Chapter 3

1K 51 7
                                    

Usiadłam przy stole, wcześniej witając się z hiszpańską delegacją.
- Przestraszyłaś mnie przedtem. - usłyszałam. Odwróciłam głowę w stronę Percy'ego. Chłopak miał na sobie granatowy garnitur, za pewne pożyczony od bliźniaków.
- Śmiesznie wyglądasz w garniturze - powiedziałam, ignorując jego wcześniejsze słowa.
- Wiem - rzucił odwracając wzrok.
- Percy... - mruknęłam łapiąc go za rękę.
Chłopak nie wytrzymał, wstał od stołu, przeprosił i wyszedł.
- Ojcze, mamy dzisiaj kilka planów i nie możemy zostać. - powiedziałam i zrobiłam to samo co chłopak.
- Mam przez ciebie przerąbane. - westchnęłam i ruszyłam do jego pokoju, gdzie według służby pobiegł chłopak.
Otworzyłam powoli drzwi do pokoju gościnnego.
- Nie dość, że ja zginę przez ciebie, to ty nie będziesz miał mnie jak opłakiwać, bo bliźniaki cię zabiją za garnitur.
Głowa chłopaka, która podniosła się kiedy weszłam do pokoju znowu opadła na poduszki.
- Zamknij się i chodź tu.
Położyłam się koło niego patrząc w sufit.
- Przepraszam Lin. - powiedział odwracając się na plecy.
- Lin? - odwróciłam głowę w jego stronę.
- Fajnie brzmi i ci pasuje.
Odwróciłam wzrok na sufit prychając.
- I tak mamy przerąbane.
- Mamy? - nawet nie widząc jego twarzy mogłam stwierdzić, że jego brew powędrowała ku górze.
- Och, zamknij się - nie patrząc na niego przywaliłam mu w twarz. Lekko.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęłam podnosząc się do pozycji siedzącej.
Drzwi powoli otworzyły się i weszła przez nie mała brunetka trzymając w małych rączkach misia. Miała na sobie różową sukienkę z tiulem, a w jej brązowych lokach widniała srebrna opaska.
- Hej Sophie! - powiedziałam chcąc ją zachęcić do podejścia bliżej.
- A co to za ślicznotka? - spytał podpierając się na ręce. Dziewczynka podeszła bliżej i wskoczyła na moje kolana, od razu przytulając się do mnie.
- Percy, to jest Sophie. Najmłodsza córka Isabelli i Theodora Jonesów. Sophie to jest Percy, który przez następne kilka tygodni będzie naszym natrętnym współlokatorem.
- To twój chłopak? - spytała kierując na mnie niebieskie oczy. Prychnęłam.
- Już prędzej chodziłabym z Kaspianem.
- O, to bardzo źle. - mruknęła przyglądając się podejrzliwie chłopakowi.
- A kim jest ten Kasper? - spytał Percy udając obrażony ton.
- Kaspian - poprawiła go mała księżniczka, zanim ja otworzyłam usta, żeby to powiedzieć. - To książę, którego Carol nienawidzi, a on od kilku miesięcy walczy o jej rękę. Na prawdę go nie nawidzi. Ciągle tylko mówi: „Kiedy już będziemy małżeństwem...". To okropne.
- Na prawdę aż tak mnie nie lubisz...
- Przykro mi Per. - uśmiechnęłam się złośliwie.
- Podoba mi się - wyszczerzył zęby, za co dostał w tył głowy.
- Cham.
Odwróciłam się do niego tyłem.
- Co chciałaś Sophie?
- Chciałam iść na spacer - powiedziała tuląc mocno do siebie misia.
- Per, co ty na to, żeby trochę pozwiedzać? - zwróciłam się do chłopaka.
- Z tobą zawsze Lin - odparł puszczając mi oczko.

🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸

- Sophie nie tak szybko! - krzyknęłam biegnąc po parku za dziewczynką. - Wracaj tu!
Dziewczynka wbiegła na plac zabaw zostawiając mnie daleko w tyle. Zatrzymałam się, żeby złapać oddech. Zaczęłam kaszleć. Pochyliłam się do przodu kładąc ręce na kolanach.
- Carol, wszystko dobrze? - spytał Percy kładąc ręke na moich plecach.
- Tak, już okej - wyszeptałam biorąc głęboki oddech. Percy westchnął i zaprowadził mnie na ławkę. Oparłam głowę o jego ramie.
- Cztery miesiące bez żadnego ataku. A tu nagle dwa w jeden dzień.
- Może to nie astma, tylko ataki paniki - rzuciłam mu zdziwione spojrzenie. - No wiesz, zobaczyłaś mnie i nie wiesz jak się zachować. Dostajesz ataku paniki, bo boisz się, że się wygłupisz i wogóle...
- Głupek.
- Poczekaj ktoś mi już to mówił - przybrał pozę myśliciela. - A no tak! Ty!
Prychnęłam.
- Nie wierze, że dalej tu z tobą siedze.
- Powiedziałbym coś, ale nie chcę wylądować twarzą na ziemi.
- Przynajmniej ten jeden raz zmądrzałeś.
Westchneliśmy w tym samym momencie, przez co zaczęliśmy się śmiać.
- Mogę cię o coś spytać, Wasza Wysokość? - powiedział poważnym tonem.
- Pytaj o co chcesz. - założyłam nogę na nogę i położyłam na nich splecione dłonie.
- Chodzi właśnie o tą ‚Waszą Wysokość'. Dlaczego ludzie widząc, że idziesz nie ukłonią się i nie powiedzą ‚Wasza Wysokość' czy ‚Księżniczko' czy cokolwiek innego...
- W naszym państwie rodzina królewska nie jest traktowana jak inne takie rodziny - przerwałam mu. - Chodzi o to, że nie jesteśmy tacy no wiesz... Jestem waszym królem, czy królową kłaniajcie mi się a ja raz na jakiś czas się do was uśmiechnę, czy pomacham z okienka. - Powiedziałam udając gruby głos. - Nie chodzimy ze strażnikami czy ochroniarzami. Uczestniczymy w różnych świętach czy festiwalach razem z ludźmi, a nie tylko jakaś mowa i dowidzenia. Pozwalamy do siebie mówić po imieniu, nie trzeba nam się kłaniać. ‚Wasza Wysokość' jest tutaj rzadko używane i raczej tylko do króla i królowej. Ale to wszystko jest w tym kraju od wieków. Tak byli traktowani pierwsi władcy i wszyscy ich następcy. A my przestrzegamy wszystkich tradycji tego państwa.
- Ale...
- Ale mimo wszystko powinniśmy zachowywać się jak osoby, które zasiadają lub zasiądą na tronie.
- Tak patrząc na na przykład bliźniaków i ich pomysły to wcale tak nie jest.
- Szczególnie patrząc na bliźniaków. - Poprawiłam go i westchnęłam. -Najbardziej ‚królewska' z nas jest Sophie, chociaż szansa na to, że to ona właśnie zostanie królową jest mała. Chociaż tron i korona na pewno by jej pasowały. Może wyjdzie za jakiegoś księcia...- Odwróciłam wzrok w stronę małej księżniczki bawiącej się na placu zabaw. Stała na drewnianym zamku i machała jak królowa do stojących tam dzieci.
- Nie bądź jak rodzice, którzy ustalają za dziecko jego życie. - Wydawało mi się, czy zobaczyłam w jego oczach chwilowy smutek. Nie mogłam dłużej oglądać jego niebieskich oczu, bo odwrócił wzrok w stronę placu zabaw.
- Jest na prawdę przesłodka.
- Tak. Wszyscy ją uwielbiają. Wracamy?
- Najpierw ściągnij księżniczkę z zamku.
- To będzie proste - uśmiechnęłam się podstępnie. - Sophie! Idziemy na twoje ulubione lody! Percy stawia!
Spojrzałam na Percy'ego i wtedy zrozumiałam, że to był mój błąd.
- O ty...
Zaczęłam uciekać śmiejąc się na cały park. Niestety Percy dogonił mnie szybciej niż myślałam. Cóż poradzić. Byłby szybszy i... zdrowszy. Wpadła na mnie, przez co przewróciłam się, a on na mnie.
Cały czas się śmialiśmy.
- Percy... nie jesteś... piórkiem... - mówiłam między atakami śmiechu. Próbując go ze mnie zepchnąć. Bezskutecznie. A nawet gorzej. Percy ‚docisnął' mnie do ziemi swoim ciałem.
- Jesteś taka mięciutka - mruknął udawanym sennym głosem. Wpadłam na pewien głupi pomysł.
- Percy... nie mogę oddychać - powiedziałam biorąc głębokie oddechy. Miało to natychmiastowy skutek. Percy podniósł się ze mnie jak poparzony i kucnął obok mnie. Ponownie zaczęłam się śmiać.
- Jeszcze się za to odpłacę - fuknął podając mi rękę, którą złapałam, a Percy pomógł mi wstać.
- To co z tymi lodami? - usłyszeliśmy za sobą, na co momentalnie odwróciliśmy się do tyłu. Widząc tam Sophie trzymającą w rękach misia po raz kolejny wybuchliśmy śmiechem.
- Chodź Sophie. - Percy złapał ją za rękę i pociągnął za mną do kawiarni.

Kiss me//Nico di AngeloWhere stories live. Discover now