14

568 42 2
                                    

Mam wrażenie, że za chwile się przewrócę. Adrenalina już opadła, a ja jestem kompletnie wyczerpana. Na dodatek na ciele mam już chyba milion bąbli od ugryzień przez komary. Gdyby nie księżyc pewnie nawet nie byłabym w stanie zobaczyć Zayn’a, który nadal trzyma stałą odległość i nawet przez przypadek mnie nie dotyka.

Pocieram nagie ramiona. Mam wrażenie, że za chwilę zamarzną. Mój gest zauważa Malik. Ściąga z siebie skórzaną kurtkę i zakłada ją na moje ramiona. Nawet palcem nie dotyka mojej skóry.

-Naprawdę nie trzeba. – odzywam się pierwszy raz odkąd zażądałam tego, aby mnie nie dotykał.

-Nie wygłupiaj się, bo zachorujesz.

-Ty też.

-Nic mi nie będzie.

Po pół godzinie czuję jak mimo chłodnego powietrza zasycha mi w gardle. Wiele dałabym, aby dostać choć trochę wody. Z prawej strony widzę małe światełko. Okazuję się, że mój towarzysz zapala papierosa. Dosłownie po chwili dociera do mnie zapach nikotyny. Jeśli chodzi o papierosy to nie mam na ten temat jednoznacznego zdania. Można powiedzieć, że jestem do tego neutralnie nastawiona.

-Kompletnie cię nie rozumiem. – jego głos z charakterystyczną chrypką kończy ciszę. – W jednej chwili jesteś bojaźliwą panienką, którą mam ochotę potrząsnąć, a później pokazujesz rogi. Na imprezie nauczyłem cię tańczyć. Znaczy nie musiałem cię uczyć. Sama potrafiłaś tyle tylko, że nie miałaś odwagi. Kiedy tańczyłaś… To było coś….Dobra nie ważne.

Pierwszy raz odkąd poznałam słynnego i wiecznie pewnego siebie Zayna Malika mogłam usłyszeć jak się jąka. To było takie dziwne i kompletnie do niego nie pasujące, że miałam wrażenie, iż to nie dzieje się naprawdę.

Jestem ciekawa co takiego chciał powiedzieć, ale nie komentuję jego słów. Jestem na to za bardzo zmęczona. Poza tym dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że w jego towarzystwie mówię bardzo dużo. Zawsze jest coś czego muszę od niego się dowiedzieć, albo po prostu jestem ciekawa wielu rzeczy. Wiem, że nasze relacje są niezwykle zawiłe, chyba nawet dziwniejsze od tych, które łączą go z Gabi. W szkole jestem dla niego powietrzem, ale później po jakimś czasie przypomina mu się o mnie i zjawia się w moim pokoju. Gdyby nie to, że dziś zabrał mnie na tą imprezę pewnie pomyślałabym, że wstydzi się mnie. Z całą pewnością nie rozumiem tego gościa.

W końcu przekraczamy tablicę z nazwą naszej miejscowości.. Gdyby nie latarnie uliczne jestem pewna, że musielibyśmy się czołgać, aby wiedzieć gdzie jesteśmy. Zauważam, że gdzie nie gdzie w domach palą się jeszcze światła. Co oznacza, że nie jest jeszcze tak strasznie późno. Przez nasz „spacer” straciłam poczucie czasu. Nie mam pojęcia, która może być godzina.

-Wstąpimy po drodze do mojego domu, a późnej cię odprowadzę.

Nie odzywam się ani słowem. Nie przytakuję, ani nie zaprzeczam. Najchętniej powiedziałabym, że dojdę do domu sama, byleby jak najszybciej się do niego dostać, ale wcale tego nie chcę. Perspektywa tego, że przez połowę miasta, w którym nie widać żywej duszy mam iść sama przeraża mnie.

Niespodziewanie chłopak zatrzymuję się. Uświadamiam sobie, że dotąd nie wiedziałam gdzie mieszka. Przed moimi oczami pojawia się niezbyt duży żółty dom. Widziałam go już wcześniej wiele razy. Jest stary i przez wiele lat był opuszczony. Nie mogę uwierzyć, że ktoś był w stanie doprowadzić go do porządku. Jest przepiękny, a wokół niego jest pełno drzewek owocowych i ostatnich kwitnących w tym roku kwiatków. Oczami wyobraźni widzę jak otoczenie będzie wyglądało w czasie lata. Po prostu raj.

-Idziesz? – pyta.

 Kiwam potwierdzająco głową i wchodzę na podwórze. Przed drzwiami zatrzymuję się.

-Ja tu poczekam.

-Nie ma mowy idziemy razem. To naprawdę nie zajmie nam długo.

Mimo tego, że w ogóle nie mam ochoty wchodzę razem z nim do środka. Od razu stwierdzam, że jeszcze nigdy w życiu nie widziałam równie czystego i zadbanego budynku. Nawet mój, który nieustannie jest maltretowany przez moją mamę nie może równać się z wnętrzem domu Malika. Idziemy do kuchni, w której pali się światło. Zauważam, że przy jasnobrązowym stole siedzi przepiękna kobieta. Ma ciemne proste włosy związane w kucyk, ale w przeciwieństwie do syna nie ma tak ciemnej cery. Na nasz widok podnosi głowę.

-Nareszcie. Mówiłeś, że wrócisz o 20. Martwiłam się. – mówi szybko łagodnym głosem.

Nie mogę uwierzyć, że ta kobieta tak długo czekała na powrót swojego syna. Zastanawiam się, czy zawsze tak robi. Przecież Zayn prawdopodobnie czasami wraca o wiele później. Ciekawe, czy kiedy moja mama dowiedziałaby się o moich nocnych wypadach tak samo oczekiwałaby mnie w kuchni lub salonie czytając książkę. Po chwili swój wzrok kieruję w moją stronę.

-Kto to jest?

-Anastasia. – odpowiada jej syn. Pierwszy raz na głos wypowiedział moje imię.

-Dziewczyna? – pyta z uśmiechem.

-Nie, nikt ważny. Wpadłem tylko powiedzieć, że idę ją odprowadzić i wracam.

„Nikt ważny.” – boli jak cholera.

***

Z ulgą widzę majaczącą w oddali sylwetkę mojego domu, który jest o wiele większy od mieszkania Zayn’a. Mimo to jego dom bardziej mi się podoba. Widać w nim ciepło rodzinne. Chcę najszybciej jak się da znaleźć się daleko od mulata. Po jego słowach skierowanych do matki stałam się bardzo zniechęcona. Nie wiem dlaczego, ale przez parę chwil miałam nadzieję, że jestem dla niego kimś w rodzaju znajomej, która nie jest mu całkowicie obojętna. Okazało się całkowicie odwrotnie. Przecież nie mógł okłamać swojej matki, która tak bardzo się o niego troszczy. Chociaż po nim można spodziewać się wszystkiego.

-Hmmm dzięki za to, że mnie odprowadziłeś.

Z czystej życzliwości chciałam jeszcze podziękować za to, że mimo wszystko nie jest na mnie bardzo zły i za to, że zabrał mnie ze sobą na imprezę, ale widząc zwykłą obojętność wypisaną na jego twarzy całkowicie przechodzi mi na to ochota. Nie patrząc na niego więcej wspinam się po pnączach prowadzących do mojego okna. W myślach jestem im wdzięczna za to, że urosły tak, że spokojnie mogłyby uchodzić za drabinę.

Dopiero w moim pokoju zdaję sobie sprawę z tego, że nadal mam na sobie kurtkę Zayna. Kładę się na łóżku i zaciągając się zapachem chłopaka. Zasypiam.

***

-Anastasio! Dlaczego nie pozmywałaś naczyń. Wczoraj wyraźnie powiedziałam ci, że masz to zrobić, ponieważ bardzo późno wrócę z pracy. Co przez ten czas robiłaś? Pewnie znów czytałaś. Cieszę się, że lubisz to robić, ale wszystko ma swój umiar! Nie możesz zaniedbywać obowiązków!

Co robiłam? Odsypiałam wczorajszy wieczór.

-O patrz, za chwilę będzie płakać. Znów oblizuję wargi!

W takich sytuacjach mój brat staję się wspólnikiem mojej matki. Jego jedynym celem jest jak najbardziej skuteczne dobicie mnie psychiczne. Nie wiem dlaczego to robi. Przeważnie trzymamy się razem, ale w takich momentach mam wrażenie, że ujawnia się w nim gen rodzeństwa, który nakazuję mu, aby uprzykrzył mi życie.

Średnio raz w miesiącu mojej mamie przytrafiają się ataki tak zwanej perfekcyjności. Znana jest z tego, że uwielbia ład i porządek, ale czasami przekracza granice i zaczyna świrować. Wtedy najczęściej obrywam ja, ponieważ uważa, że jako druga kobieta w domu też powinnam przyczynić się do dbania o niego. Gdybym tylko potrafiła powiedzieć to co duszę w środku, na pewno obudziłaby się z transu i przestała się tak zachowywać. Niestety najczęściej dochodzi do tego, że biorę się za wykonywanie zaległych obowiązków i po cichu płaczę.

            Ktoś mógłby powiedzieć, że moja matka mnie nie kocha i zależy jej tylko i wyłącznie na tym, abym była jak najbardziej perfekcyjna. Nic bardziej mylnego. Choć tego nie okazuję, to wiem, że jestem dla niej ważna. Po prostu jak każdy ma swoje wady.

WHO AM I?Where stories live. Discover now