♛♛♛♛♛
Harry
Obserwowałem w skupieniu jak zwinnie palce Louisa przesuwając się po biało-czarnych klawiszach. Sam szatyn zamknął oczy i cichutko nucił pod nosem melodię. Byłem pełen podziwu dla jego gry. Sam nieraz miałem lekcję fortepianu, lecz nie rozwinąłem się aż tak bardzo, jak Louis. Młodemu królowi przychodziło to z taką łatwością. Myślałem, że ślepota będzie stanowiła jakąś przeszkodę ku temu, ale nie mogłem się bardziej mylić. Odgłosy wydobywające się z fortepianu były jak miód dla moich uszu. Niestety nie znałem tej melodii, gdyż słyszałem ją po raz pierwszy w życiu. Na pewno należała do jakiegoś francuskiego kompozytora. Zapamiętałem, aby spytać o to Louisa, gdy tylko skończy grać.
Stałem przy oknie, naprzeciwko dużego instrumentu, który był w centrum sali. Na skórzanym stołeczku siedział drobny szatyn, zatracony w swojej genialnej grze. Promienie nikłego słońca wpadające przez okno padały na połowę twarzy chłopaka, a jego długie rzęsy rzucały cienie na zarysowane kości policzkowe. Wyglądał pięknie i tak niewinnie. Nie chciałem psuć jego nastroju, lecz było to nieuniknione.
Zacisnąłem mocno usta, aby nawet najmniejszy szloch nie opuścił ust. Dłonie mocno zacisnąłem w pięści na koszuli przy zgięciu łokci. Z każdym naciśnięciem klawisza, moje łzy coraz bardziej moczyły policzki, choć obiecałem sobie, że nie będę płakać. To nie ja miałem powód do płaczu, to była rola Louisa, który jak dotąd był niczego nieświadomy. Mały książę.
Kiedy posłaniec przybiegł do mnie z samego rana z nowinami, nie wiedziałem, że będą one aż tak złe. Zwykle słuchanie wiadomości mnie nudziło i miałem dość przeróżnych zaproszeń na bale organizowane przez władców z innych krajów. Byłem na to za leniwy, a poza tym nie chciałem opuszczać ojczyzny. Korespondencja dotyczyła francuskiej rodziny królewskiej.
Do dziś pamiętałem słowa, jakie powiedział mi król Mark jeszcze przed ślubem i koronacją. W mojej głowie odbijały się one echem i powracały ze zdwojoną siłą. Tamta scena jako pierwsza pojawiła mi się przed oczami, kiedy tylko mój doradca skończył czytać list, dostarczony przez posłańca. Był on najwyższej wagi, dlatego na sali znajdowaliśmy się tylko my dwaj. Wcześniej byłem przekonany, że to po raz kolejny korespondencja ze wschodu, gdzie jeden z cesarzy oferował rękę swojej córki, pomimo iż wieść o moim zamążpójściu rozniosła się błyskawicznie i wywołała niesmak wśród księżniczek, które zalecały się do mnie odkąd byłem dzieckiem. Niestety to było gorsze i wiedziałem, że to będzie jak cios dla niewidomego króla.
- Louis jest moim jedynym synem, Haroldzie - powiedział król Mark, a jego niebieskie oczy patrzyły się uważnie w te moje, jakby mógł zajrzeć mi wgłąb duszy. - To mój mały książę, dlatego nie waż się go unieszczęśliwić. Zasługuje na wszystko co najlepsze.
- Oczywiście, panie - skinąłem głową, nie mogąc doczekać się tego, aż w końcu mężczyzna opuści mnie i zniknie w tłumie ludzi. Sam osobiście nie przyznałbym się, że trochę mnie on przerażał. Naprawdę nie chciałem u niego podpaść.
- Masz niezwykłe szczęście, że będziesz miał go u swojego boku, książę - kontynuował zachwalanie Louisa, jakby był on co najmniej kurą znoszącą złote jajka. - Jest niezwykle mądry, więc nigdy nie wykluczaj go tylko z powodu jego ślepoty.
- Wszystko co mówisz mój panie, wezmę sobie głęboko do serca - oznajmiłem. - Mam nadzieję, że uda mi się sprawić, by przekonał się do mnie i pokochał tak mocno, jak silne jest moje uczucie względem niego.
Król zmierzył mnie podejrzliwie spojrzeniem, a ja lekko się uśmiechnąłem, choć w środku drżałem ze stresu i strachu, że szatyn coś wspomniał swojemu ojcu o tym, jaki byłem dla niego niemiły. Ale Louis tego by nie zrobił, prawda? Jeśli nie byłby na tyle głupi, będzie tańczyć tak, jak ja mu zagram.
- Kocham mojego syna nad życie, dlatego wiedz, że gdy tylko usłyszę chociażby plotkę o tym, że Louis cierpi, całe moje wojsko, które miało służyć do obrony Anglii, zostanie skierowane przeciw niej, pamiętaj.
Przełknąłem nerwowo ślinę i może zbyt szybko pokiwałem głową, wywołując promienny uśmiech i śmiech króla. Położył dłoń na moim ramieniu i lekko się nachylił, ponownie mierząc mnie spojrzeniem. Jego twarz nagle przybrała pochmurny wyraz. Oczy zaczęły mi zachodzić łzami i wiedziałem, że lada moment nie wytrzymam tego miażdżącego wzroku. Przejrzał mnie, zobaczył pod moją maską to, co chciałem schować przed innymi.
- Mnie nie nabierzesz, ale Louis ma zbyt miękkie serce i jest naiwny, a to jego największe wady - szepnął.
Wyprostował się i rozchmurzył. Poklepał mnie przyjaźnie po ramieniu, a ja wypuściłem wstrzymywane powietrze.
- Będziesz dobrym królem, Harry, jeśli przy boku będziesz miał mojego małego księcia - zapewnił, odchodząc korytarzem, a jego szata poruszała się z każdym krokiem, kołysząc na boki.
Tak bardzo go w tamtej chwili nienawidziłem.
- Dlaczego płaczesz, Harry? - usłyszałem zaniepokojony głos szatyna, który wyrwał mnie ze wspomnień.
Spojrzałem na niego uważnie. Wciąż siedział przy instrumencie i grał spokojną, bardzo cichą melodię, lecz jego twarz zwrócona była w moim kierunku. Przygryzłem dolna wargę, która okropnie mi drżała. Ruszyłem w stronę małego księcia. Z każdym krokiem było mi trudniej. Nie chciałem być osobą, która powie te słowa, lecz nie mogłem zlecić tego służbie. Musiałem być przy nim, tak jak on był przy mnie, kiedy przyśnił mi się koszmar.
Ostrożnie usiadłem na stołku, który spokojne pomieścił nas obu. Przeczesałem nerwowo dłonią swoje loki, które przeszkadzały mi w dokładnym widzeniu szatyna.
- Louis... - zacząłem i to by było na tyle, gdyż w następnej chwili całkowicie straciłem nad sobą panowanie, wypuszczając głośny szloch pełen żalu do tego niesprawiedliwego świata. Łzy moczyły moje policzki i utrudniały widzenie czegokolwiek.
- Harry, co się stało? - zapytał, a jego głos drżał, był przerażony.
Porzucił granie i teraz swoją całą uwagę skupił na mnie. Drobne dłonie owinęły moje ciało, mocno przytulając. Nie poruszyłem się ani odrobinę, przez co zabrał jedną rękę i sięgnął do mojej twarzy.
- Czy ktoś sprawił ci przykrość? - zapytał naiwnie, a ja miałem ochotę się zaśmiać z bezsilności i jego zachowania, bo cokolwiek by się nie działo, zawsze mnie stawiał na pierwszym miejscu i troszczył się. A to było coś, czego ode mnie nie zaznał lub dostawał namiastki tego. - Jesteś królem, nie musisz zgadzać się wysyłać tych wojski, oni nie mogą wywierać na tobie takiej presji... Myślę, że twój przyjaciel Liam cię poprze i porozmawia z...
- Twoi rodzice zginęli, Lou - powiedziałem, chcąc jak najszybciej pozbyć się ciężaru tej wiadomości z własnych barków. - Na wodzie, pięć dni temu.
- C-co? - tylko tyle zdołał wydusić z siebie.
Teraz to ja objąłem go, przyciskając do swojej klatki piersiowej. Szatyn próbował się wyrwać, posunął się nawet do obrażania mnie i wyzywania od kłamców bez serca, ale to była szczera prawda. Wiadomość przyszła z królewską pieczęcią. Nie było żadnej pomyłki. Dopiero gdy pierwszy szok minął, Louis rozpłakał się, mocząc moją koszulę. Ściskało mi się serce na ten widok. Niestety nie mogłem nic zrobić, by uśmierzyć jego ból. Sam nie wyobrażałem sobie stracić rodziców, dlatego tak mnie to dotknęło. Nie byłem do nich aż tak przywiązany, jak Louis do swoich, więc jego cierpienie było okropnie bolesne.
Louis próbował po raz kolejny wyplatać się z moich ramion, ale przytrzymałem go, bojąc się, że zrobiłby sobie jakąś krzywdę. Jego korona zsunęła się z głowy i z brzdękiem spadła na podłogę, jednakże żaden z nas nie zawracał na nią uwagi. Dopiero gdy mały książę trochę ochłonął, zadał kolejne pytanie.
- A moje siostry? - zapytał, a zacisk pięść, którą trzymał się mojej koszuli się zwiększył. - Czy one...
- Są całe i zdrowe, Lou - zapewniłem. - Nic im nie jest, są pod dobrą opieką, twoja najstarsza siostra obejmie tron.
Dalej nie kontynuowałem, gdyż szatyn na pewno nie przejmował się teraz królestwem bez króla, a swoją rodziną, która musiała radzić sobie bez najbliższych osób daleko stąd,nie mając brata przy sobie. Louis nie mógł nawet ich wspierać w takiej chwili.
- Pogrzeb już był - powiedział jakby do siebie, rozważając swoje słowa.
Ja sam nie wiedziałem nawet czy znaleźli ciała, gdyż statek zaraz po napadzie piratów został zatopiony i spoczywał na dnie oceanu. Przez długie minuty siedzieliśmy w ciszy, aż nie przerwał jej dźwięk fortepianu. Melodia była delikatna i cicha, lecz z czasem stałą się coraz głośniejsza, aż w końcu została całkowicie przerwana przez głośny trzask klapy.
- Chcę do nich pojechać - oświadczył, a jego głos brzmiał pewnie, co tylko świadczyło o tym, jak silną osobą jest ten niepozorny, ślepy, mały książę. - Zabierz mnie do Francji, Harry, do mojej rodziny.
♣♣♣♣♣