Ostatnia misja

By Nurami_Phibrizzo

19.3K 1.7K 1K

Marzenia często nie idą w parze z rzeczywistością. Dzieli je cienka i jakże niezatarta granica, gdyż życie p... More

Rozdział 1 „Maria, Rose i Sina"
Rozdział 2 „Informator"
Rozdział 3 „Ponowne spotkanie"
Rozdział 4 „ Podziemie"
Rozdział 5 „ Decyzja"
Rozdział 6 „Powód"
Rozdział 7 „Rozmowa"
Rozdział 8 „ Na ratunek"
Rozdział 9 „Dyscyplina"
Rozdział 10 „ Dziękuję"
Rozdział 11 „ Marzenia"
Rozdział 12 „ Nero i Trening"
Rozdział 13 „ Teoria"
Rozdział 14 „ Konspiracja"
Rozdział 15 „ Biała księga"
Rozdział 16 „ Wyrozumiałość"
Rozdział 18 "Dotyk przeszłości"
Rozdział 19 „ Gniew Sary"
Rozdział 20 „ Dług wdzięczności"
Rozdział 21 "Rozdarcie"
Rozdział 22 „Obietnica"
Rozdział 23 " Nieznany przyjaciel."
Rozdział 24 „Zachód Słońca"
Rozdział 25 Wyprawa za mury cz. 1 „Przedsionek Piekła"
Rozdział 26 Wyprawa za mury cz.2 „Pożegnanie"
Rozdział 27 Wyprawa za mury cz 3. „Żniwa"
Rozdział 28 Wyprawa za mury cz. 4 „Błądząc we mgle."
Rozdział 29 Wyprawa za mury cz. 5 ostatnia „ Obłęd"
Rozdział 30 „Złamane Skrzydła."
Rozdział 31 „Jawa czy sen"
Rozdział 32 "Sina"
Rozdział 33 "Stan czuwania."
Rozdział 34 "Martwa cisza."
Rozdział 35 "Guilty"
Rozdział 36 "So ist es immer"
Rozdział 37 Misja w Stohess cz 1 "Twarzą w twarz z diabłem."
Rozdział 38 Misja w Stohess cz 2 "Rycerze podziemia"
Rozdział 39 Misja w Stohess cz 3. "Jej oczami ..."
Rozdział 40 "Bez ciebie ..."
Rozdział 41 "Cena za życie."
Rozdział 42 Pierwsze wyjście z mroku cz 1. "Poza granicami strachu."
Rozdział 43 Pierwsze wyjście z mroku cz 2. "Hissana - inne oblicze Siny."
Rozdział 44 Pierwsze wyjście z mroku cz 3. "Noc oczyszczenia"
Rozdział 45 "Muzyka z podziemi"
Rozdział 46 "Warunek przebaczenia"
Rozdział 47 "Ten ostatni raz ..."
Rozdział 48 "Wyblakłe wspomnienia"
Rozdział 49 "Zanim będzie za późno..."
Rozdział 50 Wróg w odbiciu lustra cz 1 "Zanim zapadł wyrok"
Rozdział 51 Wróg w odbiciu lustra cz. 2 "Wewnętrzna walka."
Rozdział 52 "Wróg w odbiciu lustra cz.3 "Oko w oko z własnym sumieniem."
Czysto informacyjnie...
Ogłoszenie parafialne

Rozdział 17 „ Maskarada"

390 35 4
By Nurami_Phibrizzo




Deszcz dudnił o podmokłą ziemię. Szarość pomieszana z bielą rozmokłej mgły spowiła świat poza murami. Ciężkie burzowe chmury, sunące leniwie od zachodu, przysłoniły błękit nieba, nadając krajobrazowi, smętnego, burzliwego klimatu. Zimny porywisty wiatr smagał rozgrzaną twarz Siny galopującej na swym wierzchowcu, przez błotniste tereny. Zewsząd otaczał ją otwarty, niebezpieczny i dotąd niezbadany obszar. Miała wrażenie, że pośród dzikich lasów, pól i rwących rzek, ona jest jedynie namiastką, kroczącą przez wieczność. Będąc po drugiej stronie, wszystko czuła dwa razy mocniej. Mokre krople siekały jej postać ukrytą pod peleryną zwiadowcy, która miękkim dźwiękiem łopotała przez pęd wilgotnego powietrza. Widoczność na drodze z każdym galopem stawała się bardziej niewyraźna, mętna i miałka, jak zaparowana w oknie szyba. Sina zarzucając kaptur na mokre, splątane wiatrem włosy, ścisnęła lejce popędzając konia. Gnała ile sił w stronę rozmytego czarnego dymu, który chwilę temu pojawił się między pojedynczymi drzewami. Jej oddech, łapczywie chełpiący powietrze, wydobywał z ust bezkształtne obłoki. Koń pruł, co rusz wierzgając łbem na boki, jakby odczuwał niepewność zmierzania w tamte tereny. Kiedy Sina puściła wodze, by grzbietem dłoni przetrzeć twarz od spływającego deszczu, ze zgrozą spostrzegła, że ziemia usłana jest martwymi ciałami zwiadowców. Obróciła głowę za siebie, patrząc w rozrzucone, stępiałe miecze w odbiciu których zobaczyła oderwane, powykręcane zroszone błotem i krwią twarze przyjaciół, które oddalały się pozostawiając już na zawsze w jej pamięci obraz śmierci. Sina przymknęła oczy, zaciskając zęby. Wtem poczuła mocny zryw. Koń potknął się o fragment oderwanej ręki a Sina wypadła z siodła przetaczając się boleśnie po błotnistej drodze. Kiedy uchyliła powieki, zobaczyła przed sobą pęk splątanych włosów o krwisto rdzawej barwie, pozlepianej mazistą breją, które spętanymi strąkami przyklejone były do bladej wykrzywionej w strachu twarzy. Oczy, które w pamięci Siny zawsze iskrzyły radością i pełnią życia, teraz były zamknięte i zapadnięte, jakby ktoś spuścił powietrze z gumowej maski. Jej ręce i nogi leżały pod nienaturalnym kątem. Podmuch wiatru ze smutkiem unosił pelerynę, jakby w nadziei, że tym delikatnym gestem przywróci dziewczynę do życia.

Sara nie żyła. Jej ciało leżało przed wytrzeszczonymi ze strachu oczami Siny, która zastygła w miejscu, niczym obraz wykuty w skale. Po jej umazanych krwią policzkach, wartkim strumieniem popłynęły łzy. Drżącą dłoń przystawiła do ust, nie dowierzając swojemu spojrzeniu. Niemal zachłysnęła się płaczem, gładząc wilgotne, pozlepiane brudem, włosy przyjaciółki. Czuła jak jej serce roztrzaskuje się na miliony kawałków, moknąc i niknąc w otchłani rozpaczy. Klęcząc nad sztywnym ciałem przyjaciółki, jak przez mgłę słyszała kroki i pojedyncze słowa, które przytłumione i bezpostaciowe boleśnie wdzierały się do jej umysłu. Coś zaszeleściło w dali. Sina unosząc wzrok dostrzegła, że płaszcze zmarłych zwiadowców łopotały na wietrze, jak zranione skrzydła ptaka. Kiedy spojrzeniem chciała wrócić do przyjaciółki, jedno z ciał leżących na ziemi, poruszyło się. Unosząc powoli, niezgrabnie, niczym marionetka, poskręcane pod nienaturalnym kształtem kończyny. Tuż za jednym ciałem, zaczęło podnosić się drugie i kolejne. Najpierw połamane nogi, później splamiony krwią korpus a na końcu głowa, która odchylona do tyłu, nagle raptownie z głośnym chrzęstem kości przeskoczyła na miejsce. Sina zastygła bez ruchu obserwując ten przerażający teatr martwych marionetek. Wszyscy nie mieli oczu, ku zapadniętym policzkom widniały ziejące pustką dziury, wyryte głęboko w czaszce, zaś ich usta zaszyte cienkimi włóknami, marszczyły się przy każdym wypowiedzianym słowie.

- Dlaczego. – szepnęła pierwsza, rdzawo włosa zwiadowczyni. – Dlaczego porzuciłaś nas. W imię czego? – zapytała, a sznur przeplatający jej wargi powoli pękał zostawiając, sączące się rany na ustach.

Victoria ...

- W imię zemsty. – usłyszała drugi głos. Obok niej, dygocząc na połamanych nogach stała czarnowłosa dziewczyna. Jej czarne loki, przyklejone do twarzy, przypominały obślizgłe macki, które z cichym plaskiem opadały na poszarpany żołnierski mundur.

Nicole ...

- Czy nie jesteśmy twoimi przyjaciółmi? – zapytał chłopak o szarych, przydymionych włosach, które strąkami opadały na oblepioną krwią twarzą. – Powierzyliśmy ci swoje zaufanie, które zdeptałaś nie oglądając się za siebie.

Deisler ...

Kiedy kolejna osoba, obok dziewczyny, pokracznie wstała i uniosła bladą twarz. Sina gwałtownie wciągnęła powietrze do płuc.

- Obiecałaś ... - usłyszała głos, który charczał. Przez zaciśnięte gardło bulgotała gorąca krew, która cienką stróżką spływała kącikiem wygiętych ust. – Obiecałaś mnie chronić, Si. – blond włosa wsparła się dłonią o podmokły grunt a jej ręka wygięła się pod dziwnym kątem. – Byliśmy rodziną, prawda? Więc dlaczego, pozwoliłaś mi umrzeć?

Sarah ...

- Nic nie jest bardziej haniebne, niż zemsta, która jest ważniejsza, niż życie ludzkie.

Wzdrygnęła się na kolejne słowa, wypowiedziane ustami tego człowieka. Słysząc niezmiennie chłodny głos, który tak dobrze znała, zadrżała mimowolnie. Powoli, niespiesznie odwróciła się za siebie, dostrzegając w oddali postać, spowitą we mgle. Skrzydła wolności, splamione krwią, łopotały niespokojnie na wietrze. Stał do niej tyłem, patrząc zabójczym wzrokiem, przez ramie. W obu rękach dzierżył złamane miecze a jego czarne, mokre włosy rozwichrzone były przez silny wiatr.

Kapitan Levi ...

Brunet jako jedyny, wydawał się być żywy, bardziej realny i mniej przerażający od reszty przyjaciół. Sina w poczuciu rozpaczy, spętana strachem, poczuła irracjonalny przypływ zaufania do tego człowieka. On jedyny nie wydawał się obłędnie pokraczny, sztywny i martwy ...

Chciała coś powiedzieć, jednak z otwartych ust nie wydobył się żaden dźwięk. Słowa uwięzły w gardle pozostając jedynie myślami, których nikt nie był w stanie usłyszeć.

- Nie zasłaniaj się wiecznie kłamstwami. – rzekł chłodnym, cierpkim tonem Levi. – Niektórzy ludzie zasługują na prawdę, nieważne jak pochrzaniona miałaby ona być.

- To się nie dzieję naprawdę – szepnęła Sina.
- Prawda jest pojęciem względnym. – usłyszała tuż za sobą niski, stonowany głos. Spojrzała w tamtą stronę. Tuż za drzewami stała niska postać mężczyzny o bladej cerze, ciemnych włosach i jasnych piwnych oczach. Odziany był w wypłowiałą, pomiętą koszule, której biel pomieszana z szarością zlewała się z zimnymi strugami deszczu. Angelo patrzył na nią pełnym zawodu wzrokiem, jakby złamała wszystkie obietnice tego przeklętego świata. - To, czy to mara, czy rzeczywistość, zależy od nas samych.
Czarnowłosa pokręciła głową, wyraźnie wstrząśnięta wydarzeniami.
- Nie rozumiem.
Angelo milczał a jego postać powoli przysłaniała mlecznobiała mgła. Nim jego obraz zatarł się całkowicie, usłyszała ostatnie słowa swojego przyjaciela, które mieszały się z chłodnym głosem Levi'a stojącego po przeciwnej stronie.

"Nie zapominaj, po co tu jesteś / Okłamując innych, okłamujesz samą siebie."

Oba głosy jak lodowata strzała, boleśnie przeszywały jej umysł, wwiercając się w najodleglejsze zakamarki. Dziewczyna padła bezwładnie na kolana rozchlapując dookoła błotnistą kałuże. Patrząc tępym wzrokiem w ziemię poczuła na swym ramieniu chude, powykręcane palce. Ktoś siłą ciągnął ją w dół, szarpiąc za poły zmokłego munduru. Chciała stawić opór, krzyknąć, obronić się. Jednak głos ugrzązł w jej gardle, niczym cierń, którego nie sposób było przełknąć ani wypluć. Strach zajrzał w jej oczy, kiedy zobaczyła obłęd i uśmiechnięte twarze nieżywych przyjaciół. Poczuła wilgoć na swych bladych policzkach, deszcz stopniowo skapywał na jej przerażoną twarz, płynąc gęstym karmazynowym strumieniem za kołnierz jasnej koszuli, tworząc na niej matowe czerwone plamy. Sine przeszył dreszcz. Z nieba spływała krew, barwiąc świat na szkarłatno-rdzawy kolor. Kiedy zewsząd do jej uszu dobiegł przeraźliwy wrzask, brunetka otworzyła szeroko oczy, ze zdumieniem dostrzegając nad swoją głową kamienny sufit komnaty zwiadowców. Zrywając się raptownie z posłania, wstała na równe nogi i bosymi stopami, pognała w stronę łóżka w nadziei, że ujrzy tam swoją przyjaciółkę żywą!
Oddech który jeszcze chwilę temu wstrzymywała, jakby w obawie, przed najgorszym, teraz ze świstem wypuściła z płuc. Zawinięta w pościel, z nogami wywalonymi na wierzch, beztrosko spała Sarah. Wizja trupio bladych policzków, splątanych rdzawych kosmyków i wygiętych kończyn powoli zanikała zastępując ją widokiem żywej przyjaciółki. Rozsypane na poduszce złociste pukle, rumieńce na twarzy i delikatny uśmiech, kontrastowały z koszmarem, jaki chwilę temu wstrząsnął sercem Siny. Wdrapując się na materac, dziewczyna objęła przyjaciółkę, mocno wtulając się do jej pleców.
- Coś się stało - mruknęła ospale Sarah, czując jak brunetka drgnęła niespokojnie.
- Nic, śpij. - ucięła Sina, czując jak jej serce znów nabiera prędkości, nieprzyjemnie uderzając o żebra. Sarah uśmiechnęła się w pół mroku.
- To tylko sen, Si. Jestem tutaj, zawsze będę. - zapewniła ją czułym szeptem. Raven już nic nie odpowiedziała. Pragnęła, by opary koszmaru rozwiały się niczym ciężkie ołowiane chmury po intensywnej burzy.


***



Świst linek i syk gazu rozbrzmiał tuż nad głową brunetki, kiedy obie dziewczyny w dzikim pędzie szybowały między drzewami. Zimny wiatr wraz z pojedynczymi kroplami deszczu smagał ich rozgrzane do czerwoności twarze. Był wczesny ranek. Zaraz po śniadaniu Sina wraz z resztą, od kilku godzin już, trenowała manewr w koszarowych lasach, chlastając tekturowe podobizny tytanów. Przez fatalną pogodę, widoczność przed nimi zamazywała się a pnie stały się śliskie, przez co wystrzelone kotwiczki ciężej wbijały się w drzewo. Gdyby nie Raven, Sarah niejednokrotnie zaliczyłaby bolesny upadek z kilkunastu metrów.
- Co to za poroniony pomysł, żeby trenować w taką pogodę. Instruktora już do reszty popieprzyło! - żaliła się blond włosa zrównując tor lotu ze swoją przyjaciółką. - Jak zachoruje przez tego kreatyna, to mu tak nakopie do dupy...
- Drzewo.
- He!?
- Powiedziałam drzewo! - nim do Sary dotarła wiadomość. Sina zareagowała błyskawicznie, spychając dziewczynę z drogi tak, by ta nie zderzyła się z pniem. W ostatniej chwili naciskając spusty w rękojeściach mieczy Sarah zaczepiła się o tekturową podobiznę tytana, zwisając na niej. Zaś Sina robiąc pół okrąg zatrzymała się na jednej z gałęzi na której zaraz pojawiła się jej towarzyszka. Kiedy zielonooka chciała coś powiedzieć, brunetka raptownie odwróciła się do niej przodem, mając wymalowaną wściekłość na twarzy.
- Ile razy mam ci powtarzać, że masz się skupić na tych cholernych treningach! - zagrzmiała a jej donośny krzyk przeszył leśną ciszę i rozproszył ptaki w koronach drzew, które spłoszone wzbiły się do lotu. Sahah zamilkła patrząc w zimne szaro niebieskie oczy przyjaciółki. Widziała w nich mieszaninę złości, smutku i strachu. Zrozumiała, że Raven martwiła się o nią. Ze skruchą i poczuciem winy Sarah spuściła głowę i mruknęła pod nosem ciche "przepraszam"
Brunetka jeszcze przez chwilę mierzyła ją karcącym wzrokiem, by w końcu odpuścić i westchnąć ze zrezygnowaniem.
- Doprawdy, same z tobą kłopoty. - Sarah przewróciła oczami.
- To nie ja wymyśliłam sobie wycieczkę w lesie podczas burzy.
- Trenowanie w takich warunkach jest przydatne. - odparła Sina zmieniając stępiałe ostrza na nowe. - Nigdy nie wiadomo, jaka pogoda zastanie nas za murami. Dodatkowe doświadczenie może uratować nam życie. Więc nie marudź, tylko szlifuj swoje umiejętności.
- Rozkaz, kapitanie!
Sarah zasalutowała niczym przykładny żołnierz, za co dostała po głowie.
Nim blondynka wyrzuciła z siebie kolejne żale, na gałęzi tuż obok nich wylądowała czwórka zwiadowców.
Ciemne niebo na wskroś przeszył jasny piorun, który z hukiem uderzył w tereny poza lasem. Przez moment wszyscy stali i patrzeli w tamtą stronę. Kiedy błysk na powrót zastąpił półmrok, Deisler jako pierwszy zabrał głos.
- Nie wiem, jak wy ale ja już mam dość. Widoczność jest fatalna, deszcz przybiera na sile, przez co pnie drzew zaczynają być śliskie. W dodatku ta mgła... Jak tak dalej pójdzie to będziemy tu błądzić jak ślepe i głuche koty.
- Deisler ma rację. - odparła Nicole. - Ciężej będzie nam sie poruszać po lesie. Byłby poważny problem, gdyby ktoś spadł, bo nie ma z nami Victorii.
- To co robimy? - zapytała Sarah wodząc spojrzeniem po twarzach towarzyszy.
- Wracamy do kwatery. - zarządziła Sina, po ówczesnym zastanowieniu. - Myślę, że instruktor nie będzie miał nam za złe, że wrócimy bez jego rozkazu.
- A niech tylko spróbuję, Dupek jeden, to mu nogi z dupy...
- Sarah! - krzyknęli wszyscy jednym chórem.


***


- Że co?! Powtórz jeszcze raz, bo chyba się przesłyszałam. - rzekła zdziwiona Victoria, wolnym krokiem zmierzając przez korytarz siedziby. Wracała właśnie ze szpitalnego skrzydła. Generał zarządził, że dziś pierwszy dzień to ona obejmie dyżur, dlatego też z rana nie pojawiła się na treningu. Nicole idąca tuż za nią , nie odzywała się przez całą drogę przysłuchując się jedynie rozmowie dwójki przyjaciół z przodu.
- To co słyszałaś. - odparł Deisler, pocierając dłonią zabandażowany lewy nadgarstek, który otarł sobie o pień drzewa, pozostawiając na skórze krwawe zadrapania. - Dziś wieczorem jest impreza.
- Z jakiej niby okazji? - chłopak wzruszył ramionami.
- A bo ja wiem? Coś słyszałem od pułkownik Hange, że chcą celebrować debiut naszego rocznika, czy jakoś tak.
Victoria uniosła brew.
- I gdzie ta niby impreza ma się odbyć?
- Na dole w kantynie. Tam jest więcej miejsca, niż na stołówce.
Rudowłosa odwróciła się w stronę dotąd zamyślonej Nicole.
- Wiedziałaś o tym? - brunetka pokiwała głową. Victoria odwróciła się z powrotem wzdychając teatralne.
- Wszyscy wiedzą oprócz mnie. - Deisler uśmiechnął się do Resthor.

- Poczekaj tylko jak o wszystkim dowie się Sarah. - Victoria zachichotała będąc tą wiadomością wyraźnie rozbawiona.
- Nie zdziwiłoby mnie to, gdyby organizatorem tej balangi była właśnie ona.
Oboje wybuchli gromkim śmiechem.

Gdzieś w innym skrzydle, drzwi z hukiem uderzyły o kamienną ścianę wpuszczając do środka zdyszaną blond włosą zwiadowczynię, która wyglądała conajmniej tak, jakby utłukła kilku odmieńców z pomocą samego kamienia i procy.
- Siiiiiina! - krzyknęła dziewczyna stojąc w progu.
- Nie.
Sarah wyraźnie posmutniała.
- Przecież jeszcze nic nie powiedziałam.
Raven siedząca na łóżku tuż przy oknie czytała książkę. Obracając kolejną stronę nawet nie spojrzała w kierunku przyjaciółki.
- Zapewne chcesz, żebym poszła z tobą na tą imprezę od której huczy cały zamek.
Sarah kilkakrotnie pokiwała głową z entuzjazmem, niemal wywalając język na brodę.
- Nie ma mowy. Nie mam zamiaru uczestniczyć w tej durnej maskaradzie. - Sarah wydęła wargi wyraźnie zawiedziona.
- Czemu?
- Bo korpus zwiadowczy, to nie miejsce na takie ekscesy.
- Daj spokój, Si. Kiedy ostatnio miałyśmy czas, by się trochę rozerwać?
Raven wzruszyła ramionami.
- Nie pamiętam. Chyba dawno. - po czym uniosła wzrok by spojrzeć na blond włosą. - Rozerwać, to Cie mogą tytani za murami, jak się nie skupisz na treningach.
Sarah przewróciła oczami.
- A ty znowu swoje. No nie daj się prosić, Si. Będzie Nicole, Deisler z Victorią, ten mały pokurcz... Jak mu tam...
- Alex. - podsunęła jej brunetka, przewracając stronę, będąc już wyraźnie podirytowana. Przez trajkotanie przyjaciółki, nie mogła skupić się na tekście w książce.
- O no właśnie! Alex będzie, Simon i może nawet Kapitan. - uśmiechnęła się wymownie, co Raven skomentowała prychnięciem.
- Tym bardziej nie idę. - po czym odłożyła książkę na szafkę. I tak już nie przeczyta ani jednej strony więcej. Została wybita z rytmu. - Co ma w ogóle jedno, do drugiego?
- Ty mi powiedz. - rzuciła Sarah uśmiechając się wymownie. Sina uniosła brew. - Od dwóch tygodni unikasz go jak ognia. Coś jest na rzeczy.

Brunetka przez chwilę patrzyła na przyjaciółkę zastanawiając się, czy wnętrze jej czaszki nie wieje pustką, jednak szybko zrezygnowała z dalszych przemyśleń wzdychając z rezygnacją.
- Czasami to mam wrażenie, że to nie ja walnęłam w to drzewo...


***
 


- I wtedy mu mówię, że prędzej poślubię tytana za murami, niż spojrzę na jego facjatę. Na co ten się uśmiechnął do mnie i posłał w moją stronę - o zgrozo! Jedno ze swoich pseudo czarujących spojrzeń. Dajecie wiarę?! Koleś myślał, że na niego lecę! Co za kretyn. - parsknęła śmiechem Sarah trajkocząc od dwóch godzin z przerwami na przechylenie kufla z winem.
Siedzieli w kantynie załadowanej po brzegi nietrzeźwymi już zwiadowcami. W tle słychać było muzykę pomieszaną z gwarem rozmów i stukiem szklanych butelek. Sina siedziała przy stole wraz z resztą przyjaciół, biorąc bardziej bierny, niż czynny udział w rozmowie. Pierwsze skrzypce, grała tutaj przede wszystkim Sarah, która będąc duszą towarzystwa opowiadała o swoich pseudo romantycznych przygodach. Pech chciał, że ofiarą tematu, był obecnie Nero. Jeden z trójki przyjaciół z podziemia. Blond włosa wychodziła z założenia, że każdy moment jest dobry by pośmiać się kosztem Vanettiego. Sina wiedziała, że Summer i Nero mają się ku sobie, jednak żadne nie chciało się do tego przyznać. Woleli nadal szerzyć pozory nienawiści do siebie, mając nadzieję, że reszta to kupi. Cóż ani Angelo, ani Raven nie byli tacy naiwni, by uwierzyć w ich przedstawienie. Nawet teraz, kiedy blondynka serwowała co rusz to nowe anegdoty, wyglądała tak, jakby chciała przekonać do swoich racji bardziej siebie samą, niż resztę słuchaczy. Sina dotąd siedząc oparta jedną ręką o blat stołu wodziła znudzony spojrzeniem po całym zwiadowczym i nietrzeźwym zgromadzeniu, zastanawiając się ile z tych osób wróci po wyprawie. Zostały niecałe dwa tygodnie do ekspedycji. Formacja Erwina dotąd nie była nikomu przedstawiona, więc nikt nie był świadomy tego w jakim oddziale się znajdzie, nim wyruszy za mury. Brunetka jednak miała cichą nadzieję, że znajdzie się wśród swoich towarzyszy a przede wszystkim blisko Sary. Dziewczyna rozejrzała się dokładnie po twarzach żołnierzy. Każde z tych ludzi miało swój własny cel, swoje ideały i marzenia. Sina i Sarah też je posiadały, dlatego nie mogła dopuścić do śmierci swojej i przyjaciółki. Jej dalekosiężne myśli przerwał chichot dziewcząt stojących w kącie, dzierżących kufle z winem. Ich rumiane policzki i maślany wzrok z początku utwierdzały Raven w przekonaniu, że trunek już dawno trafił do ich krwiobiegu, stąd ta wypisana tępota na twarzy. Jednak wszystkie cztery, niczym słup soli stały i patrzyły w jednym kierunku. Sina będąc zaciekawiona, powiodła swoim szaroburzowym spojrzeniem w stronę źródła zainteresowania. W oddali tuż przy ścianie , przy jednym ze stołów siedziało dowództwo. Mike Zacharius przechylający okazały kufel wina, obok niego pułkownik Hange Zoe, żwawo gestykulująca o czymś i znudzony towarzystwem Levi, wyglądający tak, jakby siedział tu za karę. Ze zdumieniem brunetka zrozumiała, że to właśnie ten trzeci, był obiektem poruszeń tamtych dziewczyn, czego kompletnie nie mogła zrozumieć. Nie znała Kapitana tak dobrze, jak jego własny oddział specjalny, czy okularnica, dlatego nie mogła zrozumieć, dlaczego ludzie zachwycają się tym człowiekiem. Sina jako jedna z niewielu miała okazję natknąć się na drugie oblicze Ackermana, przez co jej doświadczenie owocowało jedynie w kolejną dawką strachu i poczucie winy. Zwłaszcza gdy pamięcią wracała do rozmowy w kuchni. Nadal nie było sposobności, by wyjaśnić tę sytuację i przeprosić go. Nie było jak i nie było kiedy. Z początku starała się unikać mężczyzny, jednak później po rozmowie z Deislerem, który otworzył jej oczy i uświadomił, że kapitan miał też i te druga, lepszą stronę, chciała to w końcu wyjaśnić i wyzbyć się tego uwierającego poczucia winy. Wodząc spojrzeniem po jego znużonej osobie zauważyła, że jako jedyny nie raczył siebie alkoholem, gdyż na blacie przed nim stała filiżanka parującej herbaty. Sina uniosła brew, to było aż nadzwyczaj dziwne. Kapitan może i był surowy, trzymał się sztywno zasad i dyscypliny, jednak był też człowiekiem jak każdy inny, więc od czasu do czasu mógł pozwolić sobie na chwilę relaksu. To samo tyczyło się jego odzienia. Dziewczyna chyba jeszcze nigdy nie widziała Kapitana w cywilu, albo chociażby w odrobinę luźniejszym wydaniu. Zawsze w pełnym umundurowaniu z fularem pod szyją, wykrochmaloną koszulą, czystymi butami, wyprasowanymi białymi spodniami i kombinacją skórzanych pasków. Do tego całego ekwipunku brakowało jeszcze zielonej peleryny że skrzydłami wolności na plecach i sprzętu zwieszonego na biodrach. Uśmiechnęła się na samą myśl jak dziwnie i głupio by teraz wyglądał wśród tej całej pijanej hołoty. Kiedy swoje myśli odpędziła w dal, zdała sobie sprawę, że przecież cały ten czas patrzyła w jego stronę. Zimny dreszcz przeszedł po jej plecach kiedy na moment ich spojrzenia zetknęły się. Patrzył w jej stronę z uniesionymi brwiami. Sina wzdrygnęła się i natychmiast wbiła speszona spojrzenie w obdrapany blat stołu.
Zrobiło jej się niewyobrażalnie głupio, wiedząc ile czasu wlepiała wzrok w kapitana i jak dziwnie to mogło wyglądać. Blondynka też to zauważyła, bo zaraz tuż przy jej uchu usłyszała ciche gwizdanie.
- Fiu, fiu. Miłość rośnie wokół nas. - westchnęła Sarah teatralnie, uśmiechając się do przyjaciółki, na co ta ją zgromiła spojrzeniem.
- Tobie to zaraz urośnie limo pod okiem. - syknęła Sina będąc tą sytuacją wyraźnie zażenowana. Summer jednak nie robiąc sobie nic z gróźb brunetki, tylko machnęła ręką.

- Daj spokój, Si. Dowództwo to też ludzie. Hej! Mam pomysł! Może zaprosimy ich do naszego stołu, co ty na to? - i nie czekając na odpowiedź przyjaciółki, Sarah machnęła ręką w kierunku Levi'a i reszty. Sina błyskawicznie wybiła jej ten pomysł z głowy łapiąc za jej wyciągniętą rękę i przytwierdzając ją z powrotem do blatu, niemal kładąc się na stół.

- Głupia! Powaliło cię do reszty? Chcesz sprzątać kible w zamku przez kolejne tygodnie?

- Wyluzuj, Si. Wypij coś mocniejszego, bo czarna herbata nie jest dobrym trunkiem na takie biby.

Sina westchnęła

- Nie mogę pić alkoholu, jestem jeszcze na lekach, po wypadku. - przypomniała jej. Sarah również westchnęła że zrezygnowaniem.

- Doprawdy Si, czasami to mam wrażenie, że ty i Kapitan macie ten sam kołek w tyłku, tylko nosicie go na zmianę. - Dziewczyna spiorunowała blondynkę spojrzeniem. Jednak obie po chwili odpuściły a Summer powróciła do trajkotania przy stole, gdzie reszta towarzyszy zdążyła się już dobrze upić. Deisler bez skrępowania przystawiał się do nieśmiałej Victorii, Alex, Sarah i Simon o czymś dyskutowali. Jedynie cicha Nicole siedząca dotąd na uboczu, spojrzawszy w stronę Raven, zeszła z ławki i podeszła bliżej.

- Ano... Sina, masz chwilę? Chciałam o czymś ci powiedzieć. - Brunetka skinęła głową wstając od stołu. W momencie wychylenia się, jedno z ramion objęło ją uwieszając się tuż przy jej szyi.

- Chyba ktoś cię woła Si. - do jej ucha dobiegł melodyjny głos Sary pomieszany z oparami czerwonego wina. Raven powiodła wzrokiem w stronę wyciągniętego palca, widząc w oddali kasztanowowłosą okularnicę machającą w ich stronę. Wzdrygnęła się. Ostatnią rzeczą na którą teraz miała ochotę, to podejść do ich stołu. Odwróciła się więc plecami, udając, że nie zauważyła pani pułkownik.

- Pewnie wołają kogoś innego. - odpowiedziała wymijająco chcąc podejść do Nicole, jednak Sarah zatrzymała ją silnym ruchem.

- Nikogo innego tu nie ma, Si. Siedzimy przy ścianie. Chyba, że Hange woła nasze cienie - zaśmiała się i stanowczo popchnęła brunetkę do przodu. Sina nie miała już wyjścia, nie mogła zawrócić, gdyż wyglądałoby to jeszcze gorzej, niż samo dotychczasowe zbywanie. Spojrzała tylko w stronę Nicole uśmiechając się przepraszająco, po czym wolnym krokiem szła w stronę dowództwa siedzącego przy ścianie.

Miała nadzieję na cokolwiek. Alarm przeciwpożarowy, tornado, przełamanie muru, czy haftującą pijaną Sare po kątach. Cokolwiek, byleby nie stanąć twarzą w twarz z brunetem i jego świtą. Tak się jednak nie stało. Bo już chwilę później stała jak słup soli nad stołem, przy którym siedziało dowództwo. Sina z całych sił starała się utrzymać swoje opanowanie, choć dłonie schowane za plecami wyraźnie jej drżały. Jako pierwsza głos zabrała okularnica, przerywając ten dotąd niekomfortowy spektakl niczym niezmąconej ciszy.

- Jak się czujesz Sina, po tym wypadku. Już lepiej? – Dziewczyna skinęła niepewnie głową.

- Tak, już dużo lepiej. Dziękuję, że pułkownik pyta.

- Hange Zoe - uśmiechnęła się kobieta. - Mów mi po imieniu, tak będzie prościej. - Sina ponownie skinęła głową. - A jak twoje obrażenia? Słyszałam, że wróciłaś do treningów.

- Tak, rany się na tyle zasklepiły, bym mogła kontynuować ćwiczenia manewrów. Jedynie ramię jeszcze boleśnie przypomina mi o kontakcie z drzewem. - zaśmiała się nerwowo.

- Erwin mówił, że jeżeli twój stan się pogorszy masz przerwać treningi i udać się do skrzydła szpitalnego. - zaleciła Zoe, po chwili jakby oprzytomniając. - Tak w ogóle, to siadaj, co będziesz tak stała? - Hange przesunęła się w stronę Zachariusa, ustępując miejsce Raven, która opadła obok pułkownik.

- Myślę, że nie będzie tak źle. Koordynacja idzie mi coraz lepiej. - pochwaliła się Sina unosząc wzrok i momentalnie blednąc. Przed sobą miała niezadowolony wyraz twarzy Kapitana i jego ciemne kobaltowe oczy, które przygniatały ją morderczym spojrzeniem. Przełknęła ślinę i odwróciła wzrok. Hange pytała, czy sprawdzała swój sprzęt przed wypadkiem. Brunetka pokręciła głową.

- Nie mieliśmy na to czasu. Sprzętem zajmowali się szeregowi z innego oddziału. - wyjaśniła siląc się na spokój.

Cały czas czuła wzrok bruneta na sobie.

- Rozumiem. - Zoe skinęła głową.

Siedzący i milczący dotąd Levi nie zabierał głosu, dopóki pułkownik nie zwróciła się bezpośrednio do niego.

- A co ty o tym sądzisz, Levi ?

Sina wstrzymała oddech. Chyba wolała, żeby pozostał bierny w dyskusji, niż dołączał do niej. Gdzieś w zakątkach swojej intuicji, brunetka czuła, że to się może źle skończyć. Kapitan opierając się dotąd o ścianę, zakładając nogę na nogę, rozłożył ręce i jedną z nich przewiesił za oparcie krzesła a drugą oparł przedramieniem o blat stołu, tuż przy swojej filiżance nadając sobie stanowczego i pewnego siebie wizerunku. Brunetka spięła wszystkie mięśnie, słysząc jego chłodny, chrypliwy ton głosu.

- Jak ktoś jest słaby, to zawsze znajdzie wymówkę, by usprawiedliwić swoją niekompetencję. - rzekł, upijając łyk czarnej herbaty. Dziewczyna skrzywiła się. Domyśliła się, że mężczyzna uraczy ją przytykiem. Nie miała jednak ochoty brnąć w tą dyskusje, która mogłaby z ostrych słów przeistoczyć się w rękoczyny. Dlatego nic nie odpowiedziała, patrząc kapitanowi w oczy.

Hange natomiast była innego zdania, gdyż widząc posępną minę swojej podwładnej odrzekła do Ackermana poważnym tonem.

- Nie wszyscy są tak potężni i nieustraszeni jak ty, Levi. Czasami to aż się zastanawiam, czy nasz najsilniejszy żołnierz ludzkości, jest nadczłowiekiem, czy może już czymś na pograniczu samego tytana.

Sina przegryzła wargę wędrując spojrzeniem z zafascynowanej pułkownik na wkurzonego Kapitana.

- Widzę, że przebywając w towarzystwie bezmózgich stworzeń udziela ci się syndrom zaniku organu odpowiedzialnego za myślenie. - warknął, pochylając się nad filiżanką dopitej już herbaty. - Jeżeli chcesz dożyć kolejnej wyprawy, lepiej uważaj by nie nawinąć się na mój miecz, bo mogę pomylić cię z tą bezmózgą kupą gówna.

- Levi! - odezwał się dotąd milczący Zacharius, stopując sarkastyczny potencjał bruneta. Na co ten prychnął pod nosem, wstając po chwili od stołu.

Hange uniosła na niego wzrok.

- Dokąd idziesz?

- Do siebie. - odparł chłodno. - Mam już dość tej pieprzonej maskarady.

Odszedł pozostawiając resztę w nieprzyjemnej atmosferze. Zoe położyła dłoń na ramieniu dziewczyny.

- Wybacz, Levi, już taki jest ale to dobry człowiek, który wiele przeżył w życiu, stąd jego ciężki charakter.

Sina nic nie odpowiedziała, skinęła tylko głową. Wiedziała, że Kapitan pomimo pozornego spokoju bywał drażliwy, była świadoma tego, że słowa Zoe mogły wprowadzić go z równowagi. Nikt nie chciał być porównamy do tych krwiożerczych potworów. Dlatego rozumiała jego wybuch.

Levi poszedł do siebie, pomyślała, zastanawiając się czy powinna wykorzystać ten moment i pójść do niego, porozmawiać, przeprosić. Czy może lepiej nie ryzykować. Wiedziała w jakim jest nastroju. To raczej zakrawało o samobójstwo niż drogę do porozumienia. Jednak możliwe, że nie będzie bardziej dogodnego momentu, by wyjaśnić to co ją uwierało. Nim się spostrzegła stała już na równych nogach odchodząc od stołu, ówcześnie przepraszając dowództwo. Mijając pijanych towarzyszy wyszła z kantyny na cichy ciemny korytarz. Dźwięki muzyki i gwar nocnej imprezy zostały stłumione przez zamykane drzwi. Sina powoli kroczyła w stronę gabinetu Kapitana, wciąż zastanawiając się, czy dobrze robi. Już i tak wystarczająco skompromitowała się przy nim. Był sens by to pogłębiać? Stanęła bijąc się z własnymi myślami, nim jednak zrobiła krok w tył, poczuła jak czyjaś silna dłoń zatyka jej usta, wciągając do komnaty obok.


***

Continue Reading

You'll Also Like

1.8M 60.5K 73
In which the reader from our universe gets added to the UA staff chat For reasons the humor will be the same in both dimensions Dark Humor- Read at...
377K 13.5K 58
𝐈𝐍 𝐖𝐇𝐈𝐂𝐇 Ellie Sloan reunites with her older brother when her hospital merges with his jackson avery x ellie sloan (oc) season six ━ season se...
324K 9.7K 105
Daphne Bridgerton might have been the 1813 debutant diamond, but she wasn't the only miss to stand out that season. Behind her was a close second, he...
165K 5.8K 42
❝ if I knew that i'd end up with you then I would've been pretended we were together. ❞ She stares at me, all the air in my lungs stuck in my throat...