Carmen POV:
Nasze spotkanie trochę się przeciągnęło. W pewnym momencie zrobiło się nam zimno, więc poszłyśmy do jej kawiarni. Jeszcze jej nie otworzyła, ale zawsze ma przy sobie klucze.
Miejsce to nie było najnowocześniejsze, ale miało duszę i klimat. Jego styl określiłabym jako Vintage. Przydałoby się trochę je odświeżyć, wtedy stałoby się jeszcze piękniejsze. Widać w nim duży potencjał.
-Czasami męczy mnie ta wrażliwość.. -westchnęła dziewczyna. Rozmawiamy od długiego czasu. Polubiłyśmy się, ciągle mamy nowe tematy do rozmowy.
-Mnie też. Mam duże serce i czasami tego nienawidzę. Za dużo analizuję, za dużo przepraszam.. Wybaczam zbyt szybko. Martwię się o ludzi, których nawet nie obchodzę. Czuję się winna za rzeczy, na które nie mam wpływu. To cholernie trudne. -wyznałam, a ta spojrzała na mnie wzrokiem pełnym zrozumienia.
-Mam dokładnie tak samo.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo usłyszałam dźwięk powiadomienia wydobywający się z mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Ashton..
Kiedy wracasz, Misia?
Odruchowo się uśmiechnęłam. Kocham to zdrobnienie, jest przesłodkie.
-Muszę się zbierać. Wybacz.. -zrobiłam skrzywioną minę.
-Jeszcze się kiedyś spotkamy? -zapytała z jakby obawą, że się nie zgodzę.
-Oczywiście. -odpowiedziałam bez ani chwili namysłu. Bardzo ją polubiłam, mamy podobne charaktery. Świetnie czuję się w jej towarzystwie, więc dlaczego miałoby to być jednorazowe spotkanie?
-To dobrze. Miło spędziłam ten czas. -uśmiechnęła się. Wstałyśmy od stołu, przy którym siedziałyśmy.
-Uwierz, że ja też. Zostałabym dłużej, ale Ash na mnie czeka. Dzisiaj pierwszy raz byliśmy u ginekologa, ten dzień jest taki.. Wyjątkowy. Przynajmniej dla mnie. -wytłumaczyłam.
Wyszłyśmy na zewnątrz. Zrobiło się już ciemno.
-Rozumiem. Musicie to uczcić, niepotrzebnie przetrzymywałam Cię tak długo. -zaśmiała się, zamykając drzwi kluczem. Pociągnęła za klamkę, aby upewnić się, czy na pewno są zamknięte, po czym ruszyłyśmy. Idziemy w tą samą stronę, odprowadzę ją do pewnego momentu.
-No co Ty.. Mamy jeszcze cały wieczór.
-I całą noc. -spojrzała na mnie znaczącym wzrokiem, a ja zachichotałam.
-Wtedy przychodzi James, brat Ashtona. Nie mamy już tyle prywatności, musimy być cicho.. Nie potrafiłabym tak, to byłoby krępujące.
-Mieszka z wami? -dopytała.
-Chwilowo. Nie narzekam, jest świetną osobą. Bawi mnie, gdy nawzajem dogryzają sobie z Ashem. Robią to w tak zabawny sposób.. Musisz kiedyś to zobaczyć.
-No nie wiem.. Ashton chyba mnie nie lubi.
-Nie za szybko na takie oskarżenia? Widzieliście się przez jakieś dwie minuty. -zmarszczyłam brwi.
-Jakoś tak czuję. -wzruszyła ramionami.
-Wydaje Ci się. Jest bardzo miły, trzeba go tylko lepiej poznać. Nie wiem o co wam wszystkim chodzi.. Każdy uważa go za wrednego, a wcale tak nie jest.
-Jest trochę przerażający. -parsknęła śmiechem.
-Co Ty gadasz?! Jest słodki.. -powiedziałam, a ta podniosła brwi.
-Naprawdę. -zaśmiałam się.
-Niech Ci będzie.
Zatrzymałyśmy się. Niestety musiałyśmy się rozejść..
-Jeśli chcesz, mogę Cię odprowadzić. Wiesz, żeby Pan ,, słodki " nie miał pretensji, że wracasz sama wieczorem. -zażartowała.
-Zgubisz się i nie będziesz wiedziała jak wrócić. Dam sobie radę, to niedaleko. Dziękuję za dzisiaj, było świetnie. Musimy to powtórzyć. -przytuliłam ją na pożegnanie.
-Koniecznie. -uśmiechnęła się.
Skręciła w uliczkę, ja za to szłam dalej.
Nagle w oddali zobaczyłam Hope, kierowała się prosto w moją stronę. Od razu poznałam ją po czarnych włosach i mocnym makijażu. Automatycznie się spięłam.. Wpatrzyłam się w ziemię, udając, że jej nie widzę. Przyspieszyłam, starając się nie panikować.
Uderzyła we mnie ramieniem. Szła środkiem chodnika, na pewno zrobiła to celowo. Spadła jej torebka, a jej zawartość rozsypała się.
-Patrz jak łazisz, kretynko! Kazałabym Ci to zbierać, gdybyś nie miała w sobie tego potwora. -warkęła, schylając się po przedmioty.
-Że co? -zatrzymałam się. Nie mogłam uwierzyć, że to powiedziała. Nie byłam do niej wrogo nastawiona, chciałam tylko przejść.. Skąd u niej ta nienawiść?
-To, co słyszysz, Logan wszystko mi powiedział. To i wiele innych rzeczy.. Szybko mnie wymieniłaś. -wspomniała o Lily. Wyprostowała się i spojrzała mi głęboko w oczy. Jej wzrok przepełniony był odrazą.
-O co Ci chodzi? -zmarszczyłam brwi.
-Wiem, że znowu jesteś w ciąży. Tym razem nie będziesz usuwać? Szkoda, lepiej gdybyś to zrobiła. Będziesz najgorszą matką na świecie, już współczuję temu dziecku.. Ashton nauczy je czegoś pożytecznego, czy tylko używania broni i ćpania? -zapytała, wbijając mi szpilkę w serce.
-Odczep się ode mnie, idiotko. -próbowałam iść dalej, ale złapała mnie za nadgarstek.
-Idiotko? -parsknęła śmiechem.
-Jedyną idiotką tutaj jesteś Ty. To Ty nie skończysz szkoły. Skończysz, ale z ohydnym bachorem, jako utrzymanka swojego bogatego męża. Tylko do tego jesteś zdolna, głupia ściero. Do siedzenia w domu i usługiwania! -wycedziła. Poczułam łzy w oczach, ale nie pozwoliłam im spłynąć. Wyrwałam się jej.
-Jasne, idź i mu się poskarż! On nawet nie chcę Cię słuchać, ma już dość tego Twojego ciągłego miałczenia! Zrobisz się gruba i Cię rzuci, zobaczysz! -krzyknęła za mną, ale nie odwracałam się. Szłam najszybciej jak się dało, przegryzając wargę. Mocno złapałam za pasek torebki, próbując poradzić sobie z emocjami. Załkałam dopiero, gdy byłam wystarczająco daleko. Uderzyła w czuły punkt. Zabolało..
Co ja jej zrobiłam do cholery?.. Starałam się być dla niej najlepszą przyjaciółką. Bywało, że dbałam o jej uczucia bardziej, niż o swoje. Chciałam dla niej jak najlepiej.. Teraz próbowałam po prostu przejść obojętnie. Nie spodziewałam się tego..
♡♡♡
Chwyciłam za klamkę, biorąc wdech. Szłam tak szybko, że w pewnym momencie aż rozbolały mnie płuca. Chwilę wcześniej starłam chusteczką rozmazany makijaż. Nie chcę, aby ktokolwiek zobaczył, że płakałam. Słowa Hope zraniły mnie i utknęły w mojej głowie tak, że nie potrafię myśleć o niczym innym. W ciągu trzech minut zrujnowała mój dobry humor, nadzieję na przyszłość i psychikę..
Weszłam do domu. Rozebrałam się i odwiesiłam torebkę, a następnie weszłam wgłąb. Ashton przebywał w kuchni, gotował kolację. Stanęłam obok niego, zaglądając do patelni. Przygotowywał mój ulubiony makaron curry.
Gdy dostrzegł, że jestem obok, odstawił łyżkę, którą mieszał sos. Podszedł do mnie i czule mnie przytulił.
-Dzwoniłem do Ciebie, nie odebrałaś. -powiedział. Pocałował mnie w czoło, a ja westchnęłam.
-Naprawdę? Nie wiedziałam. -skłamałam. Tak naprawdę, nie chciałam, aby usłyszał mój załamujący się głos. Byłam w gorszym stanie, niż teraz.
-Możliwe, że przypadkowo wyciszyłam. -mruknęłam, odklejając się od niego. Wrócił do kuchenki, ja za to podeszłam do lodówki, na której dostrzegłam powieszony wydruk z USG. Jest z tego naprawdę dumny..
Spojrzałam na niego. Wydaje się być taki szczęśliwy.. Też byłabym, gdyby ktoś wszystkiego nie zniszczył. Mam ochotę zwyczajnie się rozpłakać, lecz muszę udawać, że wszystko jest w porządku. Nie mogę znów się przy nim złamać, zrobić z siebie ofiary losu..
Wyjęłam z lodówki puszkę coli. Oczywiście wybrałam tą bez cukru, pomimo gorszego smaku.
-Siadaj, już nakładam. Pewnie jesteś głodna. -sięgnął po talerze do szafki.
-Niezbyt.. -westchnęłam, podchodząc do stołu. Usiadłam i otworzyłam puszkę. Pusto się w nią wpatrzyłam. Czuję się okropnie.. Jakby coś ściskało moje serce.
Ocknęłam się, gdy Ashton zajął miejsce przy stole, centralnie przede mną. Podniosłam wzrok.
-Trochę za dużo. -odniosłam się do porcji znajdującej się na postawionym przede mną talerzu.
-Teraz musisz jeść za dwóch. -uśmiechnął się, wyciągając rękę. Złapał mnie za dłoń.
-Nadal nie mogę w to uwierzyć.. To dotarło do mnie dopiero, gdy zobaczyłem tą małą kropkę na USG. Poczułem się tak.. Niesamowicie. Naprawdę będę ojcem.. Mam przeczucie, że to będzie chłopiec. -wyznał. Mówiąc to, oczy lśniły mu od szczęścia. Nie odpowiedziałam, za to posłałam mu słaby uśmiech.
-Wszystko w porządku? -zauważył, że coś jest nie tak.
-Mhm. -pokiwałam głową, zerkając na talerz. Danie wygląda pysznie, prawdopodobnie takie też jest. Ashton świetnie gotuje, ale w tym stanie ciężko jest cokolwiek zjeść. Gdy widzę jedzenie, przypomina mi się ostatnie zdanie wykrzyczane przez Hope.
-Po prostu jestem zmęczona.
Nie odpowiedział, bo usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. To Logan.. Wszedł, jakby nigdy nic, przerywając nam. Gdy go zobaczyłam, aż się we mnie zagotowało. Spojrzałam na niego zimnym, zranionym wzrokiem. Nasze oczy spotkały się, wywołałam u niego zdezorientowanie. Zupełnie nie wiedział o co mi chodzi.
-Nie właź tu bez pytania. Nie jesteś u siebie. Jakbyś zapomniał, Twój dom znajduje się trochę dalej. -wycedziłam.
-A Ty nie warcz. -parsknął.
-Musimy pogadać o zleceniu. -zwrócił się do Ashtona. Zignorował mnie, jakby w ogóle mnie tu nie było.
Wstałam od stołu, po czym mocno przysunęłam do niego krzesło. Nie mam zamiaru dłużej patrzeć na jego fałszywą, plotkarską mordę. Ashton mówi mu o wszystkim, a tamten leci do Hope, z którą podobno już nie jest. Zakłamany gnój..
Odwróciłam się i skierowałam w stronę schodów.
-Widzę, że koleżance już buzują hormony. -powiedział tak głośno, abym to usłyszała. Zacisnęłam szczękę, nie reagując na to.
♡♡♡