- Prowadź, ja nie znam tej okolicy. - powiedział chłopak, uśmiechając się delikatnie. Merlinie, jak on się pięknie uśmiecha.

- Snape? - zapytał czarodziej, machając dłonią milimetr przed moją twarzą. Otrząsnąłem się szybko, czując się bardzo dziwnie. Prawdę mówiąc, stresowałem się przebywając z Cameronem sam na sam. W końcu miałem swoje różne odchyły, i podczas naszej znajomości w czasach szkolnych nie przepadaliśmy za sobą. Dopiero później wszystko się rozkręciło dzięki Felix Felicis... No nie, nie chcę używać żadnych eliksirów, chociaż właściwie to jestem dość mocno zdesperowany...

- Halo! Tu ziemia do wampirzego czubka!

- Ej! Sam jesteś niezłym czubem! - zawołałem, czując się co najmniej obrażony. Prychnąłem, idąc w stronę najbliższej lodziarni.

- Naprawdę? Dlaczego? - zapytał chłopak z autentyczną ciekawością. Przewróciłem oczami, nie wiedząc od czego zacząć.

- Lubisz brukselkę.

- I co w tym dziwnego? - zapytał jasnowłosy, doganiając mnie. Spojrzałem na niego, zastanawiając się czy naprawdę będę musiał wysłać go do psychiatry.

- Człowieku, brukselka powstała tylko po to, żeby mnie torturować.

- Jest zielona, a ty jesteś ślizgonem...

- Snape był opiekunem ślizgonów i jakoś też jej nie znosi. - mruknąłem, czując zgrozę na myśl o tym piekielnym warzywie. Wzdrygnąłem się, nie mogąc robić tego tak długo. Na szczęście nie musiałem, bo w końcu doszliśmy do lodziarni.

Właśnie w tym momencie Cameron chwycił mnie za rękę, wciągając do środka. Czując jego ciepłą dłoń byłem pewien, że moje mroczne serduszko telepie się w takim tempie, iż powinno wyskoczyć mi przez nos.

Nie wyskoczyło. Napawało się widokiem puchatego kruczusia, a ja czułem się bardzo źle, emocje kotłowały się we mnie jak nigdy w życiu. Najchętniej po prostu bym się do niego przytulił, ale wiedziałem, że nie mogę. Dlatego też postanowiłem być zimnym draniem.

- No? Jaki problem napotkałeś? Wyglądasz jak dryfująca, wytrzeszczona ropucha, załsoikowana w składziku Snape'a. - zapytałem chłodno, patrząc na skonsternowaną minę chłopaka. Moja aura czarnoksiężnika nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Jego piwne oczy biegały od smaku do smaku, nie zwracając na mnie uwagi, jakby właściwie to...

- Wiesz, bo ja nie pamiętam co lubię.

"Wow, możesz próbować wszystkiego od nowa, zazdroszczę."

Odwróciłem się spokojnie w stronę blondwłosej dziewczyny, uśmiechając się pięknie. Właściwie to spodziewałem się takiego obrotu sprawy, co za ehhh...

- Ja poproszę ciemną czekoladę, a dla tego obok karmel. I jeszcze jakby mogła nam pani dać dodatkowe serwetki, bo ta łajza zawsze się wysmaruje, od stóp do głów.

Szkoda, że nie było lodów o smaku ust Camerona. Wziąłbym całą zamrażarkę.

- Wcale się nie wysmaruje, idioto! - zawołał chłopak z oburzeniem, mrużąc piwne oczy.

- Tak, tak. Jeszcze w dodatku obkleisz lodami wszystko dokoła, dziko gestykulując. Nie mam zamiaru stanowić pożywki dla os.

- Jeżeli nie mamy w planach żadnego obściskiwania... - powiedział chłopak nonszalancko, machając tym przeklętym waflem na wszystkie strony. - ...to gwarantuję ci, że nie staniesz się moją ofiarą.

- Nie mamy, palancie. - warknąłem, przyspieszając kroku. O Merlinie, jak mam uwieść tego... Ugh, tego roztrzepanego kruczusia?

Kilka kroków później stanąłem w miejscu, uświadamiając sobie pewną rzecz. A co jeżeli... A co jeżeli Cameron tak naprawdę nie leci na mnie ani trochę i... i będzie chodził z kimś innym?! Może tylko sprawdza jak się ze mną egzystuje... Nie ma we mnie nic specjalnego! Co, jeżeli już ktoś mu się podoba?!

Niecodzienne problemy syna Snape'a /zawieszoneHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin