Ostatnia misja

By Nurami_Phibrizzo

19.4K 1.7K 1K

Marzenia często nie idą w parze z rzeczywistością. Dzieli je cienka i jakże niezatarta granica, gdyż życie p... More

Rozdział 1 „Maria, Rose i Sina"
Rozdział 2 „Informator"
Rozdział 3 „Ponowne spotkanie"
Rozdział 4 „ Podziemie"
Rozdział 5 „ Decyzja"
Rozdział 6 „Powód"
Rozdział 7 „Rozmowa"
Rozdział 8 „ Na ratunek"
Rozdział 9 „Dyscyplina"
Rozdział 10 „ Dziękuję"
Rozdział 11 „ Marzenia"
Rozdział 12 „ Nero i Trening"
Rozdział 13 „ Teoria"
Rozdział 14 „ Konspiracja"
Rozdział 15 „ Biała księga"
Rozdział 16 „ Wyrozumiałość"
Rozdział 17 „ Maskarada"
Rozdział 18 "Dotyk przeszłości"
Rozdział 19 „ Gniew Sary"
Rozdział 21 "Rozdarcie"
Rozdział 22 „Obietnica"
Rozdział 23 " Nieznany przyjaciel."
Rozdział 24 „Zachód Słońca"
Rozdział 25 Wyprawa za mury cz. 1 „Przedsionek Piekła"
Rozdział 26 Wyprawa za mury cz.2 „Pożegnanie"
Rozdział 27 Wyprawa za mury cz 3. „Żniwa"
Rozdział 28 Wyprawa za mury cz. 4 „Błądząc we mgle."
Rozdział 29 Wyprawa za mury cz. 5 ostatnia „ Obłęd"
Rozdział 30 „Złamane Skrzydła."
Rozdział 31 „Jawa czy sen"
Rozdział 32 "Sina"
Rozdział 33 "Stan czuwania."
Rozdział 34 "Martwa cisza."
Rozdział 35 "Guilty"
Rozdział 36 "So ist es immer"
Rozdział 37 Misja w Stohess cz 1 "Twarzą w twarz z diabłem."
Rozdział 38 Misja w Stohess cz 2 "Rycerze podziemia"
Rozdział 39 Misja w Stohess cz 3. "Jej oczami ..."
Rozdział 40 "Bez ciebie ..."
Rozdział 41 "Cena za życie."
Rozdział 42 Pierwsze wyjście z mroku cz 1. "Poza granicami strachu."
Rozdział 43 Pierwsze wyjście z mroku cz 2. "Hissana - inne oblicze Siny."
Rozdział 44 Pierwsze wyjście z mroku cz 3. "Noc oczyszczenia"
Rozdział 45 "Muzyka z podziemi"
Rozdział 46 "Warunek przebaczenia"
Rozdział 47 "Ten ostatni raz ..."
Rozdział 48 "Wyblakłe wspomnienia"
Rozdział 49 "Zanim będzie za późno..."
Rozdział 50 Wróg w odbiciu lustra cz 1 "Zanim zapadł wyrok"
Rozdział 51 Wróg w odbiciu lustra cz. 2 "Wewnętrzna walka."
Rozdział 52 "Wróg w odbiciu lustra cz.3 "Oko w oko z własnym sumieniem."
Czysto informacyjnie...
Ogłoszenie parafialne

Rozdział 20 „ Dług wdzięczności"

351 38 5
By Nurami_Phibrizzo


Ból, tak dotkliwy i pulsujący rozdzierał każdą cząstkę jej poharatanego serca. Mięśnie miała napięte do granic możliwości, wzrok wyostrzony, zęby zaciśnięte a po twarzy cienką stróżką spływał jej pot. Napędzana gniewem i nienawiścią uderzała pięścią w treningowy worek od dobrych kilku godzin, naprzemiennie z serią ciosów, wykopów prostych czy z półobrotu. Opierająca się pod ścianą Sarah miała wrażenie, że sala treningowa nie wytrzyma upustu emocji Siny. Każde jej uderzenie z okrzykiem na ustach, symbolizowało jej głębokie cierpienie. Przy każdym ciosie, przed oczami brunetki stał obraz z przeszłości, przeplatany wydarzeniami z kilku ostatnich dni. Do teraz czuła na swoim ciele dotyk blond włosego chłopaka, który wypalał jej skórę do nagich kości. Jego drwiący głos dźwięczał jej w uszach a spojrzenie błękitnych oczu pozostało w pamięci. Po całym zajściu, kiedy w miarę spokoju dotarła do skrzydła szpitalnego w łaźni pod strugami zimnej wody, szorowała swoje ciało niemal do krwi, zacierając obraz wyryty w jej psychice. Zakopana pod stertami koców, w cichą, głuchą noc gorzko płakała nie będąc w stanie zmrużyć oka. Przeszłość nawiedzała ją na każdym kroku. Gdzie by nie poszła, czego by nie dotknęła, czy choćby spojrzała miała wrażenie, że oddech zmierzchłości czuje na swym karku. Nosił on za sobą odór stęchlizny pomieszany z metaliczną wonią krwi, potu i namiastką spermy. Wszystko to powodowało, że żołądek Dziewczyny podchodził do jej gardła powodując mdłości. Nie pomagały leki, nie pomagała przeszywająca cisza. Miała wrażenie, że ukojenia mogła doznać tylko po przez doszczętną destrukcję. Z całej siły uderzając zaciśniętą pięścią w worek, raz po raz odczuwała nikłą ulgę, która rosła wraz z rozmazanymi śladami krwi na materiale. Po ostatnim ciosie worek z głuchym trzaskiem, rozpadł się na drobne kawałki. Ból i pieczenie poczuła dopiero w momencie, kiedy zanurzyła swoje poranione dłonie w beczce pełnej zimnej wody. Syknęła patrząc jak ciecz mętniejąc barwi taflę na jasny rdzawy kolor.

- Widzę, że powoli dochodzisz do siebie. – odparła Sarah, podchodząc i podając ręcznik przyjaciółce. Sina wycierając twarz i dłonie rzuciła mokre zawiniątko w kąt sali. Odgarniając długie czarne kosmyki włosów, spojrzała pełnym determinacji wzrokiem na blondynkę.

- Nigdy nie otrząsnę się po tym wszystkim co zgotowało mi życie.

- Przynajmniej do momentu, kiedy sama się nie zrewanżujesz, czyż nie ? – zapytała patrząc na rozpruty i porozrzucany materiał worka treningowego, walającego się po drewnianych deskach.

Sina nie odpowiedziała, wyminęła blondynkę wychodząc na podwórze. Chłodny powiew silnego wiatru owiał jej rozgrzaną twarz. W oddali zobaczyła jak słońce chyli się ku zachodowi, rozlewając dookoła barwy czerwieni i pomarańczy przeplatające się z nikłym błękitem nieba.

- Kiedy zamierzasz mu podziękować ?

Sina uniosła brwi spoglądając pytająco na przyjaciółkę. Jej oczy w blasku promieni zachodzącego słońca wyglądały zabójczo i buntowniczo.

- Levi'owi. – wyjaśniła wymownie unosząc jasne brwi. – Uratował cię, jesteś mu winna podziękowania.

Raven ponownie przeniosła wzrok na pomarańczowe niebo.

- Wkrótce. – odparła ze spokojem. – Przecież wiesz, że nienawidzę być dłużna komukolwiek. Sarah uśmiechnęła się pod nosem patrząc w to samo niebo nad ich głowami. - A Ty ? – Sina odbiła piłeczkę. – Kiedy skończysz odpracowywać swoją karę ?

Blond włosa Zwiadowczyni zaśmiała się nerwowo, drapiąc się po głowie. Wieść o rabanie jaki zrobiła w gabinecie Dowódcy obiegł już cały Korpus, nie pozostawiając na niej suchej nitki. Kapitan również nie zamierzał tolerować takiego wyskoku. Nie obyło się zatem bez ostrej reprymendy i kary, którą Sarah musiała odpracować do końca miesiąca.

- A tam, to tylko miesiąc szorowania kibli w zamkowej twierdzy. Łatwizna.

Sina uniosła brwi.

- Szczoteczką do zębów. – poprawiła ją.

Summer skrzywiła się, patrząc z wyrzutem na swoją towarzyszkę.

- Nie musiałaś mi przypominać. – burknęła pod nosem. Sina prychnęła idąc w kierunku zamku.

- Trzeba było okiełznać swoje emocje a nie robić burdę na cały Garnizon. – warknęła na nią przystając. Sarah przewróciła oczami. Ruszyły ponownie.

- Ja cie broniłam wyobraź sobie.

- Przed kim niby ? przed całym światem? – zapytała z drwiną w głosie.

- Przed tym pieprzonym Korpusem z nieklometetywnymi Dowódcami na czele.

- „Niekompetentnymi" jak już. - poprawiła ją, wchodząc do zamkowej twierdzy.  Od razu poczuła jak temperatura spada a chłód korytarzy daje się we znaki, gdyż na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Odwijając rękawy koszuli zarzuciła na ramiona kurtkę od munduru.

- Jak zwał, tak zwał. – rzuciła wielce obrażona Sarah, dorównując jej kroku – W każdym razie, nie pozwolę, by coś ci się stało.

- Ja sobie poradzę. Martw się o siebie. – odpowiedziała brunetka wymijając przyjaciółkę.

- Hej! Dokąd idziesz?! Jeszcze nie skończyłyśmy rozmawiać! – krzyknęła szmaragdowo oka za oddalającą się Dziewczyną.

Odpowiedziała jej cisza i szum wiatru błąkającego się po korytarzach.

***

Podziemne miasto w Stohess.

Ciasno związany sznur niebezpiecznie wrzynał się w skórę, zdzierając ją i powodując piekące krwawe rany. To jednak nie przeszkodziło Nero, by próbować swoich sił dalej, by wydostać się z ciemnej piwnicy, do której siłą wrzucono go wczorajszego dnia, a może nocy ? bo sam już nie był pewien jaka pora jest obecnie. Wszystko tutaj było spowite w cieniu. Jego wzrok zaczął powoli przyzwyczajać się do ciemności a słuch do przenikliwej ciszy, którą gdzieś na piętrze zagłuszały rozmowy sprawców napaści. Przekrzykiwali się wzajemnie, nie dając sobie dojść do słowa, co tylko bawiło Vanettiego.

- Jak to kurwa nie wiesz gdzie on jest?! Ten Sukinsyn z dołu nic ci nie powiedział?! – wrzeszczał siwowłosy mężczyzna w starym spranym kaszkiecie, trzymając w jednej ręce naładowany rewolwer, druga natomiast była szczelnie obandażowana. Jej zwitek kończył się na linii nadgarstka, dalej widniała pusta przestrzeń w której powinna być dłoń. – Masz go przycisnąć. Zrozumiałeś?! Nie spocznę, dopóki nie dorwę Laguse w swoje ręce. Skurwiel, zapłaci mi za odcięcie ręki! – zazgrzytał zębami spluwając z pogardą na ziemie resztkami tytoniu.

- Dzieciak nie chce gadać. Biłem go ile wlezie.

Blask metalu zalśnił w oliwnej lampie, stojącej nieopodal na drewnianym kredensie.

- Może czas przejść do bardziej radykalnych metod. – mafiozo w kaszkiecie z cygarem w ustach uśmiechnął się podle, podsuwając duży rzeźnicki nóż młodziakowi, który spojrzał na niego z przestrachem.

- Jest Pan pewny ? Nie mieliśmy przypadkiem go tylko nastraszyć?

Mężczyzna w kaszkiecie prychnął a fajka w jego ustach drgnęła. Zaciągając się tytoniem wypuścił kłęby dymu.

- Ten pieprzony Lagusa też miał zamiar mnie tylko nastraszyć ? – zapytał z gniewem w głosie, unosząc zabandażowanego kikuta na wysokości swojej twarzy. Młody Mafiozo pokiwał głową.

- Nie szefie. Angelo jest bardziej niebezpieczny, niż mogło nam się wydawać.

Siwowłosy mężczyzna objął młodego chłopaka, uwieszając się na jego ramieniu.

- Właśnie dlatego młody, weźmiesz te małe cacko i zejdziesz tam, by wyciągnąć informacje od tego szczeniaka. – mówiąc to machał ostrzem przed oczami młodego kryminalisty. – I nie wracaj, póki się czegoś nie dowiesz. Jasne?!

Schodząc po schodach młody Mafiozo zauważył, że Nero siedzi nieruchomo, na wpół zgięty z zamkniętymi oczami.

- Oi! Żyjesz jeszcze ? – zapytał, stając w rozkroku przed Vanettim - Jak jeszcze zipiesz, to zaczniemy jeszcze raz. Gdzie jest Angelo Lagusa? Gadaj, albo potnę cie na drobne kawałki i spłucze w kiblu ze szczynami. - Nero uśmiechnął się pod nosem, mamrocząc coś niezrozumiałego. Młody kryminalista pochylił się nad mężczyzną, chcąc dosłyszeć co ten bełkocze. - He? Co tam świszczysz ? głośniej kurwa! Bo nie słyszę. - Vanetti ponownie szepnął coś. Mafiozo tracił powoli cierpliwość. – Gadaj do cholery, gdzie jest Lagusa!

- Na dnie piekieł, tam gdzie zaraz znajdziesz się ty sam. – usłyszał tuż przy swoim uchu i nim zdążył zareagować, jego nóż został wytrącony z ręki. Nero oswobadzając się z przetartych sznurów, podstawił nogę młokosowi chwytając go za poły płaszcza. Cios z łokcia w szczękę zamroczył go na tyle, by stracił grunt pod nogami. Grafitowo oki przytrzymał Mafioze przystawiając chłodny metal do jego skaczącej grdyki. – A teraz bądź grzecznym chłopcem i zaprowadź mnie do szefa. – rzekł Vanetti głębokim ściszonym tonem. Ten w odpowiedzi tylko przełknął z trudem ślinę. – Spróbujesz sztuczek a twoje życie za jednym pociągnięciem ostrza, rozleje się po podłodze. Zrozumiałeś ? – chłopak skinął głową.

 Obaj ruszyli schodami w górę opuszczając zatęchłą, ciemną piwnicę. Kiedy byli już na piętrze, oczom Nero ukazał się mały, ciasny pokój, na wzór tego w którym przebywał z Angelo ukrywając się przed porachunkami mafii. Zewsząd pustki, znikoma ilość mebli wcale nie stwarzała pozorów większego pomieszczenia. Nadal było ono małe. W kącie skryty w cieniu stał Siwowłosy mężczyzna w spranym, starym kaszkiecie. Palił fajkę rozdmuchując dookoła siebie kłęby szarego dymu. Grafitowo oki skrzywił się na ten widok, dociskając nóż do gardła chłopaka, którego pozwolił sobie użyć jako tarczy w razie niebezpieczeństwa.

- Proszę, proszę Nero Vanetti postanowił się sam pofatygować zaszczycając nas swoją obecnością. – rzekł starszy mężczyzna, wyłaniając się spod odsłony cienia. – To się świetnie składa. Oszczędziłeś nam czasu. – uśmiechnął się ukazując rząd pożółkłych zębów a na jego naznaczonej licznymi zmarszczkami twarzy pojawił się grymas gniewu. – Gadaj, gdzie jest ten pieprzony Lagusa. – zagrzmiał, co na młodym mężczyźnie nie zrobiło najmniejszego wrażenia. Stał oparty o framugę podtrzymując przed sobą obolałego chłopaka.

- Rany. –westchnął Vanetti. – Wszyscy pytają o Angelo, zapominając, że prekursorem w tym całym mafijnym cyrku jestem ja. Zaczynam być kurna zazdrosny. – burknął teatralnie pod nosem, niby wielce urażony. Starszy mężczyzna zaśmiał się a Nero dostrzegł kątem oka, cień igrający na ścianie, tuż przed nim. Nim zdążył zareagować, poczuł silne uderzenie w potylicę. Padł bezwładnie na podłogę. Tracąc powoli świadomość do jego uszu dobiegł znajomy głos mężczyzny stojącego za nim.

- Jak sobie życzysz, Nero Vanetti. W tym teatrzyku marionetek, będziesz grać pierwsze skrzypce.

***

Dystrykt Trost. Lasy koszarowe niedaleko głównej siedziby Zwiadowców.

- Mniej gazu Sarah! To nie cyrk, żeby robić takie akrobację. Manewr ma być przede wszystkim szybki, zbalansowany i stabilny a cięcia głębokie i precyzyjne. – pouczał ją Simon, dorównując kroku towarzyszce. Mijając drzewa, blond włosa dostrzegła wyłaniającego się z zarośli prowizorycznego tytana. Naciskając spusty przy rękojeści, Sarah poszybowała z zawrotną prędkością ucinając kark tekturze. – Nadal za dużo gazu! – krzyknął za nią rudowłosy. Dziewczyna lądując, westchnęła wycierając grzbietem dłoni spocone czoło, do którego przylepiło się kilka pojedynczych kosmyków.

- Ale zrzędzisz. – prychnęła, zmieniając stępione ostrza na nowe. – Masz jakiś kompleks niższości, że prawisz mi morały, czy jak ? – zapytała z rozbawieniem. Chłopak wylądował tuż obok na tej samej gałęzi. Wyprostowując się, spojrzał czarnymi jak dwa węgle oczami na blond włosą z nieukrywaną irytacją.

- Staram się wbić wam do głowy świadomość tego, że Ekspedycja, to nie pieprzona wycieczka krajoznawcza. Tylko walka na śmierć i życie!

Sarah pomachała mieczem lekceważąco, podpierając drugą ręką swoje krągłe biodro.

- Tak, tak, już to słyszałam setki tysięcy razy. – przewróciła oczami.

- I wciąż o jeden raz za mało, jak widać. – usłyszała za sobą niski, melodyjny głos brunetki. Odwracając się spostrzegła tylko cień znikający między gałęziami drzew. Sina wystrzeliła w górę zaczepiając kotwiczki o chropowatą korę. Zniżając lot, poszybowała w dół a pęd wiatru dodał jej prędkości, dzięki czemu nie musiała zużywać gazu. Nim butem dotknęła gruntu, linka zaczepiona o drzewo na górze, szarpnęła jej ciałem a Raven wystrzeliła jak z procy zmierzając wprost na manekina, którego powaliła jednym sprawnym cięciem. Sarah zagwizdała z podziwem, układając dłoń nad głowa w prowizoryczny daszek.

- Ta to dopiero odwala popisuwę.

Simon prychnął zeskakując z gałęzi.

- Kolejny jest 30 metrów przed nami. Sarah, ty się nim zajmiesz. Sina, ty weźmiesz tego po lewej, zaraz przy tym drzewie. – zarządził starszy Zwiadowca. Obie Dziewczyny przytaknęły.

Kiedy trening dobiegł końca Sina i Sarah siedziały na stołówce spożywając wieczorny posiłek. O ile pierwsza standardowo trajkotała nie zważając na brak odzewu ze strony słuchaczy, czy chociażby buzi zapchanej jedzeniem, o tyle druga nawet nie tknęła swojej porcji patrząc gdzieś w ciemny kąt. Świadomość mijającego czasu napawał ją przeszywającym strachem. Do wyprawy pozostał jedynie tydzień. Jutro na porannym apelu Generał ma przedstawić szyk formacji, oraz przydzielić żołnierzy do poszczególnych oddziałów. Niepewność swojego położenia sprawiało, że w Raven buzowała krew, boleśnie rozsadzając żyły. Nie dopuszczała do siebie świadomości tego, że Sarah będzie w innej straży. Musiały trzymać się razem.

Bez nich moje życie przestanie mieć jakikolwiek sens

Pomyślała spoglądając na obandażowane dłonie, na których czerwień zdołała się już przebić przez muślinową tkaninę. Sina zmarszczyła brwi. Przez jej atak gniewu, skaleczyła ręce na tyle dotkliwie, że z trudem utrzymywała miecze w obu dłoniach. Musiała uważać, na wyprawie nie mogła dopuścić do tak trywialnych rzeczy jak niekontrolowanie emocji. Musiała chronić siebie i Sare. Kiedy obróciła głowę w stronę blond włosej, ochoczo rozmawiającej z Wiktorią i Deislerem, ukuło ją poczucie winy. Zdała sobie sprawę z tego, że tak jak szmaragdowo oka, tak i Raven chciała wracać do domu. Nie czuła się tutaj dobrze od samego początku. Niebezpieczeństwo czyhało na nią na każdym kroku, przez co nie była w stanie skupić się na priorytetowym celu.

Zemście na Ackermannie.

Musiała naprędce wymyślić plan, który pozwoli jej i Sarze wyrwać się z Korpusu. Być może byłaby w stanie uniknąć wyprawy. Tak bardzo się bała opuszczenia murów. Świadomość śmierci ryła jej psychikę dogłębnie, jak sama jej przeszłość. Zacisnęła zęby, nim wykona jakikolwiek ruch, wpierw musi zamknąć niedokończone sprawy. Z takim też nastawieniem wstała szurając krzesłem po podłodze. Pytające spojrzenia zebranych skierowały się w jej stronę.

- Dokąd idziesz ? – Sarah ucięła pogawędkę z towarzyszami zwracając się do brunetki odchodzącej od stołu.

- Spłacić dług. – odparła wychodząc ze stołówki.

- Dług ? – zaciekawiona Nicole dołączyła się do rozmowy. Sarah skinęła głową, uśmiechając się wymownie.

- U Mrocznego Krasnala w lśniącej zbroi. – zachichotała, biorąc porcję przyjaciółki, przelewając ją na talerz.

- Kapitana Levi'a ? – Wiktoria uniosła brwi. – To on ją uratował wtedy przed Borderem?

Sarah ponownie przytaknęła, pakując pełną łyżkę rozmiękłego ryżu z kawałkami jabłek do ust.

- Słyszałem, że spuścił niezły wpierdol blondasowi. – parsknął śmiechem Deisler, dopijając łyk ciepłej herbaty. Dziewczyny nadstawiły uszu w nadziei, że usłyszą jakieś pikantniejsze szczegóły. Jednak srebrno włosy niespodziewanie wstał od stołu i odszedł do kuchni.

W tym czasie Sina szła korytarzem w stronę gabinetu Kapitana Oddziału Specjalnego. Nim jednak przystanęła przed jego drzwiami, na swej drodze spotkała rudowłosą dziewczynę o wesołych miodowych oczach.

- Petra, zgadza się ? – zapytała Raven, przystając. Starsza Zwiadowczyni uśmiechnęła się uprzejmie, ściągając z włosów białą płócienną chustę. Prawdopodobnie skończyła sprzątać.

- Tak. Ty jesteś Sina Raven ? – bardziej stwierdziła, niż zapytała. Brunetka skinęła głową. – Jeżeli chcesz się spotkać z Kapitanem Levi'em, to radziłabym zrobić to jutro. Kazał mi przekazać, że nie ma czasu dziś już na żadne rozmowy.

Sina przegryzła wargę spuszczając wzrok. Wiedziała, że jeśli z nim nie porozmawia, to nie zmruży oka kolejnej nocy. Poczucie winy nadal kołatało w jej umyśle i sercu. To nie tak, że zapomniała o zdarzeniu nocą w kuchni. Doskonale o tym pamiętała, jednakże przez wzgląd na zawirowania, nie była w stanie wywlec na wierzch żadnych sensownych słów. Okoliczności, również na to nie pozwalały. Ilekroć próbowała złapać mężczyznę gdzieś na korytarzu, ten znikał jej z oczu, niczym duch.

Westchnęła z rezygnacją.

- To coś ważnego. – szepnęła Dziewczyna.

- Rozumiem. Jednak Kapitan prosiłby mu nie przeszkadzano. Przyjdź jutro a z pewnością cię wysłucha. – rzuciła z uśmiechem Ral, mijając Raven i znikając za zakrętem.

- Jutro ? – Sina uśmiechnęła się pod nosem. – Jutro mogę nie mieć tyle odwagi, co dzisiaj. – spojrzawszy za siebie, zobaczyła pusty korytarz znikający w ciemnościach. – Wybacz Petra, ale to nie może czekać. – mówiąc to, przystanęła przed drzwiami gabinetu. Zaczerpując głębokiego oddechu, nacisnęła klamkę i weszła bez pozwolenia zastając mężczyznę siedzącego za obszernym biurkiem. Pochylony nad stertą papierów nie zwrócił uwagi na Dziewczynę, dopiero gdy drzwi trzasnęły, ten zmarszczył ciemne brwi będąc wyraźnie zirytowanym.

- Petra, mówiłem ci, żeby mi nie przeszka... - urwał w momencie uniesienia zmęczonego spojrzenia. – A, To ty.

Sina na potwierdzenie zasalutowała uderzając obandażowaną pięścią w pierś.

- Przepraszam za najście Kapitanie. – rzekła, dodając już nieco ciszej. – Ja tylko na chwilę.

Levi westchnął, ogarniając kruczoczarne kosmyki grzywki opadające mu na oczy.

- Jak się czujesz? – zapytał a brunetkę przeszedł niekontrolowany dreszcz. To samo pytanie zadał jej wtedy w kuchni nocą, siedząc przy parującej herbacie. Jego niski chłodny ton i beznamiętna postawa, utwierdziła ją w przekonaniu, że pomiędzy nią a Kapitanem nic się nie zmieniło. Jego postawa nadal była profesjonalna i surowa, jak to miał w swym zwyczaju. Sina odetchnęła z ulgą. Może nie było potrzeby wracać do tamtych wydarzeń. Mężczyzna zapewne już dawno zapomniał o jej przykrych słowach. Tylko ona jedna - jak na idiotkę przystało, katowała się nimi do dnia dzisiejszego. Pytanie tylko po co ? Kiedy spojrzała w kobaltowe tęczówki zorientowała się, że nie odpowiedziała na wcześniej zadane pytanie. Widząc zniecierpliwienie na twarzy Kapitana, naprędce odpowiedziała.

- Dobrze, rany już się zagoiły. Mogę uczęszczać na treningach, wraz z zresztą grupy. – przyznała. Levi nie odpowiedział, zamiast tego zlustrował jej drobna postać z góry na dół, zatrzymując się na poranionych dłoniach, których opatrunki powoli przeciekały świeżą krwią.

- Powinnaś być jeszcze w skrzydle szpitalnym i odpoczywać. – odparł mrużąc gniewnie oczy. – Z takimi ranami nie powinnaś władać mieczami na treningu. Zgłoś się do Wiktorii, ona opatrzy twoje ręce.

Sina czując dyskomfort sytuacji, schowała dłonie za plecami.

- Jeżeli to wszystko, to możesz już wyjść. Mam dużo pracy. Pieprzona wyprawa lada chwila a my jeszcze nie jesteśmy gotowi. – syknął, patrząc z pretensjami na dokumenty leżące na blacie. Jakby wyładowanie złości na zwitkach papieru miało przynieść mu ulgę.

Raven przełykając ślinę, siląc się na odwagę postąpiła krok do przodu, tym samym na powrót zwracając uwagę mężczyzny. W jej głowie zabrzmiały słowa wypowiedziane opanowanym chłodnym tonem.

„ Jesteś już bezpieczna."

- Chciałam Panu podziękować za ocalenie mnie. – zaczęła, zaciskając dłonie w pięści. Poczuła przeszywający tępy ból, zignorowała go jednak, kontynuując. – Gdyby nie Kapitan ... - prawdę powiedziawszy nie chciała wiedzieć co by się stało, gdyby nie interwencja Ackermanna. Wolała odepchnąć te niepożądane myśli gdzieś daleko w ciemny kąt i nigdy więcej do nich nie wracać. - ... odwdzięczę się Panu, obiecuję. – dokończyła dość nieporadnie, gdyż nie przywykła do słów wdzięczności. Rzadko kiedy tkwiła w takich niekomfortowych sytuacjach, jak ta teraz. Levi przez dłuższą chwilę milczał a jego twarz jak zwykle nie wyrażała nic, prócz głębokiego znużenia, zmęczenia i irytacji. Westchnąwszy, spojrzał swoim jakże przeszywającym wzrokiem w stronę brunetki.

- Nie masz powodu by być mi dłużną. Zrobiłem to, co uważałem za słuszne. – odpowiedział opierając się wygodniej na krześle. – Jestem pewien, że każdy zrobiłby to samo na moim miejscu.

Nie każdy, pomyślała Sina. W swoim jakże krótkim życiu przekonała się już niejednokrotnie, że nie każdy postąpiłby w ten sam sposób, nie wszyscy są tak szlachetni jak Kapitan. Dlatego tym bardziej była wdzięczna mu, za okazanie dobroci.

- Nawet jeśli Pan tak twierdzi, a dobroć swojego serca zasłania Kapitan słusznością swojego wyboru, to i tak pragnę się Panu odwdzięczyć za uratowanie mnie. – rzekła, patrząc zdeterminowanym wzrokiem na mężczyznę. – Proszę mi pozwolić. – dodała szeptem.

Levi odpowiedział jej milczeniem. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w szaroniebieskie oczy, doszukując się jakiegoś ukrytego konkretnego celu. Nie rozumiał, skąd u niej ta nieugiętość i samozaparcie. Przecież każdy postąpiłby podobnie a jeżeli nie ? to pytanie nasuwa się następujące.

Co przeżyła ta drobna Dziewczyna, by twierdzić, że jest inaczej.

Z beznamiętnym wyrazem twarzy Levi dźwignął się z krzesła i wolnym krokiem podszedł do brunetki, zatrzymując się metr od niej. Ze względu na wcześniejsze przykre wydarzenia, wolał zachować bezpieczną i komfortową odległość. Unosząc głowę wbił srogie spojrzenie w podwładną.

- Jeżeli tak bardzo chcesz mi się odwdzięczyć ... - zaczął, a jego ton przywoływał na myśl zmęczenie pomieszane ze zniecierpliwieniem – To przysłuż się ludzkości w nadchodzącej wyprawie. Stań się żołnierzem godnym Korpusu Zwiadowczego. Wtedy twój dług zostanie u mnie spłacony.

Sina skinęła głową, salutując nieporadnie przez wzgląd na poranioną dłoń.

- Rozkaz, Kapitanie!

- A teraz wybacz, ale mam dużo pracy. – dodał, sięgając po klamkę otwierając drzwi na oścież. – Jeżeli to wszystko, możesz odejść.

Sina przytaknęła, odwracając się naprędce do wyjścia. Powiew silnego wiatru wdarł się do gabinetu rozwiewając długie czarne włosy Dziewczyny, które unosząc się, opadły kaskadą miękko na plecy. Levi zmrużył oczy zatrzymując brunetkę.

- Jeszcze jedno. – odrzekł. – Twoje włosy. - Sina odruchowo przejechała palcami po atramentowych kosmykach, patrząc pytająco na mężczyznę. – Zrób coś z nimi. Na wyprawie mogą być cholernym problemem.

***

Księżycowa łuna srebrzystego światła wpadała przez otwarte okno wprost do komnaty, zostawiając na ścianie prostokątny cień. Gwiazdy na grafitowym niebie mieniły się niczym drobinki potłuczonego szkła. Wiatr tej nocy był niezwykle chłodny i porywisty. Z zawziętością szarpał bordową zasłoną, która łopotała o szybę wybudzając brunetkę ze snu. Wstając przetarła piąstką zaspane oczy, po czym powędrowała w stronę okna, zamykając je. Wnet cisza przeszyła zamkowe mury. W nikłym świetle księżyca podeszła do lustra, przystając przy nim i przyglądając się swojemu odbiciu. Po drugiej stronie patrzyła na nią młoda, nie wysoka, drobna kobieta o bladej, niemalże porcelanowej cerze. Jej czarne brwi i szaroniebieskie oczy mocno kontrastowały z bielą jej skóry i odznaczającymi się cieniami ze zmęczenia. Przeczesując szczotką długie, gęste czarne włosy, przypomniała sobie słowa Levi'a

„ Na wyprawie mogą być cholernym problemem."

Ręka ze szczotką opadła wzdłuż tułowia.

Racja, pomyślała Sina wysuwając ostrożnie szufladę. Na wyprawie muszę być przygotowana na wszystko. Nic nie może stanąć na mej drodze. W dużej mierze będziemy poruszać się na otwartym terenie jak i lesie. Związywanie ich nie miało sensu. Westchnęła chwytając za nieduże nożyczki, patrząc w odbicie ze smutkiem.

- Wybacz, ale Kapitan ma rację – przystawiła ostrza tuż poniżej swojej brody, ucinając pierwsze kosmyki, które z miękkim szeptem opadły na podłogę a za nimi kolejne i kolejne. Kiedy skończyła, przeczesała dłonią  krótkie sięgające karku włosy.

- Mam nadzieję, że mi wybaczysz , Angelo.


                                                                                 ***

Continue Reading

You'll Also Like

1.5M 26.4K 55
What if Aaron Warner's sunshine daughter fell for Kenji Kishimoto's grumpy son? - This fanfic takes place almost 20 years after Believe me. Aaron and...
434K 15.1K 163
Sevyn and Von hung around the same people but did not like each other. But they were just cordial. Until Von's birthday came up and Sevyn was the onl...
673K 21.9K 80
Follow the story of Cathy Potter as she and the entire school of Hogwarts sees what their future has in store for them... Best Rankings: #3 - Lily Ev...
795K 29.4K 97
𝐀 𝐒𝐌𝐀𝐋𝐋 𝐅𝐀𝐂𝐓: you are going to die. does this worry you? ❪ tua s1 ⎯⎯⎯ 4 ❫ © 𝙵𝙸𝚅𝙴𝙷𝚇𝚁𝙶𝚁𝙴𝙴𝚅𝙴𝚂...