Chapter 5

677 46 4
                                    

Ponad 200 wyświetleń!

Mijały dni, podczas których coraz lepiej poznawałam naszego natrętnego współlokatora. Staliśmy się jak rodzeństwo. Oczywiście dalej chodziłam do teatru. Jednak powiedziałam, że nie chcę brać udziału w tym przedstawieniu. Gdyby nie Percy, to Chris by mnie pewnie zabił. Śmieszna historia w sumie... nie ważne.
Pamiętacie jak na kogoś wpadłam w macu? To powtórzyło się jeszcze kilka razy. Nie tylko tam. Jak się tak teraz zastanawiam to dziwnie brzmi. Księżniczka chodzi do słynnego fast food'a, gdzie wpada na ciemno ubranego mężczyznę, po którym zawsze zostaje pomarańczowy zapach.
- Z nutką śmierci - dodał Percy.
- Tak z nutką... hej! Nikomu tego nie mówiłam! Jak możesz. - Zamknęłam zeszyt i uderzyłam nim w jego głowę. Kilka razy. On podniósł rękę i pomasował miejsce, w które mu przywaliłam, krzywiąc się przy tym słodko.
- Jak chowasz go na moich oczach, to się nie dziw, że będę w nim grzebał.
- Dobra. Schowam go gdzie indziej. - Podniosłam do góry głowę  i odwróciłam ją.
- Na dnie w szafie?
Odwróciłam się i przywaliłam mu jeszcze kilka razy.
- Ty mały... podstępny...
- Dupku? - powiedział, a ja zatrzymałam swoje poczynania.
- Nie nazwałabym cię dupkiem. - Zmarszczyłam brwi. Odłożyłam dziennik na szafkę i odwróciłam się do niego. Chłopak był blisko mnie. Za blisko. Nasze nosy prawie się stykały. Moje serce zaczęło bić jak szalone.
Cofnęłam się trochę dalej, prawie spadając z łóżka, ale on znowu się do mnie przysunął. Cholera.
- Mogę cię o coś spytać?
-Pytaj o co chcesz... - szepnęłam ledwie słyszalnie. Cały czas wpatrywałam się w jego morskie tęczówki jak zahipnotyzowana.
- Wiesz... - odsunął się trochę. - Kiedy jechaliśmy na festiwal, w samochodzie Marcus powiedział, że zastanawia się czemu twój ojciec nie ściął jeszcze waszej piątki, na co Ethan powiedział, że jednego już ściął. Pamiętasz? - Pokiwałam delikatnie głową, ale otrząsnęłam się z transu i szybko wstałam z łóżka.
- Nic nie powiem. - Odwróciłam się do niego tyłem.
- Lin...
- Nie chce o tym rozmawiać... - Stanęłam przed lustrem, w którym widziałam Percy'ego. W moich oczach pojawiły się łzy.
- Mieliście jeszcze jednego brata, prawda? - Wstał z łóżka i podszedł do mnie powoli.
- Powiedziałam, że nie chce o tym rozmawiać! - Nie wytrzymałam. Wybuchłam. Wybiegłam z pokoju trzaskając drzwiami. Potrafiłam rozmawiać o wszystkim, ale nie o tym.
- Carol zaczekaj! - usłyszałam za sobą. Nie słuchałam go. Łzy zamazały mi drogę, ale dobrze wiedziałam gdzie mam iść.
Wbiegłam do czarnego pokoju i rzuciłam się na czekoladową pościel na łóżku.
- Carol, wszystko okej?
Podniosłam wzrok na niebieskowłosego.
- James... On spytał. Spytał o niego... - przytuliłam się do brata i zaczęłam szlochać w jego ramię. James położył rękę na moich plecach i lekko je głaskał.
- Dalej nie dajesz sobie z tym rady?
Pokręciłam głową.
- James, to nie takie proste. Ty ciągle masz ze sobą Ethan'a, a on ma ciebie.
Nastała chwilowa cisza, którą przerwało pukanie do drzwi. Wstałam i otworzyłam je.
- Lin, przepraszam. - Spuścił wzrok. - Jestem dupkiem...
- Wybaczam. - Przerwałam mu. Podniósł na mnie wzrok. Iskierki w jego oczach zaświeciły się. - Ale nie pytaj o to więcej. - Odwróciłam wzrok. Poczułam jego ramiona oplatające mnie w pasie. Objęłam rękami jego szyję i wtuliłam głowę w jego ramię. Trwaliśmy tak, aż usłyszałam chrząknięcie za nami. Odwróciłam się w stronę James'a.
- Zaczynam być zazdrosny. To ja zawsze byłem twoim pluszakiem do przytulania w smutnych chwilach. - Zrobił obrażoną minę i założył ręce na piersi. Uśmiechnęłam się podstępnie. Zabije mnie, ale co tam. Raz się żyje. Wzięłam rozbieg i skoczyłam na niego z krzykiem. Chłopak jęknął i przewrócił się na łóżko, przez co leżałam na nim.
- Na prawdę fajna z ciebie przytulanka - mruknęłam wtulając się w niego. James przewrócił mnie tak, że siedział na mnie. Spojrzał na mnie z błyskiem w oczach. - Ani mi się waż. - Ostrzegłam, kiedy jego ręce zaczęły się do mnie zbliżać. - James. Na prawdę szykujesz się na bolesną śmierć. James! Aaaa...! - Zaczął mnie łaskotać. Wybuchłam śmiechem i zaczęłam wić się, próbując wydostać się z pod jego rąk. Niestety. A niech cię James i twoje mięśnie...
Do pokoju wparował Ethan, przez co James chwilowo zaprzestał swoich poczynań.
- James mógłbyś... - spojrzał na nas. W jego oczach pojawił się taki sam błysk jak w oczach James'a. Cholera. Mam przejebane. - Bliźniacza zemsta? - Wypowiedział dwa słowa, które stały się moim gwoździem do trumny.
- Bliźniacza zemsta... - potwierdził James schodząc ze mnie. Ethan wskoczył na łóżko po mojej drugiej stronie. Oboje zaczęli mnie łaskotać. Wybuchłam głośnym śmiechem po raz kolejny. Kręciłam się i kopałam, próbując wydostać się spod ich rąk. Nie miałam z nimi żadnych szans. Ale miałam jednego asa w rękawie. Na moje szczęście (i nieszczęście) atak przyszedł w samą porę. Zaczęłam kaszleć, nie mogłam nic powiedzieć, a oni nic nie zauważyli.
- Chłopaki dosyć! Przestańcie! Nie widzicie co jej robicie! - Percy podbiegł do łóżka i zaczął ich ode mnie odciągać. Podniosłam się na łokciu. Percy pochylił się nade mną. - Wszystko okej?
Pokiwa głową. Ale atak wrócił z podwójną siłą. Wstałam i wybiegłam z pokoju. Chłopaki próbowali mnie powstrzymać, ale wyrwałam się im.
Moim celem było miejsce, którego dawno nie odwiedzałam. Mogło mi ono pomóc. Ale mogło też skrzywdzić.
Ktoś biegł za mną. Nie odwróciłam się. Nie zatrzymałam. Biegłam dalej. Słyszałam moje imię niosące się echem po pustym korytarzu. Ignorowałam również to.
Popchnęłam stare mosiężne drzwi i przyspieszyłam trochę, widząc znajome wejście. Stanęłam pod kamiennym łukiem. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do wysokiego pomieszczenia. Stała tam wielka fontanna, rozciągająca się na prawie całe pomieszczenie. Jej widok zawsze zapierał dech w moich piersiach. Och kurcze, troche dziwnie to brzmi jak dla astmatyka...
Oparłam się o wysoką krawędź fontanny obrośniętą bluszczemi i innymi roślinami. Starałam się unormować oddech. To miejsce było magiczne. Kiedy tylko dawałam radę, przychodziłam do tego pomieszczenia podczas ataków. Sam jego widok sprawiał, że one przechodziły. Tak jak i teraz.
Drzwi otworzyły się i w pomieszczeniu pojawił się Percy. Stanął obok mnie i przybrał tą samą pozycję.
- Kiedy byłam mała rodzice mówili, że to miejsce wyzwala w ludziach magiczne zdolności. I przez całe swoje dzieciństwo w to wierzyłam. Aż w końcu dwa lata temu uświadomiłam sobie, że to ja mam magiczne zdolności a nie to źródło...
- Jakie? - Spytał Percy. Spojrzałam na niego.
- Potrafię sprawić, żeby woda robiła co ja chce. A nawet, żeby ludzie znajdujący się w wodzie robili co ja chce. Tylko pomyślę i oni robią co chce. - Wyobraziłam sobie mały wir, który powoli tworzył się w fontannie. Wir zaczął unosić się do góry. Szybko wytworzyłam w głowie obraz płynącej powoli rzeki, a wir opadł. - A ty?
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
- Co ty potrafisz, synu Posejdona? - Jego mina ani przez chwile nie wyrażała zdziwienia. Wyciągnął rękę nad wodę i zaczął nią powoli machać. Woda poruszała się wraz z jego ręką.
- Jak do tego doszłaś? - Spytał nie przestając poruszać wodą.
- Magik nie zdradza swoich tajemnic. - Posłałam mu całusa w powietrzu. Przybrałam dosyć poważną minę. Nie wiem co tego wyszło, ale starałam się, żeby wyszło dobrze. - To co teraz? Zabierzesz mnie do jakiegoś obozu, gdzie będę trenować, by przeżyć w tym pełnym niebezpieczeństw świecie, cały czas myśląc, że mogę nie dożyć moich 20. urodzin i prawdopodobnie zginę w walce robiąc coś dla któregoś z zadufanych w sobie bogów?
- Dokładnie tak...

Kiss me//Nico di AngeloWhere stories live. Discover now