Rozdział 24

172 15 105
                                    

Ok, a więc ten rozdział istnieje tylko po to, żebym mogła posprzątać wątki, które wesoło rozsiałam, nie polecam tego trybu pisania

---------
- O KURWA! OOOO KUUURWAAAA! - wrzasnąłem przestraszony, szybko odskakując od Alphonse'a. Mam wrażenie, że inni ludzie w tej sytuacji powiedzieliby coś bardzo poruszającego i z klasą, ale ja jestem sobą, co wiele tłumaczy.

Patrzyłem na chłopaka z otwartymi ustami, nie mogąc uwierzyć w to czego byłem świadkiem. Ogarnęliśmy ten syf! Koleś znowu może mówić to na co ma ochotę!

- Merlinie słodki, nic ci nie jest?! Jak się czujesz?! - zawołałem, nie wierząc w nasze szczęście. Naprawdę zaczynałem mieć wrażenie, że nigdy nie dam rady zdjąć tej przeklętej klątwy.

- Ja... Ekhm, nic mi nie jest, po prostu... Zdziwiłem się, Panie. - odparł chłopak powoli, drżącym głosem. Po chwili schował twarz w dłoniach, kiedy ja tańczyłem makarenę, niczym się nie przejmując. Nawet zapomniałem, że jeszcze niedawno miałem stać się zimnym trupem, ale Alphonse szybko mi o tym przypomniał.

- Nie wiem co we mnie wstąpiło. Wybacz mi, ja... Myślałem, że jesteś taki sam jak wszyscy. - wyszeptał chłopak cicho. Mój uśmiech zniknął jak mydlana bańka. Bez słowa klęknąłem widząc, że brunet drży, a po jego policzkach spływają łzy. Bez słowa przyciągnąłem go do siebie, mocno obejmując. Przez jakiś czas chłopak nawadniał moje ubranie, płacząc. Nie miałem żadnych wątpliwości co do tego, że nie zamierza więcej próbować mnie zabić.

- Hej, nic mi nie jest. Gdybyś naprawdę, naprawdę tego chciał, to byś to zrobił teraz, a nawet może udałoby ci się to wciąż pod klątwą. Jesteś troszkę skrzywiony, ale każdy ma jakieś granice.

- Mimo że chciałem cię zabić, zachowujesz się jakbyś był zadowolony. To ty jesteś skrzywiony. Mogę teraz być naprawdę okropny, wiesz o tym, Panie. - odparł elf, pociągając nosem. Uśmiechnąłem się pod nosem, słysząc, że jednak nic chłopakowi nie jest.

- Oczywiście, że możesz, ale dalej masz na sobie zaklęcie wiążące, więc lepiej to przemyśl. - powiedziałem, udając że jestem czystokrwistym dupkiem, obiecującym swoim sługom piekielne męki. Położyłem dłonie na ramionach elfa, chcąc mu coś uświadamić.

- Cieszę się, Alphonse, naprawdę. Wstań, chcę sprawdzić czy urosłeś. - powiedziałem, przyglądając się chłopakowi uważnie. Kiedy brunet podniósł się okazało się, że jest niższy ode mnie tylko trochę, z pięć centymetrów, nie więcej.

- Wow, nagle z półtora metra strzeliłeś do góry jakieś dwadzieścia centymetrów. Nie bolą cię kości?

Elf przyjrzał się swojemu ciału, wyglądając jakby widział je pierwszy raz. Przyłożył dłoń bliżej twarzy, badając z uwagą każdą kosteczkę. Jego mina była prześmieszna, ale dałem radę nie wybuchnąć śmiechem.

- Czuję się jakbym miał bardzo mocno naciągnięte mięśnie, i coś jest nie tak z moimi stawami, Panie. - odparł Alphonse po chwili namysłu. Złapałem się na tym, że za każdym razem kiedy brunet mówił, uśmiechałem się jak chory psychicznie. Ale no co się dziwić?!

- Chodź, dam ci eliksir, który cię trochę wspomoże w odbudowie tkanek. Poza tym, coś na rozluźnienie też będzie dobre. - powiedziałem, gładząc z namysłem podbródek. Wyszedłem z pokoju, zastanawiając się co jeszcze mógłbym dorzucić, ale nagle spostrzegłem, że chłopak nie poszedł za mną. Wróciłem do mojej komnaty, nie wiedząc o co mu znowu chodzi.

- No, chodź. Mam ci wysłać specjalne zaproszenie?

Elf przygryzł wargę, wyglądając na rozdartego. Wyginał palce we wszystkie strony, tylko utwierdzając mnie w przekonaniu, że zaraz powie coś, co wcale mi się nie spodoba.

Niecodzienne problemy syna Snape'a /zawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz