Rozdział 11

244 21 151
                                    

Przez chwilę siedziałem z wytrzeszczonymi gałami, nie wiedząc za bardzo co robić. Przez głowę przebiegł mi pomysł żeby wstać i dać kolesiowi po mordzie, trzasnąć go jakimś zaklęciem, albo zanurzyć w jego ciele nóż, nasłuchując odgłosów umierającego Nott'a. Zamiast tego wyszeptałem :

- Tak, proszę bardzo.

Czułem jak krew ścina mi się w żyłach. Nie byłem przygotowany psychicznie na takie spotkanie. Spodziewałem się, że to ja zaskoczę jego, a nie on mnie. Nie ma opcji żeby wiedział kim jestem, a jednak...

Czarodziej uśmiechnął się z wdzięcznością, ściągając płaszcz. Czułem się sztywny ze zdenerwowania. Doskonale wiedziałem, że to po mnie widać, jak na dłoni. Przełknąłem ciężko ślinę, ciesząc się, że przynajmniej wyglądałem jak jakaś dziewica, a nie Snape.

Nott chyba zinterpretował moje zachowanie na swój własny pokręcony sposób, bo uśmiechnął się do mnie delikatnie, wyglądając jak zauroczony nastolatek, a nie porywacz cudzych bachorów. Wszyscy wiemy, że jestem biseksualistą i w tym momencie bardzo żałowałem, że jestem świadomy tego jak wygląda facet kiedy chce mnie poderwać.

Bardzo.

Uśmiechnąłem się niezobowiązująco i bez słowa udałem się do łazienki. Wszedłem do środka, zamykając drzwi, czując, że powinienem coś zrobić, ale kompletnie nie wiedziałem co. Musiałem przez chwilę pomyśleć, nie mając przed oczami mężczyzny, którego najchętniej zanurzyłbym w beczce z kwasem.

Machnąłem różdżką, wysyłając do Malfoy'a patronusa z wiadomością. Dość spory lampart otarł się o moje nogi i wybiegł, znikając za drzwiami. Pamiętam oburzenie Snape'a, który stwierdził, że to jakiś żart, bo przecież nie jestem jakimś gryfonem... On ma cholerną sarenkę, niech spada!

Po śmierci Rosier'a, mój patronus na jakiś rok zmienił postać na sokoła Camerona... Jednak później znowu był lampartem, to było dość osobliwe.

Wyszedłem z kabiny, zerkając w lustro. Czułem się dziwnie będąc w damskiej łazience. No ale cóż, poprawiłem włosy i szminkę, podejmując odważną decyzję. Nott chce się bawić? Dobrze, to będzie jego runda.

Przeszedłem przez salę obserwując mężczyznę, który wpatrywał się bez słowa za okno. Usiadłem naprzeciwko z gracją, odrzucając włosy do tyłu. Uniosłem do ust filiżankę, zerkając na czarodzieja. Teodor to zauważył, obserwując mnie bez skrępowania. Rany, zaraz rzygnę jak nic.

- Bardzo lubię tą kawiarnię, ale nie mam czasu tutaj przychodzić. Często tutaj bywasz? - zapytał ślizgon, podpierając podbródek na dłoni. Odłożyłem filiżankę, zakładając kosmyk włosów za ucho.

Tak, siedziałem tutaj Merlin wie ile żeby cię znaleźć, draniu. Mam wrażenie, że to krzesło już wrosło mi w dupę na stałe.

- Czasami, jeżeli wyjdę na spacer...

- Tak, też lubię spacery, okolica jest wyjątkowo piękna, szczególnie jeżeli pogoda dopisuje...

Nasza rozmowa ciągnęła się i ciągnęła, przez prawie godzinę musiałem powstrzymać moje mordercze instynkty. Jasne, gdzieś tam w podświadomości zapisałem jaki rozmiar kajdanek byłby dla tego drania najbardziej niewygodny i jakiej długości muszę wytrząsnąć linę, żeby go dokładnie związać. Oczywiście, w końcu Notti poczuł się dość swobodnie i postanowił zapytać o tą delikatną sprawę.

- Mieszkasz gdzieś w pobliżu? - zapytał, przechylając się w moją stronę. Skinąłem głową, wiedząc, że adres Rabastanka jest naszą tymczasową przykrywką.

- Na Honey Street. W pobliżu kwiaciarni. Mieszkanie jest dość małe, ale przebywam tam tylko z matką, więc nam wystarcza. - odparłem, mając nadzieję, że nasz Casanova nie zmusi mnie do odwiedzin tego starego śmierciożercy. Lestrange przywykł już do postaci "ulizanego pedzia", więc zmiana na jakąś suchą staruszkę raczej mu się nie spodoba. Trzeba będzie go nauczyć robić na drutach.

Niecodzienne problemy syna Snape'a /zawieszoneWhere stories live. Discover now