Epilog 1/2: Warunki dobrej spowiedzi

53 5 27
                                    

Warszawa, 20.12.1944 r.

Wszedł do kaplicy pod koniec mszy. Ludzie, widząc go, zaczęli szybko opuszczać kościół, mimo że przybył bez broni, w cywilu. Nic nie mówili, większość na niego nawet nie patrzyła. Tylko co odważniejsi pozwalali sobie podnieść wzrok. Widział różne emocje przemykające przez twarze: tłumiona złość, smutek, a nawet lekkie zaciekawienie. Złą sławę miał już wszędzie. Dotarła nawet do świątyni.

Ksiądz kończący mszę z ambony, zamarł na jego widok. Patrzył na Sebastiana z mieszanką przerażenia i zaintrygowania.

— Szczęść Boże — rzekł zmarnowany Sebastian, patrząc staremu proboszczowi prosto w oczy.

Klecha, słysząc ten głos i świszczący akcent, zamarł. Słyszał o tym człowieku rzeczy, które chciał wyrzucić z pamięci. Przełknął głośno ślinę i odetchnął głęboko. Czego ten okrutnik szukał w Domu Bożym?

— Coś cię trapi, młody człowieku — zauważył słusznie, a ten pokiwał głową.

Miał ponad trzydzieści lat, a wyglądał na znacznie starszego. Zdziwił się, gdy ksiądz nazwał go „młodym człowiekiem", chociaż zważywszy na wiek samego kaznodziei, to było całkiem adekwatne określenie.

— Ojcze, chciałbym się wyspowiadać. Czy to będzie możliwe?

Kiwnął głową i zaraz przeszli do konfesjonału. Ksiądz kurczowo zaciskał pięść wokół wystającego kawałka drewna.

— Bardzo zgrzeszyłem — zaczął Niemiec. — Szczerze mówiąc, nie wiem, czy powinienem tu w ogóle przychodzić — parsknął. — Mury żadnej świątyni nie widziały chyba większego grzesznika. A ja... Cóż, nie jestem godzien żadnego wybaczenia.

— Każdy, kto żałuje swoich win, jest godzien — odezwał się głębokim, poważnym głosem. — Dlaczego jednak przyszedłeś, skoro tak uważasz?

— Namówiła mnie przyjaciółka — odparł niechętnie. — Powiedziała, że poczuję się dzięki temu lepiej.

— Bardzo dobrze, że jej posłuchałeś. Wszyscy grzeszymy, nieczyste siły nieustannie nas kuszą. Wyznaj mi swoje grzechy, synu Boży — przemówił łagodnie, mimo własnego strachu.

Gdy Helena go zostawiła samego na tym ziemskim padole, nie wiedział, co ma zrobić. Po morderstwie, którego dopuściła się Katja, nie odzywał się do niej długo. Zaniedbał siebie i podrzuconego chłopca, aż w końcu bez pukania wkroczyła na teren jego posiadłości. Nawrzeszczała na niego i ostatecznie trochę to podziałało. Stwierdził, że z pewnością poczuje się lepiej, gdy omówi swoje wątpliwości z osobą, która wie więcej, dlatego też padło na księdza. 

— Przez lata wojny dopuściłem się strasznych rzeczy. — Jego głos był ponury, ale zdecydowany. Był gotów zmierzyć się z samym sobą. — Wydawałem rozkazy rozstrzelania, skazując na śmierci dziesiątki niewinnych ludzi każdego dnia. Sam zabijałem osoby, które nawet nie miały nic wspólnego z tą piekielną... Przepraszam. Z wojną. Raniłem ludzi. Wcześniej manipulowałem osobą, którą myślałem, że kocham, by samemu poczuć się lepiej. — Ksiądz przełknął ślinę. Słuchając jego wyznania, czuł się źle, choć w jego umyśle błyszczała świadomość, że major musiał czuć się jeszcze gorzej. Sam doskonale wiedział, że najgorsze było przyznanie się przed samym sobą. Reszta pozostawała bez znaczenia.

Sebastian natomiast wierzył, że po spowiedzi zazna oczyszczenia, swoistego katharsis, którego tak rozpaczliwie potrzebował w ostatnim czasie.

— To wiele cię kosztuje, ale mów dalej — odezwał się ksiądz, słysząc jedynie zza konfesjonału ciche, dławione łkanie. — W domu Bożym nikt nie jest dyskryminowany. Liczy się żal za grzechy i chęć poprawy.

Zaplecione sercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz