Odcinek 3

91 20 7
                                    

Pomijając moje narodziny (bo to chyba oczywiste) w moim życie były tylko trzy naprawdę istotne wydarzenia

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Pomijając moje narodziny (bo to chyba oczywiste) w moim życie były tylko trzy naprawdę istotne wydarzenia.
Pierwszym z nich była sytuacja, kiedy podczas meczu byłem zmuszony do zejścia z boiska.
Tego dnia grałem w ataku; tak jak zarządził trener. Podczas drugiej połowy (w tym miejscu warto podkreślić, że wygrywaliśmy 1:0), zbliżałem się z piłką do bramki przeciwnika. Już byłem blisko. Już miałem kopać z całych siły; w stronę bezbronnego bramkarza, gdy nagle poczułem jakieś uderzenie. Poleciałem na murawę. Chciałem wstać i wrócić do gry, żeby odebrać piłkę przeciwnikowi. Sędzia zatrzymał mnie jednak gestem dłoni i zagwizdał. Chłopcy z (mojej jaki i przeciwnej) drużyny popatrzyli na mnie z przerażeniem.
-Niech go ktoś opatrzy.-sędzia zwrócił się  graczy, którzy przyglądali mi się bezradnie.-Raz, dwa, bo mecz mamy!-pogonił chłopaków, którzy chyba zastanawiali się, który z nich ma zejść z boiska wraz ze mną.
-Nic mi nie jest.-Podniosłem się z trudem.-Dam radę.
-Hans.-podszedł do mnie sędzia.-Nie odpierdalaj tu jakiegoś bohatera, bo potem narobisz sobie większej bidy.
 ...
-Ty!-Brodaty mężczyzna wychylił głowę znad książki.-Ewka, Wacek napoił dzisiaj konie?
-A skąd ja mam to niby wiedzieć?-spytała zdziwiona jego pytaniem, patrząc, jak w stronę trybun zbliżało się dwóch piłkarzy. Obaj byli z przeciwnych drużyn. Dało się to rozpoznać, po tym, że jeden był ubrany na zielono (ten poszkodowany), a drugi na żółto.
-No wiesz.-Brnął w temat, jakby nic ciekawszego nie miał do roboty. - Gadasz z nim troszeczkę 
-Jakby ci to powiedzieć.-cmoknęła.- Gdybyś choć trochę wychylał ten swój nos znad książek, to może też byś trochę więcej z ludźmi rozmawiał.- zachichotała.
-Wypraszam sobie.- uniósł się dumą.- Cały dzień latam koło pacjentów. Temu pomóż z tym, a temu z tamtym, bo nasze kochane pielęgniarki w tym również pani, panno Tomczyk nie dajecie sobie rady.-Poprawił okulary na nosie, bo mu się lekko zsunęły.- A jak dobrze pamiętam, pani też chciała pożyczyć jakąś książkę.
-Ciągle czekam, aż mi ją szanowny pan doktor podrzuci.-uśmiechnęła się.
-No dobra, ale za nic w świecie nie rozumiem, po co ci książka o...-prychnął.- Tu cytuję.-Uśmiechnął się i poważnym tonem powiedział.- ,,Jak poprawnie przeprowadzić amputacje."?
Na to pytanie nie uzyskał jednak odpowiedzi.
...
- Przepraszamy — zaczął mężczyzna w żółtej koszulce kręcąc się z nogi na nogę z zakłopotaniem.- Ale chyba potrzebujemy państwa pomocy.
-Co się stało?-spytał Jan, odkładając książkę na ławkę, po czym zlustrował nas wzrokiem.
-Niech państwo go zbadają...nie chce mieć człowieka na sumieniu.-Popatrzył na moją rękę.
-Spokojnie.-uśmiechnął się lekarz i wstał.-Proszę się nie martwić.-Zrobił kilka kroków w naszą stronę.-Wszystkim się zajmiemy.-A pan niech usiądzie.-Zwrócił się do mnie.
Spełniłem prośbę, po czym ten przyjrzał się mojej ręce.
-Trzeba usztywnić i wysłać na badania do szpitala.-odparł.- Bo tutaj za dużo nie zrobimy, no bo gdzie.- rozejrzał się teatralnie po stadionie.
-Będzie bolało?-spytałem, udając przerażonego.
-Spokojnie.-Czarnulka rzuciła w moją stronę lekko widoczny uśmiech.-Jak będzie pan spokojnie siedział, to obędzie się bez komplikacji.
-Trzymaj się Hans!-Tadek zbiegł po schodach; i udał się w stronę sędziego.
-Nie grasz już dzisiaj.-odparł mu na jego pytanie.
-No ale...
...
Tak właśnie wyglądało moje pierwsze spotkanie z Ewką. Nie będę wam teraz opisywał każdego następnego dnia po kolei z tą przepiękną czarnulką, bo uwierzcie, wyglądały one jak każde normalne spotkanie damsko-męskie (nic dodać, nic ująć). Między nami dość szybko jednak zaiskrzyło. Nie przeszkadzały jej moje niemieckie korzenie. Podobały się jej natomiast moje niebieskie oczy, zastanawiała się tylko dlaczego nie jestem blondynem jak inni stereotypowi Niemcy.
Mnie do gustu przypadł natomiast jej charakterek i wygląd. Nigdy nie widziałem też, żeby odmówiła komukolwiek pomocy, więc jeżeli ktoś takowej potrzebował, to ona była pierwszą do podania pomocnej dłoni.
...
Teraz pewnie spodziewacie się, że opowiem wam na temat tego drugiego najważniejszego wydarzenia w moim życiu, ale wybaczcie mi, jestem chyba chujowym narratorem, albo po prostu złośliwym. Drugą pozycję zostawimy sobie na później, a teraz przejdźmy do trzeciej, która prawdopodobnie może być zwieńczeniem mojego dramatu.
Nie brzmi to może zbyt dobrze, no bo wyobraźcie sobie, że wasz ulubiony bohater (w tym miejscu powinienem chyba użyć zwrotu ,,bohater z potencjałem") ginie na samym początku historii... Nie miałem nawet okazji pokazać swoich plusów. Zobaczyliście mnie tylko jako jakiegoś zapijaczonego oficera, który tytuł prawdopodobnie otrzymał tylko po nazwisku.
Po tym wszystkim myślałem, że jeżeli się wybudzę, to znajdę się w szpitalnym łóżku. Miałem nadzieję, że cały personel będzie nade mną latać, że każdy będzie chciał mnie ratować...
...
Po otwarciu oczów byłem jednak sam. Nie miałem zabandażowanej głowy, plus nie odczuwałem żadnego bólu. Łóżku wydawało się jakoś miększe od tego szpitalnego. W mojej głowie pojawił się lekki mętlik. Szybko jednak doszedłem do wniosku, że znajduje się w swojej oficerce...za cholerę nie wiedziałem jednak, skąd się tam wziąłem.
Możliwe, że poprzedniego dnia nie doszło do żadnej strzelaniny, tylko po prostu za dużo w siebie wlałem. Tylko proszę, nie bierzcie mnie w tym miejscu za jakiegoś alkoholika, bo akurat wczoraj miałem powód, żeby sobie trochę po świętować! Zostałem w końcu oficerem! Równie dobrze mogłem się upić sam, co by świadczyło, skąd wziąłem się we własnym łóżku, a nie u boku jakieś panienki (mimo, że jak podkreślałem wcześniej: staram się być wierny swojej żonie.)
Usiadłem na łóżku. Oparłem się o oparcie; przeterałem oczy, po czym rozejrzałem się po pokoju. Na krześle wisiały moje ubrania. Jakaś koszula, marynarka wraz ze spodniami oraz pantofle obok jednej z nóg mebla.
Na stole w pokoju leżała natomiast jakaś koperta. Krzesło było odsunięte od blatu. W samych bokserkach zerwałem się z łóżka i podszedłem do niego. Ujrzałem, że list zaadresowany jest do mojej żony; nadawcą byłem natomiast ja. Nie pamiętałem jednak za cholerę, bym poprzedniego dnia cokolwiek pisał. Zabrakło mi już jednak czasu na lekturę, gdy usłyszałem znajomą nutę.
...
Szybko narzuciłem na siebie ubrania leżące na krześle; złapałem za kopertę i wybiegłem na gruntową drogę.
-Zwolnij!- zatarasowałem rowerzyście trasę.
-Uwaga! Nie mam hamulców! - Krzyknął młody kierowca, widząc, jak pojawiam mu się na drodze.
-Żartujesz?!-odskoczyłem, a ten cudem się przy mnie zatrzymał, o mało nie spadając z roweru.
-Zapomniałem wczoraj zrobić.- Uśmiecha się.
-Tak się na wesele szykujesz?- spytałem, zmieniając lekko temat.
-Oj...-machnął ręką, po czym pochmurnie skomentował- To wszystkim jest tak potrzebne, że głowa mała.
-Co ci się w tym wszystkim tak nie podoba? -spytałem.
-Ty myślisz, że ona kocha tego całego Marcela?
-Słabo znam twoją siostrę.-odparłem.
-To coś ci zdradzę...ten facet zrujnuje jej życie.
-Nie rozumiem.
-Jak go zobaczysz, to się domyślisz, a teraz mi się śpieszy, przepraszam.-Chciał już wsiąść na rower i odjechać.
-Czekaj, czekaj.-zatrzymałem go gestem dłoni i podałem mu kopertę.-Weź to.
-Co to?- zmrużył oczy.
-Ściśle tajne.- po czym dodałem.-List to żony.- z uśmiechem na ustach.
-Postaram się dostarczyć jak najszybciej.
-Oby... - pożegnaliśmy się.


Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Z POWODU MIŁOŚCIWhere stories live. Discover now