Carmen POV:
Ashton uspokajał mnie jeszcze przez długi czas. Moglibyśmy od razu iść na komisariat, ale byłam zbyt zmęczona. Chciałam tylko wrócić do domu i zasnąć. Ta sytuacja za bardzo mną wstrząsnęła.. Stwierdziłam, że będzie lepiej, gdy jako pierwsza dowie się o tym dyrekcja. Wtedy wszystko powinno stać się łatwiejsze.
Zaparkowaliśmy pod szkołą. Nie byłam gotowa, aby tam wejść.. Gdy tylko na nią spojrzałam, poczułam się spięta.
-Musimy.. -Ashton delikatnie złapał mnie za rękę. Daje mi dużo wsparcia i stara się mnie uspokajać. Próbuje, chociaż widzę, że sam jest wściekły.
Wysiedliśmy z samochodu. Szłam bardzo wolno, odwlekając to jak tylko się dało. Podświadomie nie chciałam wracać do tego miejsca.
-Jestem z Tobą. Jesteś już bezpieczna, nie masz czego się bać. -przypomniał, kładąc mi rękę na plecach. To trochę mi pomogło.
-Dziękuję.. -zbliżyłam się, aby ten mógł mocniej mnie objąć.
Weszliśmy do budynku. Gabinet dyrektora znajdował się na parterze, więc od razu się do niego udaliśmy.
Nie miałam odwagi zapukać, więc Ashton zrobił to za mnie. Nikt nie otwierał, ale słychać było, jak mężczyzna rozmawia przez telefon.
Zapukał kolejny raz. Znów zero reakcji. Pociągnął za klamkę i bez zbędnego myślenia wszedł do środka.
-Proszę poczekać! -uniósł się.
-Nie ma na co czekać. -trzasnął za nami drzwiami.
-Poczekaj, zaraz oddzwonię.. -był zmuszony zakończyć rozmowę.
-Co było takie ważne, że nie mogliście poczekać dwóch minut?
-Nie mam zamiaru czekać ani sekundy. Wczoraj Carmen prawie została zgwałcona. -stawał się coraz bardziej wściekły.
-To idźcie na policję. Co ma do tego szkoła?
-To, że był to nauczyciel. Wiesz w ogóle kogo zatrudniasz?! -krzyknął, a ten jedynie podniósł brwi. Nie był w ogóle zaskoczony, patrzył na nas z kpiną.
-Może dajmy mówić dziewczynie. Wydaje mi się, że nie potrzebuje Cię jako adwokata. -to zdanie sprawiło, że wyszedł z równowagi. Złapałam go za dłoń i lekko ją ścisnęłam, aby go uspokoić.
-To wydarzyło się wczoraj po dziesiątej lekcji i.. -przerwał mi.
-Ciekawe, po dziesiątej lekcji wystąpiła awaria prądu. Monitoring nie był w stanie niczego zarejestrować. -nie pozwolił dojść mi do słowa.
-Zaczął dotykać mnie od razu po odłączeniu. -na samo wspomnienie poczułam się spięta.
-Mhm.. I kto niby to zrobił? -nawet nie próbował ukryć swojego lekceważącego tonu. Nie mogłam w to uwierzyć.
-Niby?! -Ashton nie wytrzymał i się odezwał. Ja też traciłam cierpliwość.
-Mendez.
-Mendez.. -zaśmiał się, jakby to była bzdura.
-Tak, Mendez! -podniosłam głos. Wcześniej byłam opanowana, ale teraz przepełniła mnie złość.
-Powiedzmy, że to zrobił. I co? Tak po prostu Cię puścił? Powiedział ,,odechciało mi się"? Przecież to niedorzeczne.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Poczułam się jak szmata. Jak nic nie warta oszustka, chociaż mówiłam samą prawdę.
-Weszła sprzątaczka. Puścił mnie i uciekłam.
-I nikogo oprócz niej nie było w szkole? -znów podniósł brwi.
-Nie, kurwa! Nie było! -krzyknęłam. Nie wytrzymałam tego.
-Mendez jest na urlopie. Porozmawiamy, gdy wróci. -jego ton brzmiał tak samo, ale twarz nabrała całkiem innego wyrazu. Również się wściekł.
-Porozmawiamy teraz! Pójdę na policję i wszyscy pożałujecie! -zagroziłam, a ten spojrzał, jakby nieco się wystraszył. Widocznie nie jestem pierwszą dziewczyną, którą wykorzystał. Specjalnie to wszystko zataja.
-Nie tym tonem, gówniaro.. Nikt nie uwierzy w Twoje brednie.
-Będę mówić tym tonem, bo prawie zostałam zgwałcona! -wywrzeszczałam.
-Wracaj do domu, bo zaraz powiesz coś, czego będziesz żałować.
-Żałuję tylko tego, że przyszłam do tej popierdolonej szkoły! Wszyscy jesteście nienormalni!
-Tak Ci tu źle?! Nie ma problemu, zostajesz zawieszona! -otworzył laptop i wpatrzył się w ekran.
-Za co?! -myślałam, że się przesłyszałam.
-Za składanie fałszywych zeznań i niedopuszczalne zachowanie. Wyłaźcie z mojego gabinetu!
Nie musiał dwa razy powtarzać. Odwróciłam się i wyszłam. Tym razem to ja trzasnęłam drzwiami. Zrobiłam to tak mocno, że całe zadrżały.
Zaczęłam szybko iść, czując łzy w oczach. Ashton zatrzymał mnie i zamknął w swoich ramionach. Rownież był wściekły, ale chciał załagodzić sytuację. Rozpłakałam się.. Prawdopodobnie z nerwów.
-Pojeb! Jebany ignorant! -wycedziłam. Położył rękę na moich włosach, podczas gdy ja zaczęłam łkać z bezsilności. -Dlaczego nikt mi nie wierzy?
-Ja Ci wierzę. Nie zostawię tego tak. -odpowiedział.
Ashton POV:
Od tego zdarzenia minęły dwa dni. Gdy patrzę na Carmen, jest mi cholernie przykro. Niby nie przeszła zbyt dużo, ale bardzo źle to na nią wpłynęło. Stara się pokazywać, że wszystko jest w porządku, ale widzę jaka jest prawda. Przejmuje się zawieszeniem. Czuje się bezradna i nie wie co robić. W przeciwieństwie do mnie. Ja doskonale wiem co zrobię.
Codziennie myślałem o tym, jak ukarać tego skurwiela. Mam parę pomysłów..
Spojrzałem na niego, zaciskając szczękę. Obserwuję go od dwóch godzin, ale jego widok cały czas budzi we mnie te same emocje. Wraz z resztą grupy jeździmy za nim i szukamy odpowiednego momentu. Musimy upewnić się, że nikt nas nie zauważy. Wcześniej sprawdzaliśmy, czy nigdzie wokół jego domu nie ma kamer.
-Poczekaj, aż wyjdzie ta dziwka. -Logan wspomniał o kobiecie, która właśnue opuściła jego dom.
-Jeśli będzie trzeba, zapierdolę też i ją. -odpowiedziałem, wpatrując się w nich. Dawno nie byłem tak wściekły..
Objął ją, po czym ta wsiadła do swojego samochodu i odjechała. Od razu ruszyłem. Nie zdążył nawet zamknąć drzwi, bo złapałem za broń i wysiadłem.
-Kaptur.. -upomniała mnie Hope, która również była chętna pomóc. Zignorowałem to, nie próbowałem nawet nic chować.
-Pierdolę to. -powiedziałem, nie spuszczając z niego wzroku. Patrzyłem tylko i wyłącznie w jego zdezorientowane oczy.
-Mogę w czymś po.. -nie dokończył, bo uderzyłem go w twarz, przez co się oddalił. Pozostali weszli do środka.
-Za co?! -złapał za swój nos. Uderzyłem jeszcze raz, a ten zalał się krwią. Te dwa słowy wzbudziły we mnie jeszcze większy gniew.
-Za Carmen. -mocniej zacisnąłem szczękę.
-I za wszystkie dziewczyny, które przez Ciebie cierpiały. Teraz Ty trochę się pomęczysz. -dodała Hope. Dopiero wtedy pojął dlaczego tu jesteśmy.
-Oddam wam wszystko, ale nic mi nie róbcie.. -wymamrotał żałośnie. -Proszę, ja!..
-próbował coś bełkotać, ale wyciągnąłem pistolet. Nate złapał go od tyłu i zatkał mu mordę, gdy zaczynał krzyczeć.
-Będziesz cierpieć. Długo.. Już ja się o to postaram. -złapałem go za ramię i mocno przystawiłem broń do jego żebra. -Spróbuj krzyknąć, to przetnę Ci struny głosowe. -zagroziłem. -Rozumiesz?! -wrzasnąłem, a ten pokiwał głową. Mimo wszystko, wolałem go zakneblować. Logan włożył mu szmatę do ust i zawiązał z tyłu głowy.
Zacząłem kierować się do drzwi, ciągle dociskając do niego pistolet. Wbijał mu się w kości, sprawiając dodatkowy ból.
Wyszliśmy na zewnątrz. Logan otworzył bagażnik.
-Właź. -warknąłem, popychając go. Wszedł do środka i skulił się, a ja ostatni raz spojrzałem na jego żałosną twarz. Zaczął płakać, ale ani trochę mnie to nie ruszyło. -Carmen jest dla mnie najważniejsza. Ważniejsza, niż wszystko razem wzięte. Wybrałeś sobie złą ofiarę. Teraz to Ty nią zostaniesz. -wycedziłem, po czym mocno trzasnąłem drzwiami.
♡♡♡