Chapter 11

397 29 4
                                    

- Hej! Królewno! Skup się. - Nico pstryknął palcami przed moimi oczami wyrywając mnie z zapatrzenia w chłopców, którzy walczyli na miecze, kiedy ja i Nico siedzieliśmy na trybunach czekając na naszą kolej. - Skup się na ich ruchach, nie ciałach.
Szturchnęłam go łokciem.
- Przecież dokładnie obserwuję ich ruchy. No bo po co miałabym oglądać ich ciała skoro za parę dni wrócę do normalnego życia nienormalnej nastolatki... - Powiedziałam z sarkazmem, ale też bólem. Może już nigdy w życiu nie zobaczę moich przyjaciół. Może już nigdy nie zobaczę mojego rodzeństwa. Rodziców... Wstałam i powoli zeszłam na dół. Chłopcy skończyli walkę i się wynieśli. Ze zbrojowni zabrałam miecz i zaczekałam na Nico.
- Zapomniałaś o czymś.
- Racja. - Schowałam sztylet do buta i przykryłam nogawką leginsów. Kiedy oboje byliśmy gotowi zaczęliśmy walczyć. Nico był tak samo świetny jak Percy, ale w przeciwieństwie do niego nie dawał mi forów.
Zaatakowałam go, ale on odepchnął cios z taką siłą, że aż upadłam na ziemię. Przeturlałam się, a ostrze jego miecza wbiło się w ziemię tam gdzie przed chwilą leżałam. Wstałam i zaatakowałam go od tyłu z większą siłą i ze złością, ale wystarczył jeden jego krok, żebym nie trafiła i z powrotem wylądowała na podłodze.
- Za bardzo poddajesz się emocjom. - Powiedział podając mi rękę. Odepchnęłam ją i sama wstałam.
- Co ty możesz wiedzieć o emocjach. - Warknęłam otrzepując się z pyłu. - Ciągle chodzisz naburmuszony albo bez jakichkolwiek emocji.
- Mam do tego swoje powody. Gdyby właśnie nie emocje... - Zmieszał się spuszczając wzrok na ziemię, ale zanim to zrobił zauważyłam w jego oczach ogromny ból. Aż poczułam to w środku. On nie jest tylko ciągle naburmuszonym o nie wiadomo co nastolatkiem, on nie jest martwy w środku. Tak na prawdę był skrzywdzonym chłopcem. Jak mogłam to pominąć... - Nie ważne. - Odwrócił się na pięcie.
- Chcesz pogadać o tym? - Spytałam trochę nie pewnie. Spojrzał na mnie przez ramię. Widziałam. Widziałam cień uśmiechu na jego twarzy, który zniknął zanim spojrzałam na jego usta.
- Po prostu wróćmy do treningu. Staraj się panować nad emocjami. - Skinęłam głową i ustawiłam się do walki.

~~~

- Robię jakiekolwiek postępy? - Spytałam odkładając broń.
- Jakiekolwiek tak. - Powiedział smutno nawet na mnie nie patrząc.
- Nico... Rozchmurz się. - Dźgnęłam palcem w jego żebro, ale nawet go to nie ruszyło. Westchnęłam. - Jeżeli będziesz chciał z kimś porozmawiać. To wiesz gdzie mnie szukać.
Odeszłam w stronę wyjścia z areny, a potem w stronę domku 11. W Obozie nigdy nie wiał wiatr, nawet gdy w Nowym Jorku panowała mroźna zima, tu było ciepło, jak latem. Jedynie noce są zimne. Przynajmniej tak mówił Percy, a i tak poczułam dziwny zimny wiatr na moich odkrytych ramionach, gdzie po chwili wyszła gęsia skórka. Objęłam się ramionami i puściłam biegiem. Wparowałam do domku, gdzie jak zwykle panował chaos. Każdy coś krzyczał. Nigdzie nie widziałam Connora, dlatego sama postanowiłam zająć się tym bałaganem.
- Cisza! - Krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam. Ale to nie był mój głos. Czułam jak moje gardło płonie, a oczy robią się wilgotne. Wszyscy ucichli patrząc na mnie z przerażeniem. Przyłożyłam rękę do gardła, starając się wziąć głęboki oddech, jednak mój oddech był płytki i sprawiał ogromny ból. Zaczęłam się przewracać, ale ktoś mnie złapał. Obraz mi się zamazywał, ale rozpoznałam przerażonego Connora, a zaraz obok niego Nico, który przeniósł mnie na łóżko.
- Jest przytomna. - Powiedział do blondyna, który stanął nade mną. Podniósł moją głowę i dał mi coś do picia, co sprawiło, że pieczenie ustało i mogłam znowu oddychać.
- Co się stało? - Wychrypiałam.
- O to samo mógłbym spytać ciebie, złotko. - Zaśmiał się blondyn. Znałam go, ale nie pamiętałam jak miał na imię. Moje powieki się zamykały. - Dojdziemy do tego jak odpoczniesz. Niestety nie mam już dla niej wolnego miejsca, a potrzebuje ciszy i spokoju. Nico, zabierzesz ją do siebie?
- Tak. Tak! Jasne. - Włożył rękę pod moje kolana i plecy. Wyszedł z domku 11 i ruszył w stronę swojego domku. Po chwili położył mnie na miękkim materacu. Otworzyłam na chwilę oczy, by spojrzeć na jego twarz oświetloną światłem księżyca. Jednak zaraz te powieki opadły i zasnęłam.

~~~

Obudziły mnie promienie słońca odbijające się od ciemnych ścian. Byłam jeszcze bardziej zmęczona niż gdy zasypiałam.
- Jak się czujesz? - Spytał Nico podając mi kubek ciepłej herbaty.
- Nie za dobrze... - Szepnęłam. 
- Dzieci Hermesa, które cię widziały mówią, że płonęły ci oczy. - Zabrał kubek z moich trzęsących się rąk.
- Nie tylko oczy. Czułam jakby ogień w całych moich płucach, gardle... Co to było?!
- Jeszcze nie wiemy.
- Wydaje mi się, że ty jednak coś wiesz.
Chłopak westchnął.
- Wiem to, że na pewno nie jesteś tym za kogo wszyscy cię uważają.
- Czyli?
Przyłożył palce do swoich ust udając, że zamyka je na klucz, a potem go wyrzuca. Uśmiechnęłam się słabo.
- Możesz wziąć u mnie prysznic. Przyniosłem ci parę rzeczy. - Wskazał na szafkę, na której leżały moje ubrania.
Wyjęłam poduszkę z pod mojej głowy i rzuciłam w niego. Nawet nie drgnął kiedy ona w niego uderzyła. Spojrzał tylko na mnie z politowaniem.
- To za to, że mi grzebiesz po rzeczach. - Powiedziałam robiąc naburmuszoną minę.
Poduszka wróciła do mnie.
- Nie radzę ci ze mną zadzierać. - Ruszył w stronę drzwi. Jednak za nim wyszedł odwrócił się i spojrzał na mnie. - Connor grzebał po twoich rzeczach.
- Wiesz, już na prawdę wolałabym żebyś to był ty. Nigdy nie wiadomo co on tam włożył.
Chłopak spojrzał na mnie.
- Pospiesz się. Czeka nas trening. - Mruknął i wyszedł.
- Co! Nico! Nie! - Wstałam z łóżka biorąc z szafki przygotowany zestaw i pobiegłam za nim.
-Nie ma, że nie. Muszę cię przygotować do Bitwy o Sztandar.
-Do czego?!

Kiss me//Nico di AngeloΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα