Jestem kim jestem, i nic tego...

By Claudy7

21.8K 843 113

Mlody bog pilki noznej, przez miliony uwazany za playboya. Mieszkaniec najdrozszej dzielnicy Hiszpani. Wlasci... More

1.Bez niej ranek nie wygląda tak kolorowo
2. Na pozór zwykła przejażdżka
3. Trening
4. Jeśli chodzi o nią, cena nie gra roli.
5." Płacz jest częścią życia.."
6. Przy blasku świec
7. Gdy wraca ona, wracam i ja..
8. "Skoro Bog nie zadowolil wszystkich, jak ja mam to osiągnąć?"
9.
10.
11.
12.
13. Rihanna "Stay" ft. Mikky Ekko
14. " Przez Cristiano musiałam kilka razy poprawiać makijaż"
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21
22.
23. "Ten stadion to serce Madrytu, a ja siedzę w jego centrum."
24. Mecz.
25.
26.
27.
28.
29.
30.
31.
32.
33.
34.
35.
36.
37.
38.
39.
40.
41.
42.
43.
44.
45.
46.
48.
49.
50.
51.
52.
53.
54
55.
56. - KONIEC

47.

114 7 6
By Claudy7

Rozbawiony poprzednia sytuacja wbiegam na murawę sprintem. Razem z drużyną i dziecmi ustawiamy się do odświeżania hymnu.

- Wygrajcie dzisiaj.. proszę. - dziewczynka w kitce, która mnie wprowadzala, zaczyna niewinnie.

- Zrobimy to, nie martw się. - odpowiadam pogodnie. Schylam się do jej poziomu i całuję ją delikatnie w policzek.

Po odśpiewaniu " Y nada mas" ustawilismy się do pamiątkowego zdjęcia.. Jak z resztą zawsze. Pousmiechalismy się trochę i zmieniliśmy ostatnie słowa. Bitwę o punkty czas zacząć.

Ustawiam się na swojej pozycji i podskakujac w miejscu czekam na gwizdek. Po sygnale dźwiękowym arbitra publiczność daje o sobie znać glosnymi owacjami. Jak ja kocham to uczucie.. gdy w jednej chwili słyszysz ten hałas, a zaraz potem pustka, nic dookoła nie jest w stanie Ci przeszkodzić. Dla ciebie nie istnieje żaden dźwięk, oprócz nawolywania kolegów, żaden obraz z kamer i żadna osoba na trybunach. Jesteś tylko ty, piłka i przeciwnik.

Truchtem zbliżam się do połowy przeciwnika. Jak na razie nic ciekawego się nie dzieje. Osasuna szybko, przez co niedokładnie, konstruuje atak. Marcelo i spółka od razu biorą się za czyszczenie i długo rozgrywają piłkę na naszej połowie, by trochę zmeczyc przeciwników.

Tak sobie teraz myślę.. w sumie dzisiaj za dużo do roboty na tej murawie nie mam.. może by tak trochę pobawić się z tą piłka? Po przypominać sobie te stare czasy, drybling, ostry pressing..?

Schodze do połowy boiska. Uważnie zaczynam obserwować , co dzieje się z piłką. Osasuna przejęła footballowke i próbuje przedrzeć się przez obronę. Krokiem odstawno dostwawnym udaję się do skupiska graczy przeciwników. Wszyscy są dobrze kryci. Stoją na ugientych nogach, czyli próbują jakoś wydostać się z pułapki Los Blancos. Zastanawiają się, co zrobić.. a to dla nich źle. Dzięki temu ja mogę być o dwa ruchy przed nimi.

Jeden z przeciwników wewnętrzna krawędź prawej nogi na odchylona w dość dziwny sposób. Pod trochę mało wygodnym kątem, jakby chciał gdzieś pobiec, zmienić kierunek.. ale nie może bo jest blokowany. Szkoda dla niego, że pomógł mi.. i to bardzo. Wzrokiem rzucam w kierunku, który wskazuje mi tamta stopa. Tak jak myślałem. Stał tam nie kryty pomocnik Osasuny.

Podbiegam w jego stronę, pozostawiając jednak tą bezpieczna przestrzeń, by tak od razu nie zorientował się, że zaczynam go kryć. Cały czas nie odrywam wzroku od nogi posiadacza piłki. Odrywa ją od podłoża, a ja nawet nie czekam na to, by zobaczyć, co stanie się z piłką. Ja po prostu już to wiem. Wiem, gdzie wyląduje, jak szybko poleci i za jaki czas mam znaleźć się tam, gdzie ona. Może określenie że wiem tu nie pasuje. To wie mój układ nerwowy, mózg.. ja nawet tego nie jestem świadomy, to wszystko przychodzi tak naturalnie.. Jak gole.

W trakcie podania przeciwnika przechwytuje piłkę tak, że nawet adresat nie zdążył jej musnac. Biegnę z nią około 10 metrów, wykonując przy tym ze 2 zwody i odgrywam ją do Marcelo. Brazylijczyk wymija wszystkich jak sobie chce bez żadnych przeszkód, a ja w tym czasie sprintem biegnę pod bramkę Osasuny czekając na dośrodkowanie. Malpa musi się pospieszyc, bo lada chwila zbiegna się obrońcy. Vieira mocno wykopuje piłkę w moim kierunku. Nie mam czasu na przyjęcie. Decyduję się na strzał z pierwszej piłki. Leci ona mocno.. i nie celnie. Fuck! Aż 2 metry! 2 metry dzielily mnie od tej pieprzonej bramki!

Jak przystało na mnie łapię się za głowę z niedowierzenia. Jak mogłem?! Taka ładna akcja, która w dodatku zacząłem i miałem okazję skończyć!

Golkeeper wykopuje piłkę a Osasuna wychodzi z szybką centrą.. zupełnie jak my. Footballowka dochodzi do Sergio Leona. Obrona Realu trochę się chyba zapomniała i zaspala. Leon jest w sytuacji 2 na 2. Marcelo i Kroos prują ile sił w nogach za Hiszpanem. Co z tego, że go wyptzedzili, co z tego że Marcelo biegnie od niego szybciej jak Edward Cullen od Belli Swam (znowu ten Zmierzch-mowilem że on jest wampirem) skoro dał się złapać na zwod, którego nawet już nie używają czternastolatkowie! Siódemka przeciwników jest na 100. Tylko on i Navas. Nie mogę na to patrzeć. Odwracam głowę w przeciwną stronę i zamykam oczy. Po dosłownie 2 sekundach słyszę okropne gwizdy publiczności. Jakoś komentator nie raczył wspomnieć, że padła bramka, a to chyba nie możliwe, by nie trafił.. .

Patrzę w kierunku bramki z nadzieją. Keylor nie wyjmuje piłki z bramki! Uff! Ale chwila.. Leon leży na murawie.. trzyma się za kostkę.. w polu karnym. Nie. Nie! Oni chyba sobie jaja robią!

Podbiegam do miejsca incydentu i lekko zdyszany zbliżam się do Toniego.

- O co tu, kurwa, chodzi?! - pytam zły.

- Marcelo jak to Marcelo czyścil pole za wszelką cenę, to się stało! - odpowiada zdolowany Kroos. Nie to, że nie wierzę w odrobienie straty, bo karny będzie jak nic i na pewno strzelony, ale to wstyd. Wstyd przed rodziną, fanami, znajomymi.. wstyd przed samym sobą!

Nie słyszę nic, jak tylko głucho rozchodzący się odgłos gwizdka oznajmiajacego jedenastkę. Sergio bierze rozbieg i.. strzela w zupełnie inny róg, niż rzucił się nasz bramkarz. Na tablicy z wynikami pojawia się aż rażący napis 0-1, który jest moim gwoździem do moralnej trumny.

Znowu gwizdek.. tym razem oznajmiajacy koniec tej beznadziejnej połowy.

W szatni kompletnie odizolowalem się od reszty. Siedziałem sam, w koncie, rozmyślajac nad sensem ostatnich dni. Wszystko stało się zupełnie inaczej, niż planowałem. Uraz na treningu, Irina, mecz.. to życie jest do dupy. Zawsze muszę mieć pod górkę. Odnoszę wrażenie, że innym wszystkie sukcesy przychodzą tak łatwo, a mi? Ile pracy i determinacji muszę poświęcić? Ile nerwów muszę sobie zniszczyć? Ile zdrowia nadwyrezyc?

Wchodzę na murawę zupełnie z innym nastawieniem niż godzinę temu. Widok kibiców przekształcił mój smutek w złość.. i rządze goli. Goli, dryblingu, sprintu i agresji.

Gdy słyszę sygnał dźwiękowy postanawiam sam zabrać się do roboty. Czekam w połowie odległości między bramka a linia środkowa na podanie. Te w końcu nadchodzi od Asensio.

Biegnę tak szybko jak tylko potrafię. Nie oglądam się za siebie. Nie muszę. Czuję obecność dwuch obrońców przeciwników po lewej, trochę za mną. Publiczność się unosi, a serca zagorzalych kibiców Barcelony stają w miejscu. Zwalniam by moi "wrogowie" mogli się ze mną zrownac. Inaczej na pełnej prędkości nie dam rady. Nie teraz, zaraz po przerwie, gdy mają nowe siły.

Odbijam w stronę obrońców i biegnę prosto na nich. Jednego omijam prostym zawodem i na nowo się rozpedzam. Został ostatni przyglup stojący mi na drodze. Ma szeroko rozstawione nogi. Pewnie czeka na mój drybling i szybkie zmiany tempa oraz kierunku. Wykorzystam to, a czemu by nie. Robię mu tak zwane sito, czyli kopie piłkę między jego nogami a sam nagle zmieniam kierunek balansem ciała omijając gracza z boku. Przy polu karnym znacząco zwalniam, by tym razem przyjąć piłkę. Robię zamach lewa nogą i posyłam piłkę na światło bramki. Golkeeper rzucił się na prawą stronę. Skubaniec dobry jest. Przewidział tor lotu mojej piłki, co dowodzi że nie była idealna.

Wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Jak za każdym razem z resztą, gdy oddaję strzał. Piłka leci szybko, jak zyleta.. . Leci, leci, leci.. i ociera się o rękawice bramkarza. Na szczęście była dość szybka, dość mocna, dość w moim stylu, i odbija się od nich wprost do bramki. Kolejna piłka nie do obronienia.

- GOOOOL! GOLAZO! Cristianooo.. - zaczyna komentator.

- Ronaldo! - odpowiada publiczność.

Biegnę z rozłożonymi rękami w kierunku jednej z trybun. Z rozpędu wykonuję sok i zatrzymuje się w miejscu. Podwijam spodenki i energicznie wskazuje kilkukrotnie na swoją nogę. Tak.. to dzięki niej i jej sile. Mam ochotę krzyczeć do tych niedowiarkow: Tak! To robota tych oto mięśni!

Odnajduję na trybunie znajomych i z wielkim uśmiechem na twarzy wskazuję na nie palcem po czym krótko macham w ich stronę. Niech wiedzą, że to dla nich. Pomogli mi, a ja mogłem chociaż w małym stopniu się im odwdzięczyć. Wiem, że połowa Europy oddała by wszystko za taką dedykacje, ale to i tak nie wiele w porównaniu z tym, co oni zrobiły dla mnie - byli przy mnie w trudnych momentach. Jednych z trudniejszych. A ci którzy mnie znają, tak na prawdę, wiedza, że cenie to bardzo. Bardzo.

Na ekranie pojawia się już trochę mniej denerwujacy wynik 1-1 i zegar wskazujący na 47 minutę.

Asensio, Marcelo i Kroos podbiegaja do mnie i obejmują. Brazylijczyk wskoczył mi na plecy i zaczął machać do publiczności, by ta głośniej okazywala swoją radość.

Posluchala.. Jak zwykle. Wszyscy cieszymy się z tego, że brzemię wstydu (?) zostało z nas zajęte. To jedna ze słabszych drużyn w la liga, a my pozwolilismy im na takie coś. Jesteśmy po ciężkim sezonie, ale to nie może być usprawiedliwieniem. To musi skończyć się pogromem. Jeszcze tego dopilnuje. Mam na to według planu niecałe 20 minut. To wystarczająco.

Piłka po wykopaniu znajduje się na środku boiska. Modric jak najszybciej ją przechwytuje i odgrywa do Asensio. Ten od razu znajduje Jamesa który wymija jednego z defensorow. Footballowka w końcu znajduje się tam gdzie ja. Pędze z nią parenascie metrów. Napotykamy obrońcę przeciwników w ciągu paru sekund wykonuję sekwencje wielu zwodow. Biedny dostał oczoplasu a ja spokojnie go wyminalem.

Jestem sam przed bramką, tylko lekko pod kątem. Strzał jest trudny, ale do wykonania. Kto jak nie Cristiano Ronaldo, prawda?

Zbliżam się coraz to bardziej do bramki. Nagle czuję, może nie przeszywajacy, ale ostry ból w kostce. Kątem oka rzucam w prawa stronę. Marcelo. Albo srubuje swoj rekord, ryzykujac ze to zwale przez uraz, albo daje szanse przyjacielowi. Przydala by mi sie ta bramka, i to bardzo. Ale dobro druzyny jest najwazniejsze. Praktycznie nie zwalniając podaje mu piłkę, nawet nie patrząc w jego stronę. Gdy już prawie zupełnie wyhamowalem, zauważyłem cała bramkę. Brazylijczyk wslizgiem posłał footballowke wprost do siatki, a golkeeper nawet się nie ruszył!

Brazylijczyk zabiera piłkę z bramki i wkłada ją pod bluzkę. Czyżby chciał oznajmić światu że.. nie, to nie możliwe! Powiedziałby mi.

Z footballowka przy brzuchu podbiega w moją stronę i wskazuje na mnie.

- Dla juniora. Obiecałem.. - mówi mi na ucho.

- Rozumiem. - odpowiadam.

Mężczyzna odrzuca piłkę i przybija ze mną dwie niskie piątki na wyprostowanych rękach. Następnie podskakujemy do góry i specjalnie zderzamy się ramionami. Po wszystkim zaczynamy się śmiać.

Asensio zaliczył bramkę na 3:1 przy której asystowal mu Benzema. Biedny francuz nie może się wstrzelić.

Teraz gramy już spokojniej, co nie oznacza jednak, że nie szukamy okazji. Wszyscy jestesmy głodni bramek.

Ten spokój przerywa coś.. albo jednak ktoś. Gdy większość piłkarzy zatrzymuje się odwracając do tyłu robię dokładnie to samo. Gdy mruze oczy dostrzegam biegnącego mężczyznę uciekajacego przed ochrona. Przyglup wbiegł na murawę by:
a) wygarnąć drużynie przeciwnej wszystkie błędy i zrobić tak zwany napad.
b) przywitać się z ulubionym piłkarzem i zamienić z nim choć jedno słowo
c) zaistnieć przed kamerami.

Gdy uciekinier jest coraz to bliżej zaczynam widzieć więcej szczegółów.. o Boże.. to Janusz! Co ten u licha tu robi?! Nie jest świadomy tego, że za takie wykroczenia są ogromne kary i tu nie chodzi o tylko finansowe?!

Janusz biegnie ostatkami siłami odbijając w moją stronę. Dwuch z chmury ochroniarzy kontynuuje pościg, a reszta zabrała się za ubezpieczanie piłkarzy.

Fizjoterapeuta biegnie.. biegnie.. i BUM! Czy on jest taki niezdarny czy co, bo nie wiem jak bardzo ślepym można być żeby wpaść na sędziego ubranego w rażący strój! Janusz zdążył się z arbitrem i zaliczył nie zła glebę. Jednak natychmiastowo się podnosi i zaczyna biec jak jakiś.. pijany? Zatacza się na boki.. . Boże! On się tak śmieje! Wpadł w jakąś glupawke połączona z histeria. Teraz tylko nie wiem czy jest czerwony ze zmęczenia czy ze śmiechu. Pewnie jedno i drugie.

Mężczyzna gdy dobiega do mnie od razu rzuca mi się na szyję. -Moja mina w tym momencie musi być bezcenna. Takie połączenie zazenowaniem z totalnym rozbawieniem. - Ochrona gdy tylko do niego dopadła zaczęła odrywac go ode mnie.

- Spokojnie! - krzyczę widząc agresję z jaką obchodzą się z Januszem. - Panowie zostawcie go! - staje między basiorami a nasza kluseczka niezdarą. Ochrona na szczęście wykonała moje polecenie.. tym razem.

Odwracam się szybko w stronę Janusza i zaczynam:

- Co to było?! Jesteś świadomy jakie to niebezpieczne?! Możesz nawet zostać aresztowany! Nie gwarantuję Ci, że jak napisze do federacji pismo proszące o laskawe traktowanie, tak się stanie! - mówię wściekły. - Teraz daj telefon. - wyciągam rękę po jego sprzęt elektroniczny. - Musimy odegrać małą szopke.
- Ale jak? Po co? - głos Janusza wydaje się trochę zmieszany.
- No normalnie. Nie marudz tylko dawaj. - wyciągam rękę w której po chwili leży już jego telefon. Czy jest to.. samsung galaxy s5? Chyba popadam w jakąś paranoje, ale.. ja go kiedyś reklamowalem. Nie no, to musi być przypadek. Dużo osób kupowalo ten telefon.

Odblokowuje urządzenie.. a po tym o mało co telefon nie wypada mi z ręki. Ten gościu na tapecie ma mnie! Mnie w samych bokserkach z reklamy Armaniego!

Patrzę na niego z pytającym spojrzeniem. On na to tylko uśmiecha się z lekkim zazenowaniem na twarzy. Jak najszybciej włączam aparat, by nikt przez przypadek nie zobaczył tej tapety. Odpalam aparat i robię szybkie selfie. Mógłbym zrobić je byle jak, bo pewnie jeszcze nie raz się zobaczymy, ale nie chce wyjść na chama. Jest jeszcze możliwość, że wstawić to gdzieś, a lepiej żebym nie wyglądał na portretowcu jak gówno, którym i tak z resztą jestem.

- Zaprowadzcie go na swoje miejsce. Po meczu usprawiedliwie go przed komisja.. a przynajmniej spróbuję.- wyjaśniam ochronie

- Nie jestem pewien co do tego, czy ulaskawia go. - zaczyna ochroniarz

- Proszę Cię. Jak mnie nie posłuchają, to kogo? - na mojej twarzy pojawia się niewinny usmieszek. Co jak co, ale to jest prawda. Jestem dość wplywowym człowiekiem.

---------------'
Cześć. Wiem, że ten rozdział nie jest jakoś wybitnie ciekawy i dobrze napisany, ale jak na razie musicie się takim zadowolić 😉 trochę cierpliwości.. spokojnie.. za nie długo na pewno będzie się działo!!

Continue Reading

You'll Also Like

2.1K 155 60
III Część Harry'ego Zabiniego - Gang
430 79 15
Oto mój pamiętnik, przemyślenia, czy nawet rady jako osoby ze społeczności LGBTQ+ Są tu też różne przykre sytuacje z mojego życia, które mogą was sp...
62.2K 1.3K 60
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...
30.3K 1.8K 24
Uwaga! To opowiadanie narazie jest zawieszone. Musze je przepisać i zredagować, ponieważ zaczęte zostało 3 lata temu i widzę różne niedoskonałości mo...