- Harry śpij. - jęknęłam, kiedy mamrotał coś do siebie cicho. Nie było mowy, by spał razem ze mną i Lili w mojej tymczasowej sypialni. Kazał mi siedzieć, aż zaśnie u siebie, ale jak widać nawet o tym nie myślał. - Muszę wracać do Lili.
- Nie. - chwycił mnie za doń jednocześnie zwalając mój telefon. - Nie idź.
- Coś może się jej stać.
- Ja cię bardziej potrzebuję. - jego głos zagłuszała poduszka i mogłam powiedzieć, że ledwo trzymał oczy otwarte. - Przynieś ją tu i będziemy spali razem.
Nawet nie miał pojęcia jak bardzo chciałam by tak było. Uwielbiałam czuć się opleciona jego dłońmi i rączkami Lili z drugiej strony. Czułam się przy nich tak dobrze, ale świadomość, że konfrontacja z rodzicami mogła wszystko zepsuć dobijała mnie okropnie.
- Jesteś pijany Harry. Wygodniej ci będzie jeśli zaśniesz sam. - martwiła mnie myśl, że podczas snu mógł sobie coś przypomnieć, albo przyśnić mu się i zrobić nam... coś. Uderzyć mnie albo Lili, albo co innego. Po prostu się bałam.
- Nie. - gdybym go nie znała pomyślałabym, że płacze. - Lili proszę, przynieś Rachelle.
Westchnęłam lekko się uśmiechając. Byłam zmęczona, a fakt, że Harry i tak wymyśli coś głupiego przytwierdził mnie w decyzji przyniesienia tutaj Lili. Mała smacznie spała z kciukiem w buzi i cieszyłam się, że Harry jej nie obudził.
- Musisz się rozebrać... - szepnęłam obchodząc łóżko.
- Tak jest. - od razu wstał i po kilku próbach, jego obcisłe spodnie leżały już na podłodze.
- Nie. - pisnęłam, kiedy chciał zrobić to samo z bokserkami. Aż gorąco mi się zrobiło.
- Co? Czemu?
- Jeszcze się pytasz? - naprawdę Harry był mocno pijany patrząc na mnie tymi wielkimi oczami. Opadł z powrotem na łóżko rozciągając się i mrucząc przeciągle.
- Chodź tu do mnie skarbie.
Ułożyłam usta w wąską linię i razem z Lili położyłyśmy się na swojej połowie. Przykryłam nas i próbowałam zasnąć.
- Obraziłaś się? - poczułam gorący oddech na szyi.
- Próbuję zasnąć. - oczy same mi się kleiły, a usta darły w ziewaniu.
Mój oddech przyśpieszył, kiedy ułożył się za mną tak jak uwielbiałam. Przełożył rękę przeze mnie oplatając mocno mnie i Lili, a głowę schował w mojej szyi. Pijany czy nie, to nadal Harry.
Nagle jego druga dłoń zjechała do zapięcia mojego stanika. Przeszedł mnie dreszcz.
- Co ty robisz? - mruknęłam, kiedy szarpał mi go razem z bluzką.
- Niezdrowo spać w staniku. Chociaż go rozepnij.
Och.
Po chwili jego druga ręka dołączyła do zmagań i tak oto tej nocy spałam w rozpiętym staniku.
* * *
< Następny dzień >
- I co z nią? - napuchnięte oczy Harrego patrzyły na mnie z wyczekiwaniem. Westchnęłam zamykając za lekarzem, w ręce trzymając receptę.
- Ma gorączkę, powiedział, że to przeziębienie. - wróciliśmy do salonu, gdzie teraz była Lili, owinięta w trzy koce. Dlatego tak mi ładnie spała przez ostatnie dni, choroba ją rozbrajała. - A ty jak się czujesz? - przytuliłam usta do pulsu dziewczynki, by sprawdzić temperaturę. Nadal gorąca, chociaż lekarz coś jej dał.
- Gówniano. - przetarł oczy i podszedł bliżej. - Daj, pojadę po leki.
- Wątpię byś do końca wytrzeźwiał.
- To pójdę na piechotę. - chwycił receptę z moich kolan.
Harry wraca dokładnie dwadzieścia pięć minut później. W tym czasie Lili zdążyła już zasnąć i wybić cieplutką herbatę.
Stawia siatkę na ławie, kiedy mój telefon wibruje.
- Podasz? - mamroczę do niego wyciągając dłoń. Komoda jest stanowczo za daleko, w dodatku mam na rękach Lili.
Skina głową, a po chwili urządzenie jest już w mojej dłoni.
- To twoja matka. - mamrocze jedynie siadając na wprost mnie. Z westchnieniem odbieram.
- Tak?
- Przepraszam, że wczoraj od ciebie nie odbierałam, ale naprawdę zapodziałam telefon. - rozbrzmiał jej codzienny głos. - Mam nadzieję, że powiesz mi teraz o powrocie do domu.
Wiedziałam, że Harry wszystko słyszał, a kiedy spojrzałam na niego po prostu spuścił wzrok na swoje kolana i zaczął poprawiać spodnie.
- Um... tak. - nie miałam pojęcia jak ubrać myśli w słowa. W nocy wszystko sobie przemyślałam i miałam gotową odpowiedź, ale teraz w ostatniej chwili całkiem inne zdanie padło z moich ust. - Nie wracam do domu.
- Jak to nie? - mogłam przysiąc, że jej głos rozbrzmiał w całym domu.
- Bo nie. Staram się o staż i nie ma mowy bym gdzieś wyjeżdżała. - skłamałam. - Poza tym Lili się rozchorowała i muszę przy niej być.
Patrzyłam na rączkę małej kiedy wypowiadałam każde słowo. Miałam świadomość, że Harry teraz wywierca dziurę w mojej głowie.
- Dalej zajmujesz się tym dzieckiem? - prychnęła. - Nie mam pojęcia co nagadałaś ojcu, bo on uważa, że to twoja decyzja i nie zmierza się pchać. Rozumiesz?! Na litość boską opamiętajcie się wszyscy!
Podniosłam się na duchu. Ojciec nie miał nic przeciwko.
Lili zakrztusiła się podczas snu i musiałam szybko pożegnać się z matką i poklepać małą po plecach. Kanapa ugięła się obok mnie, więc spojrzałam w stronę Harrego.
- Jednak zostajesz. - mrukną jakby nie wierząc. Skinęłam lekko głową. - Cały ranek trułaś mnie, co mam robić gdy wyjedziesz, a tak naprawdę miałaś w planach zostać?
- Można to tak ująć.
- O ty. - mrukną przyciągając mnie na swoje kolana. Warknęłam coś, kiedy zjechał dłonią na mój tyłek, ale tylko się zaśmiał. - Nawet nie wiesz jak się cieszę.
- Ja też. - westchnęłam opierając się o jego tors. - Za bardzo przywiązałam się do małej, by tak po prostu odejść.
- A do mnie. - wydął wargi. Spojrzałam na niego z politowaniem. - Wiem, przepraszam za wczoraj, mogłabyś już o tym zapomnieć.
- To było wczoraj. - mruknęłam powoli.
Patrzył na mnie przez chwilę i wiedziałam co chciał zrobić. Powoli przybliżał twarz do mojej aż złączył nasze usta.