Chapter 10

464 32 10
                                    

Pierwszy tydzień w Obozie Herosów był na prawdę trudny.
- Długo jeszcze? - Spytałam dysząc i opuszczając rękę z za ciężkim mieczem.
Trudno było się zaklimatyzować i gdyby nie Percy, z nikim bym się nie zaprzyjaźniła.
- Tak. Spróbujemy lżejszym. - Odparł Percy biorąc ode mnie miecz i wciskając mi lżejszy.
A już szkoda mówić o treningach. Miałam dobrą kondycję, ale były na prawdę wymagające.
- Percy... - Jęknęłam ocierając mokre od potu czoło i przygotowując się do odepchnięcia ataku chłopaka.
Lekcje greki również nie należały do najprzyjemniejszych zajęć. Już nie wiem co gorsze. Słuchanie tego przez godzinę czy walka z Percy'm.
- Nie jęcz tylko walcz. - Krzyknął atakując mnie, jednak podniosłam miecz blokując jego cios.
Najbardziej lubiałam zbieranie truskawek z dziećmi Demeter. Połowa lądowała w koszyku, a połowa w buzi.
- Dlaczego nie mogę walczyć moim sztyletem? - Spytałam ledwo blokując jego kolejny ruch. Spojrzałam w bok widząc czarną postać na trybunach. Przełknęłam ślinę.
Tak na prawdę Nico był tutaj największym problemem. Nie lubił mnie, za to ja lubiłam jego...
Podniosłam miecz, odbiłam atak Percy'ego tak mocno, że upadł na ziemię. Przyłożyłam jego czubek do jego piersi.
- Touché. Panie Jackson.
Zabrałam miecz i poprawiłam kucyk na czubku głowy. Percy wstał, położył dłoń na moich plecach i ruszył w stronę Nico, który zszedł z trybun do nas.
- Dobrze ją wyszkoliłem, prawda. - Zaśmiałaś się Percy poprawiając swoje zmierzwione włosy.
- Raczej ona sama w sobie jest dobra. - Prychnął Nico mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu.
- Mam udawać, że mnie tu nie ma, czy coś? - Spytałam udając zakłopotanie.
- Chodźmy Lin. Musimy jeszcze trochę poćwiczyć.
- Percy. - Jęknęłam przeciągając samogłoski. Byłam na prawdę zmęczona.
- Zawsze możesz potrenować z nim. Jest mniej wymagający. - Wskazał na Nico. Nie wyczuwałam sarkazmu w jego głosie.
- Na prawdę? - Percy pokiwał głową.
- Hej! Kto powiedział, że ja chcę z nią trenować. - Nico odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia z areny. Pobiegłam za nim i złapałam za rękę. Odwrócił się gwałtownie wyrywając rękę i patrząc na mnie dziwnym, pustym wzrokiem.
- Proszę, uwolnij mnie od niego choć na chwilę. - Szepnęłam na jednym wdechu. Dopiero kiedy chłopak odsunął się o krok, wypuściłam powietrze.
- Okej. Mogę zgodzić się z nią chwilę potrenować. Ale ostrzegam. - Ruszył w stronę zbrojowni. - Ze mną nie ma tak łatwo. - Rzucił przez ramię. Mogłabym przysiąc, że widziałam zadziorny uśmieszek na jego ustach. Ale gdybym to komuś powiedziała, wyśmiałby mnie. Nico nie uśmiecha się. Nico nie śmieje się. Nico porusza się cicho, jak cień. Nico jest żywy, ale martwy od środka.
Na moich ustach pojawił się mały uśmiech. Pomachałam do Percy'ego i ruszyłam za Nico.
- Dziękuję. Zawsze myślałam, że to ludzie starają się uwolnić ode mnie. Chyba jeszcze mi się tak nie zdarzyło, żebym musiała prosić kogoś o pomoc w uwolnieniu się od kogoś. - Powiedziałam przebierając w mieczach położonych na stole. - Percy nie jest wkurzający. Mam wrażenie, że ciągle za mną chodzi, ale to na pewno tylko ja. Albo to ja chodzę cały czas za nim, ale nie zdaję sobie z tego sprawy. Czy to ze mną jest coś nie tak? Nie. Czekaj. Na pewno ze mną coś jest nie tak, bo z Percy'm przecież wszystko w jak najlepszym... - Nico szarpnął mnie za ramię, łapiąc moją brodę i przykładając kciuk do moich warg. Przejechał nim zahaczając o dolną wargę. - ...porządku. - Szepnęłam.
- Przymknij się i walcz. - Wcisnął mi w ręce miecz i mój sztylet.
- Serio będziemy walczyć? - Obróciłam się na pięcie, kiedy już udało mi się otrząsnąć z oszołomienia.
- Ja nie. Ty tak. Zostaniesz tutaj i będziesz posłusznie ćwiczyć, a gdy wrócę, ty padnięta dasz mi w końcu spokój. - Warknął idąc w stronę wyjścia z areny.
- Nico! - Pobiegłam za nim, ale zatrzymała mnie wyrwa w podłożu, z której wyszły dwa kościotrupy, jednak po chwili rozpadły się i z powrotem znalazły w szczelinie, która się zamknęła. - Unikasz mnie, a i tak ci nie daję spokoju. Właściwie to sam tutaj przyszedłeś. To musi coś znaczyć.
- Czy w twoim życiu wszystko ma jakieś znaczenie?! - Odwrócił się na pięcie w moją stronę. Pokiwałam głową z uśmiechem.
- Naucz mnie walczyć. Widziałam cię ostatnio. Jesteś świetny. A ja? Minął tydzień. Trenuję codziennie po kilka godzin i nie widać żadnych postępów.
- Co niby będę z tego mieć? - Odwrócił się z powrotem w stronę wyjścia i oparł się na ciemnym ostrzu.
- Zadowolenie? No nie wiem. - Ruszył w stronę wyjścia.
- Widzimy się jutro o 6 rano tutaj. - Rzucił przez ramię i zniknął w cieniu. Westchnęłam i odłożyłam broń. Rozległ się dźwięk wzywający na kolację. Ruszyłam w stronę kantyny. Usiadłam pomiędzy rudymi bliźniakami.
- Jak ci dzisiaj minął dzień? - Spytał ten siedzący po mojej prawej. Udawałam, że pamiętam który to który.
- Było dosyć intensywnie. Nauczyłam się przydomku Hermesa na grece. - Uśmiechnęłam się szeroko. - To było...
Oboje wybuchli śmiechem. - A jak wam minął dzień. - Zabrałam się za sałatkę, która pojawiła się na moim talerzu.

Kiss me//Nico di AngeloWhere stories live. Discover now