11

600 46 3
                                    

Mija tydzień, a Zayn już w ogóle na mnie nie spogląda. Jestem dla niego jak powietrze. Po prostu zapomniał o moim istnieniu. Równie dobrze mogłoby mnie nie być. Choć dobrze go nie znam, to boli mnie to jak cholera.  Nienawidzę go za to, że najpierw zrobił mi nadzieję, a teraz traktuje mnie jak śmiecia.

                Jest listopad. Na dworze wszystkie liście są już różnokolorowe, ale najdziwniejsze jest to, że temperatura wynosi 28 stopni. Ku uciesze wszystkich licealistów jest akurat piątek. Z tego co słyszałam szykuję się parę imprez nad jeziorem i basenem. Oczywiście na żadnej z nich się nie pojawię. Nikt mnie nie zaprosił. Wcześniej byłabym pewna, że nie pójdę na żadną z nich, ale dziś?

                Wchodzę do domu i pierwsze co robię to moje jeansy zamieniam na wygodne do granic możliwości spodenki. W czasie jazdy autobusem miałam wrażenie, że za chwile się spale. Nawet muzyka płynąca z moich słuchawek nie pozwoliła mi o tym zapomnieć.

                W domu jest tylko Milo i moja mama. Tata jest w pracy. W pośpiechu jem obiad i idę do pokoju. Chcę wziąć książkę i w parku trochę poczytać. Jednak kiedy wchodzę do środka ktoś łapie mnie od tyłu. Chcę zacząć krzyczeć, ale zakrywa mi usta ręką. Nie wiedziałam, że właśnie w taki sposób umrę.

                -Spokojnie, to ja. – szepcze do mojego ucha. Chwila zajmuję mi odgadnięcie kim jest ten tajemniczy „ja”. Wystarczył tydzień, abym zapomniała jak brzmi jego głos. Gęsia skórka pokrywa całe moje ciało.

                -Co ty tu robisz? – pytam kiedy bierze swoją rękę. Nie umyka mojej świadomości to, że nadal trzyma mnie w swoim uścisku.

                -Idziemy na imprezę.

                -A ty znowu zaczynasz?

                -Ubierz strój kąpielowy. Jack ma w domu basen. – nadal szepcze do mojego ucha, a ja w środku cała drżę.

                -Nigdzie nie idę. – staram się wydobyć z siebie głos nieznoszący sprzeciwu. Chłopak błyskawicznie obraca mnie w swoją stronę i przypiera do ściany.

                -Albo idziesz, albo w tej chwili pocałuję cię tak, że zapamiętasz to na całe życie. Gwarantuję ci, że przez to nie będziesz mogła spać w nocy, ani skupić się na nauce, a to chyba jest dla ciebie niezwykle ważne. – szepcze z zaciśniętymi zębami. Nie daję rady opanować drżenia. – To jak idziesz? – Jedyne na co mnie stać to kiwnięcie głową. Puszcza mnie, a ja niemal błyskawicznie sięgam po swój strój. Przebieram się w łazience.

                -Czekaj na dole. – mówię nie patrząc na niego. – Mamo idę na spacer z Larą i Gabi! – krzyczę i wychodzę na dwór. O mały włos i zderzyłabym się z chłopakiem. Poskakuję wystraszone i odsuwam się. Tym razem łapie mnie za dłoń i niemal ciągnie w stronę samochodu.

                Impreza w klubie, gdzie nikt mnie nie zna to jedno, ale zabawa wśród ludzi z liceum, który będą mi się przyglądać z zaciekawieniem, a na dodatek wyśmiewać się ze mnie. Na pewno będę nowym obiektem plotek, ponieważ pojawię się tam z Malikiem.

                -Proszę cię! Nie każ mi tam iść. – mówię zaraz po wejściu do samochodu. – To wcale nie jest dobry uczynek.

                -Kto powiedział, że dziś akurat kieruję się dobrymi intencjami? Być może jestem egoistyczny?

                -Co jest w tym egoistycznego, że chcesz zaciągnąć mnie na imprezę?

                -Nie chcesz tego wiedzieć. – Jego słowa przerażają.

WHO AM I?Where stories live. Discover now