Hereditatem |d.m

By WrittenBySilene

46.8K 2.7K 396

Hereditatem (łac.) - dziedzictwo Silene jest dziedziczką założycieli Hogwartu, której zadaniem jest pomoc w o... More

Prolog
I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
X
XI
XII
XIII
XIV
XV
XVI
XVII
XIX
XX
XXI
XXII
XXIII
XXIV
XXV
XXVI
XXVII
XXVIII
XXIX
XXX
XXXI
XXXII
XXXIII
XXXIV
XXXV
XXXVI
XXXVII
XXXVIII
XXXIX
XL

XVIII

1.1K 74 7
By WrittenBySilene

Od wypadku Kate Bell minęły dwa tygodnie. Sprawa nieco przycichła, ale strach towarzyszył wszystkim na każdym kroku. Wielu uczniów zostało zabranych przez swoich rodziców do domów wcześniej i nie wiadomo było nawet, czy kiedykolwiek wrócą z powrotem do Hogwartu.

Jeśli chodzi o mnie i Malfoy'a, nie rozmawialiśmy ze sobą. Nieświadomie wywołaliśmy tym samym niemałe poruszenie wśród Ślizgonów. Zbytnio mnie to nie obchodziło. Salazarowi dzięki, moje kochane współlokatorki były na tyle spostrzegawcze i postanowiły nie poruszać tego tematu. Bynajmniej nie w mojej obecności.

Siedziałam sama w dormitorium i pakowałam swoje rzeczy. Nie mogłam uwierzyć jak ten czas szybko minął. Dopiero co jechałam do Hogwartu, a teraz? Kończyłam pierwszy semestr. Na szczęście Pan Znudziło-Mi-Się-Być-Martwym od październikowego spotkania nie dawał znaku życia. Może znowu zniknął? Chciałabym, ale nowe doniesienia w gazetach o licznych zniknięciach i morderstwach rodzin mugoli lub wpływowych czarownic oraz czarowników tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że Czarny Pan nie próżnuje. Prychnęłam poirytowana.

Towarzyszył mi jedynie kot, który rozwalił się na całym fotelu. Podczas pobytu w Hogwarcie zdecydowanie przybrał na wadze. Pewnie przez skrzaty domowe i pierwszaki, przed którymi udawał jaki to jest nieszczęśliwy. Prawdziwy spryciarz.

Patrzył z pogardą jak się męczę. Kiedy jednak zaczęłam wyżywać się na meblach i ubraniach, zeskoczył z gracją (co mnie zdziwiło biorąc pod uwagę jego masę) na podłogę. Zaczął zwracać na siebie uwagę przez ocieranie się o moje nogi. Odstawiłam go na łóżko obok, na co on prychnął niezadowolony.

Nie wiem co się stało, ale ja potrzebuję miłości w trybie natychmiastowym.

Uniosłam brew. Co za atencyjny futrzak.

- Jak możesz zauważyć mam sporo rzeczy do zrobienia, więc zjeżdżaj i nie zawracaj mi głowy - powiedziałam, sięgając po egzemplarz księgi zaklęć.

Rozjuszony kot syknął i drapnął mnie w rękę, pozostawiając na mojej skórze czerwone ślady pazurów. Zeskoczył z łóżka i wyszedł przez uchylone drzwi dormitorium.

Ile rzeczy może się jeszcze zepsuć?



Rzuciłam się na łóżko. Pachniało domem, świeżym praniem i konwaliami. Przede wszystkim konwaliami.

Nie ukrywam, brakowało mi tego w Hogwarcie. Tam moje dormitorium znajdowało się pod ziemią. Nie było szans na dzienne światło. Dodatkowo, dzielenie pokoju z wyjątkowo  nadpobudliwą i leniwą panną Parkinson nie ułatwiało utrzymywania porządku. Tutaj wszystko pasowało. Było stonowane, estetyczne i stanowiło element układanki. Tęskniłam za tym spokojem.

Był już wieczór, a ja wysłałam skrzata domowego, aby dostarczył paczki dla wszystkich. Bałam się, że coś stanie się sowie. Wolałam nie ryzykować gdy na dworze szalała zamieć. Na szafie wisiała zakupiona w Hogsmead sukienka. Czekała na jutrzejszy dzień. Miałam cichą nadzieję, że razem z paczką przyjaciół uda nam się jak najszybciej zwiać z tego balu.

Każdy z nas nienawidził tych bankietów. Ludzie spotykali się tam tylko po to by się odstawić, upić i pochwalić ile pieniędzy mają. Dodatkowo wszystko to było w atmosferze miliona dekoracji, sztucznej uprzejmości i załatwiania interesów w elitarnym gronie. Zamknęłam oczy oczekując na upragniony sen.



Obudziły mnie promienie słońca, które bezczelnie raziły mnie w oczy. Cudowne rozpoczęcie dnia.

Wstałam tylko po to, by zasłonić okno po czym z przeciągłym jękiem runęłam na łóżko. Spać. Chciałam tylko spać. Słyszałam jednak dochodzące z dołu odgłosy krzątaniny. Cały dom od rana był przygotowywany na wieczorny bankiet. Usłyszałam pukanie do drzwi. Czemu wszystko obróciło się przeciwko mnie?

- Kimkolwiek jesteś odejdź w pokoju, lub też nie kiedy wstanę - powiedziałam w poduszkę.

Ponowne pukanie. Jęknęłam z irytacją. Postanowiłam zwlec się z łóżka. Wsunęłam na stopy miękkie kapcie, odgarnęłam włosy z oczu i ciężkimi krokami poczłapałam do drzwi. Uchyliłam je i podniosłam brew, gdy nie ujrzałam nikogo na wysokości wzroku.

- Panienko Zabini,  Zapałka przyniosła prezenty świąteczne - usłyszałam głos z dołu.

Skrzatka trzymała ogromny stos pudełek i lekko się chwiejąc spoglądała ogromnymi oczami z  wyczekiwaniem.

- Daj mi to i idź odpocznij - poleciłam odbierając paczki.

- Dziękuję panienko, wesołych świąt! - usłyszałam zanim Zapałka zniknęła z donośnym trzaskiem.

- Wesołych... - mruknęłam do siebie i zamknęłam łokciem drzwi.

Rzuciłam wszystko na dywan, licząc na to, że nie ma tam nic szklanego. Stwierdziłam, że później je otworzę i zabrałam się za ścielenie łóżka. Następnie wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic i przebrałam się w świąteczny, niebieski sweter oraz dresowe spodnie. Oczywiście nie mogło również zabraknąć podniszczonych świątecznych skarpetek z skrzatami w czapeczkach świętego Mikołaja, które miałam od trzeciej klasy.

Usiadłam po turecku i mimowolnie się uśmiechnęłam. Pierwsze dwie ogromnie paczki zawierały kosmetyki, świąteczne skarpetki i słodycze, które otrzymałam od Pansy oraz Astorii. To była już nasza tradycja, zawsze to wybierałyśmy. Druga przesyłka była średniej wielkości. Papier na niej przedstawiał nocne niebo, a gwiazdy na nim poruszały się. Na karteczce znajdowały się życzenia od Teodora. Najdelikatniej jak się dało rozerwałam papier.

Ze środka wypadł biały wilk, a raczej wilczyca. Ta sama, którą widziałam w Hogsmead. Miniaturka zaczęła zdezorientowana, krążyć po dywanie.

Spróbowałam ją pogłaskać, ale ta warknęła na mnie.

- Spokojnie - powiedziałam, wycofując dłoń.

Poruszała się majestatycznie. Pomimo swojego niewielkiego rozmiaru, budziła respekt. W pudełku znajdywały się też przysmaki dla wilka w postaci kawałków krwistego steku. Spróbowałam udobruchać nową towarzyszkę.

 Gdy lokatorka zajęła się przysmakiem oraz pozostałościami po prezentach, ja zabrałam się za ostatnie opakowanie.

Było czarne, proste i dosyć małe w porównaniu do wcześniejszych paczek. Potrząsnęłam nim i usłyszałam grzechotanie. Podniosłam brew. Czyżby rodzice dali mi prezent? Nie, to do nich nie podobne. Zawsze musieli robić to z rozmachem, za czym nie przepadałam. Jednak nie mówiłam o tym, aby nie sprawić im przykrości.

Zaciekawiona uchyliłam wieczko. Z wnętrza wyleciał kawałek pergaminu, a moim oczom ukazał się srebrny naszyjnik z kryształem. Był ciemnogranatowy. Wzięłam go do ręki. Uniosłam brew zaskoczona tym, że od ozdoby bije aura ciepła. Postanowiłam najpierw przeczytać co jest na kartce. Praktycznie od razu rozpoznałam autora wiadomości. Ten nieschludny na pierwszy rzut oka charakter pisma widywałam już na wielu esejach. Draco.

                                        Przepraszam. Nie zdejmuj go.

Zmarszczyłam czoło. To po prostu kolejna błyskotka. Co niby miało być w tym wyjątkowego? Uznałam jednak, że chociaż raz w życiu go posłucham. Założyłam naszyjnik na szyję i podeszłam do szafy by się ubrać i pójść zrobić śniadanie.



W jadalni byłam sama. Nic dziwnego, dochodziło prawie południe. Reszta domowników już dawno zdążyła zjeść śniadanie.

Jadłam swoje ulubione śniadanie, owsiankę z owocami gdy nagle drzwi się otworzyły. Podniosłam wzrok. Moim oczom ukazała się mama. Miała na sobie różowy fartuch pobrudzony mąką i w tym momencie w niczym nie przypominała eleganckiej kobiety z szanowanego rodu.

Była taka... ludzka. Pomimo, że była czarownicą, kochała gotować w mugolski sposób. Jej wypieki podbijały serca nawet najbardziej wybrednych arystokratów.

- Dopiero wstałaś? - spojrzała sceptycznie na mój strój.

- Tobie też dzień dobry, mamo - powiedziałam, uśmiechając się przy tym ironicznie.

Przewróciła oczami na moją reakcję.

- Pamiętaj, że dzisiaj bal - usiadła przy mnie. - Wypadałoby, żebyś była na całym. Nie możesz cały czas się ukrywać jak dziecko.

- Mamo... - jęknęłam. - Przecież przez piętnaście lat nikomu to nie przeszkadzało.

- Tak, ale doroślejesz i przydałby się tobie znajomości. Jeszcze ludzie pomyślą, że jesteś aspołeczna - jej wzrok zawisł na mojej klatce piersiowej.

Uniosła brwi i otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale tego nie zrobiła. Zdziwiło mnie to.

- Czy coś się stało? - spytałam niepewnie.

Spojrzała mi prosto w oczy. W jej oczach tańczyły wesołe iskierki.

- Kto ma drugi? - zakrztusiłam się owsianką .

- Drugi, co? - odparłam zaskoczona.

- Drugi Kamień Bratnich Dusz, oczywiście - odpowiedziała kręcąc głową z politowanie. - Na Merlina, nie znasz tego?

- Jaki kamień? - kobieta przewróciła oczami, najwyraźniej załamana moim niedouczeniem.

- Daje się go drugiej osobie, gdy naprawdę nam na niej zależy. Pokazuje ich nastrój, czy stan w jakim się znajdują. Nie wiedziałaś? - pokręciłam przecząco głową.

- Więc... co oznacza jeśli jest ciemnogranatowy?

Moja rodzicielka się zaśmiała.

- Najpewniej śpi. Widać, że to twoja bratnia dusza bo raczej nie należy do rannych ptaszków.

- Wypraszam sobie, przez cały semestr wstawałam wcześnie to chyba mogę sobie jeden dzień odespać - odparłam udając obrażoną.

Kobieta przewróciła oczami i mnie przytuliła.

- Jasne, kochanie - powiedziała. - Pamiętaj tylko, że masz zostać na całym balu. I to nie podlega dyskusji - dodała zdecydowanie.



Po raz kolejny zmyłam nieudaną kreskę z powieki. Czemu zawsze jedna wychodziła idealnie, podczas gdy druga to jedna, wielka porażka? Od pocierania miałam już lekko zaczerwienione oko. Po chwili zrezygnowana sięgnęłam po różdżkę.

Lubiłam się malować. Była to jedyna forma sztuki, która mi wychodziła, dlatego wolałam to robić mugolskimi sposobami. Jednak dzisiaj zdecydowanie nie był mój dzień.

Machnęłam różdżką, a na moich powiekach rozciągnęły się dwie proste kreski. Wygładziłam srebrną sukienkę i usłyszałam głośny trzask koło siebie. Poderwałam się. Prawie przewróciłam się o buty leżące na podłodze. Na wysokości moich kolan pojawiła się Zapałka.

- Pan ojciec panienki kazał panience zjawić się w jego gabinecie - oznajmiła piskliwym głosikiem.

Uniosłam brew, lecz zanim zdążyłam się spytać z jakiego powodu, skrzatka zniknęła. To nie wróżyło niczego dobrego. Jednak nie pozostało mi nic innego jak się posłuchać i po prostu pójść.

Do balu został kwadrans. Przemierzałam korytarz do połowy wyłożony ciemną, drewnianą boazerią w kierunku dębowych drzwi. Sukienka szeleściła z każdym moim ruchem, a warkocz upięty przez moją mamę na głowie lekko podskakiwał, łaskocząc moje plecy. Przed wejściem wzięłam głęboki wdech i zapukałam. Weszłam do pomieszczenia.

Na sofie siedziała trójka Malfoy'ów.  Uchyliłam lekko usta zaskoczona, lecz szybko je zamknęłam.

Co oni tu robili?

Spojrzenia całej trójki i moich rodziców były skierowane na mnie. Czułam się  z tym niekomfortowo, jak łania w świetle reflektorów auta.

- Dobrze, że już jesteś Brie - powiedział mój ojciec, który siedział w fotelu lekko oddalonym od kanapy.

Skrzywiła się na dźwięk mojego drugiego imienia. Używał go tylko wtedy gdy był zły lub chciał pokazać się ze strony chłodnego arystokraty. Nie znosiłam tego. Mama siedziała na oparciu fotela. Jej szmaragdowa sukienka odsłaniała nieziemsko długie nogi.  Usiadłam po drugiej stronie.

- Chcemy wam o czymś powiedzieć - zaczęła Narcyza.

Ubrana w białą suknię z rękawem trzy czwarte wyglądała na co najmniej pięć lat młodszą.

- Jak wiecie szlachetnych rodów czystej krwi jest co raz mniej - kontynuowała. - Część rodów wygasa przez bezpotomną śmierć, część przez to, że czarodzieje... biorą ślub z mugolami i mugolakami - kobieta skrzywiła się wypowiadając te słowa, a ja miałam ogromną ochotę przewrócić oczami.

Nie. Oby nie chodziło o to, o czym myślę.

Mój ojciec westchnął.

- Gdy się urodziliśmy zawarliśmy umowę. Aby kontynuować linię czystej krwi... - zawahał się przez chwilę.

- Weźmiecie ślub - dokończył Lucjusz Malfoy.

- Nie - powiedziałam.

- Taki jest układ - powiedziała moja rodzicielka.

- Nie. Przecież jestem z Teodorem Nott'em. Też jest czystej...

- To wilkołak, w dodatku z mniej ważnego rodu - zakończył tata.

Spojrzałam na niego z oburzeniem.

- Malfoy jest z Astorią - kontynuowałam. - Ona przecież też jest z ważnego rodu. Nie potrzebujecie...

- Już nie - przerwał mi blondyn.

Co za idiota.

Uniosłam brwi. Poczułam się zdradzona. Wstałam i zaczęłam się wycofywać do wyjścia

- Jesteście chorzy, wszyscy - powiedziałam.

Moja mama podeszła i mnie przytuliła.

- Już dobrze - powiedziała.

Odepchnęłam ją. Zobaczyłam ból w jej niebieskich oczach. Nie obchodziło ich jednak co ja czuje, więc postanowiłam zrobić to samo.

- Czemu jesteś taki spokojny? Wiedziałeś? - zwróciłam się do Draco.

W moim głosie, choć usilnie usiłowałam to ukryć przebijał się żal i rozgoryczenia. Chłopak odwrócił wzrok.

- Spójrz na mnie - powiedziałam podchodząc do niego.

Uniósł twarz i spojrzał mi w oczy swoimi stalowymi tęczówkami. Nawet nie próbował ukryć w nich swoich emocji. Jak na dłoni widać było zmieszanie, a nawet zawód.

- Tak - odpowiedział.

- Pieprzony zdrajca - wycedziłam.

Odwróciłam się na pięcie. Wyszłam z pomieszczenia, zanim ktokolwiek próbowałby mnie zatrzymać. Zbiegłam do sali balowej, gdzie trwał już bankiet. Nie dbając o eleganckie podtrzymywanie sukienki, podniosłam ją do połowy łydki i szybkim krokiem udałam się na taras. Musiałam wyjść.

Za dużo emocji, zdecydowanie za dużo. Buzowały one we mnie, a ja bałam się, że energia w każdej komórce mojego ciała za chwile wybuchnie uwalniając ogień. Gdy udało mi się dostać do szklanych drzwi, zobaczyłam na dworze ciemny zarys postaci, Nott. Był ubrany w garnitur. Wyglądał naprawdę dobrze. Cholernie dobrze. Odwrócił się w moją stronę

- Silene? Co ty tu robisz? - nie odpowiedziałam.

Podeszłam do niego, przyciągnęłam za krawat i pocałowałam. 

Tylko ja miałam prawo decydować o sobie. Nie jakiś cholerny pakt

~

Hejka!

Jak widzicie był już pierwszy moment a'la Dralene. Piszcie co byście zrobili na miejscu Silene? Jak myślicie, czy Draco wyjaśni czemu dał jej ten naszyjnik? Na razie to tyle. Mam milion pomysłów na dalsze części. Mam nadzieję, że przez tego stylu pytania otworzę wasze głowy na teorie.

xox

Continue Reading

You'll Also Like

3.4K 149 28
Lina to córka Tony'ego Starka (Iron Mana), która wprowadza się do Avengers Tower. W tym samym czasie do Avengers ma dołączyć Bucky, który staje się j...
8.1K 724 23
Popuparny i przebojowy chlopak aspirujący na zostanie aktorem grajacym w filmach akcji. Przecież może wszystko z pieniędzmi i wpływowych rodzicami. Ż...
40.4K 2.4K 41
- Dobrze, że to trwało tylko tydzień. Przynajmniej nie zdążyłaś się nawet zakochać. A to co stało się w Las Vegas, zostaje Las Vegas.
7.3K 808 54
"Do cholery obudź się bo cię walne", prawie że krzyknął potrząsając chłopakiem. Młodszy zaczął kaszleć po czym otworzył lekko oczy na co starszy odet...