Chapter 14

398 26 1
                                    

- Daleko jeszcze do tej rzeki? - Spytałam oddychając ciężko. Nie było to spowodowane tylko zmęczeniem, ale też trującym powietrzem.
- Trudno stwierdzić. - Wzruszył ramionami. - Mogę cię ponieść, jeśli chcesz.
- Nie dzięki. Dam radę. - Zarumieniłam się. Co ty ze mną robisz? - Może chwilę odpoczniemy?
Nico spojrzał na mnie podnosząc kącik ust do góry.
- Przed chwilą mówiłaś, że dasz radę. Czyli jednak wymiękasz?
- Chciałbyś. - Prychnęłam i wyprzedziłam go.
- Jesteśmy już blisko.
- W końcu odezwał się twój zmysł syna Podziemia?
- Nie. Po prostu ją widzę. - Powiedział powstrzymując śmiech. Przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę wskazanego kierunku. Nie widziałam żadnej rzeki, ale czułam zapach siarki w powietrzu, najprawdopodobniej unoszący się z rzeki. Stanęłam na końcu klifu. Kiedy spojrzałam w dół, od razu cofnęłam się o dwa kroki, zaczynając oddychać szybciej.
- Flegeton. - Nico stanął obok mnie. - Musimy tam zejść.
- To aby na pewno jedyna opcja? - Jęknęłam.
- Flegeton wypływa z królestwa Hadesa. Najłatwiej będzie nam się dostać tam idąc obok niej.
Westchnęłam i znowu podeszłam do krawędzi. Na około mnie pojawiły się dziwne, głośne głosy. Były to jęki bólu, rozpaczy, wołanie o ratunek... Upadłam na ziemię zakrywając uszy i krzycząc razem z nimi. Rozbolała mnie głowa. Po moich policzkach spływały łzy. Chciałam ich złapać, dosięgnąć, pomóc, ale jednocześnie uciekać jak najdalej.
- Caroline. Spójrz na mnie. - Powiedział Nico kucając na przeciwko mnie. Otwarłam oczy. Głosy stały się jeszcze głośniejsze, przez co ponownie je zamknęłam. Zaczęłam kręcić głową, by w jakiś sposób je wypędzić. - Caroline. Musisz je wypędzić. Odrzucić od siebie chęć pomocy im.
Wzięłam głęboki oddech i starałam się nie myśleć o nich. Głosy zaczęły się oddalać. Nie zniknęły, ale były ledwo słyszalne. Podniosłam dłonie do moich skroni. Cała się trzęsłam.
- Co to było? - Wyszeptałam.
- Głosy skazańców, ludzi skazanych na wieczne cierpienie w Tartarze. Ich dusze przychodzą tutaj by napić się z tej rzeki. Dodaje im sił, by mogli doświadczyć jeszcze większych męk.
- To okropne. - Powiedziałam przykładając rękę do ust. - Nico, czy my kiedyś tutaj trafimy?
- Nie musisz się o to martwić, księżniczko. Jako herosi mamy zapewnione miejsce w innym, lepszym miejscu.
Poczułam ulgę na sercu. Zaczęłam znowu oddychać normalnie. Jednak dalej ruszało mnie to, co te dusze muszą przeżywać w tym miejscu.
- Nie współczuj im. Jeżeli tu są, to znaczy, że sobie na to zasłużyli. - Podszedł do krawędzi klifu. - Dasz radę zejść?
Pokiwałam głową i wstałam. Poczułam czyjąś oślizłą rękę na mojej szyi. Wzięcie oddechu stawało się co raz trudniejsze. Nico sięgnął ręką po miecz wiszący u jego pasa. Bez wahania ruszył przed siebie i wbił go w pierś potwora, za nim ten zdążył zareagować. Rozpadł się w pył. Zgięłam się w pół i zaczęłam kaszleć.
- Dzięki.
- Staraj się więcej nie krzyczeć. Tylko je tym przyciągamy. - Powiedział i zaczął schodzić z klifu. Na trzęsących się nogach podeszłam bliżej. Spojrzałam w dół. Ognista rzeka płynęła w górę. Powietrze wokół niej było trujące. Zaczęło mnie zastanawiać jak my dojdziemy wzdłuż niej do królestwa nie padając trupem w trakcie. Ale ufam Nico. Po za tym jak najszybciej chcę wrócić do domu. Więc nie mogę zwlekać.
Postawiłam nogę na półce skalnej. Palcami mocno złapałam się krawędzi klifu i ostrożnie, powoli, schodziłam po wąskich półkach. Moje serce biło jak szalone. Nico szedł przede mną. Szło mu tu szybciej. W ręce trzymał miecz, którego w razie potrzeby używał by nie spaść. Dlatego, kiedy stanęłam na większej półce schyliłam się i sięgnęłam po mój sztylet.
- Jeszcze tylko kawałek. - Szepnęłam do siebie i wbiłam sztylet w głębienie w skale. - Już prawie koniec. - ‚To dopiero początek'. Podpowiadał mi głos w głowie. Rozkojarzyło mnie to, przez co pośliznęłam się. Zawisłam, trzymając broń jedną ręką. Złapałam dwoma rękami sztylet i podciągnęłam się stając z powrotem. Kiedy byłam niecałe dwa metry nad ziemią zeskoczyłam i upadłam. Nico podał mi dłoń, ale zignorowałam ją. Przeczołgałam się do rzeki, nabrałam jej wody w dłonie i wypiłam. O dziwo, była zimna. Jednak po wypiciu poczułam jak zaczyna palić moje płuca. Żrący płyn, niczym kwas, powodował, że czułam jakby moje gardło i płuca rozpadały się. Wszystko wróciło do normy. Poczułam się lepiej. Na tyle lepiej, że podniosłam głowę i uśmiechnęłam się w stronę chłopaka. Oparłam się o głaz stojący obok. Głęboki wdech. I wydech. Nico usiadł obok mnie, po napiciu się wody.
- Wiesz co, Nico. Tata zawsze powtarzał mi, żeby iść przez każdą trudność życia z szerokim uśmiechem na twarzy. Za to mama mówiła, że największą sztuką jest przejść przez piekło i nie stać się diabłem. - Zaśmiałam się pod nosem. - Opowiedz mi coś o sobie. - Odwróciłam głowę w jego stronę. Ciemnowłosy patrzył się przed siebie. Westchnął i podniósł głowę, odganiając tym przydługawe włosy ze swojej twarzy. Wpadłam na pomysł.
- Więc... Nie pamiętam za dużo z mojego dzieciństwa. Urodziłem się we Włoszech. Potem znaleźliśmy się w Stanach. Mama umarła... a my w końcu trafiliśmy do Kasyna Lotos. W Las Vegas.
- My? - Spytałam ciekawa podnosząc się. Odwrócił głowę w moją stronę przyglądając się moim ruchom. Zdjęłam z nadgarstka gumkę do włosów i zaczęłam wiązać jego włosy w małego, niskiego kucyka.
- Mówiłem ci, że mam 17 lat? - Pokiwałam głową. - Tak na prawdę mam 81. - Zaprzestałam wykonywaną czynność, moja buzia otworzyła się szeroko. - To Kasyno, to dziwne miejsce. Kiedy tam wejdziesz, trudno ci wyjść. I tak właśnie spędziliśmy tam kilkadziesiąt lat myśląc, że jesteśmy tam zaledwie kilka dni.
- Jak stąd wyjdziemy pewnie będzie podobnie. - Uśmiechnęłam się pod nosem. Z powrotem usiadłam obok niego. - Chcę do domu... - Szepnęłam ze łzami w oczach. Zamrugałam kilka razy, żeby je odgonić. Nico spojrzał na mnie.
- Hej, sama przed chwilą mówiłaś coś o uśmiechaniu się. - Powiedział podnosząc kącik ust do góry. - Obiecuję ci, że zabiorę cię całą i zdrową do domu. - Zmusiłam się do uśmiechu, choć wcale go nie chciałam. Jesteśmy w najgorszej części Hadesu. Dalej docierały do mnie jęki cierpiących dusz. Obok nas płynęła ognista rzeka, a z każdej strony i w każdej chwili mogły nas dopaść potwory, co mogłoby się skończyć naszą śmiercią. Ale właśnie w tym momencie tata powtórzyłby mi po raz kolejny, że to najlepszy powód, żeby się uśmiechać.
- Poczekaj, ale co z tego, że my trafimy do lepszego miejsca po śmierci, skoro nasze rodziny dalej mogą trafić tutaj?
- Na prawdę, nie musisz się tym teraz zamartwiać. Prześpij się. Czeka nas jeszcze długa droga.
Skinęłam głową i ułożyłam się pod głazem.
- Dziękuję, Nico. - Zamknęłam oczy i zasnęłam.

Kiss me//Nico di AngeloWhere stories live. Discover now