41. Kochający inaczej

28 5 4
                                    

20.09.1944 r.

Ten dzień miał być decydujący dla przyszłości Karla Kastnera. Zaledwie kilka godzin wcześniej złapał go dowódca i powiedział, że ma się stawić w siedziby Gestapo przy ulicy Policyjnej. Karl myślał przez chwilę, że mogło chodzić o nieposłuszeństwo w sprawie szczeniaków. Sprawa jednak była już dawna i już został ukarany za niesubordynację. 

Karlowi polecono ubrać się elegancko — z szacunku do służb niemieckich i samej Rzeszy. Założył więc piękną przewiązaną sznurem kurtkę galową ze stójką. Mimo najwyższych starań wciąż wyglądał trochę niechlujnie. Bryczesy, podobnie jak bluza, były niedopasowane, bo przydzielone mu w spadku od innego żołnierza. Nogawki za bardzo odstawały, a rękawy były zbyt długie, by mógł wyglądać porządnie.

Młody mężczyzna szedł przez miasto, obserwując ludzi. Po drugiej stronie ulicy dostrzegł osobę w czarnym, skórzanym płaszczu i w kapeluszu o szerokim rondzie. Mógłby przysiąc, że przed chwilą go już spotkał. To musiało znaczyć tylko jedno. Karla oblał zimny pot, a dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa. Jaka zbrodnia, której mógł się dopuścić, była na tyle poważna, by wysyłać za nim gestapowca, by go śledził?

Nie wierzył w sprawę niemiecką, a już na pewno nie należał do patriotów i czasem, gdy o tym myślał, ogarniał go ogromny wstyd. Nie mówił o tym przy Hohenbergu, który nieraz potrafił się zachowywać jak fanatyk, choć w głębi duszy był dobrym człowiekiem.

Karl miał nadzieję, że udało mu się poruszyć to zimne serce zatwardziałego Niemca, choć zdawał sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie stanowi dla niego tylko substytut: zaledwie lichy zamiennik dziwki. Reinhard na każdym kroku podkreślał swoją bardzo mocną pozycję wśród kobiet, jakby się bał, że Karl może mu to zabrać, a przecież był tylko zwykłym, nieco chuderlawym chłopakiem, w dodatku zdecydowanie celującym w inną płeć. Zaledwie namiastką niemieckiego żołnierza, jakim powinien być i jakim chciała go widzieć matka, a już na pewno namiastką mężczyzny.

Dotarł w końcu do budynku, w którym stacjonowało Gestapo, poprawił zielonoszarą kurtkę i wszedł do środka. Usiadł jak na szpilkach na drewnianym krześle. Pomieszczenie, mające za zadanie imitować poczekalnię, było obite ładną, zielonkawą tapetą.

Czekał zaledwie chwilę, aż zza ciężkich, drewnianych drzwi wysunął się mężczyzna w średnim wieku.

— Karl Ulrich Kastner? — zapytał znużonym tonem, jakby w istocie to go w ogóle nie obchodziło.

Na dźwięk pełnego nazwiska Karl poderwał się, a z tego samego pokoju wyszła zapłakana kobieta prowadzona przez SS-mana. Jej twarz i szyja były zupełnie zmaltretowane. Mamrotała tylko pod nosem, że wcale nie pomogła temu Żydowi, że musiała zajść jakaś pomyłka. Minęła go szybko, nie patrząc w jego stronę, zbyt zaaferowana własną kondycją, by być w stanie podnieść wzrok, a już zwłaszcza komuś współczuć.

Karl kiwnął tylko głową. Mężczyzna wpuścił go do pomieszczenia i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

W środku znajdowały się dwa krzesła i biurko. Tuż przed twarzą komendanta stała opasła maszyna do pisania, a sam gestapowiec był zajęty wypisywaniem jakichś papierów. Stali tak przez chwilę w całkowitej ciszy, aż w końcu podniósł wzrok na Karla. Spojrzał zimnymi oczami zza okularów i tylko pokazał mu gestem, że ma usiąść. Młody mężczyzna zajął miejsce naprzeciwko, wpatrując się niecierpliwie we wrogie oblicze.

Tkwili tak, nic nie mówiąc, a Karl Kastner począł się zastanawiać, czy aby na pewno chodziło o szczeniaki, które bezwiednie uratował przed utopieniem.

— Nie wstyd ci? — zapytał tylko.

— Chyba nie rozumiem — bąknął Kastner.

— Nie rozumiesz... — Pokiwał głową, następnie otworzył szafkę, wyjął zdjęcie i położył z trzaskiem na biurko. Na fotografii znajdował się Kastner obejmujący czule drugiego mężczyznę, którego twarz była jednak na tyle rozmazana, że identyfikacja stała się niemożliwa. Choć Karl nie miał wątpliwości, że był to Hohenberg, który, jak na zatwardziałego heteroseksualistę, wiedział bardzo dużo o męsko-męskiej miłości. — To ty na zdjęciu?

— Tak... — szepnął.

— Mów wyraźnie i z szacunkiem — syknął. Wstał i spoliczkował młodzieńca, pozostawiając na bladej skórze ziejący czerwienią ślad.

— To ja, panie komendancie.

— Paragraf sto siedemdziesiąt pięć. Czy coś ci to mówi?

— Nie, panie komendancie — mruknął.

— Pedalstwo, ciepła świnio — odezwał się, przeszywając go wzrokiem. — Takich jak ty należy zrównać z ziemią, słyszysz? Przynosisz wstyd całemu narodowi niemieckiemu.

Karl rozwarł szeroko oczy. Zaniemówił. 

— Straciłeś język w gardle? Twój gach — Stuknął paluchem w zdjęcie — zbyt mocno cię pierdolił w usta?

— Ja...

— Co? A może ci się podobam, smarkaczu? Przyznaj się, to może potraktujemy cię łagodniej. Z racji, że jednak jesteś Niemcem. 

— Tak. — Pomachał zapamiętale głową. — Przyznaję się... Jestem winien. 

Komendant odnotował coś w notesie. 

— Czy dowództwo jednostki wie?

Gestapowiec podniósł na niego wzrok znad papierów. Uśmiechnął się złośliwie. 

— A myślisz, że kto nam podesłał te obrzydliwe zdjęcia? Nie jest tego dużo, ale wystarczająco, by zniszczyć ci życie. — Wstał, a jego spojrzenie zrobiło się przeszywające, pełne pogardy. Pokręcił chwile wąsem i napluł Karlowi prosto w twarz. Chłopak odruchowo zamrugał szybko. — Ojciec jest dumny, że odchował pedała? Odprowadzić! — krzyknął, a drzwi zaraz się otworzyły jak szeroko.

Kastnera wepchnięto siłą do celi. Miał zostać skazany na miesiąc aresztu prewencyjnego, ale czuł w głębi, że to nie koniec. Zgodnie z jego przypuszczeniami po dwóch miesiącach spędzonych w więzieniu, odesłano go dalej. Zapakowano z innymi więźniami do wagonu bydlęcego, a niedługo później naszyto na pasiastej koszuli różowy trójkąt. Karl Kastner miał już do końca życia tkwić w poczuciu, że jest zwykłym zboczeńcem, wobec którego nienawiść jest całkowicie uzasadniona.

A to wszystko dlatego, że ktoś uznał podobnych jemu za nienormalnych. Bo podobno kochał inaczej, choć on sam nie uważał, by jego miłość różniła się czymś od miłości, jaką przykładowo major darzył Helenę, czy też uczucia, które połączyło niegdyś jego rodziców.

Zaplecione sercaWo Geschichten leben. Entdecke jetzt