Fioletowy problem

233 18 179
                                    

- Alex, nie możesz wchodzić do kojca z tak niebezpiecznymi zwierzętami jak sklątki tylnowybuchowe.

- Dlaczego? - zapytał, nie rozumiejąc o co chodzi Hagridowi. Jego zwierzątka bardzo go fascynowały. Szczególnie te z dużymi zębami.

- Wiesz, jesteś małym chłopcem, większość z nich jest dość niebezpieczna, mogą cię skrzywdzić. Co by mi zrobił twój ojciec gdyby się dowiedział?

Alex prychnął, wiedząc, że to bzdura. To że coś jest niebezpieczne, nie znaczy, że od razu musi chcieć go zabić. Jego tata też jest niebezpieczny, ale tylko wtedy kiedy ktoś postanowi mu podskoczyć.

- Mój tata przecież by cię nie przeklął, ani nic Hagridzie! Jestem tego pewien...

- Ja nie za bardzo... - mruknął gajowy, nie wiedząc co ma zrobić żeby nie musieć przeżywać kilka razy dziennie zawału widząc chłopca, który czesze bestie z dziesiecio centymetrowymi kłami.

- Mam już dziewięć lat i nie potrzebuję oblony! Szczególnie przed zwierzętami! - zawołał mały Snape, tupiąc nogą. "Merlinie, uchowaj przed jego ojcem" pomyślał gajowy, wiedząc co robi instynkt ojcowski z mężczyzną. Właśnie w tym momencie Hagrid zauważył na horyzoncie nauczyciela, co przyprawiło go o nerwowe przełknięcie. Alex niczego nieświadomy, wesoło trajkotał na temat zwierząt, które miał dzisiaj okazję poznać.

- Alexandrze Snape, gdzie ty się szwędasz, okropny bachorze? - zapytał Severus Snape, groźnie marszcząc brwi. Chłopiec szybko spojrzał na wierzbę bijącą, udając, że jest to najciekawszy obiekt w promieniu tysiąca mil.

- Wyszedłem na spacer, tato. Ładną mamy dzisiaj pogodę, prawda? - zapytał Alex wiedząc, że musi zachować pozory. Przecież wyjście na spacer to nic złego, prawda?
Snape rzucił zirytowane spojrzenie Hagridowi, który odchrząknął.

- Mam nadzieję, że nie postanowiłeś odwiedzić tych okropnym bestii, mam rację synu? - zapytał czarodziej, wciąż patrząc wyczekująco na gajowego.

- Eee...

- Tak? - zapytał mężczyzna, przenosząc swoje mordercze spojrzenie na chłopca.

- Tylko rozmawiałem z nimi przez siatkę, naprawdę. - powiedział, wiedząc że to prawda. Wszedł do środka rano, ale teraz nie!
Hagrid z zaangażowaniem potrząsnął głową.

- Tak, to prawda.

Snape prychnął, biorąc syna na ręce. Przyjrzał mu się dokładnie wiedząc, że chłopak był czasami zbyt pochłonięty opowiadaniem tym bestiom co zjadł na śniadanie, żeby zauważyć jakąś ranę, czy zadrapanie. Nie zdawał sobie sprawy z tego jak niebezpieczne mogło się to okazać!

Bachor pisnął ze szczęścia, patrząc na wszystko z góry. Co za emocjonalne dziecko!

- Chodź, przydasz się na coś, ty mały potworze. Przygotujemy eliksir pieprzowy dla pani Pomfrey, zgadzasz się na współpracę?

- Nie! - zawołał Alex z rozczarowaniem. - Ja chcę wywar żywej śmierci, tato, proszę!

Snape przewrócił oczami, widząc przestraszoną minę gajowego. Ci kretyni nie doceniali wartości eliskirów. Oczywiście, jego syn nie był takim przygłupem.

- Zastanowię się, ty okropna marudo. Ale róg dwurożca ma być idealnie starty, rozumiemy się młody człowieku? - zapytał nauczyciel, kierując się ku zamkowi. Mały potwór podskoczył ze szczęścia.

- Tak, tak! - zawołał przy uchu mężczyzny. Merlinie, nigdy nie pojmie jak Molly Weasley wytrzymuje z całą zgrają tych małych, słodkich, ekhm... to znaczy irytujących, manipulujących bachorów. Spojrzał na uśmiechniętą buzię chłopca, który zobaczył na horyzoncie McGonagall.

Niecodzienne problemy syna Snape'a /zawieszoneWhere stories live. Discover now