40. Rozpacz nieznanego pochodzenia

26 5 15
                                    

22.07.1938 r.

Gdy Elżbieta Lisiecka umarła, Helena nie wiedziała, jak powinna zareagować. Z jednej strony, całe życie czuła się nienawidzona i wyszydzana, ale z drugiej, gdyby nie jej krytyczne podejście, sama najpewniej nigdy nie zwróciłaby uwagi na nadmiar swojego ciała. Być może nawet nie wpadłby jej do głowy pomysł, by się odchudzić za wszelką cenę.

Matka odeszła dziwną, zagadkową śmiercią: po prostu pewnego wieczoru poszła spać, nieświadoma, że to jej ostatnia noc spędzona na tym świecie. Nie obudziła się. Tadeusz wyprawił jej szybki, skromny pogrzeb i więcej nie wspominali o dziwnym incydencie, zabraniając również Helenie rozmawiać o matce.

Zdawałoby się, że ojciec i Jadwiga odetchnęli trochę z ulgą, gdy Elżbieta odeszła, a Hela nie potrafiła zrozumieć dlaczego.

Wpatrywała się w okno, próbując przenieść malowniczy krajobraz na chropowatą strukturę płótna. Już od dawna nic nie namalowała. Wcześniej odczuwała jakąś dziwną blokadę, a teraz, gdy wreszcie jej się wydawało, że jest już gotowa i nic nie może jej powstrzymać, coś jej podpowiadało, że jednak nie jest to dobry czas. 

W powietrzu unosił się intensywny zapach terpentyny, na stoliczku obok leżały pędzle i farby. Helena westchnęła, odwiązała swój malarski fartuszek i mimowolnie uśmiechnęła się, gdy palce natrafiły na szczupłą talię i idealną krzywiznę pleców.

Dostrzegła przyjaciela jadącego do ich posiadłości na śmiesznym, wysłużonym już rowerze. Znajdując się pod samymi drzwiami, odrzucił pojazd na bok, a Helena usłyszała, jak Krzysiek dobija się do środka. Zofia krzątała się w kuchni, a Manuela najpewniej sprzątała u góry, sama więc musiała podejść.

Otworzyła i spojrzała na kolegę dziwnym wzrokiem.

— Boże, Hela... — sapnął, wypluwając płuca. — Przyjechałem do was, gdy tylko przeczytałem nekrolog w gazecie... Tak mi przykro!

Westchnęła tylko w odpowiedzi i wyszła do niego na dwór. Lipcowe powietrze uderzyło ją w twarz, a lniany warkocz zakołysał się za nią.

— Przejdźmy się — rzuciła i wyminęła chłopaka.

Krzysztof zdjął szybkim ruchem brązowy kardigan niedbale narzucony na koszulę, złożył go w kostkę i ułożył na siodełku, doganiając zaraz Helenę. Jej zielona sukienka, zapinana na całej długości na guziki, załopotała delikatnie na wietrze.

— Jak się czujesz? — zapytał po chwili.

— Straciłam matkę — syknęła, łypiąc w jego kierunku. — Mam się radować z tego powodu?

— Rozumiem twój ból. — Zmarszczył brwi. — Ale wcale nie musisz się na mnie wyżywać.

— Przepraszam — westchnęła, przykładając dłonie do skroni. — Nie wiem, jak mam się z tym czuć. Jej śmierć była taka nagła. Zawsze mogła się pochwalić doskonałym zdrowiem. Tym bardziej nie rozumiem, co zaszło.

— Jak mogę ci pomóc?

— Nie wiem. Nie mam pojęcia, czy jest jakiś sposób, byś w ogóle mógł.

Nie wierzył jej. Słyszał, jak się do niego odnosiła i widział zadręczoną minę. Oto jego ukochana, choć nie wiedziała, że awansowała do takiej pozycji, znalazła się na skraju nerwów.

— Hela — szepnął, łapiąc ją za nadgarstek. — Jesteś tego pewna?

Dziewczyna rozejrzała się tylko nerwowo, jakby sprawdzając, czy aby na pewno znajdują się wystarczająco daleko od jej posiadłości. Nie chciała zostać przyłapaną przez któregoś z domowników. Potem by musiała wysłuchiwać ich wynurzeń, choć prawdopodobieństwo, że nie zareagowaliby w żaden sposób, było równie duże.

Zaplecione sercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz