Rozdział 15

228 19 65
                                    

Alphonse był dla mnie kimś fascynującym. Babka to babka, ale chłopak w przeciwieństwie do niej, jest z jakiegoś powodu zmuszony do służenia nam, mimo że zapewne jego największym marzeniem jest nasz rychły zgon. W dodatku nie jest skrzatem domowym! Jak to w ogóle możliwe?! Jak się tutaj znalazł, kim tak naprawdę jest?

Tyle pytań i ani jednej odpowiedzi!

Jakim trzeba być frajerem żeby odebrać komuś możliwość mówienia tylko dlatego, że posłał ci wiązankę?! Naprawdę, nawet Czarny Pan pozwalał swoim ofiarom na niego zemścić, w końcu to była jedyna ulga.

Gdyby jakiś mój dziadziunio go tak nie urządził, to by nie musiał tego słuchać! Byłem oburzony i coraz bardziej brzydziłem się moich przodków. Przy tym Tobiasz to kaszka z mleczkiem. Tak, idąc tym tokiem myślenia, mój ojciec to prawdziwy cud, a ja moralny anioł mojej rodziny.

Przewróciłem oczami, nie mogąc na trzeźwo myśleć w ten sposób o swojej osobie. Merlinie, kto by pomyślał, że będę przodował w jakimś cholernym nawróceniu jednej z czarodziejskich rodzin, które lubują się w czarnej magii, śmierci i zniszczeniu. Bosko.

Znalazłem moją wróżkę w bibliotece. Chłopak czytał jakąś książkę z takim zaangażowaniem, że nawet nie zauważył, kiedy się do niego zbliżyłem. Nagle uświadomiłem sobie, że właściwie nie byłem w stanie określić jego wieku. To było bardzo osobliwe. Chociaż według mnie chłopak miał mentalność wkurzonego nastolatka. Zerknąłem przez jego ramię, chcąc wiedzieć co go tak wciągnęło.

- Podróże Guliwera? Też ją lubiłem. - powiedziałem na głos, na co elf podskoczył w miejscu, zatrzaskując egzemplarz. Spojrzał na mnie z przerażeniem. Cóż, dobrze, wiem, że brunet potrafi czytać więc pisać zapewne też.

- Chciałbym zadać ci parę pytań, chodź ze mną. - odparłem, odwracając się w stronę wyjścia. Chłopak posłusznie za mną podążył, chociaż zachowywał bezpieczną odległość. No tak, kiedy ostatnio powiedziałem mu, że chcę mu coś powiedzieć, oberwał zaklęciem torturującym. Nie jestem zbyt dobry w kontaktach z innymi. Zaprowadziłem bruneta do salonu, chcąc wytłumaczyć wszystko jak cywilizowanej osobie.

Wskazałem mu fotel, który zajął z wyraźnym wahaniem. Usiadłem naprzeciwko, czując się niekomfortowo, wiedząc jak ostro go potraktowałem.

- Posłuchaj... Chciałem cię przeprosić za moje dzisiejsze zachowanie. Nie miałem pojęcia o tym, że nie możesz się wytłumaczyć. Byłem pewien, że po prostu robisz mi na złość... Dobra, wiem że to i tak nie jest żadne tłumaczenie, nie miałem prawa cię torturować, jednak mam nadzieję, że dasz radę mi wybaczyć.

Alphonse otworzył usta ze zdziwieniem, patrząc na mnie jak krowa w malowane wrota. Westchnąłem wiedząc, że wolałbym zobaczyć w tym momencie chłopaka w wersji buntowniczego nastolatka, a nie mojego zahukanego sługi. Okej, jak przyjmie moją prośbę?

- Accio pióro i papier. Umiesz pisać?

Chłopak zamrugał, kolejny raz wyglądając na zszokowanego. Co go tak zdziwiło? Nikt nigdy nie oczekiwał od niego zdolności pisania? Czy on tylko biega z tą szabelką i zabija każdego kto się napatoczy i nie jest moim kuzynkiem? Ostro.

- T - tak, Panie. - szepnął brunet, nie patrząc mi w oczy. Nawet zauważyłem błysk wściekłości przebiegający przez jego twarz, kiedy zwrócił się do mnie "Panie". Chłopaku, nawet nie wiesz jak doskonale cię rozumiem.

- Chciałbym zdjąć z ciebie zaklęcie, które nie pozwala ci mówić. Nie wiem jak mogę to zrobić, więc chciałbym żebyś napisał mi ze szczegółami wszystko co pamiętasz na jego temat, w jaki sposób zostało na ciebie nałożone, czy czujesz jakieś zdrowotne skutki na przestrzeni czasu? Rozumiesz o co mi chodzi?

Niecodzienne problemy syna Snape'a /zawieszoneWhere stories live. Discover now