Ostatnia misja

By Nurami_Phibrizzo

19.3K 1.7K 1K

Marzenia często nie idą w parze z rzeczywistością. Dzieli je cienka i jakże niezatarta granica, gdyż życie p... More

Rozdział 1 „Maria, Rose i Sina"
Rozdział 2 „Informator"
Rozdział 3 „Ponowne spotkanie"
Rozdział 4 „ Podziemie"
Rozdział 5 „ Decyzja"
Rozdział 6 „Powód"
Rozdział 7 „Rozmowa"
Rozdział 8 „ Na ratunek"
Rozdział 9 „Dyscyplina"
Rozdział 10 „ Dziękuję"
Rozdział 11 „ Marzenia"
Rozdział 12 „ Nero i Trening"
Rozdział 13 „ Teoria"
Rozdział 14 „ Konspiracja"
Rozdział 15 „ Biała księga"
Rozdział 16 „ Wyrozumiałość"
Rozdział 17 „ Maskarada"
Rozdział 18 "Dotyk przeszłości"
Rozdział 19 „ Gniew Sary"
Rozdział 20 „ Dług wdzięczności"
Rozdział 21 "Rozdarcie"
Rozdział 22 „Obietnica"
Rozdział 23 " Nieznany przyjaciel."
Rozdział 24 „Zachód Słońca"
Rozdział 25 Wyprawa za mury cz. 1 „Przedsionek Piekła"
Rozdział 26 Wyprawa za mury cz.2 „Pożegnanie"
Rozdział 27 Wyprawa za mury cz 3. „Żniwa"
Rozdział 28 Wyprawa za mury cz. 4 „Błądząc we mgle."
Rozdział 29 Wyprawa za mury cz. 5 ostatnia „ Obłęd"
Rozdział 30 „Złamane Skrzydła."
Rozdział 31 „Jawa czy sen"
Rozdział 32 "Sina"
Rozdział 34 "Martwa cisza."
Rozdział 35 "Guilty"
Rozdział 36 "So ist es immer"
Rozdział 37 Misja w Stohess cz 1 "Twarzą w twarz z diabłem."
Rozdział 38 Misja w Stohess cz 2 "Rycerze podziemia"
Rozdział 39 Misja w Stohess cz 3. "Jej oczami ..."
Rozdział 40 "Bez ciebie ..."
Rozdział 41 "Cena za życie."
Rozdział 42 Pierwsze wyjście z mroku cz 1. "Poza granicami strachu."
Rozdział 43 Pierwsze wyjście z mroku cz 2. "Hissana - inne oblicze Siny."
Rozdział 44 Pierwsze wyjście z mroku cz 3. "Noc oczyszczenia"
Rozdział 45 "Muzyka z podziemi"
Rozdział 46 "Warunek przebaczenia"
Rozdział 47 "Ten ostatni raz ..."
Rozdział 48 "Wyblakłe wspomnienia"
Rozdział 49 "Zanim będzie za późno..."
Rozdział 50 Wróg w odbiciu lustra cz 1 "Zanim zapadł wyrok"
Rozdział 51 Wróg w odbiciu lustra cz. 2 "Wewnętrzna walka."
Rozdział 52 "Wróg w odbiciu lustra cz.3 "Oko w oko z własnym sumieniem."
Czysto informacyjnie...
Ogłoszenie parafialne

Rozdział 33 "Stan czuwania."

319 31 30
By Nurami_Phibrizzo


Bordowa zasłona, łopocząca o szybę okna nieśpiesznie wybudziła Sine ze snu. Krótkiego snu. Trwającego zaledwie kilka chwil. Kiedy uchyliła jedną powiekę, spostrzegła, że za oknem nadal panuje ciemność, przeplatana pojedynczymi gwiazdami na niebie. Ścierpniętymi, smukłymi palcami, zmierzwiła krótkie czarne włosy, by poczuć na policzkach zeschnięte ślady łez. Przejechała opuszkami po skórze ...

Znów płakała przez sen.

Od chwili kiedy była w stanie zamknąć oczy na dwie, trzy godziny, dręczyły ją koszmary. Często były to wspomnienia z wyprawy za murami. Jak w zapętleniu, widziała wciąż tą samą scenę rozrywania Sary przez tytana. Chciała odwrócić wzrok, zatkać uszy, jednak ręce wiszące po bokach tułowia ani drgnęły. To było coś strasznego, przeżywać wciąż ten sam koszmar, nie mogąc z niego uciec. Jak zaklęta, sparaliżowana, stała czując jak jej nogi wrastają w ziemię, a powieki nie opadają, jakby ktoś włożył do ich wnętrza wykałaczki i na siłę, pomimo bólu kazał patrzeć. Kiedy krew, niczym szkarłatna kurtyna zalewała jej twarz, Sina wybudzała się z bijącym w gardle sercem, często zalana potem.

Tak było i tej nocy.

Uspokajając oddech, wyprostowała się na krześle, czując tępy ból w okolicach karku. Miała na sobie mundur, którego nie raczyła zmienić na nic innego. W ostatnich dniach nie dbała o nic. Ani o wygląd, ani o zachowanie, o jedzeniu nie wspominając... Od chwili majaków prześladujących ją w stołówce, nie zajrzała do niej w obawie, że przeraźliwe wizje martwej przyjaciółki wrócą.

Ludzie zjadający siebie nawzajem, również ...

Wzdrygnęła się na samo wspomnienie o tym, słysząc dźwięk otwieranego zamka. Gabinet był zamknięty od środka, klucz miała do niego jedna osoba. Kiedy drzwi skrzypiąc przeciągle uchyliły się, do pomieszczenia wpadł mdławy snop światła pochodni. Ciche, miarowe kroki rozniosły się po gabinecie, a do uszu dziewczyny dobiegł szelest kartkowanych dokumentów.

Sina westchnęła przeciągle.

- Nie musisz się tak skradać, nie śpię od dobrej godziny.

Szum przekładanych papierów ustał. Skrzypnięcie drzwi ponownie rozniosło się po pomieszczeniu, a zaraz po nim trzask zamykanych drzwi. W gabinecie znowu zapanowała ciemność.

- Mogłem się tego domyślać. - jego głos był cichy i głęboki. Zawsze sprawiał wrażenie jakby coś go irytowało, bądź męczyło, przez co ciężko było nawiązać z nim normalną rozmowę.

W nikłym świetle gwiazd wiszących na niebie, jego postać na ciemnym tle była zaledwie zarysem bladych kształtów i konturów. Jednak Sinie to nie przeszkadzało. Siedząc w ciemnościach już przez dłuższy czas przyzwyczaiła wzrok, na tyle by wyłapać każdy najdrobniejszy ruch, migający przed jej oczami.

- Ile jeszcze będziesz tak spać na tym krześle? wiesz, że to wpływa na twoje kręgi szyjne? kręgosłup, ogólnie rzecz biorąc wpływa to na twoje ciało i na jebane misje.

- Nic mi nie będzie. - prychnęła w odwecie, przecierając odrętwiałą rękę.

Eliot skrzywił się na widok licznych bandaży oplatających jej poranioną skórę. Ile kroć ją spotykał, zawsze obwiązana była nimi niczym mumia. Nie dbała kompletnie o swoje zdrowie, mając w poważaniu to co się z nią stanie w przyszłości. Takie przynajmniej miał wrażenie.

- Wiesz co? - kruczowłosy stanął przed biurkiem za którym siedziała dziewczyna. - W dupie mam to, czy ci coś będzie, czy nie. Wypierdalaj z tego krzesła. Później będziesz mi pieprzyć na misji, że cię gnaty bolą.

- Nie będę. - mamrotała znudzona.

- Będziesz! Pamiętaj, że powodzenie misji za murami jest priorytetem, a ty jesteś ważną jego częścią! nie możemy dopuścić do tego, by stracić silne ogniwo w naszym korpusie.

Sina powoli żałowała, że zgodziła się zająć gabinet kaprala. Noc w noc ta sama śpiewka zaczynała ją powoli irytować.

- Eliot, skończ proszę. - ucięła opierając brodę o prawą rękę. Jej rozczochrane, czarne włosy sterczały we wszystkie strony niemal tak, jakby strzelił w nią piorun. Widząc jego wymowne spojrzenie, przygładziła je palcami, poprawiając przy okazji mundur.

Brunet westchnął z rezygnacją.

- Idź spać do mojej sypialni, Raven. Ja przeniosę się do gabinetu, a ty nie skrzywisz sobie doszczętnie gnatów.

- Obejdzie się. - rzuciła machając ręką. - Tu jest mi wygodnie, a poza tym. - powiodła wzrokiem w stronę czarnookiego, marszcząc czoło. - To wysoce nie na miejscu, by sypiać w komnacie kaprala. Nawet jeśli jesteśmy, znaczy byliśmy ... - poprawiła się naprędce. - Towarzyszami w jednym oddziale. Poza tym sam wiesz, ludzie sieją ploty, gadają niestworzone rzeczy. Lepiej się nie narażać.

Eliot stojąc z założonymi na piersi rękami, przechylił lekko głowę. Wyglądał tak, jakby nie do końca trafiło do niego to, co powiedziała brunetka, albo co gorsza, nie bardzo chciał w to wierzyć. Pojawiła się też opcja trzecia, przy której jego kącik wąskich ust powędrował ku górze.

- Masz na myśli ludzi ogólnie, czy jedynie kapitana?

- A Ty chcesz wypluć? czy połknąć swoje zęby?

Kapral skrzywił się ponownie, a jego uśmiech zrzedł mu z twarzy, kiedy zobaczył groźne spojrzenie swojej towarzyszki.

- Jak uważasz. -prychnął.- Tylko pamiętaj, że na treningach i poza murami, masz być sprawna w stu procentach. Zrozumiano?

- Tak. - odburknęła, ziewając przeciągle. - A tak w ogóle, to po co tu przyszedłeś?

Brunet odwracając się plecami do dziewczyny, uchylił szufladę w komodzie, grzebiąc w jej wnętrzu.

- Chcę ci przypomnieć, że ten gabinet nadal należy do mnie, Raven.

- I czego szukasz? -zagadnęła, choć wcale ją to nie interesowało.

- Dokumentacji, którą wypełniałem tutaj, w czasie kiedy ty wypierdoliłaś z siedziby by rozjebać połowę lasu.

Szelest kartkowanych plików nasilił się, przerywając nieprzyjemną ciszę. Sina już nic nie odpowiedziała. Spuściła jedynie wzrok na blat biurka, przejeżdżając koniuszkiem palców po sprzączkach od pasów, opinających jej uda. Od niefortunnego wydarzenia w lesie minęło zaledwie trzy dni. Od tego czasu, nieco spuściła z tonu. Jej gniew, uleciał wraz z roztrzaskanym drewnem w lesie. Stała się nieco spokojniejsza, bardziej opanowana i pewniejsza siebie. Choć w jej sercu nadal gościł żal, to była w stanie zapanować nad tym uczuciem, tłumiąc je gdzieś na dnie. Wtedy tam w lesie, widząc wirujące płatki śniegu, nie wytrzymała presji, nie wiedziała już co właściwie robi. Moment w którym uświadomiła sobie gdzie się znajduje, był tuż po tym, kiedy poczuła przyjemne ciepło i nikły zapach czarnej herbaty. Wtulając zapłakaną twarz w przemoczony mundur kapitana, wyrzuciła z siebie wszystkie rzewne emocje, wyjąc boleśnie do zasypanego śniegiem nieba.

Tamta sytuacja w lesie nie powinna mieć miejsca.

Te wszystkie słowa ... emocje im towarzyszące. Sina czuła niewyobrażalny wstyd wobec swojego postępowania. Wobec słów, jakie krzyczała prosto w twarz kapitanowi. Wobec samej siebie, czuła się winna. Po całym tym niefortunnym wydarzeniu, nie spotkała mężczyzny ani razu. Nie szukała go, nie miała najmniejszego zamiaru. Gdyby to od niej zależało, wolałaby go unikać przez resztę życia. Bała się spojrzeć mu w twarz po tym wszystkim. Wiedziała jednak, że ten dzień wkrótce nastąpi i że musi to przeboleć. Nieważne jak bardzo wyda jej się to spotkanie nieprzyjemne. Nie miała dokąd uciec.

- Oi, znowu bujasz w obłokach? - usłyszała zirytowany ton bruneta. Wybudzając się z letargu, spojrzała na niego bardziej obecnym wzrokiem. - Pytałem, czy będziesz na treningu po południu? Wybrałem już dla siebie oddział.

Sina skinęła głową.

Kolejne godziny upłynęły jej w bezsenności. Choć próbowała zmrużyć oko, nie potrafiła. Zbyt dużo myśli pałętało się po jej głowie, by spokojnie zasnąć.

Rano dla odmiany obudziły ją złociste promienie słoneczne, zaglądające nieśmiało do pomieszczenia. Było jeszcze za wcześnie by zjawić się na stołówce. Nie o porę dnia się rozchodziło. Za wcześnie było dla niej, pod względem psychicznym. Wciąż przed oczami miała krwawe wizje ludzi zjadających siebie nawzajem, oraz ducha Sary. Nie mogła tam tak po prostu wkroczyć i zająć miejsce przy stole. Nawet jeśli pośród niej, siedzieli by przyjaciele.

Po prostu nie potrafiła stawić czoła swoim lękom.

Zamiast tego skierowała swe kroki pod prysznic. Ściągając z siebie brudne rzeczy, weszła pod strugi zimnej wody, która spływając po jej nagim, bladym ciele zmywała resztki koszmarów, które zakradły się do wnętrza jej serca. Przejeżdżając dłońmi po skórze, ze smutkiem spojrzała na nikłe, ledwo dostrzegalne blizny, znaczące jej ciało, licznymi cięciami.

Była to pamiątka po żandarmerii ...

Boleśnie przypominała jej kim jest i skąd pochodzi. Uświadomiła jej przez jakie piekło przeszła i jak wiele wytrzymała w imię zemsty.

W imię swoich najukochańszych sióstr.

Wstydziła się swojego poranionego, zbrukanego ciała. Ile kroć przyszło jej ściągać z siebie ubrania, starała się omijać wzrokiem swoje piętno. Nie widzieć tego, co pozostawili na jej skórze oprawcy. Skrzętnie chowała swoją przeszłość pod połami munduru, chroniąc przy tym resztki swojej zszarganej godności. Tak było i tym razem. Kiedy tylko wyszła z przedsionka mokra i odświeżona, naprędce chwyciła za ręcznik, wycierając się i zarzucając na siebie świeże odzienie, które kapral Eliot pozostawił jej na krześle w gabinecie. Mocując się z kombinacją licznych sprzączek, skórzanych pasków i zapięć, wreszcie podeszła do zaparowanego lustra, przecierając je dłonią.

Po drugiej stronie odbicia widniała niska, młoda dziewczyna. Czarne krótkie włosy, przeczesała palcami ujarzmiając je w jakikolwiek sposób. Były jeszcze wilgotne, więc przy tym niesforne. Liczne kropelki wody, spływały po atramentowych pasmach, pozostawiając mokre plamy na kołnierzu. Duże szaroniebieskie oczy, okalane długimi ciemnymi rzęsami wyglądały na zmęczone, szare cienie pod oczami mocno kontrastowały z bladą, niemal porcelanową cerą. Na lewej powiece, począwszy od brwi, biegła cieniutka, biała blizna, która kończyła się zaraz przy policzku. Pamiątka po misji . Różane, drobne usta, miała suche i spierzchnięte. Całość dopełniały liczne świeże cięcia po gałęziach.

Skrzywiła się widząc, że odbicie nie jest jej dłużne. Może nie wyglądała źle, ale dobrze z pewnością też nie. Gdyby tylko Angelo zobaczył ją w jakim obecnie jest stanie. Z pewnością dowaliłby jej taką karę, że nie pozbierałaby się przez kolejne kilka miesięcy.

Sięgając po ciężkie, masywne żołnierskie buty, spostrzegła ślady na swoich odsłoniętych nadgarstkach. Były to liczne siniaki pozostawione przez silny uścisk kapitana w lesie. Nie panował wtedy nad siłą i swoimi emocjami. Wtedy tego nie czuła. Adrenalina pędząca wartkim strumieniem we krwi, tłumiła ból, jaki obecnie odczuwała poruszając dłońmi. Zagryzając zęby wyszła z łazienki. Swoje ciche kroki skierowała do kuchni, która z rana była zawalona brudnymi naczyniami. Przy zlewie stała dziewczyna w blond warkoczach. Zmywała talerz po talerzu, kładąc czyste na rozłożoną ścierkę. Sina podchodząc do szeregowej, położyła jej dłoń na ramieniu, przechwytując gąbkę wypełnioną płynem.

- Zostaw już. Ja dokończę. Słyszałam, że z rana macie trening jazdy konnej. Pośpiesz się, bo kapral Eliot nie lubi spóźnialskich.

Drobna dziewczyna w odpowiedzi posłała wdzięczny uśmiech towarzyszce, zostawiając Sine samą pośród sterty brudnych naczyń. Biorąc się za robotę, poczuła chwilową ulgę, mogąc zająć czymś myśli. Nie wspominać przykrych chwil. Oderwać się na moment od brutalnej rzeczywistości, choć ta starała się nie opuszczać jej na krok. Niczym towarzysz, mknęła u jej boku wiernie. Tak wiernie, niczym zemsta. Obie miały ją w swojej garści i nie zamierzały wypuścić. Była więźniem własnych, egoistycznych pragnień.

Bo marzeniami tego nie mogła nazwać.

- Oi, zmywasz te gary? czy się do nich modlisz? - usłyszała za plecami szorstki chłodny ton. Przełknęła ślinę, by spojrzeć powoli przez ramię. Spodziewała się, że go spotka, ale nie sądziła, że tak prędko i w dodatku tak znienacka. Stał w progu oparty o framugę. W pełnym umundurowaniu. Ręce założone miał na piersi, a mina sugerowała, że wstał lewą nogą

Jak każdego dnia.

- Zm.. zmywam przecież. - mruknęła w odpowiedzi, szybko wracając wzrokiem do brudnych talerzy. Poczuła jak ręce w których trzymała gąbkę drżą jej niepohamowanie. Zacisnęła palce, biorąc głęboki oddech. Usłyszała ciężkie kroki. Levi wszedł w głąb kuchni. Otwierając szafkę wyciągnął z niej metalowy pojemnik z liśćmi herbaty. Sina kątem oka dostrzegła, jak kapitan w ciszy nastawia wodę w garnku.

Dźwięk lejącej się wody, kapiącego płynu i piszczącego dźwięku w momencie przecierania porcelany, niósł się w pomieszczeniu zagłuszając niezręczną ciszę. Sina poczuła, jak jej serce w piersi przyspiesza rytm, a po plecach przechodzą dreszcze. Nie była do końca pewna skąd to uczucie. Jednak od chwili wypadku na murze Rose, gdzie niemal z niego zleciała te uczucie towarzyszyło jej zawsze, gdy on był w pobliżu.

Co to mogło być ?

Strach ?

Wstyd?

Poczucie żalu ?

Tego nie wiedziała. Natomiast poczuła, że uczucie to nasiliło się w momencie kiedy usłyszała jego głos ponownie.

- Siadaj. - nie brzmiało to jak prośba. Był to najzwyczajniej w świecie rozkaz, który miała wykonać bez szemrania. Kiedy odwróciła się za siebie, na stole dostrzegła dwie filiżanki czarnej herbaty.

Zaraz dwie?

Uniosła brew spoglądając z niepewnością w stronę kapitana. Niekoniecznie patrząc mu w oczy, Na tą chwilę wolała tego uniknąć.

- T..to dla mnie? - spytała zbita z tropu. Niecodziennie kapitan Levi, najsilniejszy żołnierz ludzkości, robił jej herbatę. Nie wróć! nigdy taka sytuacja się nie zdarzyła. Dlatego tym bardziej Sina wyglądała co najmniej tak, jakby sam tytan wręczał jej gorący napój z czekoladkami pod pachą. Levi widząc zmieszanie dziewczyny, zmarszczył brwi robiąc krok w stronę zlewu.

- A widzisz tu kogoś innego? - prychnął, wyrywając jej z rąk mokrą gąbkę. W momencie zetknięcia się palcami, ich obu przeszył dziwny dreszcz, który kapitan zignorował. Brunetka natomiast odeszła od mężczyzny jak oparzona, podchodząc do stołu na którym parowały dwie filiżanki gorącej herbaty.

- Dziękuję ale, dlaczego pan ...

Teraz to pan , prychnął w myślach kapitan.

- Z tak poranionymi rękami, będziesz myć te naczynia do usranej śmierci. - skwitował, podwijając rękawy szarej koszuli, ówcześnie ściągając i kładąc na oparcie krzesła swój mundur. - Poza tym, chyba nigdy naczyń nie myłaś. - burknął niezadowolony krzywiąc się z odrazą.

- Słucham? - niebieskooka zmarszczyła brwi, obejmując dłońmi gorącą porcelanę.

- Babrając się w szambie, gównem, gówna nie umyjesz. - rzekł chłodnym tonem, wylewając z miski brązową wodę, napuszczając świeżej. - Chyba, że lubisz żreć z podłogi niczym pies, bo dla mnie tylko taki wniosek się nasuwa, patrząc na twoją robotę.

Sina obserwując kapitana przy zlewie, chciała mu się odciąć, jednak w ostatniej chwili przełknęła gorycz upokorzenia i zajęła się gorącą herbatą. Nie spojrzała już w jego kierunku. Siedziała w ciszy, delektując się przyjemnym słodkim gorącem. Levi po skończeniu, wytarł dokładnie dłonie w ręcznik, podchodząc do stołu. Brunetka drgnęła kiedy kapitan przeszedł obok niej. Pochyliwszy się, chwycił za mundur zarzucając go na siebie. W kuchni panował porządek, wszystko lśniło czystością, a w powietrzu unosił się zapach orzeźwiającego płynu do naczyń.

On też nim pachniał ...

Sina przegryzła dolną wargę, przystawiając filiżankę do wilgotnych ust.

- Odpuścisz sobie dzisiaj trening. - rzekł brunet, biorąc do ręki herbatę. Dziewczyna uniosła głowę by spojrzeć w jego stronę, nadal jednak unikając jego przeszywającego spojrzenia. Levi stał na przeciwko, oparty plecami o kredens. W lewej ręce w dziwny sposób trzymał smukłymi palcami za brzegi filiżanki. Już od jakiegoś czasu, brunetka zauważyła, że mężczyzna swym osobliwym zachowaniem, wyłamywał się spośród reszty, co czyniło go kimś innym, kimś dziwnym.

W mniemaniu Siny, był kimś można by powiedzieć wyjątkowym.

Kiedy upił łyk czarnej herbaty, spojrzał w bok, jakby towarzystwo podkomendnej było dla niego czymś nieprzyjemnym.

- Erwin chce cię widzieć dzisiaj po południu w swoim gabinecie. - wyjaśnił w końcu, by po chwili kobaltowe tęczówki skierować na jej osobę. - Jednak zanim tam dotrzesz, wpierw coś zjesz porządnego. Doszły mnie słuchy, że nie schodzisz do stołówki w porach posiłku. To samo tyczy się spania. Od chwili powrotu za mury nie było cie w swojej izbie. Gdzie zatem sypiasz? - zadał pytanie tonem nie znoszącym sprzeciwu, kładąc filiżankę na talerzyk.

Czarnowłosa drgnęła, wlepiając wzrok z powrotem w blat stołu. Przez dobrą chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. Jednak żadna sensowna nie przyszła jej na myśl. Obwiała się, że kłamstwo szybko wyczuje, więc postanowiła grać w otwarte karty. Najwyżej dostanie reprymendę. Nic gorszego już nie może się wydarzyć.

- W gabinecie. - rzekła w końcu.

Levi uniósł jedną brew, mrużąc przy tym niebieskie oczy.

- Ha? w jakim gabinecie?

Dziewczyna objęła szczelniej smukłymi palcami filiżankę, dodając sobie otuchy. Obawiała się, że to co powie, może wydać się dla kapitana co najmniej niestosowne. Dlatego przedłużała jego niepewność w nieskończoność. Błagając w myślach, by ktoś wszedł do kuchni i przerwał im te niewygodną wymianę zdań.

Tak się jednak nie stało.

Nadal byli sami, a mężczyzna tracił powoli cierpliwość, wbijając zirytowane spojrzenie w swoją podopieczną, ponaglając ją przy tym.

- W gabinecie ... kaprala Eliota.

Levi przez chwilę stał w milczeniu, nie odrywając zimnego spojrzenia od dziewczyny.

- On ci to zaproponował?

Sina skinęła głową, na co brunet westchnął, upijając kolejny łyk herbaty, kiedy dokończył, położył filiżankę na talerzyk z taką siłą, że dźwięk obitej porcelany rozniósł się po całej kuchni.

- Jeszcze dzisiaj, po posiłku weźmiesz swoje rzeczy i wrócisz do siebie.

***

Tego samego dnia, zaraz po porze obiadowej Sina zmierzała w stronę gabinetu generała Erwina. Na miejscu, czekał już na nią dowódca, pułkownik, oraz kapitan. Widok całej elity zwiadowczej nieco zdziwił dziewczynę, bowiem nie spodziewała się takiego komitetu powitalnego. Blond włosy mężczyzna o gęstych, okazałych brwiach, gestem ręki wskazał jej wolne miejsce, na którym usiadła sztywno, niczym naciągnięta proca. Hanji Zoe siedziała na kanapie za plecami czarnowłosej, a Levi, jak to miał w swym zwyczaju, wyłamując się spośród reszty podpierał ścianę, stojąc w kącie z założonymi na piersi rękami. Raven w milczeniu wodząc spojrzeniem po bałaganie na biurku, spostrzegła stos piętrzących się dokumentów, plików, teczek tekturowych, kartek, czy notatek. Innymi słowy ...

Istnym śmietniku .

Zdawała sobie sprawę z tego, że praca generała do najlżejszych nie należy i była świadoma tego, ile czasu musi poświęcić, by trzymać wszystko sztywno w ryzach. Przynajmniej ona była wyrozumiała, brunet miał odmienne zdanie, jednak przestał się spierać z blondynem, oddalając się od tego chlewu na bezpieczną odległość.

Erwin odchrząknąwszy, przerwał ciszę, zgarniając w między czasie ten rozgardiasz.

- Przypuszczam, że wiesz w jakim celu zostałaś do mnie wezwana? - zaczął, splatając dłonie na blacie już w miarę uprzątniętego biurka.

- Chyba nie bardzo.

Erwin zmierzył dziewczynę czujnym spojrzeniem, po czym wziął do ręki jedną z kartek papieru. Z tej odległości, pomiędzy nią, a blond włosym mężczyzną nie mogła dostrzec treści. Widziała jedynie zarys cieni nadruku, przebijającego pergamin po drugiej stronie.

- Wezwałem cię tutaj z powodu sytuacji, jaka zaistniała w dystrykcie Karanes. Pamiętasz ?

Sina skinęła głową. Jak mogłaby nie pamiętać. Powrót zwiadowców w akompaniamencie drwiących szeptów mieszczan zebranych na ulicach. Te wszystkie krzywe, zawistne spojrzenia. Nastrój jaki panował przy ich powrocie, mógł być spokojnie krojony mieczem do sprzętu trój manewrowego. Na samo wspomnienie, włos jeżył się na głowie. Choć w przypadku Siny, to prędzej nóż w kieszeni się otwierał. Mimo, że poniosły ją emocje i rzeczywiście nie powinna była wymachiwać bronią, to swoich słów skierowanych do tej tępej hołoty nie zamierzała cofnąć. Z całą swoją zawziętością, ponownie by wykrzyczała w tłum, co sądzi o ich podejściu.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że twoje czyny były nie dość że nie przemyślane, to jeszcze godziły w nasz honor korpusu zwiadowczego. Przez twój brak subordynacji mogliśmy zapłacić najwyższą cenę. Po wyprawie i misji, która okazała się niepowodzeniem straciliśmy morale i poparcie rządu, to jeszcze postawiłaś nas w cieniu psychopatycznych morderców. - jego głos, głęboki, niski i donośny świadczył o powadze sytuacji i konsekwencjach wynikających z haniebnego incydentu. - Masz coś na swoją obronę, Sino Raven? - dokończył iście profesjonalne przemówienie, wbijając oceaniczne, błękitne spojrzenie w bladą twarz podwładnej.

- Jedyne co mogę mieć na swoją obronę, to fakt, że po śmierci Sary moja psychika ucierpiała dość porządnie, przez co łatwo było mnie wyprowadzić z równowagi. Nie wiem, czy jest to jakikolwiek argument z mojej strony, jednak pewna jestem jednego! - tutaj przerwała, pochylając się w stronę Erwina. - Gdyby sytuacja się powtórzyła, to z pewnością zareagowałabym podobnie. Ten pieprzony ignorant, oczernił moją zmarłą siostrę na tle zwiadowców. Nie wiem jak generał, ale ja nie zamierzam w takiej sytuacji stać z założonymi rękami.

- Więc twoim zdaniem, lepszym wyjściem było wydzierać mordę jak wariatka, grożąc przy tym mieczem? świetne zagranie, przypomnij mi kiedy wcielisz je kolejnym razem w życie. To dołożę wszelkich starań byś nie obudziła się przez następne kilka tygodni. - odparł sarkastycznym tonem Levi.

Sina nic nie odpowiedziała na drwinę ze strony kapitana. Jedynie spojrzała w jego kierunku.

Najpierw częstuje mnie herbatą i zmywa za mnie naczynia, by później grozić mi pobiciem do nieprzytomności ... dziwny człowiek, pomyślała dziewczyna, by z powrotem swoje spojrzenie skierować w stronę generała.

- Rozumiem twoje rozżalenie, strata kogoś bliskiego mocno wpływa na późniejsze zachowanie, jednak ...

No właśnie jednak ... prychnęła brunetka.

- Musisz znać swoje miejsce, Raven i panować nad swoimi emocjami w takich sytuacjach. Dla ludzkości zwiadowcy mają być autorytetem, kimś w rodzaju bohaterów ...

albo samobójców ...

- Rozumiem, wobec tego nie mam nic na swoją obronę. - ucięła jego przemówienie, chcąc jak najszybciej się ulotnić stąd. Te pseudo psychologistyczne gadki Erwina tylko działały jej na nerwy, a obecność kapitana stojącego pod ścianą wcale nie pomagała. Wręcz przeciwnie. Stał nieruchomo, niczym pieprzony posąg, nie drgnąwszy o centymetr, wbijając w nią czujne, badawcze i jakże zimne spojrzenie. Sina siedząc na krześle była najeżona jak dzikie zwierze. Niemal czuła wypalaną dziurę w głowie. Jedynie pułkownik Hanji siedziała cicho. Dziewczyna dyskretnie spojrzała przez ramię.

No tak, siedziała cicho i nie wtrącała się w dyskusję, ponieważ czytała książkę, mamrocząc coś pod nosem ...

Banda wariatów ... przeszło jej przez głowę.

- No dobrze. - odezwał się blond włosy mężczyzna. - Skoro mamy jasność, a ty w pełni jesteś świadoma konsekwencji, wynikających z twojego nieprzemyślanego zachowania, to przejdźmy zatem do konkretów. - Sina spięła się, czując jak po plecach przebiega jej dreszcz strachu i niepewności. - Twoją karą za niesubordynację, będzie wyjazd do Mistras, jednak ówcześnie zatrzymacie się w Stohess ...

Brunetka momentalnie ożywiła się słysząc nazwę swojego rodzinnego miasta. Erwin wyjaśniając szczegóły misji, podał jej do ręki rozwinięty pergamin, ten sam, który ówcześnie trzymał w dłoni wydając reprymendę. Przechwytując dokument, rzuciła przelotnie wzrokiem na treść.

- Kapitan Levi wyjaśni ci szczegóły wyjazdu. - dziewczyna drgnęła słysząc imię mężczyzny. - Wyruszycie za dwa tygodnie. Do tego czasu, masz w pełni zregenerować siły. - dokończył Erwin.

- Rozumiem. - gówno prawda, nic nie było dla niej jasne. Jednak na obecną chwilę musiała szerzyć pozory względnej wyrozumiałości. Jednak pozostała jedna kwestia na którą absolutnie nie mogła się zgodzić. - Tylko jest jeden drobny szczegół, który chciałabym poruszyć będąc z panem na osobności, jeśli jest taka możliwość. - dodała po chwili, wskazując sugestywnie w stronę dwójki zwiadowców. Smith zrozumiał przekaz odprawiając kapitana i pułkownik, by pozostać w gabinecie sam na sam z dziewczyną. Kiedy drzwi zamknęły się, Sina wypaliła z grubej rury.

- Nie chcę jechać z kapitanem Levi'em.

Blond włosy mężczyzna uniósł okazałą brew, patrząc ze zdumieniem na podwładną.

- Jaka jest tego przyczyna?

Bo ten człowiek jest najgorszą, z najgorszych możliwych opcji, jaką mogliście mi zaproponować.

Wyjazd do Mitras może być jej szansą na złapanie Ackermana, a w towarzystwie tego mężczyzny jej plany mogą się posypać.

On jest zbyt czujny i inteligentny. Nie ufa mi, a ja jemu. Z pewnością będzie chodzić za mną krok w krok, przez co utrudni mi moją własną misję, pomyślała zdegustowana.

- Sądzę, że odpowiedniejszym kompanem dla mnie będzie pułkownik Hanji Zoe.

Tak, zdecydowanie lepsza byłaby ta okularnica. Patrząc po tym jak się zachowuje i jaki ma stosunek do pracy. Ona nie wtrącałaby się w mój plan.

- Hanji? - Erwin nie ukrywał zdziwienia. - To prawda, Hanji jest rozsądnym dowódcą ( jeżeli w pobliżu nie ma tytanów ) jednakże nie mogę pozwolić jej obecnie na wyjazd.

- Dlaczego? ona byłaby idealnym kompanem. Przy pułkownik czuję się jak ... jakbym była z ... Sarą ... - skłamała. Nędznymi, tanimi zagrywkami chciała zagrać na emocjach mężczyzny, biorąc go na litość. Jednak Erwin był nieugiętym przeciwnikiem. Coś nie pozwalało mu, by przystanąć na propozycji niebieskookiej.

- Ponieważ obecnie ma inne zadanie, któremu musi poświęcić swoją uwagę. Poza tym kapitan Levi już się zgodził na misję. - dokończył.

Szlag! przeklęła w myślach niezadowolona z obrotu sytuacji.

Smith kończąc rozmowę, odprawił dziewczynę, zapraszając do gabinetu kapitana.

Levi zasiadł na krześle zakładając nogę na nogę, spod kruczej grzywki spoglądała na niego para znudzonych kobaltowych oczu.

- Tak jak myślałem. - zaczął blond włosy mężczyzna. Wstając od biurka skierował się w stronę obszernego okna. - Raven usilnie starała się przekonać mnie, byś z nią nie jechał. Zamiast ciebie, wolała towarzystwo Hanji, kłamiąc, że przy niej czuje się jak przy siostrze.

- Tch, gówniany psychologiczny chwyt, którego ty nie połknąłeś rzecz jasna. Nie jesteś aż takim idiotą Erwin.

Niebieskooki zignorował przytyk w jego stronę, obserwując za oknem, jak młodzi szeregowi, szykują się na plac. Odbywał się właśnie morderczy trening pod czujnym okiem kaprala Eliota. Dzięki stanowisku, jakie mu przydzielił, Levi miał czas, by zająć się poważniejszymi sprawami, zostawiając świeżaków w dobrych jak sądził rękach.

- Levi, - Smith spojrzał na bruneta. - Miej na oku Raven podczas wyjazdu. Ona z pewnością coś kombinuje. Widziałem to w jej oczach.

- Ta ... - brunet przytaknął, patrząc gdzieś w bliżej nieokreślony punkt. Jakby częściowo był zamyślony. - Też to widziałem, w jej oczach zapalił się ogień, kiedy wspomniałeś o Stohess. Coś jest na rzeczy.

Blond włosy skinął głową.

***

Nicole musiała wyjść w czasie treningu, by zaopatrzyć się w nowe ostrza. Ostatnio była roztargniona, przez co nie mogła się skupić na powierzonych jej rozkazach. W momencie zniknięcia kaprala Eliota, dziewczyna czmychnęła niezauważona z placu, kierując się w stronę zbrojowni. Idąc korytarzem usłyszała męskie głosy, które kojarzyła. Przystanęła i wyjrzała zza ściany widząc dwóch mężczyzn stojących na przeciwko siebie. Ich postawa nie sugerowała przyjaznego nastawienia. Oboje warczeli na siebie, mierząc się wściekłymi, chłodnymi spojrzeniami. Choć Nicole miała wrażenie, że wściekły był jedynie Eliot, Levi jak zawsze zachowywał obojętny wyraz twarzy, racząc go siarczystymi ripostami, po których kapral chwilę zbierał myśli, by po chwili samemu wyjechać z kontrargumentem. Brązowooka stojąc przyciśnięta do ściany plecami, przysłuchiwała się ich rozmowie ...

- To co słyszałeś. - rzekł opanowanym tonem Levi. - I nie rób takiej miny jakbyś nie srał przez kilka dni. Dobrze wiesz, że takie działania mogły pociągnąć ją w jeszcze większe gówno, niż dotychczas.

- Nie wiem o jakie działania chodzi kapitanowi. - odparł. - Chciałem jedynie jej pomóc wrócić do normalności. Nic poza tym.

Levi stojąc z założonymi na piesi rękami, nieznacznie uniósł brew, patrząc na bruneta pełnym pożałowania wzrokiem.

- Proponując jej swoją sypialnię? - rzekł z drwiną w głosie.

Eliot spiął się na te słowa, wyczuwając w nich dwuznaczny podtekst. Robiąc ostrzegawczy krok do przodu wycelował palcem w stronę kapitana, niemal go przy tym nie szturchając.

- Słuchaj no do cholery! To co dzieję się między mną, a moimi podwładnymi to nie twój pierdolony interes.

- Ona nie jest twoją podwładną. - poprawił go Levi, nadal mając wypisane na twarzy znudzenie.

- Poprawka, kapitanie. Jeszcze nie jest. - Eliot uśmiechnął się, unosząc dumnie głowę. - Wkrótce się to zmieni i wtedy nie będziesz miał prawa wtrącać się w moje interesy.

Levi mrużąc kobaltowe oczy zmierzył chłopaka morderczym spojrzeniem.

- Wszystko co dzieje się pod tym dachem, jest moją pieprzoną sprawą, dzieciaku. Jako dowódca odpowiadam za wasze bezpieczeństwo. Więc nie pierdol mi mi tu o własnych interesach.

Eliot szeroko otwartymi oczami spoglądał na kapitana, by po chwili zrozumieć treść jego słów.

"Wszystko pod tym dachem" ... powiadasz.

- Mam rozumieć, że jak zabiorę Raven do miasta, to w tym momencie twoja jurysdykcja się kończy, mam rację kapitanie?

Levi zmarszczył brwi, mając pomału dosyć tej taniej, żałosnej dyskusji, która godziła w jego dumę. Dlatego też wymijając czarnookiego, przystanął i spojrzał przez ramie.

- Rób jak uważasz, jak masz nasrane we łbie, tak, że gówno uszami ci wylatuje, to nie mamy o czym w dalszym ciągu dyskutować. A teraz nie marnuj mojego czasu i wracaj na plac treningowy. - zarządził i nie spojrzawszy już w jego stronę, udał się w tylko sobie znanym kierunku.

Eliot po chwili udał się w stronę przeciwną.

***

Idąc korytarzem w stronę skrzydła szpitalnego, Sina co chwilę mrugała, mając wrażenie, że obraz przed jej oczami zamazuje się. Dostrzegała wirujące białe plamki, które migając blado na tle kamiennych ścian, po chwili znikały całkowicie. Nie wiedziała, czy efektem tego był brak snu, czy jedzenia. Kroki jakie stawiała, były chwiejne i dziwnie ciężkie. Przypuszczała, że powodem tego była niedoleczona kontuzja lewej kostki. Jednak czuła, że nie tylko nogi są ociężałe. Całe ciało jakby opuszczały siły. Zignorowała jednak ten fakt w momencie gdy stanęła przed drzwiami sali szpitalnej. W momencie przekroczenia jej progu, uderzył w nią silny sterylny, drażniący zapach. Pomieszczenie to wydawało się obszerniejsze niż zwykle. Metalowe łóżka stały po bokach ściany, było ich więcej niż ostatnim razem kiedy tu leżała. Zwiadowcy leżeli nieruchomo przykryci połami koców. Na twarzach mieli wypisany strach i zmęczenie. Bladzi, ledwo żywi spali przy cichych dźwiękach wydobywających się z uchylonego okna. Sina przechodząc między łóżkami, spostrzegła rudowłosą towarzyszkę, idącą w jej kierunku.

- Wiktoria. - przywitała się. Ostatnim razem nawet nie podziękowała jej za opiekę i opatrzenie ran. Po prostu wyszła bez słowa, zaszywając się w gęstwinach ciemności.

- Sina. - rudowłosa przystanęła, wskazując gestem ręki jeden z katów szpitalnego pomieszczenia.

- Skąd wiesz, że ja ...

Dziewczyna w odpowiedzi jedynie uśmiechnęła się.

- Po prostu wiem. Idź, on czeka na ciebie.

Pod jedną z pustych, obdartych do gołej cegły ścian, stało łóżko na którym leżał rudowłosy chłopak. Jego blada lekko piegowata twarz odwrócona była w stronę okna. To jednak nie przeszkadzało mu, by usłyszeć, że z oddali ktoś nadchodzi. Przez wzgląd na długie lata spędzone w wojsku, Simon miał wyczulone zmysły do granic możliwości. Dzięki temu, zawsze wracał cało z wypraw.

Do czasu ostatniej ...

Sina stanęła przez łóżkiem chwilę milcząc. Nie bardzo wiedziała jak zacząć rozmowę. Patrząc na chłopaka wspomnienia powróciły a do jej oczu napłynęły łzy.

–Simon, przybył ci z pomocą, Sarah. Rozumiesz?!

Zapadła cisza poprzedzona szumem gęstego deszczu.

- Przybył Ci z pieprzoną pomocą! A ty chcesz go zostawić na pożarcie tytanom?!

- Nikt mu nie kazał za mną lecieć! Nie moja sprawa co się z nim stanie! – wrzasnęła blondynka nie panując już nad emocjami. Z każdym kolejnym słowem Sina zaciskała pięści coraz mocniej. – W dupie mam co się stanie ze zwiadowcami! To nie nasza sprawa. Dla mnie mogą wszyscy zginąć.

Czy to prawda? czy rzeczywiście tak myślała jej siostra. Życie zwiadowców i ich poświęcenie miała za nic? Liczył się tylko powrót za mury i ucieczka do podziemi?

- Nie stój tak, usiądź. Ty pewnie też jesteś wycieńczona wyprawą. - usłyszała po chwili. Głos Simona w niczym nie przypominał tego stanowczego i rozsądnego, pewnego siebie chłopaka co zawsze. Teraz brzmiał cicho i spokojnie. Z lekką chrypką wypowiadał słowa, które były bardzo suche, beznamiętne. Wyprane z wszelkich uczuć. Sina czuła w nich przygnębienie. Przełykając z trudem ślinę zalegającą w gardle, powoli zajęła miejsce na krześle wędrując spojrzeniem po zwiniętym w pościeli ciele rudowłosego. Kiedy jej wzrok zatrzymał się na jednym z rękawów, dziewczyna wstrzymała oddech. Simon to zauważył, odwróciwszy głowę w jej stronę, dźwignął się lekko, by oprzeć plecy o oparcie łóżka.

- Tak się kończą nieprzemyślane zagrania pieprzonych świeżaków, którzy nigdy nie słuchają rozkazów.

Brunetka wiedziała, że chodziło mu o Sarę. Podskórnie czuła ten żal, który wypełniał serce chłopaka po stracie dłoni. Nienaturalna pustka jaka widniała w miejscu, gdzie powinna być ręka, zdawała się przytłaczać Raven. Nie bardzo wiedziała jak się zachować. Co zrobić, jak zareagować. Odwracała jedynie wzrok, by nie sprawiać większej przykrości swojemu towarzyszowi.

Już i tak wiele przeszedł.

- Tyle lat pieprzonej harówki, treningów, wypruwania sobie żył za murami, by w końcu skończyć jako kaleka, heh. - prychnął, spuszczając głowę. W jego czarnych jak węgiel oczach pojawiły się łzy. - Miałem zostać weteranem wojennym. Być silnym ogniwem tego korpusu. Moim marzeniem było stać się dowódcą, założyć swój własny oddział. - głos mu się łamał, tak samo jak serce. Wszystko jego słowa były blade, bezkształtne pozbawione życia. - A koniec, końców wyląduje na ulicy z odgryzioną ręką. - dokończył, machając ostentacyjnie kikutem tuż przed oczami dziewczyny. - Jak myślisz - zastanawiał się. - Stojąc w szeregu, którą ręką powinienem zasalutować ? prawą ? czy lewą? i czy można uznać za salut w ogóle takie pokraczne coś ...

Zaśmiał się, a jego śmiech nie brzmiał radośnie, nie brzmiał też żałośnie. Brzmiał smutno i rozpaczliwie. Sina poczuła jakby coś w jej wnętrzu ją ściskało. Nie mogła złapać swobodnie tchu. Obraz zaszedł jej płynną, falującą mgłą, która rozcierała widok przed jej oczami. Bała się, że gdy mrugnie, strugi łez popłyną po jej policzkach. Słowa Simona były nad wyraz bolesne. Drwiną i żartami chciał zamaskować ból, jaki czuł po utracie ręki.

Utracie marzeń ...

Brunetka miała wrażenie, że sytuacja w jakiej obecnie jest chłopak, niekoniecznie do niego dotarła. Nadal tkwił gdzieś pomiędzy zastanawiając się dlaczego ...

Dlaczego wyłamał się ze straży wsparcia ...

Dlaczego ruszył w stronę lewej flanki ...

Dlaczego ryzykował życiem, dla kogoś, kto nie kiwnął by palcem w jego stronę.

Zawsze, odkąd sięga pamięcią, Simon strofował Sarę na treningach, wbijając jej do głowy posłuszeństwo. Niczym cień, podążał za nią krok w krok, a wszystko to w imię jej bezpieczeństwa, ale nie takiego, jakie zwykli oferować weterani, nie takiego, jakie dawali towarzysze broni.

Sina otworzyła szerzej oczy, a z kącików popłynęły słone łzy.

On oddał swoją dłoń w imię miłości.

- Ty ... coś do niej czułeś. - wyszeptała, spoglądając w stronę rudowłosego, który zastygł w pewnym momencie. Głowę spuszczoną miał nad pościelą, na której pojawiło się kilka pojedynczych plam. Bladą twarz przysłoniętą miał przez kosmyki przydługawej grzywki, ale to nie przeszkodziło dziewczynie, by widzieć jego załzawione, pełne bólu czarne oczy.

Pociąganie nosem, cichy szloch i delikatne, niemal niedostrzegalne wzdrygnięcie ramionami.

Ona wiedziała, że on płakał.

Płakał, ponieważ wraz z utratą dłoni, bezpowrotnie utracił wiarę w marzenia i szanse na miłość ...

***

Dość długo dumałam nad tytułem, by oddać w całości wątek rozdziału 33 .

Po całej akcji w lesie, retrospekcjach i bolesnych wspomnieniach, trzeba było ochłonąć i pomału przygotować się do nadchodzącej misji w Stohess, która zbliża się małymi krokami ...

Bardzo jestem ciekawa, co sądzicie o spięciu między kapitanem Levi'em a kapralem Eliot'em. Cała trójka tkwi w jakiś dziwnych i tylko sobie znanych relacjach, a może nie są tak do końca tego świadomi ?

Piszcie, debatujcie, twórzcie teorie, a ja zabieram się za rozdział 34 ...

Pozdro ;)

Nurami

Continue Reading

You'll Also Like

482K 14.6K 98
Theresa Murphy, singer-songwriter and rising film star, best friends with Conan Gray and Olivia Rodrigo. Charles Leclerc, Formula 1 driver for Ferrar...
114K 3.4K 31
"she does not remind me of anything, everything reminds me of her." lando norris x femoc! social media x real life 2023 racing season
1.1M 20.1K 44
What if Aaron Warner's sunshine daughter fell for Kenji Kishimoto's grumpy son? - This fanfic takes place almost 20 years after Believe me. Aaron and...
1.8M 60.5K 73
In which the reader from our universe gets added to the UA staff chat For reasons the humor will be the same in both dimensions Dark Humor- Read at...