Odcinek 41

23 4 0
                                    

— Co ty przed chwilą powiedziałeś? — Hrabia popatrzył na swojego towarzysza

 — Ale...— Barbarrosa opuścił ręce. — Dlaczego ona mi o niczym nie powiedziała. — oparł się załamany o ścianę i opadł zrozpaczony na schody.

 — Dlaczego mi o tym wcześniej nie powiedziałeś Brutus, wiesz, jaki to jest znaczący trop? — zrobił kilka kroków jego stronę.

 — Sam przed chwilą co to odkryłem. — odparł zgodnie z prawdą. — Wystarczyło rozszyć brzuch.

 — Rozszył pan jej brzuch?! — spytał gospodarz .

 — Nie miałem wyjścia. — odparł. — A teraz panie gospodarzu łaskawie podaj pan klucz; rozwiążemy tę zagadkę i wszyscy pójdziemy w swoje strony. — rzucił w stronę gospodarza.
Barrbarrosa popatrzył na niego z wilka. Niechętnie ściągnął klucz zawieszony na sznurku ze swojej szyi i rzucił w jego stronę.

— A teraz państwo pozwolą. — złapał klucz i ruszył w stronę frontowych drzwi. — Dopóki nie dowiemy się; kto jest winny; nikt stąd nie wyjdzie. — włożył klucz do zamka i go przekręcił.

—Nikt? — zaciekawił się Moriaty; przesuwając lampę oliwną na stolę nieco bliżej szachownicy.

— Nikt — przytaknął Brutus, zawieszając klucz na szyi.

— Nie mają państwo prawa mnie tu przetrzymać. — oburzył się lekarz.

— Gdybyś nie był winny; to byś się tak przed tym nie stronił. — rzucił w jego stronę,,Dettrick"

— To pan jest pieprzonym mordercą! — oburzył się Munk.

— Ktoś na górze nie wymyślił ci innych kwestii? — zapytał z zaciekawieniem,,Francuz"— Jeżeli zabiłeś:miej, chociaż godność się do tego przyznać.

— Człowieku nie szukaj sobie towarzystwa, bo ty i tak zawiśniesz. — Hrabia ruszył w stronę stołu, przy którym siedział,,Francuz"

— Może i tak. — wzrok mężczyzny powędrował w stronę pistoletu leżącego na stole.

— Dla własnej euforii pozwolę sobie jednak. — Hrabia już chciał chwycić pistolet należący do,Francuz"i wystrzelić mu kulkę w głowę; byle tylko pozbyć się tych jego komentarzy. Mężczyzna okazał się jednak szybszy. Ku zdziwieniu wszystkich (pomijając Moriaty'ego) okazało się, że nie był skuty. Złapał pistolet i wymierzył kilka celnych strzałów w Niemca. Hrabia, łapiąc się za brzuch; poleciał do tyłu. Uderzył głową o kant stołu, przy którym siedział ów poinformowany; niechcący strącając pionki z szachownicy i zrzucając lampę ze stołu. Oliwa zaczęła rozlewać się po deskach Etolie.

— Ja pierdolę! — złapał się za głowę gospodarz , gdy zobaczył; do czego właśnie doszło. — Lokal mi się pali do kurwy nędzy!!! — Już chciał się zerwać ze schodów i zacząć coś robić.

— Siedzieć wszyscy! — rzucił Brutus. — Wszyscy siedzieć! — Wymierzył ze swojej broni w stronę ,,Francuza'' i powoli podszedł do swojego towarzysza. Nachylił się do niego; starając się cały czas mieć na muszcze przeciwnika. Sprawdził puls towarzysza; po czym pokiwał głową z niezadowoleniem.

— Jeden do jednego. — uśmiechnął się ,,Francuz" w stronę Niemca. — To chyba czas się poddać.

— A weź spierdalaj! — rzucił Brutus i odsunął się od ciała Michaela. — Strzelaj do mnie; jak jesteś taki pewny; zabijesz mnie, to wyjdziesz stąd bezpieczny. — rzucił, gdy ogień zaczął powoli rozprzestrzeniać się po Etolie.

— Najpierw proszę rozwiązać zagadkę do końca; albo pozwolić mi to zrobić. — odparł mężczyzna.

— Proszę bardzo. Niech pan się w to bawi. — rzucił niechętnie olbrzym. — Ale proszę oddać mi broń.

— To dla mojego bezpieczeństwa. — podniósł się z krzesła i ruszył w stronę lekarz. — Zacznijmy od pana. — uśmiechnął się.

— Gdyby pan mnie tak ciągle nie oskarżał, to bym się pana naprawdę nie czepiał. — rzucił w stronę Munka. — Mam do pana jednak jedno pytanie. Zgwałciłeś ją, a potem zabiłeś, bo nie chciałeś wychowywać jej dziecka?

— Co za bezczelne oszczerstwa! — oburzył się.

— Zadałem pytanie. — Uderzył go w krocze. — Odpowiedz na nie.

— Tu się pali. — Lekarz próbował zmienić temat.

— Jeżeli mamy tu wszyscy umrzeć; to warto byłoby, chociaż znać prawdę. Nie sądzi pan?

— Ale dlaczego ja?!

— Dlaczego? — zastanowił się przez chwilę ,,Francuz" i podrapał po głowie. — Hmm... A no tak: Gdy tylko dziewczyna wybiegła z budynku, pan za nią wyszedł.

— Ten martwy Niemiec też był na zewnątrz! — machał ręką w stronę Hrabiego.

— Zgadza się. — przytaknął. — On też znalazł ciało; był jednak zbyt zszokowany, żeby to zrobić.

— Może udawał. — starał się bronić Munk.

— Po co? Na panu natomiast to morderstwo nie zrobiło żadnego wrażenia.

— Mamy wojnę! Tu cały czas giną ludzie; jakbym zaczął się przejmować takimi rzeczami, to bym zmarł na zawał!

— Powiedz wprost: zrobiłeś to czy nie? — wymierzył do niego ze swojej broni.

 — Pan jest chory! — oburzył się lekarz. — Pan potrzebuje leczenia!

 — Ja jestem chory? — roześmiał się i pociągnął za spust. — Może i tak; przede wszystkim jestem jednak agentem jej królewskiej mości.— odparł, a ciało lekarza zsunęło się na ziemie pozbawione głowy.

 — Człowieku! Miałeś z nim porozmawiać, a nie do niego strzelić! — oburzył się Brutus i gwałtownie wymierzył w jego stronę.
Holmes wraz z gospodarzem postarali się wykorzystać ich nieuwagę i ruszyć w stronę drzwi.

 — Klucz. — przeklął pod nosem Holmes. — Panie daj nam pan klucz, bo wszyscy tu spłoniemy!
— rzucił w stronę Niemca. Ten jednak nie słuchał; mimo że ogień powoli zaczął pochłaniać również wyposażenie. Moriaty odskoczył od stołu i również stanął pod drzwiami.

— Weźcie sobie klucz sami i wyjdźcie. — rzucił ,,Francuz" i strzelił Niemcowi centralnie w głowę. Brutus automatycznie pociągnął sam za spust. Kula jednak minęła Agenta jej królewskiej mości. Howell padł z dziurą w głowie. Wszystko było już prawie w ogniu. — Moja misja: mój cel życiowy. — uradował się mężczyzna. — wszystko zaraz się spełni.

Holmes osunął się na ziemię. Barbarrosa przerażony tym wszystkim pognał w stronę ciała leżącego na ziemi. Chciał zerwać klucz z szyi Niemca, gdy ten nagle złapał go za rękę. Żył jeszcze.

— Wiedziałem, że wszyscy zginą. — rzucił, dogorywając, po tym go puścił i odszedł.
Gospodarz mimo tymczasowego paraliżu spowodowanego strachem zerwał klucz i pędem ruszył w stronę drzwi.

Zanim je jednak otworzył; zauważył jak ,,Dettrick" idzie w stronę komnaty, w który przebywał Niemiecki Kapitan imieniem Hans Himmler. Gospodarzowi i staruszkom cudem udało się wydostać na zewnątrz. Wyjście Etolie stanęło w ogniu.

Z POWODU MIŁOŚCIWhere stories live. Discover now