Ostatnia misja

By Nurami_Phibrizzo

19.3K 1.7K 1K

Marzenia często nie idą w parze z rzeczywistością. Dzieli je cienka i jakże niezatarta granica, gdyż życie p... More

Rozdział 1 „Maria, Rose i Sina"
Rozdział 2 „Informator"
Rozdział 3 „Ponowne spotkanie"
Rozdział 4 „ Podziemie"
Rozdział 5 „ Decyzja"
Rozdział 6 „Powód"
Rozdział 7 „Rozmowa"
Rozdział 8 „ Na ratunek"
Rozdział 9 „Dyscyplina"
Rozdział 10 „ Dziękuję"
Rozdział 11 „ Marzenia"
Rozdział 12 „ Nero i Trening"
Rozdział 13 „ Teoria"
Rozdział 14 „ Konspiracja"
Rozdział 15 „ Biała księga"
Rozdział 16 „ Wyrozumiałość"
Rozdział 17 „ Maskarada"
Rozdział 18 "Dotyk przeszłości"
Rozdział 19 „ Gniew Sary"
Rozdział 20 „ Dług wdzięczności"
Rozdział 21 "Rozdarcie"
Rozdział 22 „Obietnica"
Rozdział 23 " Nieznany przyjaciel."
Rozdział 24 „Zachód Słońca"
Rozdział 25 Wyprawa za mury cz. 1 „Przedsionek Piekła"
Rozdział 26 Wyprawa za mury cz.2 „Pożegnanie"
Rozdział 27 Wyprawa za mury cz 3. „Żniwa"
Rozdział 28 Wyprawa za mury cz. 4 „Błądząc we mgle."
Rozdział 29 Wyprawa za mury cz. 5 ostatnia „ Obłęd"
Rozdział 30 „Złamane Skrzydła."
Rozdział 31 „Jawa czy sen"
Rozdział 32 "Sina"
Rozdział 33 "Stan czuwania."
Rozdział 34 "Martwa cisza."
Rozdział 35 "Guilty"
Rozdział 36 "So ist es immer"
Rozdział 37 Misja w Stohess cz 1 "Twarzą w twarz z diabłem."
Rozdział 38 Misja w Stohess cz 2 "Rycerze podziemia"
Rozdział 39 Misja w Stohess cz 3. "Jej oczami ..."
Rozdział 40 "Bez ciebie ..."
Rozdział 41 "Cena za życie."
Rozdział 42 Pierwsze wyjście z mroku cz 1. "Poza granicami strachu."
Rozdział 43 Pierwsze wyjście z mroku cz 2. "Hissana - inne oblicze Siny."
Rozdział 44 Pierwsze wyjście z mroku cz 3. "Noc oczyszczenia"
Rozdział 45 "Muzyka z podziemi"
Rozdział 47 "Ten ostatni raz ..."
Rozdział 48 "Wyblakłe wspomnienia"
Rozdział 49 "Zanim będzie za późno..."
Rozdział 50 Wróg w odbiciu lustra cz 1 "Zanim zapadł wyrok"
Rozdział 51 Wróg w odbiciu lustra cz. 2 "Wewnętrzna walka."
Rozdział 52 "Wróg w odbiciu lustra cz.3 "Oko w oko z własnym sumieniem."
Czysto informacyjnie...
Ogłoszenie parafialne

Rozdział 46 "Warunek przebaczenia"

281 26 25
By Nurami_Phibrizzo


Mieliście kiedyś tak, że staliście się obiektem czyichś oczekiwań? 

Pokładano w was nadzieję, do tego stopnia, że ciążyła nad wami presja porównywalna do ciężaru pociągu towarowego. 

Chcąc spełnić czyjeś ambicje, które niczym krew dzielone były po połowie, zatraciliście się we własnym przekonaniu, że nikt inny nie jest w stanie was zrozumieć, jak tylko ta osoba, która doświadczyła tego samego. 

I to właśnie dla tej osoby byliście w stanie poświęcić swoje życie, jednocześnie będąc więźniem własnych marzeń. 

Mieliście tak? 

Powiedzcie więc, jakie to uczycie ...

Bo być może czuje to samo co wy ...


Kłucie w klatce piersiowej, raz po raz, gdy brała oddech, przeszywało ją na wskroś, niczym zardzewiały miecz. Jednak ani dyskomfort przy braku oddechu, ani łzy cisnące się do oczu przez przenikliwy zimny wiatr, nie potrafiły ją powstrzymać przed tym, za czym tak uparcie goniła. 

Niebo, częściowo zachmurzone, zasłonięte nielicznymi gałęziami drzew, zdążyło już zgasnąć. Miejscami pojawiły się iskrzące złotem gwiazdy, oraz księżyc oświetlający drogę, którą biegła  Sina. Szare niewyraźne kształty zniknęły gdzieś za zakrętem, dlatego czarnowłosa z biegu, przeszła na trójmanewr, tym samym szybując między budynkami z zawrotną szybkością. Nie spuszczając z oczu mężczyzny w kapeluszu, gnała przed siebie zaciskając smukłe palce na rękojeściach od sprzętu. 

Gniew, nienawiść i poczucie sprawiedliwości, to nie jedyne uczucia, które teraz nią kierowały. Gdzieś miejscami wdzierało się też zaślepienie i czysty obłęd, nad którym nie potrafiła zapanować. W jednej chwili cały świat przestał się dla niej liczyć. Żyła tą chwilą, która nieubłaganie nadchodziła ...

Z każdym kolejnym wypuszczeniem haków.

Z każdym dodaniem gazu ...

Była coraz bliżej upragnionego celu.

Jej jasnoniebieskie oczy pod osłoną grafitowej nocy, lśniły niczym oczy groźnego drapieżnika. Zagryzając zęby zmarszczyła brwi, a na jej bladej skroni, pośród powiewających czarnych kosmyków włosów widać było napięte, pulsujące żyły. 

Przeskakując z budynku na budynek, skręcając to raz w lewo, to w prawo w końcu przy niknącej widoczności, zorientowała się, że przelatuje ciemnym korytarzem wprost do przejścia podziemnego. Dodając gazu, tym samym przyspieszając swój lot, jej sylwetka dosłownie mignęła przed oczami Żandarmów, którzy opierając się o ściany po obu stronach wejścia do podziemia, najzwyczajniej w świecie przysypiali. 

Sina miała szczęście, że jej manewr nie został zauważony. Prując naprzód, czuła jak prędkość zaciera jej obraz przed oczami. Gdyby nie swobodna umiejętność sprzętu, niejeden na jej miejscu, rozbiłby się o kamienie, pozostawiając po sobie krwawą miazgę. 

Znajomość topografii podziemnego miasta, tylko działała na jej korzyść. Dzięki temu, mogła szybować po niebie z zamkniętymi oczami, zdając się jedynie na słuch. Każdą ulicę, każdy zapchlony zakątek znała na pamięć. Jej wyczulone zmysły wspomagały szalejący, napędzany krwią w żyłach instynkt zabójcy. 

Jeszcze trochę ...

Jeszcze chwila ...

I w końcu cię dopadnę, Kenny Ackermann.

Pierwszy atak nadszedł od lewej. Ktoś wycelował i strzelił w jej kierunku. Kątem oka dostrzegła na ścianie mknący cień. Tak jak się spodziewała, ktoś za nią podążał w momencie pogoni za rozpruwaczem. Zapewne byli to jedni z oddziału pacyfikacji ludności. 

Sina prychnęła pod nosem, zniżając lot. Ciemność i półmrok to jedyne co towarzyszyło jej w pościgu. Wszystko tutaj oblepione było ziemią, skamieliną i duszącym zapachem zgnilizny, pomieszanym z odorem rozkładających się zwłok na ulicach. Gdzieś w oddali poczuć można było lekki powiew wiatru, który skradł się w zawiłych zakamarkach korytarzy, prowadzących na powierzchnię. To właśnie w tamtą stronę zmierzała Raven, chcąc wyeliminować na swej drodze zagrożenie. Odbijając się butem od przeciwległej ściany, znienacka zmieniła trajektorię lotu, lecąc wprost na przeciwnika, który podążał za nią. 

Zabije każdego, kto ośmieli się stanąć na mojej drodze, przemknęło jej przez myśl, gdy wyciągnęła z metalowej pochwy oba miecze. Brzdęk stali otrzeźwił jej przyćmiony umysł. Naciskając na spust w rękojeściach, dodała gazu i w moment znalazła się tuż przy zakapturzonej postaci z wyciągniętymi ostrzami, gotowymi do ataku.

W tej jednej chwili coś jej nie grało. Atak poszedł zbyt płynnie, zbyt szybko i nazbyt łatwo. 

Czyżby zakapturzona postać, okazała się przynętą? 

Raven nie zdążyła się uchylić przed uderzeniem, które nadeszło tuż za jej plecami. Tępy ból w okolicach karku w moment ściął ją z nóg. Nim jednak wylądowała na suchej, twardej ziemi, ktoś powstrzymał ją od upadku, łapiąc za poły peleryny. Nieprzytomna i zupełnie nieświadoma wisiała nad przepaścią, a wraz z nią wisiało na włosku jej życie.

Mężczyzna lądując z dziewczyną na rękach, stanął na jednym z budynków, patrząc, jak w oddali, między skupiskiem zrujnowanych kamienic, znika postać w szarej pelerynie i kapeluszu.

- Nie mogę pozwolić ci go zabić, Sina. - beznamiętny ton rozległ się pośrodku niczym nieskalanej ciszy. Spoglądając na jej spokojną, bladą twarz i świeżą ranę na policzku, z troską przyłożył do niej palec, ścierając krwawą stróżkę.

Jeszcze nie teraz ...  

***

Kiedy się obudziła, poczuła jakby jej głowa ciążyła nad resztą ciała, zupełnie tak, jak gdyby upchano w jej czaszce stertę kamieni, jednocześnie pozbawiając ją krwi, mięśni i kości w tułowiu. Opierając brodę o klatkę piersiową, w chwili uchylenia powiek, widziała wszystko podwójnie, jakby każdy przedmiot z osobna posiadał namacalną duszę. Intensywnie iskrzące się światło lampy naftowej, pośród ciemnego pomieszczenia, z miejsca niemal wypalało jej oczy. Z jej ust wydarł się jęk bólu i niezadowolenia. Chciała ręką odgonić uporczywe światło, jednak na nadgarstkach poczuła opór szorstkich, grubych lin, które natychmiast sprowadziły ją na ziemię, a serce w panice zabiło dwukrotnie mocniej.

Bardziej trzeźwo, uniosła spojrzenie bladoniebieskich oczu, widząc zarys kontur, jakiegoś gabinetu w którym się obecnie znajdowała. Ona sama przywiązana do krzesła, siedziała na środku pomieszczenia, jak ostatnia ofiara, patrząc zamglonym wzrokiem na obszerne biurko, zawalone stosem dokumentów, papierzysk i nylonowych worków z dobrze znaną jej substancją. Przechylając głowę w bok, dostrzegła w oddali postać w ciemnym ubraniu, a raczej ledwie jej zarys, gdyż wszystko inne skąpane było w półmroku. Ciche kroki dudniły w jej uszach, kiedy postać mężczyzny przechadzała się po gabinecie, pozostawiając po sobie smak niepokoju i grozy. 

Sina wiedziała, że jeszcze chwila tej uporczywej ciszy i sama ją w końcu przerwie, jakże barwnym słownictwem. Musiała się jednak liczyć z tym, że jakiekolwiek słowa w obliczu niefortunnej sytuacji są teraz na jej niekorzyść. Dlatego pomimo wściekłości, starała się być opanowana.

Nawet jeśli były to tylko pozory.

- Piękna, mądra i niebezpieczna. - usłyszała wreszcie po swojej prawej stronie głos tak dobrze jej znany, tak nostalgiczny i bolesny, że serce które uderzało w jej piersi w moment zamarło, by po chwili zabić dwa razy mocniej. W oczach przesyconych nienawiścią pojawiła się delikatna ledwie zauważalna mgiełka łez, a dolną wargę niemal zagryzła do krwi. 

Angelo Lagusa w całej swojej okazałości, stał tuż przy oknie z odpalonym papierosem, którego dym unosił się w powietrzu i zacierał zgubnie pośród łuny ciepłego światła. Ubrany był w białą, miejscami pożółkłą koszulę z wymiętymi fragmentami materiału, przepasanymi pojedynczymi szelkami, które maskowała zarzucona na ramiona brązowa marynarka. Spodnie, ciemne, długie i proste, wsadzone miał w wysokie buty, a całość dopełniał na szyi wiązany krawat. Gdyby tak spojrzeć na jego twarz, można by było z łatwością porównać go do kapitana oddziału specjalnego z tą różnicą, że ten był wyższy o 10 cm, miał zielone, miejscami piwne kocie oczy. Jaśniejsze włosy o odcieniu fioletu i ciemniejszą karnację. 

Kiedy jeden z jego ludzi krążył wokół Siny jak sęp łaknący padliny, ta nie zwracając na niego uwagi utkwiła załzawione spojrzenie w przyjaciela przed sobą, nie będąc do końca pewnym, czy mężczyzna na którego patrzy nie okaże się marą senną. Tak nierealną i złudną jak dotychczasowe wizje, które nawiedzały jej zmącony tragediami umysł.

- Co jest Sina? ocknąwszy się nie wydobyłaś z siebie jeszcze żadnych słowa, czyżby moja osoba aż tak cie zaskoczyła? 

Dziewczyna w odpowiedzi zmrużyła szaroniebieskie oczy, które błyskały jak iskry w rozpalonym ognisku.

- Nie na co dzień spotyka się herszta mafii. - jej słowa przesycone były drwiną. Raz za razem, gdy widziała jego spojrzenie pustych mętnych oczu, wbijała sobie paznokcie w skórę, by choć trochę uśmierzyć ból jaki skrywała w sercu.

To jednak nie dawało jej takiego ukojenia, co chłodna stal. 

Angelo odchylając się od okna, zgasił papierosa i podszedł wolnym krokiem w stronę związanej dziewczyny. Sina miała wrażenie, że pauzy jakie robił między stawianymi krokami, miały wzbudzić w niej strach i poczucie niepewności. Tak się jednak nie stało, gdyż obecnie kierowały nią czyste, surowe instynkty. Opuszczając głowę w dół, niemal dotykając podbródkiem klatki piersiowej, wyszeptała słowa, których ciemnowłosy najmniej mógł się spodziewać w obecnej chwili. 

- Dlaczego teraz ... 

Brunet zrobił krok do przodu, pochylając się nad swoją wychowanką. 

- Dlaczego pojawiłeś się w takim momencie ...

- Lepiej późno niż wcale, prawda Sin? - mówiąc to okrążył ją i oparł się o siedzenie, stojąc do niej tyłem. - Myślałem, że ucieszysz się na mój widok. - żachnął się, wyciągając z kieszeni spodni, paczkę papierosów. - W końcu nie widzieliśmy się przeszło trzy lata, prawda? 

Zapach duszącego dymu nikotynowego ponownie uniósł się w powietrzu, odznaczając się szarymi obłokami na tle bladych, ceglanych ścian. Cisza jaka przez chwilę panowała w pomieszczeniu, porównywalna była od wyroku ciążącego nad skazańcem.

Drobne palce raz po raz rozorające skórę wewnątrz dłoni, zacisnęły się na więzach z taką siłą, aż słychać było przeskakujące kostki. 

- Rozwiąż mnie. 

Padło polecenie, które Angelo skomentował jedynie milczeniem i dymem wypuszczonym z płuc. 

- Rozwiąż mnie, słyszysz? - rzekła ponownie z opuszczoną głową. 

Ciemnowłosy mężczyzna racząc się papierosem, w milczeniu przypatrywał się nic nieznaczącej plamie na ścianie. 

- Co ci to da? jak cię rozwiążę? - zapytał w końcu, kiedy strzepnął nagromadzoną ilość tytoniu na podłogę. 

- Może jeszcze go dogonię ...

- Nie dogonisz. - prychnął Lagusa, sprawdzając która jest godzina na zegarze ściennym. 

- Dlaczego. - szepnęła Sina. 

Angelo na to pytanie wzruszył ramionami, jakby te słowa nic dla niego nie znaczyły. 

- Bo uciekł. Już jest za późno. 

- Nie o to chodzi do cholery!

Krzyk przeszył pomieszczenie tak dotkliwie, jak chłodne wiatr wdzierający się przez szczelinę okien. Pomimo tego mężczyzna pozostał boleśnie niewzruszony. 

- Nie o to mi chodzi ... przecież dobrze o tym wiesz. - tym razem słowa te, wypowiedziała szeptem, które na pograniczu rozpaczy, tłumione było szlochem.  - Byłam tak blisko. - rzekła zachrypłym tonem. - Był na wyciągnięcie ręki. 

- Skończ już jęczeć. Nie pora na rozklejanie się. -uciął brutalnie głosem, wypranym z wszelkich uczuć. 

Raven wstrzymała oddech wbijając wzrok w jasne spodnie.

- Przestań jęczeć? - powtórzyła słowa Angelo z nieukrywaną złością. Kiedy mężczyzna wypuścił z ust kolejne salwy szarego dymu. - To przez ciebie ten pieprzony skurwiel zwiał mi z oczu! Gdybyś się nie wtrącił w tej chwili Maria i Rose byłby...

- Pomszczone. - dokończył za nią dopalając kolejnego papierosa, którego wyrzucił gdzieś w kąt pokoju. - To miałaś na myśli, prawda Sin?
Dreszcz przeszył ją na wskroś, kiedy chłodna stal dotknęła jej nadgarstka. Na ustach czuła posmak dymu. Twarz Angelo była tak blisko jej, że czuć było jego tytoniowy oddech. Sina zastygła w miejscu patrząc prosto w jego oczy.

Obydwoje tkwili w ciszy, która przerywana była stukotem wiatru obijającego się o szyby okienne.

Obydwoje zagubieni, zatraceni, opętani chęcią zemsty.
Obydwoje nosili na rękach krew już od najmłodszych lat.
Obydwoje rozbici na kawałki, jak lustro.

Błąkali się po tym świecie, niczym bezpańskie psy

- Nie rób niczego głupiego. - szepnął Lagusa, rozcinając więzy.

Sina w momencie wyswobodzenia zrobiła to, co kazał jej instynkt. Rzuciła się na mężczyznę niemal rozbijając przy tym okno.

- Rozumiem, że się stęskniłaś za mną, ale emocje chyba za bardzo cię ponoszą. - stwierdził na pozór żartobliwy sposób, za co dostał w twarz. Jego głowa przechylona w bok, niosła za sobą czerwony ślad, który przetarł po chwili grzbietem dłoni, nie patrząc na nią.

Dłoń , która mrowiła zacisnęła w pięści by wykrzyczeć wszystkie boleści jakie w sobie skrywała.

- Jak możesz do cholery żartować w takim momencie! Ackermann był na wyciągnięcie ręki, a ty pozwoliłeś mu zwiać! W imię czego, pytam się?! Co było kurwa ważniejsze niż moja zemsta?! - serce, które biło w jej piersi, ciężkimi uderzeniami pochodziło niemal do gardła. Ciężko było przełknąć ślinę, złapać oddech, zrobić cokolwiek.

Nienawiść sięgała powoli zenitu

- Cztery lata, cztery pieprzone lata starałam się być silna, niedościgniona, nie pokonana. Bo ty tak chciałeś, bo zależało ci na maszynie do zabijania. Pomyślałeś choć raz o tym co ja czuję?! Co mnie kurwa boli? Czego się obawiam? - zasypywała go pytaniami, jednak nie widząc odzewu z jego strony, finalnie westchnęła by zrobić krok w tył.

- Nie pomyślałeś o tym, jak czuje się po śmierci Sary?

Suchy dźwięk przeszył pomieszczenie, a w raz z nim głowa Siny odskoczyła w bok z taką łatwością, jakby była co najmniej z waty. Jakby nic nie ważyła. Swoje wytrzeszczone do granic możliwości szaroniebieskie oczy, przeniosła z powrotem na postać mężczyzny, którego twarz wyrażała czystą pogardę. 

- Nie waż się wypowiadać imienia tej osoby. - zagrzmiał srogo i tak dobitnie, że brunetkę przeszyły dreszcze. Ręka, która do tej pory dotykała opuchniętego policzka, ześlizgnęła się po nim i opadła bezwładnie wzdłuż tułowia, jak pozbawiona mięśni, krwi i kości sama powłoka skórna. Angelo w moment z niewzruszonego drania, przeistoczył się w choleryka, w którego oczach widniał czysty mord. 

- Zabiłaś ją ...

- Nie - szepnęła dziewczyna, robiąc krok w tył. 

- Zabiłaś Sarę!

- To nie prawda! - z całych sił starała się odepchnąć poczucie winy, które niczym cierń oplatało jej serce, wbijając kolce i raniąc dogłębnie. 

- Wyprowadziłaś ją za mury na pewną śmierć. - kontynuował Angelo, zbliżając się do Raven, stawiając krok za krokiem, który niósł za sobą dźwięki skrzypiących desek pod butami. 

Czując na swoich plecach chłód chropowatej ściany, oparła się o nią, mając tuż przed swoją twarzą, rozgniewaną twarz bruneta. Biorąc kilka płytkich wdechów, wypuściła powietrze nosem i zamknęła oczy, zaciskając mocno powieki.  

- To nie moja wina. - szepnęła. - Ja chciałam ją uratować. 

- Uratować ? - rzekł ironicznie mężczyzna. 

Sina drgnęła w momencie, kiedy ręka Angelo uderzyła o ścianę, na wysokości jej głowy. 

- Jak niby chciałaś ją uratować? 

- Z tej podrzędnej pieprzonej skamieliny, tej kamiennej trumny w której żyła przez tyle czasu.

 Jego ręka drżała od kołatających się nerwów. Żyła na skroni niebezpiecznie pulsowała, a on sam zdawał się tracić nad sobą panowanie. 

- To ty ją wpakowałaś do trumny! a raczej twój skurwiały egoizm! Przez te cholerną zemstę ...

- Ty ty wpoiłeś mi tą nienawiść! 

Oboje przerywali i przekrzykiwali siebie nawzajem, nie dając sobie dość do słowa. Oboje byli na granicy emocjonalnej. I oboje wiedzieli ile to dla nich kosztuje. Sina mając świadomość tego, jak bardzo zawaliła całą dotychczasową misję, starała się chwytać brzytwy, byle by wykaraskać się jakoś z tego bagna. Angelo zaś nie pozwolił swojej podopiecznej na dalsze niesubordynacje. Dlatego też, gdy tylko zabrał rękę, wyprostowany obrócił się na pięcie i rzekł wypranym z emocji tonem. 

- Zdradziłaś nas Sin, jeżeli chcesz wrócić z powrotem do Family , musisz spełnić jeden warunek. 

Dziewczyna zmarszczyła nieznacznie brwi, krzywiąc się na same słowa swojego mistrza. 

- Warunek? - powtórzyła, nie bardzo rozumiejąc, co brunet ma na myśli. Poza tym po chwili jakby obuchem dotarło do niej oskarżenie, które rozlało się w jej wnętrzu, niczym wrząca woda. 

Świadomość tego tak bardzo piekła i paliła ją od środka, że momentami traciła oddech.

Słowa zdradziłam tak ciężko przechodziły jej przez gardło, że miejscami miała wrażenie, że to niemal nie możliwe. Gdzie? niby w którym momencie to zrobiła? będąc wiecznie posłuszna organizacji, nigdy nie przeciwstawiła się własnej rodzinie, nigdy nie odwróciła się do niej plecami. Nigdy by ...

- Uratowałaś Kapitana. - Lagusa wypowiedział te słowa z takim obrzydzeniem, że miało się wrażenie, że zaraz po nich nabierze śliny do ust i splunie ostentacyjnie, okazując w ten sposób dobitność swojego zniesmaczenia. - Stanęłaś przeciwko Nero, przeciwko nam. 

Stanęłaś przeciwko swojej rodzinie, huczało jej w głowie.

- Nie stanęłam przeciwko wam! Kapitan Levi nie miał z tym nic wspólnego. Został w to wplątany przeze mnie! - starała się wyjaśnić na jednym wdechu. Czuła, że jej serce niebezpiecznie przyspiesza, powodując nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowy, który w obecnej chwili ignorowała. - Gby nie Ana, kapitan poniósłby śmierć. - dodała, by po chwili rozejrzeć się bardziej przytomnie po pomieszczeniu. - Właśnie! gdzie jest Ana? jeszcze nie podziękowałam jej za to, co zrobiła dla kapitana.  

Zarówno Angelo jak i reszta milczała, a w pomieszczeniu zdało się słyszeć jedynie podmuch wirujących płomieni na knocie świec. 

Sina wiedziała, że to milczenie nie wróżyło nic dobrego. Robiąc krok w przód, gdzie towarzyszył jej zgrzyt drewnianych desek pod butami, spojrzała w oczy bruneta ponawiając pytanie. 

- Gdzie jest Ana? Chcę jej podziękować. 

- Nie ma jej. - odpowiedział w końcu, a jego ton znów był pusty i bez wyrazu. 

Dwa kolejne kroki w stronę czarnowłosego znów niosły za sobą dźwięki zgrzytających desek.

- Gdzie jest? 

Na twarzy Angelo drgnęła brew. Podnosząc głowę, spojrzał na dziewczynę pustym, bez wyrazu wzrokiem, którego nienawidziła najbardziej. 

- Nie żyje, albo jak wolisz. - oczy mętnie zielonkawo złote błysnęły w półmroku. - Zabiłem ją własnoręcznie.  

Sina w półkroku zatrzymała się. Zatrzymał się cień, pląsający na ścianie, niczym zwiewna, szara peleryna. Zatrzymał się jej oddech, a ona sama miała wrażenie, że wraz z oddechem zatrzymało się wszystko inne. 

Bicie serca. 

Falujący płomień. 

I uderzający o szyby zimny wiatr. 

Minęło kilka minut zanim słowa Lagusy dotarły do umysły czarnowłosej. A kiedy wreszcie to nadeszło, ona sama z wrażenia uchyliła usta z których nie wydobył się żaden sensowny dźwięk, poza płytkim oddechem. 

Zabiłem ją własnoręcznie ... te słowa przewracały się w jej głowie, jak ciężkie, kanciaste głazy, a wraz z jego roznoszącym się echem, rozchodziło się poczucie winy. 

Raven zrównując krok, spuściła powoli głowę, patrząc otępiale w drewniane deski podłogi. W kompletnym milczeniu wbijała wzrok w każde jej załamanie, w każdą pojedynczą szczelinę. Słysząc i czując, jak krew szumi jej w uszach. 

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że Ana była jeszcze dzieckiem? 

- Ta, zdaje. Noi? co związku z tym? 

- Była tylko dzieckiem. - powtórzyła, czując jak ściska ją w klatce piersiowej. 

- Przeciwstawiła się rozkazom. Kodeks nie toleruje niesubordynacji w mafii. Powinnaś o tym wiedzieć. 

Mocny zacisk szczęki, spowodował zgrzyt zębów, dłonie swobodnie wisząc wzdłuż tułowia, ścisnęła w pięści, wbijając w skórę paznokcie. 

- Była tylko dzieckiem do cholery jasnej, Angelo! pieprzonym dzieckiem! czy ty tego nie rozumiesz?! 

- Rozumiem. - wzruszył ramionami, mając wypisany na twarzy wciąż ten sam chłodny, przerażający spokój. - Nie zmienia to faktu, że złamała kodeks. 

- Pierdolić kodeks, do cholery. Była medykiem z powołania kurwa jego mać! Nie mogła przecież pozwolić umrzeć człowiekowi! 

- Życie polega na wolnych wyborach, to od nas samych zależy gdzie trafimy w późniejszej przyszłości.

- Pieprz się, skurwysynu. - krzyknęła Raven.

Dźwięk uderzenia w twarz przeszył pomieszczenie. Głowa bruneta delikatnie odchyliła się na bok uwydatniając tym samym czerwony, mrowiący ślad po dłoni, zaciśniętej w pięści. 

Klatka piersiowa unosiła się i opadała, a wraz z nią drżało całe jej ciało. 

Drżała jej dusza ...

- Ty wiesz czym jest rodzina? co to są przyjaciele? Masz ty jakiekolwiek uczucia, względem innych ludzi? 

Sina miała wrażenie, że po części los z niej kpi, podsuwając jej pod nos obrazy z pamiętnej nocy w lesie, kiedy wypowiadała podobne słowa do Levi'a.

Obaj byli niewzruszeni, przerażający i niedostępni dla świata. 

Dzieliła ich jedna zasadnicza różnica. 

- Ty nie masz serca. - szepnęła, na powrót oddalając się od niego.

Angelo stał nadal, niedrgnowszy o choćby milimetr. Jego bladą twarz przysłaniała kurtyna ciemnych włosów, połyskujących fioletowymi refleksami. Pod zaczerwienionym od uderzenia śladem, kącik ust uniósł się ku górze, tworząc coś na kształt karykaturalnego, upiornego uśmiechu. Kiedy przemówił ponownie, reszta świty w pomieszczeniu wstrzymała oddech, a Sinę przeszyły dreszcze. 

- Już dawno wyzbyłem się emocji. - zachichotał po cichu, a śmiech ten brzmiał, jakby był na pograniczu szaleństwa. - Już dawno wyzbyłem się czegoś takiego jak serce. 

Stojąc i patrząc się w te przeklęcie puste oczy, Raven przełknęła ślinę opierając się plecami o ścianę. Angelo podszedł do niej powolnym krokiem, zatrzymując się tuż przy jej opuszczonej głowy. Nachylając się, odgarnął jej kosmyk z twarzy szepcząc do ucha. 

- Ja zabiłem, ty zdradziłaś. - zmrużył jadowicie zielonkawo złote oczy. - Jesteśmy siebie warci. Nie uważasz?  

Nie ma tu miejsca dla takich jak ty

 Gdyby nie bliskość mężczyzny, drżące ręce wylądowałyby na głowie, a ona sama potrząsałaby nią na boki, jakby w ten sposób chciała się pozbyć myśli, które uparcie wwiercały się w jej czaszkę. Tak dogłębnie, wnikliwie i boleśnie, jak jeszcze nigdy dotąd. 

Nie, nie, nie!

Krzyczała w myślach raz za razem, rzucając się na lewo i prawo. Nie! ja tylko chciałam uratować człowieka, który był niewinny. 

To twoja wina, szeptały jej głosy w głowie. Zdradziłaś, zabiłaś Sare, zabiłaś swoje siostry.

Zabiłaś biedną Ane.

Wszystko przez ciebie!

Przez ciebie!

- To nie moja wina ... - szepnęła łamiącym się głosem. - przecież kocham swoją rodzinę ...

Blada, silna dłoń objęła ją za kark, przyciskając do piersi bruneta. Angelo zatapiając nos w aksamitnie lśniących, czarnych włosach, przymknął oczy i szepnął na pozór cieplejszym głosem. 

- Jest możliwość, bym wybaczył ci twoje przewinienia. - głaskał jej atramentowe kosmyki, które niczym woda przeciekały mu przez palce. - Wystarczy, że zabijesz dla mnie kogoś, a wybaczę ci i pozwolę wrócić. 

Zanim jednak powiedział resztę, odszedł od dziewczyny, by pojawić się w kącie pokoju, gdzie stał stary, wiekowy fortepian. 

- Pamiętasz Sin, jakie to jest uczucie kogoś zabić? 

Raven nie odpowiedziała. Stała oparta o ścianę patrząc otępiale na mężczyznę, jakby tylko on znajdował się w pomieszczeniu. 

- Ten wspaniały smak i zapach płynącej krwi ... - przejechał palcem po klawiszach, które wydały nierównomierne wysokie dźwięki. - Chrzęst łamanych kości i przerażone krzyki ludzi, błagających cię o litość. 

Pamiętasz?  

Nim reszta słów zdążyła dotrzeć do dziewczyny, Angelo szarpnął jednym ze swoich ludzi i rzucił nim, jak kukłą, uderzając jego głową o klawisze. 

Nikt nie zdołał się choćby ruszyć z miejsca, choćby nieznacznie mrugnąć, gdyż wiedział, że w każdej chwili mógł podzielić jego los. 

Sina również stała jak wryta patrząc, jak jej przyjaciel, raz za razem roztrzaskuje czaszkę jednego ze swych podwładnych, zgniatając ją między klawiaturą, a pokrywą jak orzecha. Agresywnym, zamaszystym ruchom towarzyszyły krzyki, które wraz z każdym kolejnym uderzeniem traciły na sile. Z początku miażdżenie to, przypominało rozłupywanie czegoś twardego, jednak im dłużej trzaskał pokrywą, tym dźwięki te płynnie przechodziły w mokre plaski, a spod szczelin klawiszy strumieniem wypływała krew z miękkimi cząstkami różowych tkanek. 

To był makabryczny widok. Dźwięk wilgotnych, miękkich plasków, strzelająca na boki krew, śmiech Angelo i nierównomierne, wysokie dźwięki wydobywając się z uciapanych szkarłatem klawiszy, raz na zawsze pozostanie w pamięci Siny. 

Człowiek, którego skóra zwisała z twarzy, ukazując zmiażdżone kości policzkowe, złamany, miejscami oderwany fragment nosa, którego miejsce zastąpiły same puste, czarne dziury i czoło, dawno nie żył. Już pierwsze trzy silne uderzenia, rozłupały mu czoło. Oczy nienaturalnie wielkich rozmiarów, wytrzeszczem wypływały mu niemal na wierzch, a zamiast ust, miał zmielony, poszarpany otwór z którego język wylazł mu na zewnątrz. 

Odwróciła wzrok, tłumiąc odruch wymiotny. Tak brutalny i bezwzględny był tylko Angelo Lagusa. Jego metody zabijania był momentami nieludzkie, a wręcz - wynaturzone.

Nie chciała patrzeć, jak rzuca bezwładne, zmasakrowane ciało w kąt, niczym nic nie warty śmieć. 

Nie chciała słyszeć zbliżających się kroków w jej stronę. 

Nie chciała czuć duszącego, metalicznego odoru krwi, kiedy się do niej zbliżył. 

I wreszcie ...

Tak bardzo nie chciała usłyszę słów, które wypowiedział, szepcząc jej do ucha. 

- Zabij Kapitana Levi'a 

wtedy ci wybaczę.

***  

Do następnego rozdziału, oby tym razem szybciej, mam nadzieję ...

Nurami_Phibrizzo







Continue Reading

You'll Also Like

80.8K 3.6K 20
Grosvenor Square, 1813 Dearest reader, the time has come to place our bets for the upcoming social season. Consider the household of the Baron Feathe...
1.1M 20.1K 44
What if Aaron Warner's sunshine daughter fell for Kenji Kishimoto's grumpy son? - This fanfic takes place almost 20 years after Believe me. Aaron and...
664K 33.5K 61
A Story of a cute naughty prince who called himself Mr Taetae got Married to a Handsome yet Cold King Jeon Jungkook. The Union of Two totally differe...
959K 21.8K 49
In wich a one night stand turns out to be a lot more than that.