Rozdział XXII

2.6K 167 1.6K
                                    

Ten, w którym mają plan

TOM

Pośpiesznie zjadł lunch i z Wielkiej Sali wyszedł jak najprędzej. Wybrał się na spacer, by pomyśleć. Musiał poukładać sobie trochę spraw, a w tym gwarze było to niemożliwe.

Minęło kilka dni, od kiedy spadła na niego ta szokująca informacja.

Zostanie ojcem. Jak to w ogóle brzmi? Ten fakt dopiero do niego docierał. Nie, docierało do niego, że Fabienne jest w ciąży. Siebie w roli ojca jeszcze nie widział. I szczerze mówiąc, nie sądził, by kiedykolwiek się to zmieniło.

Powiedzieć, że był lekko zaskoczony, to jak powiedzieć, że profesor Slughorn tylko trochę lubił kandyzowane ananasy.

Z jednej strony ten nienarodzony człowiek niczego nie zmieniał, a z drugiej zmieniał wszystko. W planach Toma była tylko władza i potęga. Nie było miejsca na... dziecko. Nie widział tego. Nie chciał mieć potomka. Nie chciał, by na świecie żył jeszcze jakikolwiek Riddle. Nie zależało mu na przedłużeniu linii, bo miał przecież być nieśmiertelny. Nie potrzebował następcy, jeśli miał żyć wiecznie.

Jednak... Każda różdżka ma dwa końce.

To jego dziedzic. W nim również będzie płynęła krew Slytherina. Może dziecko będzie go godne? Może będzie mu równe? Może otworzy Komnatę Tajemnic?

Fabienne pochodziła z rodziny czystej krwi, czy mógł tak naprawdę trafić lepiej? A gdyby to dziecko odziedziczyło jej dar i jego wszelkie talenty? To byłby dla Toma niewiarygodnie dobry gracz, który mógłby okazać się pomocny. Ale zanim tak by się stało, najpierw byłby tylko dzieckiem. A on nie potrzebował dzieci. W sierocińcu zawsze go drażniły.

Chłopak wiedział, że po szkole będzie tworzył horkruksy, badał nowe i mroczne dziedziny magii oraz zbierał swoją armię. To wszystko, łącznie z budowaniem potęgi, potrwa nawet kilka lat. Przez ten czas, Fabienne może być z dzieckiem i wciąż szpiegować dla niego w ministerstwie. Nie rozumiał, dlaczego miałby to być dla niej problem. Przecież wciąż mogą być razem. Na początku na odległość, ale gdy już zdobędzie władzę, Fabienne stanie u jego boku, a on weźmie ich potomka pod swoje skrzydła i przeleje w niego swoje ideały.

Westchnął ciężko.

„Fabienne..."

Od kiedy ją poznał, jego poukładane życie bardzo się skomplikowało. Dziewczyna przyniosła problemy, o których nawet nie śnił. Nigdy nie sądził, że będzie musiał zaprzątać sobie głowę takimi sprawami. W co on się wpakował? Do czego to doszło, żeby zmuszony był w jakikolwiek sposób martwić się o inną osobę? A Fabienne zdecydowanie należała do jego zmartwień, wręcz utrapień.

Jeśli ktoś się dowie... Nie może na to pozwolić. Ten bękart nie zrujnuje jego wizerunku, jego reputacji, nad którą pracował w tej szkole przez siedem lat. Już on tego dopilnuje.

Westchnął ponownie.

„Weź się w garść, nie jesteś małym chłopcem. Musisz rozwiązać ten problem, tak jak zawsze. Samo się nic nie zrobi."

Tom, tak jak oczekiwał, spotkał Fabienne w Pokoju Wspólnym. Widocznie chciała odpocząć po posiłku i zrelaksować się przed dalszymi zajęciami. Korzystając z tego, że był jeszcze czas, wyciągnął ją na zewnątrz. Od czasu ostatniej rozmowy, unikał kontaktu z nią. Wcześniej powiedział, że potrzebuje czasu, by sobie to przemyśleć. Ona mu go dała i nie naciskała.

Wyszli na dziedziniec i usiedli na ławce, kompletnie nie przejmując się tym, że mieli nie pokazywać się razem. W pobliżu i tak nikogo nie było.

Red Lies  |Tom Riddle|Où les histoires vivent. Découvrez maintenant