21. Wdzięczna Bogu

99 10 45
                                    

10.01.1944 r.

Miał niebawem skontaktować się z Katją w sprawie tego całego Alfreda, a musiał jeszcze zadzwonić do Hohenberga i rozmówić się z Heleną. Tym razem chciał, by młoda kobieta sama do niego przyszła, choć nie sądził, by odezwała się w najbliższych dniach. Miał już trochę dość latania za nią i spełniania jej zachcianek. Nic jej się nigdy nie podobało. Westchnął i zabrał się do przeglądania dokumentów. Znajdował się aktualnie w niewielkiej bibliotece, która obecnie służyła mu za biuro. Gdy Helena się wprowadziła, odstąpił jej swój gabinet, samemu przenosząc się do biblioteki. Usłyszał pukanie do drzwi.

— Proszę.

Na progu stanęła ona, we własnej osobie. Nie spodziewał się jej tak szybko.

— Pracuję, Hela. Masz coś ważnego? — odrzekł znudzony, nie podnosząc wzroku znad papierów.

— Przyszedł list. Na kopercie nie ma adresu zwrotnego.

Poderwał głowę.

— Pokaż mi to — polecił.

Podeszła posłusznie i położyła kopertę na masywnym biurku. Sama przeszła do regału znajdującego się za nim. Z zaciekawieniem obserwował smukłą sylwetkę. Sięgnęła po książkę i wygodnie umościła się w fotelu obitym skórą. Anna Karenina — ciekawe. Założyła nogę na nogę, zapaliła stojącą obok lampę i otworzyła pięknie oprawione dzieło na pierwszej stronie.

— Nie masz nic innego do roboty? — Uniósł brew.

— Nie przejmuj się mną. Mam do ciebie sprawę, ale to może poczekać.

— Skoro tak...

Odpieczętował kopertę. Wyciągnął z niej gdański dziennik sprzed około trzech tygodni. To chyba jakiś żart, pomyślał, jednak zauważył, że na stronach, oprócz normalnego druku, znajdują się również słowa napisane po niemiecku niedbałym pismem, jakby pisane na szybko. Zerknął jeszcze kątem oka na pogrążoną w lekturze Helenę i zaczął natychmiast czytać otrzymany list. Był chaotyczny, pełen wszelakich błędów.

Gdańsk, 27.12.1944 r.

Drogi S.

Coś mnie zatrzymało, sam wiesz, gdzie. Przepraszam Cię po stokroć. 

Wsiadłam jednak w odpowiedni środek. Zawiózł mnie niedaleko. Parę dni wcześniej pożyczyłam od Ciebie to, czego potrzebowałam. Żeby tamci wyżej nie mieli pretensji. Plan zadziałał, ale musiałam go zmodyfikować według własnej potrzeby. Dotarłam do punktu. Już jestem, ale jeszcze cumujemy. Wiesz, kiedy będzie odpływ. Nie spodziewamy się komplikacji. Poznałam koleżankę, która też jest jak pantera. Nie wiem, czy byś ją polubił, bo jest spod znaku gwiazdy. Mam też kolegę. Nie ma siodełka przy rowerze, a więc nie jeździ. Stracił siodełko w starciu z rekinami, ale trzyma się dobrze. Zabrał ze sobą swoją własną złotowłosą i dwa małe śmieszki. Uwielbiam je.

Z rozpaczą zawiadamiam, że pożyczyłam od złotowłosej trochę tkanin. Niewiele. Zaledwie na jedną zmianę. Jakiś sweter i spódnicę, trochę bielizny, tej starszej. Wzięłam je ze sznurka na pranie. Nic jej nie mów. Spieniężyłam to, co mi kiedyś dałeś. Tak więc mam gotówkę. Dużo. Ale nie posłuchałam Cię od razu, bo czekałam na specjalną chwilę. Nadeszła. Czekam tera, aż nastanie zmrok. Wtedy wejdę. Nie wiedziałam, że to będzie tak trudne. Napiszę, gdy znajdę się już na wyspie. Jeszcze myślę nad ostatecznym celem. Tak jak poleciłeś, rozważam jeden z krajów, gdzie kwitnie czekolada.

Zaplecione sercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz