Odcinek 34

38 8 4
                                    

— Jezu

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

— Jezu. —Dosiadł się do mnie Hrabia. — Długo tak jeszcze zamierzasz siedzieć?
— Nie śpisz już? — spytał zdziwiony; odrywając wzrok; gdzie jeszcze kilka minut temu... minut? A może właściwie godzin przechodziła ta kobieta; ubrana na biało. Za nią szło natomiast stado żywych trupów. Była dla nich jak królowa. Może to właśnie za sprawą jej rozkazów; ogień, który rozpaliliśmy, nie sprowadził ich w naszą stronę.
— Ja swoje odespałem. — odparł, patrząc się w tym samym kierunku co ja. — Co tam takiego widzisz? — zapytał zaciekawiony w pewnym momencie. — Bo ciemno tam jak nie powiem gdzie.— uśmiechnął się.
Rzeczywiście było ciemno; pomijając kilka gwiazd świecących na niebie. Ja natomiast powoli zaczynałem się czuć; jak jeden z tych trupów wędrujących, a to po lesie, a to polu czy jeszcze w innych miejscach. 
— Weź, się połóż. — Zwrócił mi Hrabia uwagę. — Bo jeszcze zaraz zanurkujesz do ogniska.
— Aż tak źle ze mną? — spytałem zdziwiony.
—Gdybyś tylko mógł siebie zobaczyć, to sam byś siebie nakłaniał do położenia się. — Poklepał mnie po plecach.
...
Trudno wyspać się w przeciągu zaledwie czterech godzin. Na pewno jednak czułem się lepiej niż przed odpoczynkiem. Nogi jak to nogi; bolały, ale pewnie miało mi to zostać do końca wędrówki.
— Pałaszuj i się zbieramy. — Jak tylko się rozciągnąłem; Hrabia wyciągnął w moją stronę konserwę.
— Ty już jadłeś? — zapytałem; zanim zabrałem się za jedzenie.
— Inaczej bym ci nie dał. — mrugnął porozumiewawczo. — Mam pewien dylemat. — Zaczął, gdy
powoli zaczynałem zabierać się za konserwę.
— Dajesz. — odparłem z pełnymi gębą.
— Może by tak to wszystko pierdolić i wrócić do domu?
— Już nie udajesz takiej osoby, dla której dobro Niemiec jest najważniejsze?
— Przecież to była tylko gra, żeby nikt się nie kapnął, kim tak naprawdę jestem.
— Ja się kapnąłem. — uśmiechnąłem się z pełną gębą.
— Hans jesteś bardzo śmieszny; ale ja na poważnie się pytam... Nie wolałbyś od razu do domu wrócić?
— No wolałbym, wolał, ale pomyśl... Jak przez naszą głupotę narazimy Hitlera; to skończmy źle.
— Ale może dzięki temu zakończy się wojna. — zasugerował Hrabia.
— Michał; ty naprawdę myślisz, że wojna wybuchła tylko z powodu jednej osoby?
— Warto byłoby to sprawdzić.
— A żeby to sprawdzić; pozwolimy, żeby Ruscy najechali na Berlin?
— A my mamy coś do gadania w tej sprawie? Dwóch Niemców... Przepraszam. Niemiec i Polak mają niby jakoś ich stamtąd odgonić?— spytał zszokowany. — Nie ma nawet takiej opcji.
— Mamy tylko przekazać Hitlerowi informacje.
— I to niby coś zmieni? Narazimy tylko siebie! — Hrabia starał się bronić swojego zdania.
— Widzę, do czego dążysz...
— To brawo; przemyśl to... Wątpię by Ewa czy Julka chciałaby odwiedzać tatę na....
— Dobra, dobra, nawet tego nie dokańczaj. — Przerwałem mu.
Po opróżnieniu konserwy; zagasiliśmy ognisko i ruszyliśmy nasze cztery litery przed siebie. Nie wiedzieliśmy; ile uda nam się dzisiaj przejść kilometrów. Mieliśmy nadzieję, że natrafimy na jakiś pojazd...coś, co ułatwi nam drogę; aczkolwiek to były tylko nasze marzenia.
— Ciekawe jak tam u twoich kobitek. — rzucił od niechcenia Hrabia.
— Pewnie tęsknią. — odparłem. — Ja się bardziej zastanawiam; jak tam się trzymają, czy zdrowe są.
— To akurat ciekawe. — przytaknął Hrabia.
— Nie zapominaj jednak, że twoja żonka to pielęgniarka... I wierz mi lub nie, ale nigdy nie widziałem, żeby ją, chociaż głupi katar męczył. — uśmiechnął się Michał.
— Jak tak mówisz... — zamyśliłem się. — Mam jednak do ciebie pewnie pytanie.
— Wal! — na jego twarzy; widoczny był dalej uśmiech.
— Zaopiekowałbyś się moją rodziną?
— Słucham? — uśmiech zniknął z jego twarzy.
— No, gdybym zginął. — wyjaśniłem. — Zaopiekowałbyś się Ewą, Julką... zadbałbyś o moją rodzinę?
— Hans...— popatrzył mi prosto w oczy. — Posłuchaj mnie teraz uważnie. — przystanęliśmy na chwilę; a ja położyłem rękę na jego ramieniu. — Może tego nie wiesz; ale główny bohater nigdy nie ginie w połowie swojej historii.
— W połowie... — przytaknąłem. — W połowie? Ty wiesz; ile już czasu upłynęło od momentu opuszczenia Francji przez nas?
— Główny bohater nie ginie. — powtórzył to jakby; to była jakaś mantra. Nagle gwałtownie poleciał do tyłu; a ja usłyszałem świst. Chełm spadł mu z głowy; a on zarył dupą o ziemię. Żółta od potu koszula; zaczęła zabarwiać się w okolicy ramienia na czerwono. Bez zastanowienia; rzuciłem się w kierunku ziemi. Nie miałem pewności czy zaraz ponownie ktoś nie wystrzeli.
— Nie umieraj mi tu! — rzuciłem w jego stronę. — A ni mi się kurwa waż! — Sięgnąłem po lugera; już chciałem zerwać się z ziemi, ale Hrabia złapał mnie drugą ręką.
— Nie jestem bohaterem drugoplanowym. — zakaszlał i jęknął z bólu. Puścił mnie i rękę przyłożył do rany. Krew sączyła mu się przez palce.
— Wiem, wiem. — przytaknąłem i po dłuższej chwili zerwałem się z ziemi. — Pokaż się skurwysynu! — wydarłem się w stronę lasu.
— Wiem, wiem. — przytaknąłem i zerwałem się z ziemi. — Jest tu kurwa ktoś!? — wydarłem się w stronę lasu. Nikogo jednak nie usłyszałem; po chwili moją uwagę zwróciły jednak szeleszczące krzaki. 

 

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Z POWODU MIŁOŚCIWhere stories live. Discover now