18 // Calm before the storm

7.1K 512 36
                                    

Rozdział osiemnasty: Calm before the storm (Cisza przed burzą) 

Harry

Komnata była delikatnie rozświetlona przez świecę stojącą na stoliku obok łóżka. Za oknami Słońce chyliło się ku upadkowi. Zza otwartego okna słychać było radosne śpiewy mieszkańców miasta, którzy jak co roku uczestniczyli w dorocznym festynie, a oprócz tego w komnacie panowała głucha cisza, która ani przez moment nie wydała się być nieprzyjemną lub uciążliwą.

Leżałem na swoim ogromnym łóżku z Melody u swojego boku, która wtulała się w moją klatkę piersiową i palcami kreśliła na niej różne wzory. Moje lewe ramię miałem owinięte dookoła jej delikatnego ciała i dociskałem ją nim bliżej mnie. Podobnie jak moja ukochana wodziłem moimi palcami po jej ciele – tym razem wzdłuż kręgosłupa.

Przez długi czas szczerzyłem się do siebie jak idiota, bo przecież moje marzenie się nareszcie spełniło.

Miałem u swojego boku kobietę, w której byłem szaleńczo zakochany, ona o tym wiedziała, a na dodatek nie odrzuciła mnie, gdy wszystko wyszło na światło dzienne.

Jedynymi osobami, którymi zaprzątałem sobie głowę byli moi rodzice. Nie miałem pojęcia w jaki sposób powinienem im o wszystkim powiedzieć. Wiedziałem na pewno, że moja mama lżej przyjęła to do wiadomości, ale ojciec…

On zawsze był surowym mężczyzną, ojcem, a przede wszystkim królem. To poniekąd doprowadziło do pozycji Anglii w rankingu największych mocarstw świata.

Westchnąłem na myśl o jego możliwym wybuchu.

Gdybym tylko miał brata, ani przez moment nie zastanawiałabym się – rzuciłbym to wszystko i uciekłbym z Melody gdzieś gdzie nikt nie mógłby nas znaleźć i gdzie moglibyśmy prowadzić szczęśliwe, wolne życie.

Tak jak każdy porządny przedstawiciel rodziny zbudowałbym dla mojej rodziny dom, zatrudniłbym się gdzieś gdzie bym mógł najpierw dorobić, a później sam zająłbym się polem i hodowlą. Zapewniłbym jej i naszym dzieciom dobrobyt i traktowałabym ich jak rodzinę królewską.

-O czym tak myślisz? – jej słodki głos wyrwał mnie z przemyśleń. Odwróciłem głowę w jej stronę i spojrzałem na jej piękną twarz, którą w tamtym momencie rozświetlał delikatny uśmiech. Nie mogłem uwierzyć, że ona nareszcie była moja.

-O wszystkim. – ucałowałem jej czoło, by po chwili móc ponownie na nią spojrzeć. – O nas, o moich rodzicach, o naszej przyszłości.

-Nie myślisz, że to zbyt wcześnie myśleć o wspólnej przyszłości? Przecież może zdarzyć się tak, że…

-Nie, Mel. – przerwałem jej. – Nie jest za wcześnie. Zrobię wszystko byśmy byli razem szczęśliwi.

-Masz jakiś plan? – podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała na mnie.

-Cały czas myślę nad nim. – oznajmiłem, otrzymując w zamian tylko smętne kiwnięcie. – Ale obiecuję, że wszystko będzie po naszej myśli.

Także podniosłem się do pozycji siedzącej, stykając się z nią ramionami, ucałowałem jej odkryte ramię. Uśmiechnęła się do mnie, kątem oka spoglądając w moja stronę.

-Musimy się liczyć też z tym, że nasze życie nie jest tym jednym z baśni, gdzie wszystko kończy się dobrze. Musimy być gotowi… - przerwałem jej złączając nasze usta w pocałunku.

Nie chciałem, żeby teraz się o to martwiła. Na chwilę obecną wolałem cieszyć się tym co wtedy mieliśmy. Pragnąłem cieszyć się tym jak najdłużej i nawet najbardziej pesymistyczne myślenie zdawało się nie wywierać na mnie jakiejś większej presji.

Nawet nie wiem kiedy to się stało, ale Melody leżała pode mną, ciągnąc za moje włosy i dociskając moje ciało bliżej niej. Nasz pocałunek, podobnie jak wcześniejszy, był pełen pasji i namiętności. Kochałem to, że potrafiłem wyciągnąć z jej ust więcej emocji niż podczas całej naszej przyjaźni – ona zawsze była uśmiechnięta i szczęśliwa. Nawet, gdy bywała smutna potrafiła to idealnie zamaskować, nie dając o tym nikomu znać. Była taką osobą, która wolała ukrywać swoje smutki i żale niż obarczać nimi kogoś innego – zupełnie jak jej mama.

Nie rozumiała jednak, że czasami lepiej było podzielić się swoim problem z kimś kto mógłby pomóc go rozwiązać i zrozumieć. Zawsze liczyłem, że ja mógłbym być tą osobą. Miałem nadzieję, że Melody ma świadomość tego, że zawsze będę przy niej i zawsze będą ją wspierać.

Oderwałem się od niej i oparłem moje czoło o jej. Oboje próbowaliśmy złapać oddech. Mel uśmiechnęła się do mnie, sprawiając, że moje serce znowu zaczynało bić szybciej.

-Nigdy nie kochałem kogoś tak mocno jak ciebie, Melly. – wyznałem, patrząc jej prosto w oczy.

-Nawet nie sir Cornberry (A/N: tł. pan kukurydziana jagoda)? – zapytała z powagą, przypominając mi o szmacianym niedźwiadku, który był moją ulubioną zabawką, którą dostałem od Charls’a – nadwornego stróża, który kiedyś zajmował się produkcją zabawek. Razem z Melody bawiliśmy się pewnego razu na dziedzińcu, będąc pod jego czujnym okiem. Jakże wielkie było nasze zaskoczenie, gdy w pewnym momencie przywołał nas do siebie i wręczył nam szmacianą lalkę i szmacianego niedźwiedzia. Powiedział nam też wtedy, że każda zabawka ma swoje własne serce i należy traktować ją z szacunkiem – nie zważając na to ile lat mamy. Do tej pory sir Cornberry siedzi na stoliku nocnym i czuwa nade mną.

-Nie mów mu, ale nawet nie jego. – wyszeptałem jej do ucha, wywołując u niej śmiech. – Masz nadal lady Valerie?

-Pytasz się jakbyś od dawien dawna nie był w mojej komnacie. – odparła, przypominając mi o tym, że jej lalka siedziała na parapecie okna w jej pokoju.

-O wybacz mi mój błąd, najdroższa. – zaśmiałem się, starając mówić oficjalnym tonem.

-Wybaczam ci, mój książe. – odpowiedziała po udawanej chwili zastanowienia.

Ucałowałem ją w czubek nosa i po raz kolejny wsparłem moje czoło o jej.

Oboje mieliśmy na twarzach uśmiechy, ale też oboje wiedzieliśmy, że nasz spokój i szczęście to tylko cisza przed burzą.

***

Heloł! Mam nadzieję, że podobał wam się ten rozdział, który dedykuję pewnej ślunskiej dziołszce aka awwmyniallxo. Zapewne wiecie kim ona jest, ale dla tych JESZCZE tego nie świadomych zapraszam was na jej tłumaczenia, które są wspaniałe i wciągające! xx

Co do rozdziału; piszcie co myślicie :) x

The Prince // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz