Chapter 9

574 36 8
                                    

- Percy? Czy to ty?! - Z domku wyszła blondynka. Spojrzała na Percy'ego u zakryła ręką usta w geście niedowierzania. Rzuciła się na niego bardzo mocno obejmując go ramionami. Percy pocałował ją. To było bardzo słodkie. Choć mimo wszystko poczułam delikatne ukłucie w sercu. STOP! Ty nic do niego nie czujesz. On jest dla ciebie jak brat...
Oderwali się od siebie i spojrzeli w moją stronę.
- Carole... To jest Annabeth. Moja dziewczyna. - Powiedział Percy z uśmiechem.
- Hej. - Powiedziała blondynka ocierając łzę z policzka. Podeszłam do niej i ją przytuliłam. [2 metry odległości moja droga. Co to ma być?! ~ aut. ~ i'm a psychopath]
- Miło mi cię poznać. Percy opowiadał mi o tobie i bardzo chciałam w końcu poznać tą cudowną dziewczynę. - Nie ma za co Percy. Wszyscy wiedzą, że to nawet lepsze niż kwiaty. Dziewczyna zarumieniła się i założyła kosmyk włosów za ucho. - Jesteście na prawdę słodką parą. Aż miło było oglądać tą scenę tutaj.
- Oj już przestań się popisywać, idioto. - Dostałam kuksańca w ramię od bruneta. W odwecie wystawiłam mu język. 
- Jak ci się podoba Obóz, Carol? - Spytała Annabeth schodząc ze schodków. Ja i Percy poszliśmy za nią, aż do mniejszego budynku obok domku.
- Jest cudowny! Zawsze marzyłam o tym, żeby znaleźć się w takim miejscu. I do tego truskawki! I to przez cały rok!
- Lubisz truskawki? - Spytała.
- Uwielbiam.
- Na prawdę?! - Przewróciłam oczami i poszłam za dziewczyną, która weszła do szopy obok budynku. Ann zaczęła przedstawiać mi różne bronie. Po chwili przestałam jej słuchać, ponieważ mój wzrok przykuł sztylet. Podeszłam do niego i wzięłam ostrożnie do rąk. Był to sztylet ze złotą rączką zdobiony kamieniem szlachetnym, prawdopodobnie szafirem.
- Sztylet, niebiański spiż. Nie radziłabym ci go brać. Nie wiemy skąd się tutaj wziął i jak bardzo może być niebezpieczny.
- A co jeżeli ja wiem, że to ten? - Spojrzałam na nią. Miała zmieszaną minę.
- W taki razie zatrzymaj go. Ale muszę cię ostrzec. Sztylet jest bronią dla odważnych osób, nie bojących się walczyć na małą odległość. Czy uważasz, że dasz sobie radę? - Spytała kładąc rękę na moim ramieniu. Pokiwałam głową starając się by to wyglądało tak, jakbym była na 200% tego pewna. Chodź tak na prawdę tak nie było. Dziewczyna uśmiechnęła się i wyszłam z szopy a ja razem z nią. Percy czekał na nas. Usłyszałam z daleka dziwny dźwięk, który przyprawił mnie o gęsią skórkę.
- To znaczy, że pora obiadu. - Wytłumaczył Percy widząc moją przestraszoną minę.
- W końcu jakieś jedzenie. - Odparłam łapiąc się za brzuch. W trójkę ruszyliśmy w stronę kantyny, którą już wcześniej pokazał mi brunet. Oni ruszyli w stronę swoich stolików, a ja zatrzymałam się w progu próbując opanować drżące ręce. Poczułam zimny uścisk na ramieniu i jak ktoś prowadzi mnie do pustego stolika. Usiadłam w ławce, a na przeciwko mnie usiadł Nico.
- Dzięki. - Mruknęłam.
- Właściwie to nie tutaj powinnaś siedzieć. To stolik dzieci Hadesa. Wszyscy nowi siedzą przy stoliku Hermesa. - Odparł głosem przepełnionym jadem, splótł palce i oparł łokcie na stoliku.
- Dlaczego mnie nie lubisz? - Przechyliłam delikatnie głowę. Zmierzył mnie wzrokiem po czym spojrzał w stronę stolika, gdzie zasiadł Chejron i cała reszta.
- Nie mówię, że cię nie lubię. Po prostu nie do końca pasuje mi twoja obecność.
- To dlaczego tu siedzę? - Nie odpowiedział. Na jego talerzu pojawiło się jedzenie. Zszokowana patrzyłam na to. On to w końcu zauważył i wytłumaczył mi jak to działa. Kiedy tylko skończył się posiłek, Percy zaprowadził mnie do domku Hermesa, gdzie miałam mieszkać aż do uznania, bądź dłużej, jeżeli tylko jestem córką tego boga. Dopadli mnie dwaj rudzi bliźniacy rzucając we mnie serpentynami. Przestraszona wtuliłam się w kogoś kto stał za mną. Zdziwiłam się, że nie był to Percy. Nick prychnął i wystawił rękę w stronę chłopaków, drugą oplatając mnie.
- Wystarczy chłopaki. Ona też się cieszy, że tu jest. - Bliźniaki odeszli z zawiedzionymi minami. - Przejdziemy się? - Zwrócił się do mnie. Pokiwałam głową i złapałam za klamkę. - Nie ważcie się kraść jej rzeczy, bo źle się to dla was skończy. - Powiedział to takim tonem, że aż przeszły mnie dreszcze. Chciałam iść w jego stronę i umrzeć. Dziwne.
Wyszliśmy z domku i ruszyliśmy w stronę plaży. Nie odzywaliśmy się do siebie parę razy.
- To dlaczego chciałeś się ze mną przejść? - Spytałam patrząc na niego. Wzruszył ramionami.
- Po prostu.
- Myślałam, że przeszkadza ci moja obecność.
- Możesz po prostu się zamknąć. - Syknął. Wystawiłam ręce w geście obronnym.
- Okej. Tylko mnie nie krzywdź. - On warknął pod nosem i rozpłynął się w cieniu. - Nico to nie było śmieszne?! - Krzyknęłam, jednak nikt mi nie odpowiedział. Spojrzałam z przerażeniem na zachodzące powoli słońce. Ruszyłam dalej obejmując się ramionami. Plaża zaczęła zamieniać się w las. Kiedy do niego weszłam zrobiło się jeszcze zimniej i ciemniej. Wiedziałam, że nie powinnam tam iść, jednak coś ciągło mnie w tą stronę. Chwyciłam za sztylet, który wisiał w pasie. Usłyszałam szelest. Odwróciłam się w jego stronę widząc ogromne skrzydło za krzakami. Krzyknęłam głośno i zaczęłam uciekać. Obejrzałam się za siebie widząc, że karykatura biegnie za mną. Było to okropne stworzenie. Na pewno kiedyś potrafiło latać. Teraz posiadało tylko jedno skrzydło. Dobrze dla mnie. Jednak umiało szybko biegać. Źle dla mnie. Ku mojemu zdziwieniu rozwinięte skrzydło nie stawiało mu oporu. Wręcz przeciwnie. Wydawało się, że przez nie biegnie jeszcze szybciej. Ponownie spojrzałam za siebie. Stworzenie biegło za mną po chwili odbijając się od nie widzialnej powłoki. Upadło na ziemię i wstało chcąc ponownie biec za mną, lecz stało się to samo. Nie czekając ani chwili pobiegłam dalej. Znalazłam jakąś ścieżkę. Ruszyłam nią modląc się, by była to ta sama, którą tutaj przyszliśmy. Widocznie moje modlitwy zostały wysłuchane, ponieważ trafiłam do Obozu. Dzięki ci tato kim kolwiek jesteś. Wbiegłam do 11. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Zabrałam rzeczy z mojego kąta i szybko poszłam się umyć. Wróciłam i położyłam się do łóżka. Jednak nie mogłam zasnąć. Przez pierwsze 2 godziny było to spowodowane dziećmi Hermesa biegającymi po całym domku. Jednak kiedy grupowym udało się je uspokoić, po prostu nie mogłam zasnąć. Moje serce kołatało jak szalone. Bałam się spojrzeć w okno z myślą, że zobaczę tam twarz tego potwora. Na siłę zamykałam oczy by w końcu zapaść w płytki i przerywany sen.

Kiss me//Nico di AngeloWhere stories live. Discover now