Chapter 1

1.9K 65 4
                                    

- Jak się nazywasz? - spytał starszy pan bezuczuciowym tonem.
- Isabelle Carter - odpowiedziałam pewnie patrząc w jego oczy. Nie bałam się tego co mnie czeka.
- Ile masz lat? - zadał kolejne pytanie.
- 18 - odparłam. Sędzia po raz kolejny otworzył usta, ale go wyprzedziłam - 3.11.1981.
- W takim razie Isabel... Czy wiesz z jakiego powodu jesteś tutaj dzisiaj z nami?
-Tak. I przyznaję się. To ja spowodowałam pożar. Jestem winna. - odpowie działam.
- Nie! To nie jest prawda! Nie możecie jej zabrać! - rozległ się głos chłopaka. Ciemnowłosy podbiegł do mnie.
- Jake... - w moich oczach pojawiły się łzy. Nie chciałam go krzywdzić - Wiesz, że to prawda. Nawet jeśli udowodnisz, że to nie ja, to i tak zawiniłam czymś innym. Nikt nie jest bez winy.
Dwóch policjantów stanęło po moich dwóch stronach. Chłopak przytulił mnie. W jego oczach również pojawiły się łzy.
- Będzie dobrze, zobaczysz. - wyszeptałam. Czułam jak moje serce się łamie.
- Mam nadzieję. I wydostanę cię stąd. Obiecuje. - złapał moje policzki i mnie pocałował. Oboje włożyliśmy w ten pocałunek dużo miłości.
Oderwaliśmy się od siebie. Odwróciłam się i poszłam za policjantami. Światła zgasły i rozległy się brawa. Od razu podbiegł do mnie reżyser razem z Chrisem.
- To było świetne! - krzyknął podekscytowany Josh. - Wy jesteście świetni! Lepszej pary nie mogłem znaleźć!
Podeszłam do Chrisa.
- Niezłe całujesz młody. - zaśmiałam się.
- Obiecałaś! A do tego to tylko jeden dzień! - zbulwersował się. Wywróciłam oczami i cmoknęłam go w policzek.
- No dobrze, chodźcie tutaj - zawołał Josh.
- Chodź - Chris objął mnie ramieniem i poprowadził w stronę zbierającej się grupki.
- Posłuchajcie - zaczął Mike - wszyscy wyszliście dzisiaj wspaniale.
- I jeżeli przez następne dni próby będą wyglądały tak samo to za dwa tygodnie lecimy do Nowego Yorku! - rozległy się wiwaty i oklaski.
- Wiecie jakie są warunki.
- Widzimy się na wszystkich próbach.
- Zero spóźnień.
- Żadnego wyłączania telefonu.
- Bo inaczej nic z tego nie będzie.
- Tak jest kapitanie! - zaśmiałam się i wszyscy się rozeszli.

🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸

- Jestem głodna... - jęknęłam wychodząc z budynku. Od razu dotarł do mnie szum belizejskich ulic.
- No dobra. Ale tylko do Maca. - zgodził się Chris.
- Wolę chińszczyznę.
Chris zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.
- Przykro mi młoda damo, ale nie jesteśmy w Belizejskim Pałacu Królewskim gdzie można zażyczyć sobie wszystkiego. A więc idziemy do Maca - odwrócił się na pięcie i ruszył ulicą.
- Ale i tak jesteśmy w moim mieście.
- To ci nic nie da. I tak idziemy do Maca.
- Nienawidzę cię.
- Od chińszczyzny też się grubnie - odparł wzruszając ramionami i przyspieszył.
Już po kilku minutach wylądowaliśmy pod Mc'Donaldem. Weszliśmy do środka.
- Znajdź jakiś wolny stolik, a ja ci coś zamówię.
- Ale Chris! - nie zdążyłam, bo chłopak zniknął w nie małej grupie ludzi. Zwróciłam wzrok na swoje buty i ruszyłam przed siebie. I to był mój błąd. Zderzyłam się z czymś. A raczej z kimś. Ten „ktoś" złapał mnie szybko. Przed oczami mignęła mi czarna sylwetka.
Podniosłam wzrok, ale nikogo już tam nie było. Został tylko pomarańczowy zapach z nutką... śmierci? Rozejrzałam się wokół siebie, ale nigdzie nie było nikogo ubranego na czarno.
Stałam tam kilka minut, aż w końcu Chris złapał mnie za łokieć i pociągnął w stronę stolika.
- Carol, co się stało?
- Ja... To było dziwne. Wpadłam na jakiegoś chłopaka. Gdy chciałam zobaczyć kto to, już go nie było. Nigdzie. Tak jakby po prostu osunął się w cień i zniknął.
- Przez to jesteś taka oszołomiona? Masz, jedz. Bo jeszcze zauroczysz się w tym ciemnym gościu bardziej niż we mnie. - zaśmiałam się.
- Głupek...

🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸

- Do później - krzyknęłam za nim i pomachałam mu. Weszłam do środka posiadłości. Z jadalni dobiegały głosy. Tam właśnie się udałam. Przy stole siedzieli moi rodzice, bracia i jakiś chłopak. Podeszłam do nich bliżej. Stojąca służba ukłoniła się, kiedy obok nich przechodziłam. Uśmiechnęłam się do nich jednocześnie karcąc w myślach.
Spojrzałam na chłopaka siedzącego na przeciwko Ethan'a. Miał ciemne włosy i oczy, w których płynęło morze. Na jego szyi wisiał rzemyk z kolorowymi paciorkami, a spod czarnej kurtki ‚bomberki' wystawał pomarańczowy podkoszulek.
- Dobry wieczór ojcze, matko, bracia - przywitałam się z uśmiechem.
- Dobry wieczór, Caroline - zaczęła Królowa. - Chcielibyśmy ci kogoś przedstawić. To jest...
- Perseusz Jackson - chłopak poderwał się z krzesła, ukłonił i wystawił rękę. Podałam mu swoją, a on pocałował jej wierzchnią część.
- Caroline Morgan.
Chłopak odsunął krzesło, a ja na nim usiadłam.
- A więc, Carol - wtrącił Ethan. - Percy jest uczniem z wymiany ze szkoły z Nowego Yorku i spędzi z nami następne kilka tygodni.
Prychnęłam. Czułam jak ojciec karci mnie wzrokiem.
- Coś nie tak córko? - spytał.
- Nie nic tylko...
- Jadą tam z Belvie. Na Broadway. - wytłumaczył James. W duchu dziękowałam mu za to.
- Jesteś aktorką? - spytał chłopak.
- Coś w ten deseń - mruknęłam nawet na niego nie patrząc.
- Carol, może oprowadzisz naszego gościa po domu. - wtrącił tata szorstkim tonem. Mimo, że chciałam nie mogłam mu się sprzeciwić. Wstałam gwałtownie od stołu i ruszyłam do wyjścia. Wiedząc, że chłopak nie idzie za mną zatrzymałam się i odwróciłam.
- Na co czekasz? - warknęłam. Percy wstał i ruszył za mną po chwili mnie doganiając.
- Dlaczego jesteś taka? - usłyszałam.
- Jaka? - spytałam udając, że nie wiem o co mu chodzi.
Złapał mnie za ramie zmuszając do odwrócenia w jego stronę. Założyłam ręce na piersi i zwróciłam na niego obojętny wzrok.
- Po pierwsze nie odpowiada się pytaniem na pytanie. A po drugie księżniczki z reguły są miłe. 
Odwróciłam się do niego plecami i ruszyłam do przodu.
- Nie powinieneś pouczać księżniczki - stanęłam przed drzwiami do pokoju gościnnego. - To jest twój pokój. Jakby co, jestem obok.
- Zaczekaj - powiedział kiedy chciałam wejść do swojego pokoju. - Czemu nie powinienem cię pouczać?
Bawiło mnie to jak próbował dalej ciągnąć ze mną rozmowę.
- Bo to nie miłe. - otworzyłam drzwi do pokoju.
- Carol, nie możemy się jakoś poznać? Normalnie porozmawiać?
- Dla ciebie Wasza Wysokość - warknęłam i weszłam do pokoju trzaskając drzwiami.
Rzuciłam się na łóżko, by po chwili ponownie stanąć na nogach.
- Cholera! - krzyknęłam, poprawiłam sukienkę i wyszłam z pokoju. Weszłam do pokoju gościnnego i oparłam się o framugę drzwi.
- Zbieraj się. Wychodzimy - powiedziałam do chłopaka, który rozpakowywał swoje rzeczy. Podniósł się i spojrzał na mnie. - Za pięć minut w holu - dodałam i wróciłam do siebie.
W pokoju zmieniłam kremową sukienkę, którą miałam na sobie, na białą, rozkloszowaną spódnicę w kwiatki długą do kostek i luźny, czarny top na ramiączkach. Spakowałam kilka rzeczy do torebki i poprawiłam włosy. Zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie Percy.

🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸

Kiss me//Nico di AngeloDonde viven las historias. Descúbrelo ahora