajesz sobie sprawę z tego jaki on ciężar niesie na plecach, będąc nazywanym "Najsilniejszym żołnierzem ludzkości"? zdajesz sobie sprawę z tego, ile bólu chowa pod tą maską beznamiętności i jak dobrym potrafi być człowiekiem? Nie! bo ty się uparłeś, że widzisz go jedynie takim, jakiego chcesz go widzieć, boś sobie ubzdurał, że jest zły.

Sinie puściły w końcu nerwy. Dłużej już nie mogła słuchać obelg skierowanych w stronę kapitana, tym bardziej będąc święcie przekonana o swoich racjach. Już nie pierwszy raz Dacon mówił o mężczyźnie w sposób sardoniczny, wyśmiewając go w jej towarzystwie. I tak jak jeszcze niedawno trzymała język za zębami, tak teraz nie mogła już znieść tej zniewagi. 

- Może Ty tak naprawdę nie masz pretensji do niego, tylko do siebie. - kontynuowała, co chłopak skomentował zmrużeniem oczu i  wrogim warknięciem. 
- Coś ty powiedziała? 
- To co żeś słyszał! - odpyskowała, czując, że dystans pomiędzy ich twarzami zmalał w momencie kiedy Eliot położył obie ręce po bokach jej głowy, opierając się o szybę. 

Ta bliskość niejako ją zdekoncentrowała, jednak nie dając po sobie tego poznać, brnęła dalej w kłótnię. 
- Może prawdą jest to, że ty nie nienawidzisz Levia, tylko siebie samego. Obwiniasz nie jego za swoją niekompetencję, tylko siebie. Nadal masz żal o to, że nie uratowałeś swojego oddziału, że zginął z twojej winy. - raz po raz, swoimi słowami Sina sprawiała, że gniew w środku bruneta aż wrzał od nadmiaru emocji. Mięśnie pod mundurem napinały się a pod skórą pojawiły liczne żyły, które uwydatniały się za każdym razem, kiedy tylko zaciskał pięści. Granica jednak pękła w momencie kiedy dziewczyna powiedziała o jedno słowo za dużo. Nie wytrzymując presji, chłopak krzyknął na szeregową, rozbijając za jej plecami okno. Drobinki szkła nieprzyjemnie ugrzęzły w poharatanej zaciśniętej pięści z której ciurkiem spływała krew, plamiąc jej mankiet od białej koszuli.

Eliot cofnął się o kilka kroków, zagryzając zęby, psiocząc pod nosem przekleństwa. Z kolei Raven patrząc na to wszystko poczuła żal. To była niejako jej wina, że się okaleczył, dlatego postanowiła zareagować, zeskakując z parapetu i szukając wzrokiem czegoś przydatnego, natrafiając na drzwi, które jak sądziła prowadziły do jego prywatnej sypialni. Wchodząc tam niepewnie rozejrzała się widząc kolejne drzwi. Tak jak sądziła była to łazienka. Po niecałych trzech minutach wróciła z miską wody, płócienną szmatką i zwitkiem bandaży. 

- Usiądź na krześle. - poleciła, robiąc jednocześnie miejsce na blacie, by rozłożyć przyniesione z łazienki rzeczy. 
Dacon o dziwo nie protestował. Z kwaśną minął posłusznie opadł na krzesło, tuż przed stojącą dziewczyną, tamując krwawienie z rozciętego nadgarstka. Sina, wyciągając przed siebie rękę, zajęła się jego dłonią, począwszy od wyciągania drobinek szkła, które utkwiły głęboko w skórze. Chłopak cały ten czas w ciszy przyglądał się poczynaniom ciemnowłosej. Jej smukłe zimne palce muskały co rusz jego dłoń, przez co kaprala przeszywały momentami niekontrolowane dreszcze. Chcąc odwrócić uwagę od dziwnych emocji kumulujących się gdzieś wewnątrz, postanowił okazać skruchę wobec własnego zachowania. 
- Ja, znaczy... bo ten, no wybacz, nie chciałem tego. - rzekł dość nieskładnie i pokracznie, jednak na tyle zrozumiale, by sens jego słów doszedł do świadomości ciemnowłosej. Ta pokręciła jedynie głową, przemywając ranę letnią wodą, zabierając się za odkażanie alkoholem, znalezionym w szufladzie.
- Wybaczam ci. Poza tym. - westchnęła, zakręcając korek od butelki, by spojrzeć przelotnie na twarz Eliota. Nawet nie drgnął mu mięsień twarzy, kiedy ona ostatnim razem zagryzała zęby z bólu. Pomyślała, że musiał wiele wycierpieć, skoro to nie robiło na nim wrażenia. 
- Ja również zachowałam się nie w porządku wobec ciebie. Nie powinnam była mówić tych wszystkich niepotrzebnych słów. Doskonale pamiętam, dlaczego zginął twój oddział i nie było to z twojej winy. 
- Więc czemu tak wybuchłaś, kiedy zacząłem gadać o tym pieprzonym krasnalu? 

Sina skrzywiła się ponownie, słysząc nie przyjemne słowa skierowane w stronę kapitana, które tym razem puściła mimo uszu. 

- To nie tak, ja po prostu nie lubię, jak ktoś go obraża, nie wiedząc jakim jest człowiekiem. - wyjaśniła, czując szybsze bicie własnego serca, na dźwięk którego aż z trudem przełknęła ślinę.

W najmniej oczekiwanym momencie stało się to, czego się nie spodziewała. Eliot delikatnie ujmując zdrową ręką twarz brunetki, nakierował jej spojrzenie burzowych oczu na swoje ciemne, głębokie jak dno studni, zadając pytanie, od którego aż zakręciło się jej w głowie. Przez chwilę stała jak oniemiała, wpatrując się w przenikliwą czerń tęczówek, słysząc jego słowa, które zagłuszane były biciem jej serca.

Momentami miała wrażenie, że wraz z oddechem traci grunt pod nogami. Wszystko dookoła nagle zawisło w powietrzu, a ona sama nie wierząc w usłyszane słowa, powtórzyła swoje własne, które wydobywały się z niej, jakby z odmętów podświadomości. 

- Pytałem, czy ty coś czujesz do tego kurdupla. - powtórzył pytanie, które w obecnej chwili nie mieściło jej się w głowie. Stała tak przez dłuższą chwile, czując, że serce podchodzi jej do gardła i jeżeli zaraz nie opuści gabinetu, to je wyrzyga wraz ze swoim - nie do końca przetrawionym śniadaniem.

W czasie, kiedy ich twarze znalazły się blisko siebie, a Eliot naparł bardziej, to drzwi od gabinetu odtworzyły się dość zamaszyście, uderzając o ścianę z takim hukiem, że oboje stojąc blisko siebie aż zadrżeli nie ruszając się z miejsca. Ciemny, kręty cień przemknął przez stare obdarte ściany, a zaraz za nim pojawiła się niska sylwetka mężczyzny, która weszła stanowczym krokiem, przekraczając próg. Jego ciemne, przenikliwe spojrzenie burzowego błękitu zatrzymało się na twarzy dziewczyny, która nie śmiała spojrzeć mu w oczy. 

I może dobrze, gdyż nie zobaczyłaby w nich tego, co widziała do tej pory. Nie ujrzałaby zrozumienia, akceptacji czy namiastki ciepła, jakie dotychczas mogła dostrzec w gorzkich chwilach. Jego wzrok był tak samo surowy i ciężki do zniesienia, jak pierwszego dnia, kiedy mieli okazję skrzyżować swoje szare spojrzenia.

Słowa były zbędne przy tak krępującej ciszy. Sina spanikowała, nim brunet zdołał się odezwać ta wybiegła, jak oparzona z gabinetu, pozostawiając dwójkę mężczyzn samych. Cienie drżały przy wahającym się płomieniu, tańczącym na knocie świecy. Przez chwilę słychać było jedynie przenikliwy wiatr, przemykający między szczelinami murów i zgrzyt szkła chrupiącego pod butami Eliota. Levi stał nadal niewzruszenie, do momentu, kiedy głos w końcu zabrał kapral.

- Przeciąg jest. - burknął pod nosem, wyraźnie niezadowolony, że śmiał przerwać dyskusję między nim, a Raven. - Albo wchodzisz, albo wychodzisz. - dodał, patrząc na kapitana z gniewem wypisanym na twarzy.
- Mam nadzieję, że jesteś świadom konsekwencji wynikających ze złamania zasad tutaj panujących.
- Co proszę? - warknął rozjuszony Eliot. - To już nie może mnie opatrzyć stara przyjaciółka? to wychodzi poza granice świstka? Poza tym - szkło znów złowrogo zazgrzytało pod stopami, gdy wykonał kolejny krok. - Nie powinno ciebie to obchodzić, co jest między nami.
- I nie obchodzi. - wszedł mu w zdanie, a w jego oczach zalśnił blask ognia. - Dla mnie możecie się równie dobrze kurwić po burdelach, chlać do nieprzytomności i szczać na mury. Mam to w dupie. Jedyne czego wymagam, to subordynacji względem korpusu zwiadowczego, trzeźwości umysłu i gotowości do działania w każdej chwili. 
- I nie ma to nic wspólnego z Raven? - zapytał z drwiną kapral, podchodząc bez strachu do kapitana. Oboje byli podobnego wzrostu, więc mieli te przyjemność mierzyć się zabójczymi spojrzeniami, które pod wpływem nacisku z każdą chwilą stawały się cięższe do zniesienia.
W obojgu panował chłodny spokój, choć Levi miał to opanowane do perfekcji. Jego twarz, czym beznamiętna maska pozostała wciąż bez wyrazu. Jakby wszelkie uczucia w nim umarły, a przy wypowiadanych słowach nie drgnął ani jeden mięsień. Jedynie powieki nieznacznie przy tym zmrużył.  

- Co insynuujesz? 

Na to pytanie Eliot uśmiechnął się kącikiem ust, by odchylić delikatnie głowę, sprawiając wrażenie bycia wyższym od starszego bruneta. 
- Ja nie insynuuje, kapitanie. - na ostatnie słowo wręcz nałożył nacisk, owiewając je barwą cynizmu. - Ja stwierdzam fakty, bo widzę, jak na nią patrzysz, jak za nią chodzisz i szczerze powiedziawszy mi się to nie podoba. - wyznał. 

Levi nadal stał w tej samej pozie, niewzruszony. Jedynie jego cień na ścianie drgał przez podmuch szczątkowego wiatru, prześlizgującego się przez szczeliny drewnianych okien. 

- Raven jest żołnierzem korpusu zwiadowczego. Problematyczną szeregową, która z rozkazu Erwina została objęta nadzorem. Nic więc w tym dziwnego, że mam na nią oko na każdym kroku. Zwłaszcza po ostatnich zdarzeniach... pomyślał Levi. Nie wiem o co masz do mnie spiny dzieciaku, ale jeżeli nie potrafisz ich wyrzucić z siebie, ani przetrawić to radzę ci idź do kibla i je wysraj. Zrobisz przysługę mnie i samemu sobie.

Eliot stał przez moment z wytrzeszczem oczu, a sam kapitan zbywając jego dalsze próby prowokacji, po prostu obrócił się na pięcie i wyszedł z gabinetu. 

***

Pierwsza część Wroga w odbiciu lustra za nami ...
Planuję trzy/ cztery części tego rozdziału ale zobaczymy, jak w między czasie rozłoży mi się fabuła. 

Ta część jak i kolejna będzie dość stateczna i przesiąknięta emocjami. Pamiętajmy o tym, że Sina złożyła przysięgę Angelo by zabić Levi'a  dlatego też wątek z wyrokiem przeplatany będzie wraz z jej obietnicą i czymś jeszcze ...

Czy dokładnie? tego dowiecie się już niebawem ;)

Miłego dnia wam życzę 

Nurami _Phibrizzo 

Ipagpatuloy ang Pagbabasa

Magugustuhan mo rin

131K 2.3K 48
Alexis Piastri is Oscar Piastri's older sister. After feeling unfulfilled with her life, Alexis decides to drop everything to take a gap year and joi...
1.4M 32.2K 60
In which Daniel Ricciardo accidentally adds a stranger into his F1 group chat instead of Carlos Sainz.
673K 21.9K 80
Follow the story of Cathy Potter as she and the entire school of Hogwarts sees what their future has in store for them... Best Rankings: #3 - Lily Ev...
757K 20.5K 76
မင်းဟာ လူသားတွေကိုကယ်တင်နေတဲ့ဆရာဝန်မလေးပေမယ့်ကိုယ့်အတွက်တော့ အချစ်တွေကုသပေးမယ့် အချစ်ဒေါက်တာမလေးပါ..... #စဝ်ခ...