Rozdział 19

177 16 70
                                    

- CO TY ROBISZ, DURNA BABO! WRACAJ TU NATYCHMIAST, TY WYSUSZONA STARUCHO Z RODZYNKIEM ZAMIAST MÓZGU!

- Przestań się drzeć Snape, wyjesz jak wilkołak do księżyca. - powiedział Smith, nalewając sobie sporą dawkę tequili do szklanki. Jak on mógł w takim momencie chlać?! Zaraz wyskoczę ze skóry i stanę obok!
Skoro ta stara baba nie chciała mi powiedzieć kto był wesołym posiadaczem mocy premium, które zapewne były takie same jak moje, to oznacza, że zdecydowanie miało to ze mną wiele wspólnego.

- Wiedziałeś o Fiodorze?

- Tym chłopaku?

- Tak.

- Nie wiedziałem. I nie wspomniaj o nim więcej. Jestem świadom tego, że mój ojciec lata za panienkami jakby miał siedemnaście lat. Myślę, że mam rodzeństwo na każdym kontynencie. - odparł blondyn, wpatrując się ze złością w szklankę, jakby biedna była temu wszystkiemu winna. Przez chwilę słuchałem głośnego oddechu chłopaka, ciesząc się, że nie jestem na jego miejscu. Kto by pomyślał, że w tej Świetlistej rodzinie jest taki gagatek?

- Co zamierzasz? - zapytał w końcu Zachariasz, wyglądając już bardzo spokojnie.

- Idę do tych przeklętych ruin. To mój jedyny trop. - powiedziałem, wiedząc, że czas przelatywał mi przez palce. Miałem tylko dwa tygodnie na to żeby dowiedzieć się jak najwięcej o mojej mocy, a dzisiaj mijał już trzeci dzień. W takim tempie nic nie zrobię!

- W porządku. Jak znajdziesz coś ciekawego, to daj znać. Wystarczy zadzwonić do furtki, Snape. No chyba, że lubisz szachy. - powiedział Smith, rozwalając się w fotelu. Pstryknął palcami i już po chwili stałem przed jego ogrodzeniem, nie wiedząc jak właściwie nazywa się firma ochroniarska z której korzysta. Wzruszyłem ramionami, odwracając się w stronę lasu. Zapadał zmrok, ale podejrzane ruiny były i tak po drodze do mojego domu. Chciałem się tam tylko rozejrzeć.

Las był dość niepokojącym miejscem, czułem bijącą z niego ciemną magię, nie czarną, ale wciąż niemoralną. Starałem się trzymać w miejscach gdzie drzewa rosły dość rzadko, tak żeby nic mnie nie zaskoczyło. Kiedy szedłem tędy rano, zagęszczenie tego dziwnego rodzaju magii było zdecydowanie mniejsze. Słyszałem o miejscach gdzie czarna magia samoistnie się rozwijała, pod osłoną nocy. W tym czasie trujące kwiaty otwierały swoje kielichy emitując usypiającą woń, a leśne pnącza atakowały wszystko co im się napatoczyło. Poza tym, niepokojące było to, że cały czas czułem się obserwowany. Nie chciałem się rozglądać żeby nie dać do zrozumienia potencjalnemu obserwatorowi o tym, że wiem o jego obecności.

Na szczęście nie spotkałem po drodze żadnej niemiłej niespodzianki i bezpiecznie dotarłem do ruin spalonego domu. Księżyc powoli wschodził, ale wciąż było na tyle jasno, żebym wszystko wyraźnie widział.

Jedyne co zostało z budynku, to trzy podstawy ścian po wschodniej stronie, jedna prawie cała na północ i komin. Oprócz tego wśród trawy leżały częściowo spalone belki. Usiadłem na jednej, będąc pewien, że przekonanie tego miejsca na udostępnienie mi swojego prawdziwego wizerunku zajmie mi wieki. Zamknąłem oczy, próbując wymyśleć jakiś przekonujący argument, ale nagle poczułem pod palcami, że drewno jest zbyt ciepłe. Zdziwiło mnie to, bo wiał chłodny wiatr, a z za chmur wypływały ostatnie promienie słońca. Otworzyłem oczy, marszcząc brwi i wtedy to poczułem.

Zapach spalenizny.

Czułem zapach palonego drewna, mimo że ogień pochłonął to miejsce jakieś czterysta lat temu. Wytrzeszczyłem oczy, widząc jak zwęglona belka obok mojej nogi nagle rozbłysnęła czerwonym żarem. Gwałtownie wstałem, widząc iskry. Rozejrzałem się, chcąc się przekonać czy zaraz zginę, czy może od tego momentu dzieliło mnie z pięć minut. W kilku miejscach zauważyłem leniwie unoszący się dym, chociaż jego zapach był tak intensywny, że prawie nie mogłem oddychać. Zasłoniłem usta i nos rękawem, krztusząc się. Nagle poczułem za plecami podmuch gorącego powietrza, więc szybko się odwróciłem, nie wierząc własnym oczom.

Niecodzienne problemy syna Snape'a /zawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz