2

623 48 110
                                    

Po tym jak zrobiłem wprost najgłupszą rzecz w moim życiu, czyli przyjąłem zaproszenie na imprezę, wyszedłem z terenu szkoły i skierowałem się na przystanek. Co mnie mile zaskoczyło, tym razem zdążyłem się zjawić przed czasem.

Wsiadłem do autobusu, oczywiście całego przepełnionego ludźmi. Nie szukałem miejsca siedzącego, bo zwyczajnie nie było sensu i po prostu stanąłem gdzieś przy biletomacie, trzymając się dłonią żółtej, metalowej rury.

O ile dobrze sprawdziłem rozkład jazdy czeka mnie dość długa i męcząca podróż, ponieważ mój przystanek jest prawie na samym końcu trasy.

Założyłem więc słuchawki i starając się ignorować ciągle przepychających się ludzi, wsłuchałem się w puszczaną przez ich głośniki muzykę.

Gdy po pół godzinnej jeździe autobus zatrzymał się na moim przystanku, wysiadłem z niego i udałem się do domu.

Otwierając drzwi od mieszkania poczułem dobrze mi znany zapach. Dziś mama zamówiła na obiad moje ulubione danie, chińszczyznę.

Przywitałem się z rodzicielką i zaczęliśmy spożywać wspólnie posiłek. Nakłamałem jej trochę o szkolę, że jest super, że się odnalazłem w nowym środowisku i żeby moje słowa brzmiały wiarygodniej, spytałem ją o zgodę na imprezę. Bez wahania jej udzieliła, chociaż nie na to liczyłem.

Po zjedzeniu obiadu, podziękowałem za niego i wpadłem do pokoju przygotować się na imprezę.

Wziąłem szybki prysznic, ułożyłem włosy i ubrałem jakąś koszulę. Zakładając spodnie dostałem SMS od Theo z informacją gdzie będzie impreza i, o której się zacznie. Nawet wolałem nie pytać skąd ma mój numer, bo bałem się odpowiedzi.

Przygotowany na imprezę życia, pożegnałem się z mamą i wyszedłem z domu.

Na dworze panował już mrok i było w cholerę zimno. A ja byłem w samej koszuli. Gdy wracałem ze szkoły było ciepło, jak na wrzesień, i nie pomyślałem o tym, żeby zakładać jakąś kurtkę czy płaszcz. Teraz karciłem się za to w myślach.

Starałem się jednak ignorować dokuczające mi zimno i ruszyłem w stronę przystanku.

***

Można by rzec, że szczęście mi dopisało bo nie było autobusu jadącego chociażby blisko domu Raekena, a ja nie miałem zamiaru wlec się na inny przystanek.

Napisałem więc do Theo, że niestety, ale nie przyjadę na imprezę ze względu na brak transportu. I, że jest mi bardzo przykro

Oczywiście nie było mi wcale przykro.

Już miałem zamiar wracać do domu, jednak ktoś do mnie zadzwonił. Spoglądając w ekran telefonu, załamałem się. Miało być tak dobrze, miałem iść sobie do domu i spędzić spokojny wieczór, bez oglądania pijanych lub naćpanych nastolatków.

Odebrałem jednak i od razu usłyszałem w słuchawce ten niski, irytujący głos, a gdzieś w tle głośne dźwięki imprezy.

- Liam gdzie mieszkasz? Podjadę po ciebie.

- Chyba śnisz, że podam ci adres mojego domu. - odparowałem. - Znamy się od jakichś 10 godzin.

- Ehh. - zrobił chwilową pauze, myśląc nad wyjściem z tej sytuacji. - To powiedz chociaż gdzie mam podjechać.

Nie miałem już siły się z nim kłócić.

- Mission Road - westchnąłem, po czym rozmówca się rozłączył.

Dla bezpieczeństwa podałem mu przystanek trochę bardziej oddalony od mojego domu i chowając telefon z powrotem do kieszeni, udałem się w miejsce, pod które lada chwila podjedzie Theo.

Eclipse | raeken x dunbar [AU]Where stories live. Discover now