Odcinek 8

83 13 10
                                    

Skoro już wiemy co i jak (bo przed chwilą wam to opisałem)

Ops! Esta imagem não segue nossas diretrizes de conteúdo. Para continuar a publicação, tente removê-la ou carregar outra.

Skoro już wiemy co i jak (bo przed chwilą wam to opisałem)... pozwolę sobie teraz powrócić do tej niezręcznej sytuacji sprzed dziewięciu miesięcy.
— Pierdo... — Nie dokończyłem. Wytrzeszczyłem jedynie oczy. Czas stanął dla mnie w miejscu. Złośliwcy skomentowaliby, że pewnie nie tylko on. Ręcznik, który opuściła Ewka, teraz samowolnie zastygł w powietrzu. Ona sama też. Był to dla mnie niemały szok. W głębi duszy wiedziałem, że nie byłem na to wszystko jeszcze gotowy.
— Ty tak na poważnie? — Spytałem, chcąc upewnić się, czy okres mojej wolności właśnie definitywnie się zakończył... Czy może po prostu się przesłyszałem, a ona do mnie powiedziała coś innego; jak na przykład ,,Kochanie zapłaciłeś rachunki za wodę?"
— Nie. — Odparła. — Przez dziewięć miesięcy będę chodziła z poduszką, zamiast regularnie tyć. — Zaczęła nakładać na siebie swoje białe majtki z koronką. Mój wzrok nie mógł się odkleić od... (Ale to nie o tym miałem wam opowiadać).
—Kurwa... to znaczy... — Zacząłem się głupio tłumaczyć. — Nie chcę kląć przy moim dziecku... bo to moje dziecko, zgadza się?— Postanowiłem jeszcze raz się upewnić. W razie ,,w" to ona byłaby skazana na te męczarnie.
W głowie latały mi już jednak wspomnienia z naszych rande-vous. Z naszych całonocnych zabaw, które nie kończyły się tylko na piciu szampana, a szczekanie psa z mieszkania obok było jedynie cichą nutą, w porównaniu do tego co wyrabiało się w moim mieszkaniu pod numerem 7
,,Kurwa, Kurwa, Kur... Jestem skończony, jeżeli to mój bobas" — Zacząłem wewnętrznie rozpaczać.
— No ale jak to się niby stało? — Nie dowierzałem, gdy ona tymczasem na swoje zgrabne, średniego rozmiaru piersi zakładała stanik.
— No wiesz... — przygryzła seksownie wargę.— Plemnik plus jajeczko równa się zygota, a dalej to mnożą się w chuj. Sam rozumiesz, chyba miałeś w liceum biologię?
— No tak, ale...
— Weź mi, pomóż to zapiąć. — wskazała ruchem głowy stanik, nie zwracając uwagi na jego zakłopotanie.
Stanąłem za nią. Odgarnąłem jej długie czarne włosy.
— No ale to na pewno moje dziecko? — postanowiłem ostatni raz spytać, spinając jej uprzążki.
— Czy ty właśnie mi sugerujesz, że daje dupy na lewo i prawo... pojebało cię? — oburzyła się i odsunęła ode mnie.
— Poczekaj. — spoważniałem, gdy ta zaczęła zakładać na siebie swoją niebieską sukienkę.
— Przepraszam. — wziąłem głęboki oddech. — Gdzie ty się tak właściwie wybierasz? — spytałem, gdy Ewka była już gotowa do wyjścia.
— Do sklepu. — odrzuciła tak jakby od niechcenia.
— Naprawdę poczekaj.— Upadłem przed nią na kolana. — Czy ty... Ewo Dunkiewicz...
— Ty naprawdę myślisz, że ze mną wytrzymasz? — starała się nie wybuchnąć śmiechem.
— Wątpisz we mnie?
...
W wolnej chwili postaram się wrócić do tej opowieści... bo uwierzcie mi, pierwsze spotkanie z teściami to było po prostu kino. Teraz natomiast pozwolę sobie wrócić do,,teraźniejszości".
— Czas, czas. — rzucił wąsaty mężczyzna pukający do okna naprzeciwko Gertrudy. — Co ty tam kobito z samego rana szyjesz? — Przyjrzał się jej podejrzliwie.
— Długo by tu gadać. — rzuciła od niechcenia. — Chcesz porozmawiać, to wejdź do środka. — Podała mi zszyte spodnie.
— To ten Niemiec taki łajzowaty? — spytał mężczyzna po francusku, gdy tylko zobaczył, jak naciągam spodnie na dupę. Sam natomiast stał w progu, podpierając się na kulach. Brakowało mu połowy jednej nogi. W jej miejscu miał związaną nogawkę.
— Nie mów tak nawet! — ochrzaniła go żona. — Nie chcesz, chyba żeby nas wszystkich pozabijali baranie. — Zaczęli się kłócić między sobą po francusku.
— Proszę państwa. — Naciągnąłem na siebie spodnie i w miarę poprawnej francuszczyźnie zwróciłem się do gospodarzy. — Bądźmy dorośli. — uśmiechnąłem się do nich.
— Dobra, dobra... — mężczyzna przejechał po swoim bujnym rudym wąsie. — Proszę się pośpieszyć panie oficerze, bo wstyd by mi było spóźnić się na wesele własnej córki.
...
Do tego wszystkiego jeszcze wrócimy, bo rodzice panny młodej postanowili się chyba trochę pokłócić. Ponoć stare małżeństwa są ze sobą mocno zżyte.
— Oświadczyłeś się jej? — Usiedliśmy wraz z Michałem przy gorącej herbacie w kuchni. — Czy to oznacza, że z naszej paczki to już tylko ja zostałem kawalerem? — Oparł rękę o czoło.
— Na to wychodzi.— Uśmiechnąłem się.
— No to chyba zacznę do ciebie wołać: Szwagier. — starał się nie roześmiać. — Ale apropos tego... Musisz poznać Rosołek naszej mamusi.
— Taki mam zamiar... Troszkę się tylko cykam, że wasi rodzice powiedz mi prosto w twarz: Nie. — Wyjaśniłem.
— Oj tam gadasz, w ogóle to wiesz co... — Michał wpadł chyba na jakiś pomysł.
— Słucham...

...
—Wiecie co? — Do towarzystwa spóźnialskich dołączył Julien. — Nie wiem, czy to małżeństwo w ogóle ma sens.
— Słucham? — Gertruda sięgnęła do swojej portmonetki. — Czemu tak synku uważasz?— spytała, skrupulatnie przegrzebując torebkę.
— No bo wiecie... Pytaliście się w ogóle Rebbeci czy kocha tego człowieka...jak mu tam... — Zaczął się głośno zastanawiać.
— Marcel.— objaśnił Gaston, robiąc energiczne kroki na kulach do przodu.
—Widzę, że pan nie oszczędza swoich kul. — uśmiechnąłem się w jego stron.
— Co innego, gdybym leżał, a tu jeszcze gospodarkę trzeba utrzymać. — rzucił.
— Gdyby go nie kochała. — Wyciągnęła szminkę z torebki. — To by za niego nie wychodziła, to chyba oczywiste synku? — zaczęła malować swoje usta.
— No tak mamo, ale... nie pomyślałaś, że ona może kochać kogoś innego?—Zaczął drążyć temat.
— No rozumiem pana. — Staraliśmy się nie zwracać uwagi na dyskusje matki z synem. — Powie pan właściwie, co się panu stało z tą nogą?
— Długa historia i wątpię by pana, panie oficerze zainteresowała. — Uśmiechnął się spod wąsa.
— O czym ty w ogóle mi tu mówisz? — Kobieta się zdenerwowała podczas malowania dolnej wargi. — Czy ty sugerujesz, że nasza kochana Rebbeca ma kochanka. — Przez przypadek, a może ze złości odgryzła kawałek szminki.
—Właśnie Julien co ty tu wymyślasz? — do rozmowy wtrącił się Gaston.
— Chodzi mi o to, że może ona kocha kogoś innego. — tłumaczył dalej.
— I nie powiedziałaby nam tego? — spytali razem.
— Może się po prostu boi.

— Może się po prostu boi

Ops! Esta imagem não segue nossas diretrizes de conteúdo. Para continuar a publicação, tente removê-la ou carregar outra.
Z POWODU MIŁOŚCIOnde histórias criam vida. Descubra agora