- J - ja nie zasługuję na elik...

- NIE NO SERIO, NIE RÓB MI TUTAJ CIERPIĄCEJ PANIENKI. NIE CHCESZ MNIE TERAZ ZDENERWOWAĆ, IDZIEMY!

Nooo, wiedziałem, że to się tak skończy. Nie mam czasu robić za terapeutę jakiegoś idioty z niską samooceną. O Merlinie, co za autodestrukcyjna istota.

- Ugh, przepraszam, Panie. - powiedział chłopak, wybiegając za mną. Ścisnąłem nasadę nosa mając nadzieję, że jego okropny charakterek niedługo da o sobie znać. Wolę już użerać się z buntowniczym gówniarzem, niż głaskać po główce rozemocjonowaną wróżkę.

- Chyba ustaliliśmy już fakt, iż nie mam nic wspólnego z Agatonem oprócz tego, że koleś stworzył kolejnego dupka, będącego moim przodkiem. Nie mam zamiaru odmawiać ci eliksirów leczniczych.

- Tak mi wstyd! Przysięgam, że będę najlepszym elfem jakiego spotkałeś, Panie! Poćwiartuję każdego, kogo sobie zażyczysz, Panie! - zawołał elf z werwą, podskakując. Spojrzałem na sufit, będąc pewien, że koleś wepchnie szablę w ogóle we wszystko co się napatoczy. Rany, będę musiał odrobić gadkę sratkę na temat jego morderczych zapędów.

- Dobra, dobra zobaczymy. Poza tym wystarczy mi, że nie będziesz knuł po nocach jak by tutaj oddzielić moją duszę od ciała. - mruknąłem, będąc trochę zdziwiony zapałem chłopaka. Widać elfy potrafiły być bardzo lojalne, ale tylko wobec osoby, którą same sobie upatrzą. Super, teraz mam jeszcze na głowie nadgorliwego elfa.

Poza tym, byłem pewien, że chłopak mnie nie zabije, ale co z Severuskiem? W końcu on nic nie zrobił żeby zwrócić mu wolność oraz głos. Wiem, że Snape nie jest jakąś bezbronną dziewczynką, ale raczej perspektywa poćwiartowania przez krwiożerczego elfa szukającego okazji do zemsty, nie jest zbyt komfortowa. Nie wiem, nie wiem. Alphonse nie wyglądał jakby gdzieś w głowie kłębiły mu się mroczne myśli, ale jego ekscytacja może niedługo zniknąć. Jeżeli zamiast tego poczuje upokorzenie i gorycz, no to zrobi się nieprzyjemnie.

Westchnąłem, obiecując sobie, że dopilnuję, żeby chłopak nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że uważam go za człowieka. Nasze wzajemne zaufanie było według mnie dość kruche. Alphonse chyba widział to trochę inaczej, ale wątpię żeby przez resztę życia chciał być mi posłuszny tylko dlatego, że uznał to za swoją pokutę. Żeby nasza relacja miała sens, musiałem sprawić, że chłopak będzie czuł sympatię do mnie, a nie do moich czynów i decyzji. Zbyt często coś spieprzę, żeby móc sobie na to pozwolić.

- Proszę bardzo. - powiedziałem odruchowo, podając elfowi cały zestaw eliksirów. Przez te rozważania nawet nie zauważyłem, że już doszliśmy do składzika. Brunet wszystko grzecznie zażył, więc przynajmniej nie musiałem się już martwić, że Alphonse umrze mi gdzieś w ogródku, przygniatając moje biedne tulipany.

A propos ogródka.

Kiedy wyszliśmy na korytarz, nie sposób było nie zauważyć pewnego faktu. Przez okno rozciągał się widok na mój ogród, który wyglądał jak z bajki. Wszystkie drzewa zakwitły i na gałęziach pojawiły się liście. Podobnie sprawa się miała z krzakami i innymi roślinami. Róże i hortensje otworzyły swoje pąki, dzięki czemu mogłem zadowolić swoje oczy soczystymi kolorami. Na kwiatach siadały motyle, a na drzewach ptaki. Nawet ta okropna szara trawa stała się świeża i gęsta.

- Dawno nie był tak piękny, Panie. - powiedział Alphonse stając obok mnie, i również wyglądając na zewnątrz. Otworzyłem okno, czując na twarzy powiew ciepłego wiatru. W tym momencie na horyzoncie pojawiła się Tatiana, wyglądając na w gruncie rzeczy zadowoloną, jednak pogroziła mi palcem, a tak dla zasady.

- Alexander, patrz co narobiłeś! Wszystko zarosło! - zawołała, wkładając we włosy stokrotki. Okręciła się dookoła własnej osi, zamiatając wszystko swoją czarną suknią z gorsetem.

Niecodzienne problemy syna Snape'a /zawieszoneHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin