You Can Be The Boss 2

De -Wiktoriaa-

81.6K 4.5K 571

Kontynuacja książki ,, You Can Be The Boss ". Mais

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Ogłoszenie 💗
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14 (18+)
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19 (18+)
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27 (18+)
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31 (18+)
1 ROK YOU CAN BE THE BOSS!!
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40 (18+)
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55 (18+)
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63 (18+)
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74

Rozdział 69

563 41 4
De -Wiktoriaa-

Carmen POV:

Zostałam na chwilę z Lily, aby upewnić się, czy na pewno wszystko jest w porządku. Długo rozmawiałyśmy, wytłumaczyła dlaczego nie dowiedziałam się o tym wcześniej. Tłumaczenie to nie miało żadnego sensu.. Powiedziała, że nie chciała abym się martwiła, nie chciała być problemem. Nigdy nim nie była, nie jest i nie będzie. Rozmawiałyśmy o wielu trudnych sprawach, nie brakowało nam emocji.

Wzięłam ostatniego łyka kawy, patrząc na Ashtona. Zabawnie przymrużył oczy, na co się zaśmiałam. Robił awanturę, bo niby nie powinnam spożywać kofeiny. Przyjechaliśmy do galerii, aby pooglądać jakieś urocze rzeczy w dziecięcym sklepie.
Od razu po wejściu wstąpiliśmy na śniadanie do knajpy.

-Przecież tu jest więcej mleka, niż kawy.. -odłożyłam pusty kubek.

-Muszę o Ciebie zadbać, bo Ty o tym zapominasz. Potem podjedziemy do apteki. Kupię Ci nowe witaminy, tamte już się kończą.

-Jesteś słodki.. -przyznałam z uśmiechem.

-Ty też. -odpowiedział, ścierając czekoladę z kącika moich ust. Oblizał palec, a ja sięgnęłam po chusteczkę i dokładniej wytarłam usta. To pozostałość po naleśnikach.

Kelnerka dostrzegła nasze puste talerze. Od jakiegoś czasu łazi dookoła nas, a raczej dookoła Ashtona. Tamten jednak ignoruje ją i nawet na nią nie zerka. Jest skupiony tylko i wyłącznie na mnie.

-Przygotowałam rachunek. -odezwała się, jak zahipnotyzowana wpatrując się w niego z głupim uśmieszkiem. Nie wytrzymałam.. Nie miałam zamiaru panować nad złością.

-Mogłabyś przestać ślinić się do mojego narzeczonego? -zapytałam, a ta wreszcie przeniosła wzrok na mnie.

-Daję tylko rachunek. -odpowiedziała zirytowana moją obecnością. Chyba coś jej się pomyliło.. Szybko sięgnęłam po niego i przeczytałam kwotę. Złapałam za jego portfel.

-A ja tylko go opłacam. -podałam jej bankont, lecz nadal stała jak słup.
-Na co czekasz, potrzebujesz czegoś? Resztę możesz sobie zatrzymać. -pogoniłam ją.

Westchnęła wkurzona, zabierając ode mnie pieniądze. Ostatni raz zmierzyła go spojrzeniem, jakby był jakąś pieprzoną nagrodą do oglądania. Odeszła, a ten się zaśmiał. Podniosłam się i powiesiłam swoją torebkę na ramieniu. Zabrałam nasze puste naczynia, a następnie podeszłam do dziewczyny i położyłam je na tacy, którą trzymała. Najpierw talerze, a później filiżanka z resztką kawy. Prawie ją oblałam, przytrzymała ją w ostatniej chwili. Szkoda..

Złapałam Ashtona za rękę, odeszliśmy. Nie mógł w to uwierzyć, patrzył na mnie z podziwem. Zaczęliśmy kierować się w stronę sklepu.

-Carmen, jaka agresja.. Mówiłem, że kofeina Ci nie służy. -zażartował.
-Podobało mi się to. -przyznał.

-A mi nie.. Chwila i oberwałaby tym talerzem. -parsknęłam śmiechem.
-Mam dość tego, że lecą na Ciebie wszystkie dziewczyny. -wyznałam to, co od dawna siedzi we mnie i nie daje mi spokoju. Nie dziwi mnie to, bo jest bardzo przystojny, ale nie akceptuję tego. Mimo, że nie wykazuje nimi zainteresowania, gdzieś w głębi duszy boję się, że mnie zastąpi. Mówi, że jestem piękna, ale sama w to nie wierzę. Nie w takim stopniu jak niektóre gapiące się na niego kobiety.

-Myślę, że trochę wyolbrzymiasz.

-Wcale, że nie. Gapią się na Ciebie, ciężko tego nie zauważyć. Gdy zobaczą Twój samochód, już całkiem dostają szału. Gdyby mogły, na siłę wepchałyby się do środka.

-Ale nie mogą. Nie zwracaj uwagi, tak samo jak ja. Widzę tylko Ciebie, nie obchodzi mnie nikt inny. Po prostu to ignoruj.

-Łatwo Ci mówić.. Gdybyś był na moim miejscu, też byś się wkurzył.

-Myślisz, że nigdy nie byłem? Też podobasz się wielu mężczyznom. Szlag mnie trafia, gdy się za Tobą oglądają. Nie znoszę tego, ale nic nie poradzę. Musiałbym się z każdym bić, to niedorzeczne. -zbliżył się i objął mnie ramieniem.
-Nie przejmujmy się tamtą idiotką. Nie pozwólmy sobie zniszczyć tego czasu taką bzdurą. Miało być miło i spokojnie, obiecałem Ci to. -powiedział, przytulając mnie do siebie.

-To prawda.. -westchnęłam. Chciałabym, aby było tak codziennie. Bez żadnych obaw i zmartwień, tylko my i otaczający nas spokój. Marzę o tym i wierzę, że kiedyś będziemy mieć zwyczajne, szczęśliwe życie. Wszystko zmieni się, gdy na świecie pojawi się nasze dziecko.

Jeszcze rok temu myślałam o przyszłości w negatywny sposób, bardzo się jej obawiałam. Teraz pokochałam ją, nie mogę się jej doczekać. Moje życie nie jest już takie samo.

Zatrzymaliśmy się przed dziecięcym sklepem. Spojrzałam na Ashtona i uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Nie obchodzi mnie co mówią inni, wiem, że będzie wspaniałym ojcem.

Weszliśmy do środka. Przypomniałam sobie o dziwnym, głupim przesądzie.

-Podobno przedwczesne kupowanie takich rzeczy przynosi pecha.

-Może powiedz jeszcze, że zrzucony na podłogę widelec sprowadzi do domu głodnego bezdomnego. Moja ciotka w to wierzy i zawsze dmucha, żeby nikt nie przyszedł. -sprawił, że wybuchłam śmiechem.

-Naprawdę istnieje taki przesąd? -zaśmiałam się, patrząc na półki przepełnione lalkami Barbie. Dział dla maluchów znajdował się na końcu sklepu, dlatego musieliśmy przejść przez wszystkie inne.

Gdy byłam dzieckiem, nie miałam zbyt wielu zabawek. Ojciec rzadko cokolwiek mi kupował, dopóki nie znalazł lepiej płatnej ,,pracy". Wtedy byłam już na nie za stara.

Zaczęłam oglądać stoisko z przeróżnymi ozdobami do włosów. Były to spinki, gumki, kokardki.. Wszystko, co urocze.

-Jeśli to dziewczynka, będę codziennie robić jej takie fryzurki. -powiedziałam z uśmiechem, dotykając opakowań ze spinkami. Automatycznie poprawił mi się nastrój.

-Wygląda jak coś, co sama wpięłabyś we włosy. -skomentował zgodnie z prawdą. Uwielbiam dziewczęce, delikatne ozdoby. Niektórzy mogą uważać to za dziwne, ale ja po prostu nie lubię wulgarnie się ubierać. Kocham styl coquette, perły i kokardy. Taka już jestem.

Zdjął z wieszaka plastikową koronę, a następnie założył mi ją na głowę, poprawił moje blond wlosy. Spojrzałam na niego w znajdującym się przed nami lusterku. Zachichotałam, ściągając ją. Odłożyłam na miejsce i ruszyliśmy na przód.

-I bez tego jesteś moją księżniczką. -splątał ze sobą nasze dłonie, lecz nie trwało to długo. Gdy tylko zobaczyłam wyczekiwany przeze mnie dział, poleciałam do wieszaków z ubrankami.

-O boże, jakie to wszystko jest śliczne.. Patrz jakie malutkie. -zachwycona pokazałam mu dziewczęce, różowe ubranko. Gdy wziął je w swoje męskie dłonie, wydało się jeszcze mniejsze.

-Słodkie. -sięgnął po kolejne, tym razem niebieskie.

-Te ładniejsze. -odniosłam się do dziewczęcych.

-Widzę, że naprawdę masz nadzieję na dziewczynkę. -zaśmiał się, dostrzegając moje podekscytowanie.

-Ja nie mam nadziei, ja to wiem. Czuję to. -przyznałam, z uśmiechem oglądając wszystkie ubranka. Dotykałam ich i wręcz nie mogłam się na nie napatrzeć.

Stanął za mną i delikatnie położył dłonie na moim brzuchu. Pocałował mnie w czubek głowy, obserwując moje zafascynowanie. Też był bardzo szczęśliwy. Aż błyszczały mu się oczy..

Znalazłam puchaty kombinezon z motywem niedźwiadka Był przeuroczy..

-Dzidzia przyjdzie na świat we wrześniu, będzie robiło się trochę chłodniej. -powiedziałam rozmarzona.

-Niewiadomo, może być jeszcze ciepło.

Puścił mnie i podszedł do wieszaków. Wyciągnął z końca najmniejszy rozmiar.

-Te rzeczy są tak śliczne, że mam ochotę wykupić cały sklep. -przyznałam.

-Jeśli chcesz, to wrócę się i wezmę największy koszyk. -zażartował, ale wiedziałam, że jest w stanie to zrobić.

-Nie trzeba. -zaśmiałam się.
-Dopiero gdy poznamy płeć. Lepiej trochę z tym poczekać, bez sensu jest kupować milion rzeczy, które będą czekać przez osiem miesięcy. -mimo oszołomienia podeszłam do tego z rozsądkiem.

-Tylko dwie. Ty wybierz dla dziewczynki, ja dla chłopca. -zaproponował.

-Okej. -uśmiechnęłam się.

Rozeszliśmy się, ponieważ większość ubranek podzielona była na dwie strony, zgodnie z płcią. Nie musiałam długo szukać, mój wzrok przykuł różowy sweterek. Zdecydowałam się na niego po chwili zastanowienia. Wróciłam do Ashtona, który również dokonał już wyboru. Trzymał niebieskie śpioszki z nadrukiem dinozaura.

-Stary ma gust, co?

-I to jaki. -zachichotałam.

Zaczęliśmy kierować się w stronę kasy. Szłam, z uśmiechem oglądając nasze wybory. Nagle dostrzegłam, że Ashton został w tyle. Również się zatrzymałam.

Wpatrywał się w jakiegoś pluszaka z ogromnym zmartwieniem, jakby wróciło do niego tysiąc bolesnych wspomnień. Atmosfera całkowicie się zmieniła, posmutniał.

-Coś się stało? -zapytałam zaskoczona.

-Nic takiego. -odwrócił wzrok i znów ruszyliśmy.

-Na pewno? -dopytałam.

-Tak. -odpowiedział, lecz nie brzmiało to zbyt wiarygodnie.

W zwykłych kasach były spore kolejki, więc udaliśmy się do samoobsługowych. Skasowałam przedmioty i wybrałam opcję płatności. Czekałam aż Ashton poda mi swoją kartę płatniczą, ale ten pusto wpatrywał się w podłogę. Był totalnie w innym świecie..

-Ash. -odezwałam się, lecz nie dostałam żadnej odpowiedzi.
-Ashton. -powtórzyłam, tym razem nieco głośniej. To poskutkowało, ocknął się.

-Hmm? -mruknął.

-Karta. -powiedziałam, a ten szybko wyjął portfel z kieszeni. Otworzył go i podał mi ją.

Wzięłam jeszcze papierową torbę. Zapłaciłam, a następnie spakowałam do niej ubranka.

Oddałam mu portfel, po czym opuściliśmy sklep. Niedaleko znajdowała się ławka, usiedliśmy na niej. Ashton był tak nieobecny, że ledwo wiedział co dzieje się dookoła niego.

-Przecież możesz mi o wszystkim powiedzieć. -zaczęłam zmartwiona.

-Nie wiem czy chcesz o tym słuchać. -odpowiedział zamyślony.

-Oczywiście, że chcę. -zmarszczyłam brwi. Delikatnie złapałam za jego policzek, aby na mnie spojrzał. W jego oczach kryło się dużo bólu i smutku.

Wziął wdech, zastanawiając się jak zacząć. Zabrałam dłoń, a ten znów wpatrzył się w podłogę.

-James miał takiego samego pluszaka w dniu wypadku rodziców. Gdy go zobaczyłem, to wszystko do mnie wróciło. Ten widok wystraszonego Jamesa, jego przeraźliwy płacz.. Widok jego rozciętego czoła bolał mnie bardziej niż moje poważniejsze obrażenia. -wydusił z siebie.

Zmroziło mnie, nie miałam pojęcia co odpowiedzieć.. Złapałam go za rękę, patrząc na niego z ogromnym współczuciem. Kontynuował wypowiedź.

-Teraz wiem, że nie powinenem tego robić, ale odpiąłem fotelik i posadziłem go na kolanach. Obydwoje płakaliśmy, przerażeni przytulając się do tego samego pluszaka. Chciałem mu pomóc, ale nie mogłem.. Sam byłem w ogromnym szoku, niedługo po tym straciłem przytomność. -wyznał z trudem.

-Boże.. -mruknęłam wstrząśnięta, powoli jeżdżąc dłonią po jego plecach. Robiłam to delikatnie z nadzieją, że jakoś go to uspokoi. Jest tak bardzo silny.. Przeżył tyle okropnych rzeczy, po których się podniósł. Podziwiam go za to, że poradził sobie z tym i chociaż ta trauma będzie z nim do końca życia, stoi i nie załamuje się.

-W porządku.. To było dawno, James nie ma jak o tym pamiętać, jedynym śladem po tym jest blizna. Po prostu nie spodziewałem się, że nagle zderzę się z tymi wspomnieniami.. Nie byłem na to gotowy. -powiedział zraniony.

-Rozumiem. Zostaniemy tutaj tyle, ile będziesz chciał. Nie śpieszmy się.

-Wolałbym wrócić już do domu. -odmówił. Podniósł się, więc zrobiłam to samo. Zaczęliśmy powoli kierować się do wyjścia z galerii.

-Odpoczniemy, zrobię Ci do picia gorącą czekoladę, ugotuję coś dobrego. Obejrzymy jakiś serial, Ty wybierzesz. Może być nawet Breaking Bad, czego nienwawidzę. Zrobimy co tylko zechcesz. -sprawiłam, że słabo się uśmiechnął. Chociaż tyle.. Chcę jak najbardziej okazać mu troskę i wsparcie.

-Dziękuję. -odpowiedział.

-Nie masz za co dziękować, Ash. Zawsze to Ty się o mnie troszczysz, teraz moja kolej.

Opuściliśmy galerię, od razu poczuliśmy chłód. Z nieba spadał śnieg, unosił się z delikatnym wiatrem.

Założył mi kaptur na głowę. O tym właśnie mówię.. Okazuje mi czułość, za którą jestem mu bardzo wdzięczna.

Szybko odnaleźliśmy samochód, zaparkowaliśmy blisko wejścia.

Odłożyłam torbę na tylne siedzenie, a następnie zajęłam miejsce obok Ashtona, który pojawił się przy mnie już po chwili.

Zapięłam pas, podczas gdy ten odpalił silnik. Wiązało się to z uruchomieniem radia, które od razu wyłączył.

-Potrzebuję ciszy. -wytłumaczył, robiąc to samo.

-Wiem, ta durna muzyka często bywa denerwująca. -przyznałam zgodnie z prawdą. Nie lubię radiówek.. Większość piosenek brzmi tak samo i jest zwyczajnie irytująca.

Wyruszył, a ja wyjęłam telefon z torebki. Zaczęłam przeglądać media społecznościowe. Zapatrzyłam się, minęło kilka minut.

Usłyszeliśmy sygnał karetki pogotowia. Nie zwróciłam na to większej uwagi, w przeciwieństwie do Ashtona. Przejechała obok nas, co wiązało się ze zwiększeniem częstotliwości dźwięku.

Gwałtownie zahamował przez co aż odrzuciło mnie do przodu. Wystraszona podniosłam wzrok znad telefonu i rozejrzałam się. Nie było żadnego zagrożenia, po prostu spanikował..

Karetka znajdowała się daleko od nas, hałas ustał. Odetchnął z ulgą, pojął, że nie jest w żadnym niebezpieczeństwie.

-Kurwa.. -załamał mu się głos. Był przerażony.. W jego oczach dostrzegłam łzy. Szybko skręcił na stację benzynową przed którą akurat się znajdowaliśmy.

Zatrzymał się i położył ręce na kierownicy. Schował w nich twarz, jego oddech stał się cięższy.

-Ash, co się dzieje?.. -zapytałam zaniepokojna. Ta sytuacja wstrząsnęła też i mną. Wystraszyłam się, do tego jego zachowanie.. Wpadł w atak paniki.. Ciężko było mi patrzeć na jego cierpienie.
-Ash..

Nie odpowiadał, więc nie miałam zamiaru męczyć go pytaniami. Odpięłam pas i zbliżyłam się do niego. Postanowiłam zadać ostatnie, najważniejsze pytanie.

-Czy mogę Ci jakoś pomóc? -zmarszczyłam brwi.

-Nie. -zapanował nad swoim głosem, aby zabrzmieć na niewzruszonego. To pozór..

-Nie musisz niczego ukrywać. Nie rób tego.. -poinformowałam, gdy próbował tłumić emocje.

-Przepraszam.. -wydusił, podnosząc głowę. Starł pojedynczą łzę z policzka.

-Jestem tu z Tobą, to tylko wspomnienia. Nic  Ci nie grozi, wszystko jest w porządku. Oddychaj.. -złapałam za jego drżącą dłoń. Pomagałam mu w tym, brałam wdech, a następnie wydech.

-Muszę zapalić.. To dla mnie za dużo, potrzebuję chwili. -wymamrotał załamany.

-Oczywiście, nie przejmuj się mną. Jeśli chcesz, pójdę Ci kupić paczkę. -zaproponowałam zmartwiona. To niezdrowe, ale w takich sytuacjach potrafi przynieść ulgę.

-Nie.. Muszę po oddychać. Jest mi gorąco, duszę się.

Odpiął pas bezpieczeństwa, a ja podałam mu portfel. Wziął go ode mnie, po czym wysiadł z samochodu.

Zaczął kierować się w stronę sklepu. Z bólem patrzyłam jak odchodzi. Jest mi tak bardzo przykro.. Nie zasługuje na te wszystkie okropne rzeczy.

♡♡♡

Continue lendo

Você também vai gostar

368K 33.3K 18
Historia Molly McCann i Aresa Hogana - spin-off dwóch dylogii: "Reguł pożądania" i "Związanych układem". Ostrzeżenie: Książka zawiera treści skierowa...
65.3K 7.2K 25
👔Damon Lauder był jednym z najbardziej znanych lekarzy w mieście, często prowadził wykłady, a na oddziałach przerażał studentów i budził w nich resp...
Czy to mój brat De 📚

Ficção Adolescente

4.5K 116 19
Róża piętnastoletnia dziewczyna, która o istnieniu starszego brata nie miała pojęcia. Przez piętnaście lat mieszkała z mamą ponieważ jej rodzice rozw...
23M 804K 69
"The Hacker and the Mob Boss" ❦ Reyna Fields seems to be an ordinary girl with her thick-framed glasses, baggy clothes, hair always up in a ponytail...