ONE LAST CALL | Call Me #5

By niccellee

84.8K 8.6K 503

Piąta część serii „Call Me" "Dzwonię do ciebie ostatni raz. [...] Kończę z tobą, Maisie. Nie mam zamiaru dłuż... More

One Last Call
Ostrzeżenie
Rozdział 1. Niespełnione obietnice.
Rozdział 2. Francuskie popołudnie.
Rozdział 3. Popsute relacje rodzinne.
Rozdział 4. Przyłapana na gorącym uczynku.
Rozdział 5. Zastęca kapitana.
Rozdział 6. Ostatni telefon.
Rozdział 7. Kłamstwo powtwórzone tysiąc razy staje się prawdą.
Rozdział 8. Pomyłka.
Rozdział 9. Instagramowa znajomość.
Rozdział 10. Dom jest tam, gdzie jest twoje serce.
Rozdział 11. Jak wyleczyć się z miłości?
Rozdział 12. Bolesne wyjaśnienia.
Rozdział 13. Nieplanowana randka.
Rozdział 14. Pierwszy krok.
Rozdział 15. Drobne gesty.
Rozdział 16. Podsłuchana rozmowa.
Rozdział 17. Zrozum swoje uczucia.
Rozdział 18. Serce skradzione dziecięcym pocałunkiem.
Rozdział 19. Malinowy zawrót głowy.
Rozdział 20. Dwójka małych hokeistów.
Rozdział 21. Sesja fotograficzna.
Rozdział 22. Piękno tkwi w prostocie.
Rozdział 23. Obraz na żywym płótnie.
Rozdział 24. Wygrana w konkursie.
Rozdział 25. Lodowa bójka.
Rozdział 27. Jestem tu, Hunter.
Rozdział 28. Dedykacja.
Rozdział 29. Spódniczka.
Rozdział 30. Musiałem mu pokazać, gdzie jest jego miejsce.
Rozdział 31. Pierwsze zniszczenia.
Rozdział 32. Skutki uboczne.
Rozdział 33. Nic nie uspokaja mnie tak bardzo jak ty i lód.
Rozdział 34. Nagrana rozmowa.
Rozdział 35. Oficjalne wyjaśnienia.
Rozdział 36. Spełnię wszystkie twoje marzenia.
Rozdział 37. Paryska noc.
Epilog. Rodzinna impreza.
CALL ME BACK | CALL ME #6

Rozdział 26. Czasami trzeba utrzeć komuś nosa.

1.8K 226 2
By niccellee

MAISIE

Stoję przy łóżku Cody'ego, pierwszy raz od mojego powrotu ze Francji, i patrzę na jego mocno obite ciało. W oczach pojawiają mi się łzy, gdy przesuwam spojrzeniem od jego posiniaczonej twarzy, ręki w temblaku, aż do olbrzymiej fioletowej plamy na jego boku.

Wzdycham cicho i kładę na jego skórze nowe zimne okłady, które szybciej pozbędą się bólu i siniaków. Cody, czując zimno, wzdryga się i otwiera oczy. Gdy jego wzrok pada na temblak i okłady, wypuszcza ciężko powietrze i zaciska powieki.

– Czyli to nie był sen – mamrocze. Kręcę głową i podaję mu okład, którego kładzie sobie na policzku. – Ja pierdolę...

Przysiadam na krawędzi łóżka i niepewnie przysuwam się bliżej. Cody zerka na mnie jednym okiem, a później upewnia się, że kompres nie zjedzie z jego twarzy, i unosi rękę. Czeka, aż połączę nasze palce, co robię bez chwili wahania.

– Dziękuję – odzywam się. – Hunt mi powiedział o co poszło. Wstawiłeś się za mną.

Cody unosi lekko kącik ust.

– Zasłużył sobie.

Przełykam ciężko ślinę i pocieram kciukiem skórę na jego dłoni. Później ośmielam się, aby położyć się obok niego. Układam się na boku i owijam ramię wokół jego szyi, ujmując w dłoń jego poturbowany policzek. Przyciskam usta do jego skroni i składam tam delikatny jak piórko pocałunek. Cody zniża się odrobinę i wtula się w moją pierś.

– To miał być mój sezon – duka. Przymykam powieki, gdy słyszę jego zdławiony płaczem głos. – Miałem wszystkim pokazać, że biorę hokej na poważnie. Że w stu procentach skupiam się tylko i wyłącznie na nim. A wypadłem z gry w pierwszym meczu w sezonie.

Po policzku spływa mi pojedyncza łza, a za nią kolejna i kolejna. To przeze mnie Cody stracił możliwość gry na następne tygodnie. To przeze mnie wdał się w bójkę. To przeze mnie leży teraz pobity.

– Ale też... Wiem, że było warto – dodaje jeszcze. – Czułbym się okropnie sam ze sobą, gdybym nie zareagował. Gdybym nie stanął w twojej obronie i pozwolił mu dalej cię obrażać.

Przytulam go mocniej, nadal uważając, abym go dodatkowo nie uszkodziła. Mam ochotę rozpłakać się jak mała dziewczynka, gdy wszystkie myśli na nowo wirują w mojej głowie.

On... postawił mnie wyżej niż hokej.

– Mogę cię o coś zapytać? – słyszę jego cichy głos. – Cieszyłaś się, gdy dowiedziałaś się, że wracacie do domu? Chodzi mi o to, czy... wróciłaś, bo musiałaś, czy... bo mnie kochasz?

Pociągam nosem, za wszelką cenę chcąc zatuszować fakt, że płaczę. Ale Cody'emu to chyba nie przeszkadza. Zdrową ręką przesuwa po moim przedramieniu i nie rusza się z miejsca.

– Ja... w normalnych okolicznościach nie mogłam wrócić do domu szybciej niż po tym roku – mówię cicho. – Za zerwanie umowy były ogromne kary, a ja nie chciałam obarczać tym taty, choć zapewniał mnie, że to nic takiego. A w wakacje... odbywały się wystawy, na które mieliśmy wstęp jako studenci Akademii. Nie chciałam tego przegapić.

– A ten wniosek o przedłużenie? Dlaczego go złożyłaś?

Przełykam łzy.

– Wycofałam go, nikomu o tym nie mówiąc – przyznaję. – Rodzice chcieli wracać, a ja coraz częściej czułam, że za bardzo zasiedziałam się we Francji.

Biorę drżący wdech, po czym dodaję:

– Czy wróciłam wcześniej, bo musiałam? Tak. A z drugiej strony... Nie chciałam wracać właśnie przez to, że nigdy nie przestałam cię kochać.

Cody marszczy brwi i odchyla głowę, patrząc na mnie z niezrozumieniem.

– Co?

Spoglądam mu prosto w oczy, już nie chowając płaczu.

– Zraniłam cię. Okłamałam cię. Nie chciałam wracać i jeszcze bardziej utrudniać ci życia. Bałam się tego. Byłam przekonana, że jakoś je sobie ułożysz, a mój powrót wszystko zepsuje. Ale, gdy już wróciłam i zobaczyłam na własne oczy, że ty nadal... tego nie zrobiłeś, zobaczyłam dla nas szansę. – Cody unosi dłoń i ociera moją łzę. – Może i... kłóciliśmy się zbyt dużo, często puszczały nam nerwy, mówiliśmy zbyt dużo, ale nas nadal...

– Ciągnęło nas do siebie – kończy za mnie. – Może i byłem na ciebie wściekły, ale jak zobaczyłem cię po raz pierwszy, wiedziałem, że za długo nie będę się mógł na ciebie wściekać. Ja też nie byłem bez winy i nie mogłem wszystkiego złego przypisywać tobie.

Pochylam się i łączę nasze czoła. Cody wyciąga szyję, przekręca się na bok i skubie zębami moją wargę, a następnie mocno się w nie wpija. Moja dłoń drży, gdy ujmuję jego policzek i pogłębiam pocałunek na tyle mocno, aby nie zrobić mu żadnej krzywdy. Uśmiecham się lekko, gdy Cody liże moją wargę, domagając się jeszcze więcej pieszczot. Rozchylam je dla niego, a on raz dwa łączy nasze języki w namiętnym tańcu.

Jęczę mu cicho w usta i podnoszę się, a następnie klękam bo obu stronach jego brzucha i zawisam nad nim. Będzie mu wygodniej leżeć na plecach. Odrzucam włosy do tyłu i ponownie pochylam się, aby wpić się w jego usta. Cody przesuwa dłonią po moim udzie, po czym zaciska palce na moim tyłku i przysuwa mnie do siebie bliżej. Ja jednak szybko się oddalam, bo wiem, że jeszcze chwila i zrobię mu niechcący krzywdę.

– Cody! Jak mogłeś wdać się w taką bójkę! – Odrywamy się od siebie gwałtownie, gdy do pokoju wparowuje jego mama. Kobieta zamiera z dłonią na klamce i wpatruje się w nas szeroko rozwartymi oczami. – Och...

Na moje policzki wpływa dorodny rumieniec. Jego matka właśnie przyłapała nas, jak jej syn trzymał dłoń na moim tyłku.

– Mamo! – jęczy Cody, opadając ciężko na poduszki. – Czy ty kiedykolwiek nauczysz się pukać?

– Jestem twoją matką – mówi, zakładając dłonie na biodra.

– I co z tego? A jakbym był tu nagi?

Ciocia Zoey prycha i podchodzi bliżej, ignorując scenę przed chwilą.

– Mam ci tu zrobić wykład, skąd się biorą dzieci? – Unosi brew. – Już zapomniałeś, że w dzieciństwie cię kąpałam i widziałam...

– Przestań! – przerywa jej, zakrywając dłonią oczy. Zaciskam wargi, próbując się nie roześmiać. – Jestem teraz dorosły, mamo. Potrzebuję prywatności.

Zoey spogląda na syna z radosnymi chochlikami w oczach, a później patrzy na mnie znacząco.

– Może jednak powinnam zrobić wam taki wykład? – Kilkukrotnie uderza się palcem w usta, udając zamyśloną. – Gdybym wam nie przeszkodziła, kto wie, do czemu by tu doszło...

Cody odrzuca rękę i unosi głowę, po czym wbija w mamę zszokowane spojrzenie. Jednak po chwili wybucha śmiechem, a moje serce się raduje, słysząc ten dźwięk. Ciocia również zaczyna chichotać, więc i ja do nich dołączam. Cała niezręczność nagle mija.

– A teraz trochę powagi – odzywa się Zoey. – Jak cię czujesz, kochanie?

Cody przewraca oczami na czułe słówko i powoli podnosi się do siadu. Od razu go wspomagam, a wcześniejsza radość momentalnie wyparowuje, gdy widzę duży grymas na jego twarzy.

– Średnio – mamrocze pod nosem. – Ten bark napieprza dziś o wiele bardziej.

Jego mama zrywa się z łóżka i od razu dopada do syna. Ujmuje jego twarz w dłonie i uważnie się jej przygląda ze zmartwioną miną. Uśmiecham się lekko, gdy kobieta całuje go w czoło i nos.

To takie urocze, że nawet po prawie dziewiętnastu latach ona nadal traktuje go jak malutkie dziecko.

Nagle przypominam sobie, że Cody i Hunt za kilka dni mają urodziny. Muszę coś szybko wymyśleć z resztą naszej paczki. Wyciągam telefon i piszę na naszej damskiej grupie, że chciałabym się spotkać z dziewczynami w kawiarni, aby wszystko omówić. Okazuje się, że każda z nich ma dziś wolne, a Lacey i Susie zajmują się kawiarnią, więc możemy się tam spotkać nawet dziś.

Cody rusza pod prysznic, a ja z Zoey idziemy do kuchni, gdzie przygotowujemy dla każdego kawę. Kilka minut później do domu wraca Hunt z Goldie, która jak tylko mnie widzi, wydaje z siebie radosny pisk i rzuca się biegiem w moją stronę.

Zoey z radością zgarnia swojego bratanka do uścisku i składa pocałunek na jego policzku. Hunt nie daje po sobie poznać, że mu to przeszkadza.

Chwilę później do kuchni wchodzi Cody, trzymając się za bark, a na zdrowym ramieniu ma przewieszoną koszulkę. Pierwsze co robi, to połyka leki przeciwbólowe, a następnie bierze do ręki koszulkę i pyta, czy pomogę mu ją ubrać.

– Okropnie to wygląda – rzuca Hunter, wskazując palcem na siniak na boku kuzyna.

– Dziękuję za przypomnienie – sarka Cody i wsuwa rękę w rękaw. Teraz nie będzie miał łatwo. Wybił sobie lewy bark, a on jest leworęczny. – A boli jak cholera.

Zakładam na niego koszulkę, a później opadam na krzesło i przysuwam do siebie kawę. Cody robi to samo, krzywiąc się przy każdym ruchu.

Większość dnia mija nam na obijaniu się, albo drzemkach. Nie opuszczam go na krok i pomagam w każdej czynności, w której sobie nie radzi, mając jedną rękę w temblaku. Trochę kręci na to nosem i często marudzi, ale nie zraża mnie to. Cody maruda jest w pewnym sensie uroczy.

Gdy wybija szósta trzydzieści, zaczynam się zbierać, gdyż o siódmej umówiłam się z dziewczynami w kawiarni. O tej godzinie praktycznie nie ma ruchu, więc możemy sobie na spokojnie poplotkować.

Kiedy wrzucam klucze i telefon do torebki, z łazienki wychodzi Cody.

– Gdzie idziesz? – Marszczy brwi i podchodzi bliżej mnie.

– Do kawiarni – odpowiadam. – Dziewczyny zaprosiły mnie na babski wieczór. Hunter będzie tutaj z tobą.

Cody kiwa głową i pochyla się do przodu. Wychodzę mu naprzeciw i staję na palcach, po czym dociskam usta do jego.

– Tylko nie dzwoń do mnie o drugiej w nocy pijana, okej? – Unosi brew.

Prycham na jego słowa.

– Nigdy tak nie zrobiłam. I nie zamierzam pić.

Przytakuje, jednak nie potrafi powstrzymać śmiechu. Całuję go jeszcze raz w policzek i uciekam, życząc mu miłej nocy.

– Baw się dobrze, malinko – rzuca, chwilę przed zamknięciem drzwi.

Uśmiecham się szeroko, słysząc to słodkie określenie. Dobrze, że Cody już nie widzi mojej ogromnej radości.

Kilkanaście minut później docieram do kawiarni, w której są już wszystkie mojego przyjaciółki. Opadam na kanapę obok Sadie, która od razu pyta mnie, co z jej bratem.

– No cóż... Jest obolały, a bark wszystko utrudnia – odpowiadam. – Ale twarz nie wygląda tak źle, tylko ten siniak na boku jest dość duży.

– Cody szybko się z tego wyliże – mówi Lacey. – I raz dwa wróci do gry.

Kiwam głową i poprawiam się w miejscu.

– Ale zebrałam was tutaj innej sprawie. Musimy omówić, co planujemy na urodziny Cody'ego i Huntera.

Susie klaszcze w dłonie i krzyczy:

– Imprezka! I nawet wiem gdzie! Zbierajcie się, jedziemy do Logana!

– Ale teraz? – pyta zdezorientowana Lacey. – Susie, zamykamy kawiarnię dopiero za godzinę...

– Widzisz tu jakiś klientów? – pyta przyjaciółka, zakładając ręce na biodrach. – Wywiesimy karteczkę, że była awaria i musiałyśmy wcześniej zamknąć.

Lacey nie do końca jest przekonana do tego pomysłu, więc Susie składa dłonie jakby do modlitwy i robi minę szczeniaczka.

– No proszę cię, Lacey... Jake przecież cię kocha, nie będzie zły.

Dziewczyna w końcu kapituluje, więc dwadzieścia minut później jesteśmy już pod barem Logana. Susie wkracza do środka, jakby była królową tego miasta i od razu biegnie do lady, za którą krząta się przyjaciel wujka Nicka.

– Jesteście same? – Unosi brew, skanując nas wzrokiem. – Tak bez chłopaków?

– Nie potrzebujemy ich, żeby się dobrze bawić – odpiera Susie. – Poza tym, Cody jest kontuzjowany, nie może pić. A my... zrobimy sobie babski wieczór.

Logan śmieje się pod nosem, a następnie wskazuje palcem na antresolę i mówi, że jest ona cała do naszej dyspozycji. Zapewnia również, że za chwilę przyniesie nam drinki.

– Ale mamy też dla ciebie sprawę – dodaje jeszcze Sadie. – Chciałybyśmy wynająć twój lokal na urodziny chłopaków. Zajmiemy się wszystkim, prosimy tylko o zamknięcie na ten dzień baru. No i... bycie naszym barmanem.

– To będzie droga usługa – żartuje, jednak zgadza się bez problemu. Jedna rzecz z głowy, teraz musimy ogarnąć wszystkie dekoracje, tort, gości i prezenty.

Chichocząc jak nastolatki, biegniemy we wskazane przez mężczyznę miejsce i opadamy na miękkie kanapy w rogu. Są tutaj także dwa małe stoliki.

– Miłej zabawy, dziewczyny – mówi Logan, stawiając na stole tacę z kilkoma szklankami. – Jakby co, to mam numery do waszych ojców.

– Tylko nie mój tata – jęczy Susie, wsuwając do ust słomkę. – Jak już, to zadzwoń po Mitcha.

Logan kręci głową i ulatnia się czym prędzej, a każda z nas sięga po swojego drinka. Uśmiecham się, gdy czuję w nim nutkę maliny.

– Więc, Maisie – zaczyna Sadie. – Jak się mają sprawy z moim bratem? Mama się chwaliła, że nakryła was na... dość ciekawej scenie.

Płonę rumieńcem, kiedy przypominam sobie poranną scenę.

– Chcieliśmy iść z tym wszystkim powoli, ale my... – Wzdycham, kręcąc głową i uśmiechając się pod nosem. – W naszym przypadku to nie działa. Czuję się jakbyśmy... nagle zrzucili na siebie bombę pożądania. Nie potrafimy tego wytrzymać, więc...

– Całujecie się jak szaleni w samochodzie, a paparazzi robią wam zdjęcia – kończy za mnie Sadie. Rumienię się jeszcze bardziej i przytakuję. – Ale to dobrze. Cieszę się, że wam się udało.

– Ja też... – szepczę.

Na tym kończymy temat mojego związku z Cody'm i przechodzimy do plotkowania o wszystkim i zarazem o niczym. To cudowne, że możemy rozmawiać o kompletnych głupotach i żaden z nas to nie przeszkadza.

– Lacey, a kiedy twoja książka ma premierę? – pytam i upijam łyk drinka. Już lekko szumi mi od niego w głowie.

– Dwudziestego drugiego października – odpowiada dumnie unosząc głowę.

– Nie gadaj! – piszczę. – Musimy tu znowu przyjść opić twój sukces! Z całą naszą rodziną!

Dziewczyna dziwnie się miesza, na co marszczę brwi. Powiedziałam coś nie tak? Ale Lacey sama wyjaśnia, o co jej chodzi:

– To... takie cudowne, wiecie? – Jej głos łamie się. – Jeszcze rok temu okłamywałam Huntera, bo bałam się jego reakcji, a teraz... mam cudownego chłopaka, którego kocham całym sercem, niesamowitych przyjaciół i... rodzinę.

– Jak to uwielbia mawiać mój dziadek – zaczyna Sadie. – Rodzina z wyboru to najlepsze, co może cię z życiu spotkać.

Kiwam głową, całkowicie się z tym zgadzając. Lacey szlocha cicho, ale Sadie od razu chowa ją w ramionach i mocno przytula.

– Skoczę do łazienki – rzucam do przyjaciółek i podnoszę się z kanapy.

Ruszam do wspomnianej łazienki, która znajduje się przy barze. Gdy z niej wychodzę, kątem oka widzę grupkę trzech dziewczyn, a w jednej z nich rozpoznaję Octavię. Wtedy dociera do mnie, że ona już tu była z Cody'm. A teraz przyszła po te „darmowe drinki", o których paplała na meczu towarzyskim.

Szybko podchodzę do lady i wsuwam się za nią, chowając się za krótką ścianką tak, aby Octavia mnie nie zauważyła.

– Co ty robisz? – śmieje się Logan. – Skończyły wam się drinki i chcesz mi coś podkraść?

Potrząsam głową.

– Nie, ja... Pamiętasz dziewczynę, z którą był tutaj Cody na... randce? – dukam, niezdolna do wypowiedzenia tych okropnych słów.

– Pamiętam – odpowiada powoli. – Ale, Maisie, ja nie chcę wchodzić pomiędzy was i coś...

– Między mną a Cody'm układa się bardzo dobrze.

Kątem ona zauważam, że Octavia powoli podnosi się z krzesła, uśmiechając się przy tym dumnie. Nie wiem, w co ta dziewczyna sobie pogrywa, ale to zaczyna być coraz gorsze. Znowu przyszła na jego mecz, a później napuściła na Cody'ego kuzyna. Już wolę, aby jej gniew był skierowany na mnie, niż na Cody'ego. On nie potrzebuje kolejnych kontuzji. W dodatku... napisała mu w wiadomości, że nasze zdjęcie ośmieszyło ją przed przyjaciółkami. Więc co ona im nagadała, że są tu razem, śmieją się beztrosko i pewnie oczekują darmowe drinki?

– Tyle, że ta dziewczyna jej o nas zazdrosna – dodaję. – Cody dał jej kosza i nie potrafi tego przeboleć. Wczoraj nawet nasłała na niego swojego kuzyna.

– Cholera, poważnie? – Mina Logana wyraża szczery szok. – Przecież on teraz nie zagra przynajmniej do końca roku...

Kiwam głową.

– I co? Chcesz, żebym jej napluł do tego drinka czy...

Przerywam mu śmiechem.

– Nie, aż taka wredna nie jestem – chichoczę. – Ale ona jest przekonana, że dostanie od ciebie drinki za darmo. Bo wiesz, taka z niej „znajoma" Cody'ego.

– Że co? – parska. – Nie jestem instytucją charytatywną. Już i tak dużo wpłacam na różne cele.

Przekrzywiam głowę i prawię się rozpływam. Logan jest takim dobrym człowiekiem.

– Będę tu czekać za rogiem, i gdy przyjdzie do ciebie coś zamówić i powie ci o tym, wkroczę ja i powiem, że chcę uregulować nasz rachunek – oznajmiam, dumnie unosząc głowę.

– Wy akurat nie musicie płacić, Maise – mówi, uśmiechając się niezręcznie. – To był taki żart...

– Logan, spokojnie. – Unoszę dłonie. – Wiem, że nie musimy. Ale chcemy. No i też... muszę utrzeć jej nosa.

Mężczyzna uśmiecha się lekko i zgadza się na mój plan. Czekam więc w tym rogu, aż Octavia podejdzie do lady. Gdy wreszcie to robi, muszę zagryźć pięść, aby nie roześmiać się na cały głos. Chcąc odjąć Loganowi tą kłopotliwą odmowę, wkraczam ja.

– Logan, zaraz będziemy się z dziewczynami zbierać – odzywam się, ignorując obecność dziewczyny. – Mogę zapłacić?

– Jasne – rzuca, wbijając kwotę na terminalu. W oczach stają mi łzy od zbyt długiego powstrzymywania śmiechu, kiedy widzę na urządzeniu kwotę do zapłaty. Ten dolar sprawia, że jeszcze sekunda, a wybuchnę. Udaje mi się opanować, a po wszystkim Logan zwraca się do Octavii: – Przepraszam, co mówiłaś?

Mam wrażenie, że para aż wydobywa się w jej uszu. W końcu prycha głośno, odrzuca demonstracyjne włosy, przy okazji uderzając mnie nimi i syczy mi w twarz:

– Jeszcze wszyscy pożałujecie.

– Czekam na to – rzucam wesoło.

Octavia szybkim krokiem idzie do swoich przyjaciółek, a już po chwili cała trójka wypada z baru z wściekłymi minami.

Gdy unoszę głowę, widzę płaczące ze śmiechu dziewczyny z uniesionymi kciukami do góry.

– Powinnaś zostać aktorką – stwierdza Logan.

– Wolę moje pędzle i płótna – śmieję się. – Dziękuję za pomoc.

– Zawsze do usług. – Kłania się żartobliwie.

Skocznym krokiem wracam do moich dziewczyn. Zapowiada się cudowna noc.

Continue Reading

You'll Also Like

278K 10.8K 35
William Edevane, świeżo upieczony młody miliarder z wpływowej rodziny próbuje utrzymać swoją pozycję. Jednak jego burzliwa dotychczas reputacja go wy...
170K 3.3K 8
Kontynuacja książki "Ten drugi".
284K 14.7K 35
Zaria Ellington po tragedii jaka spotkała ją trzy lata temu decyduje się na przeprowadzkę. Stan Indiana, gdzie mieszka babcia dziewczyny ma sprawić...
184K 8.8K 59
"- Powinienem był trzymać się od ciebie z daleka. Kobiety, które kocham, umierają". Ludzie myśleli, że wiedzą o Lavender Storm wszystko. Z kolei Hunt...