Chapter 17

228 9 0
                                    

Nogi odmawiały mi już powoli posłuszeństwa. Moje ciało zaczynało mieć dość, obraz przed oczami zamazywał się, powieki same opadały. Całkowicie opadłam już z sił. Nie wiem, co ciągło mnie dalej do przodu. Może jego obecność. Poczucie, że nie tylko ja cierpię. I chciałam mu towarzyszyć. Chciałam, żeby on towarzyszył mnie. Szliśmy bez przerwy dłużej niż wcześniej. Chyba oboje po prostu baliśmy się spytać o chociaż chwilę przerwy.
Potknęłam się o kamień. Syknęłam i stanęłam w miejscu, oparłam się rękami o kolana, by wziąć głębszy oddech. Moja głowa zrobiła się okropnie ciężka. Woda Flegetonu nagle zrobiła się dziwnie przejrzysta. Wartki strumień, z którego chciałam zaczerpnąć. Ugasić pragnienie. Strumień zniknął tak szybko jak się pojawił.
- Caroline. - Odezwał się jako pierwszy Nico. Powiodłam wzrokiem za jego palcem, który wskazywał na wysoką skalną ścianę przed nami. Otworzyłam szeroko oczy. Ściana wznosiła się w górę na kilkadziesiąt metrów i znikała w mgle. Wodospad wód Flegetonu spływał z góry, trafiając do rzeki. Jego szum roznosił się wokoło.
- O cholera. - Mruknęłam, po czym szybko zakryłam usta dłonią. Moje policzki zaczęły piec. Ojej. Czarnowłosy chrząknął.
- Odpocznijmy chwilę. - Usiadł pod ścianą i oparł o nią głowę. Skinęłam i usiadłam kawałek obok niego.
- Możesz spać pierwszy. Ja i tak nie dam rady zasnąć. - Powiedziałam. Niby moje ciało było na tyle zmęczone i potrzebowało snu, ale boję się, że gdy tylko zamknę oczy, znowu zabierze mnie w swój koszmar. A kiedy już się w nim znajdę, że nie dam rady się z niego wydostać. Będę tkwić w nim na wieki.
Nico ułożył się na ziemi. Nie minęło długo, a zasnął. Spojrzałam na jego spokojną twarz. Podniosłam roztrzęsioną dłoń i odgarnęłam uciekając kosmyk przydługawych czarnych włosów. Nie potrafiłam się przed tym powstrzymać.

~~~

- Pójdziesz pierwsza, dasz radę?
Pokiwałam głową i wyjęłam sztylet.
- Robiłaś to kiedyś? Nie spiesz się. Możesz się zatrzymywać, ale nie patrz w dół. Pod żadnym pozorem. Jakby co...
-Nico. - Przerwałam mu. - Robiłam to już kiedyś. Dam radę.
Westchnął i odsunął się o krok. Wsadziłam palce we wgłębienia w skale i podciągnęłam się, by w inne wsadzić nogi. Opuszki palców zapiekły. Zacisnęłam zęby. Dam radę. Cały czas czułam na sobie wzrok Nico, który dokładnie pilnował każdego mojego kroku. Nie mogę..., nie chcę, żeby po raz kolejny mnie ratował. Podciągnęłam się jeszcze wyżej. I wyżej. Moja noga zsunęła się, razem ze żwirem, który poleciał w dół. Z szybko bijącym sercem spojrzałam za kamyczkami. Nie myślałam, że jestem już tak wysoko...
- Caroline! Co mówiłem o patrzeniu w dół! - Krzyknął Nico. Przełknęłam ślinę. Sam zaczynał się już wspinać, więc nie chcąc zostać w tyle, ruszyłam w górę. Coraz ciężej było mi złapać oddech. Wbiłam sztylet w ścianę i oparłam się o niego, by móc chwilę odsapnąć.
- Widzisz coś, gdzie moglibyśmy się zatrzymać?
Spojrzałam w górę. Tak. Kilka metrów nad nami znajdowała się skalna półka.
- Tak!
Widząc miejsce, gdzie będę mogła odpocząć,
zaczęłam się szybciej wspinać. Jakikolwiek ból ustał, kiedy tylko pomyślałam o przerwie.
- Caroline, zwolnij!
Moja noga ześliznęła się z wgłębienia. Zmęczone palce nie były w stanie utrzymać mojego ciała, łapiąc się tak wąskiej szpary. Puściły ją, a ja poleciałam w dół. Gumka trzymając moje włosy pękła, moje włosy rozwiały się. Czy to już wszystko? W taki sposób miałam umrzeć? Przynajmniej moja dusza nie będzie mieć daleko do Hadesu. Ale o dziwo nie czułam strachu. Nie widziałam mojego życia szybko przelatującego przed moimi oczami, jak to zazwyczaj opisują w książkach. Może dlatego,
że podświadomie wiedziałam, że to nie jest jeszcze koniec. Moja historia nie skończy się tutaj.
- Spróbuj się złapać ściany. Tym razem na prawdę się nie spiesz. - Krzyknął do mnie Nico,
trzymając mnie mocno za rękę. Ledwo go słyszałam, bo szumiało mi w uszach, od dźwięku wodospadu. Podciągnął mnie, bym mogła złapać się ściany. Kiedy na mnie spojrzał, w jego oczach zdołałam zobaczyć strach, troskę no i ulgę. Też ją czułam. I byłam mu wdzięczna, że mogłam ją poczuć. - Czekam na ciebie.
Złapałam oddech i wspięłam się w górę. Mój sztylet został wyżej, wbity w skałę. Na szczęście nie spadł w dół. Wolałabym go nie stracić tak szybko. Zdążyłam się już przywiązać.
Nico wspiął się na półkę jako pierwszy. Podał mi dłoń. Złapałam się obolałymi palcami i podciągnęłam razem z jego pomocą. Opadłam na ziemię obok czarnowłosego. Wybuchłam śmiechem, zakładając dłonie na moje zgięte, krwawiące kolano.
- A gdy zobaczyłam ściankę wspinaczkową z lawą w Obozie, to pomyślałam, że ten kto ją tu wstawił jest idiotą.
Spojrzałam na jego twarz, przez którą przeleciał cień uśmiechu.
- Jak zdołamy wyjść na górę, to będziemy przed tym kimś klękać. - Odparł.
- Ja nie. Jeszcze nie zdołałam wspiąć się na jej szczyt. Nie dałam rady nawet wyjść do połowy. - Mruknęłam, odwracając wzrok. I żałuję, że nie starałam się bardziej. Kiedy wyszliśmy półkę wyżej, z moich palcy ciekła już krew. Obdarte oba kolana i przedramiona piekły. Głowa chciała pęknąć ze zmęczenia.
- Prześpij się. - Powiedział Nico podając mi połówkę ostatniego batona z ambrozją. - Mamy czas.
Mamy czas. Ale nie za wiele. Nie wiem ile. Nie mam pojęcia ile już tutaj jesteśmy, a tym bardziej kiedy wrócimy do domu.
Odgryzłam mały kawałek batonika, ale tyle wystarczyło, by rany przestały boleć i zaczęły się szybciej goić. Resztę schowałam do kieszeni. Ułożyłam się na ziemi i zaraz padłam ze zmęczenia. Chyba byłam na tyle słaba, że już nawet nie miałam siły śnić moich koszmarów, które coraz rzadziej się pojawiały. Zamiast tego śniła mi się rzeka. Ta sama, w którą zamienił się Flegeton.

~~~

- Nico... Ile jeszcze? - Spytałam. Spojrzałam w górę. Nad nami nic nie było widać przez mgłę. Widoczność na wgłębienia w skale i półki skalne znacznie zmalała. Sprawiało to, że miałam głowę pełną od obaw. Ale wspinałam się wyżej. Miałam już dość, tak samo jak on, dlatego starałam się nie narzekać.
- Wydaję mi się, że już jesteśmy blisko. Na razie idźmy dalej. - Złapał się ściany i zaczął się spinać w górę.
- Skąd możesz to wiedzieć? Nad nami nie ma nic oprócz mgły!
Spojrzał na mnie w dół.
- Podobno jestem chodzącą encyklopedią o Podziemiu.
Uśmiechnęłam się. Był to słaby uśmiech. Nie miałam już ochoty się uśmiechać.
- Przyjęło się.
Wywrócił oczami i ruszył dalej, a ja za nim.
- Jak myślisz, co teraz robi cała reszta? Mają ognisko, a może walczą o sztandar? Ciekawe co się dzieje na górze...
- Jak będziesz tak dalej gadać, to się nie dowiesz. Buzia na kłódkę i powoli na górę.
Westchnęłam i nie czekając ani chwili dłużej, ruszyłam w górę.

~~

*Percy POV*

- Chejronie! - Krzyknęłam Annabeth biegnąc w stronę Wielkiego Domu. Centaur stał na tarasie w swoim wózku i patrzył na nas z uśmiechem, jak zmierzamy w jego stronę. - Przepowiednia!
Chejron uniósł brodę w górę i przymknął na chwilę oczy.
- Słucham was. - Powiedział, mimo iż znał już jej treść.

~~

ugh.. ledwo pierwszy dzień a już jestem wkurwiona. dlatego wracam po dłuższej przerwie na wattpada, żeby jeszcze uciec trochę od szkoły. postaram się pisać szybciej, chociaż moja wena ostatnio zmierza w każdym innym kierunku, tylko nie tej książki
powodzenia w szkole

Kiss me//Nico di AngeloWhere stories live. Discover now