Odcinek 17

39 7 0
                                    


Przed mieszkaniem Jakuba stanęliśmy dość szybko. Michał postanowił skorzystać ze swojego służbowego auta i teraz tak tu staliśmy; jak przed jakąś interwencją.
— Masz klucz? — Zapytał mnie; zanim jeszcze opuściliśmy radiowóz.
— Dała mi. — odparłem, wychodząc na zewnątrz.
— No to idziemy? — Zapytał Michał, rzucając porozumiewawcze spojrzenie w stronę drzwi.
— No idziemy, idziemy. — Ruszyłem niechętnie w ich stronę, obawiając się tego, co mogę zastać w środku.
— Ty otwierasz czy ja? — Spytał w pewnym momencie mój towarzysz, widząc moje zmieszanie.
— Pff...— rozejrzałem się wokół, po czym jakimś cudem zebrałem się w sobie i włożyłem klucz w zamek. Chwilę później go przekręciłem i popchałem drzwi do przodu. Postawiłem niepewnie pierwszy krok.
— Wejdę pierwszy. — położył mi rękę na ramieniu, a ja go przepuściłem w drzwiach.
 Pierwszy komentarz jak padł przy wejściu, to było ,,ale jebie". Na swój sposób; było to oczywiście prawdą. W całym mieszkaniu roznosił się nieprzyjemny zapach. Idąc; cały czas rozglądaliśmy się w poszukiwaniu źródła tego smrodu. W pewnym momencie stanęliśmy przed łazienką. Drzwi były otwarte na oścież. Wanna była zapełniona czerwoną cieczą. W środku był ,,on". Leżał nagi. Gdyby nie krzyżyk na jego szyji; to w życiu nie rozpoznalibyśmy Jakuba. Fragmenty jego mózgu walały się po całej łazience. Z wanny zwisała mu natomiast ręka, a pod nią leżał pistolet.
— Jezu... — Odwróciłem wzrok w tej samej chwili co mój towarzysz.
— Ja... — Zgiął się w pół i zarzygał pół podłogi. — Ja pierdole! —  Wyprostował się i wytarł usta. — Kurwa jego mać! Ile ja bym dał za to, żeby to był jego kolejny głupi żart.
— Twoja? — Wskazałem na broń leżącą na podłodze.
— Pojebało cię? — Nachylił się i dokładniej przyjrzał broni. — Skąd niby miał ją wziąć?
— Nie wiem, może tym razem nieco bardziej zabawiłeś. — Wyskoczyłem na niego. — Ostatnio dość często gubisz rzeczy.
— Weź... nie próbuj nawet, zrzucać tego na mnie. To jest broń służbowa; nie mogę ot, tak z nią wyjść, gdzie chce... — odparł, po czym na chwilę zamarł. — A to co? — Zamyślił się na głos Michał; wyciągając jakąś mokrą kartkę spod wanny.
— Pokaż. — Usiedliśmy obok wanny, a ja wyciągnąłem mu zawiniątko z dłoni i powoli zacząłem czytać na głos.

Wybacz, Alino
Kilka lat temu, w życiu nie dopuściłbym do siebie tej myśli. Plułbym sobie w twarz, gdyby choć na chwilę w mojej głowie ona zagościła. Tego dnia, kiedy musiałem ściągać własnego brata z pętli, bo rzuciła go jakaś głupia pizda, przemyślałem sobie kilka rzeczy. Nie chciałem skończyć jak on. Cóż  jednak znaczy jedna kobieta, jak jest ich na świecie miliony. Pisząc to; myśli te mnie jednak nie opuszczają.
Wybacz, jeżeli opuszczam cię w najgorszym momencie, jaki mogłem wybrać. Wybacz, że odchodzę tak bez pożegnania  i zostawiam cię samą z wszystkimi problemami, jakie spadłe przez te wszystkie lata na nasze barki... Możesz mi wierzyć lub, ale nie dawałem już sobie rady z tym wszystkim. Wiem, że w razie choroby mogłem liczyć na ciebie oraz przyjaciół, aczkolwiek nie chciałem tego wszystko na was zrzucać. Nie potrafiłem wyobrazić sobie siebie; plującego i duszącego się własną krwią. Według mnie było to mniej godne niż zwyczajne pociągnięcie za spust. 

Swego czasu zadałaś mi pewne pytanie. Czemu ktoś taki jak: ja; zadaje się z takimi pojebusami jak Hans i Michał? Swego czasu nie potrafiłem na nie odpowiedzieć. Coś wewnętrznie mi mówiło, że tak po prostu musi być, że to są moi przyjaciele i muszę z nimi trzymać. Wiem, że mieli na swoim koncie wiele rzeczy, które tobie osobiście się nie podobały. Wiem, że nie lubiłaś, jak wracałem najebany do domu i musiałaś pomagać mi się umyć, bo sam nie potrafiłem wejść do tej wanny, w której teraz leżę. Dziękuję ci za tą cierpliwość.

W tym miejscu pragnę podkreślić, że bardzo żałuję, iż nie będę mógł, zobaczyć jak dorasta nasz syn. Żałuję, że stracę tyle cudnych chwil z wami. Obiecuje wam jednak, że tam z góry będę na was patrzył. Będę tam na was czekał w mieszkaniu, o którym zawsze marzyłaś. Cóż więcej mogę dodać? W otoczeniu Boga będziemy mieć dużo lepiej.


Kochający Jakub.
Ps. Kochanie nie oskarżaj nikogo o podrzucenie mi broni...

— On to naprawdę zrobił? — Zgniotłem kartkę i rzuciłem przed siebie.
— Tak. — Przytaknął Michał, zasłaniając dłońmi swoją twarz, żebym nie widział łez, które po niej spływały. W pewnej chwili jeszcze mocniej przyparliśmy do wanny, w której leżał.

Z POWODU MIŁOŚCIWhere stories live. Discover now