11. Nie musze ci mówić...

3.2K 158 26
                                    

Nie sprawdzony! Przepraszam za błędy!

W głównym klubie panuje dosłowny chaos. Wszędzie umundurowani policjanci z bronią sprawdzają wszystkie pomieszczenia. Członkowie klubu, którzy mieli dziś być i pilnować porządku, leżą na ziemi przed głównym wejściem.  Wszytko dzieje się szybko, dwóch mundurowych łapie mnie za ręce i zmusza do położenia się obok mojego ojca. Nie szarpie się, pozwalam żeby mnie powalili. Nie po to przyjechałem do klubu, żeby robić problemów.

— Po co przyjechałeś? — Szepcze wściekle mój ojciec.

Nie odpowiadam mu, nie widzę w tym sensu. Od kilku dni, działa na niekorzyść klubu. Chce podpisać kontrakt bez wcześniejszego głosowania. Zawsze wspólnie podejmowaliśmy decyzje. Dlatego na najbliższym zebraniu to zgłoszę. Nie chce go pozbawiać stanowiska, ponieważ przez tyle lat, zarządzał klubem dobrze. Nigdy nie było co do tego wątpliwości. Ktoś na niego ma zły wpływ. Podejrzewam Zacka, on zawsze miał takie chore pomysły.  Nie wiem ile tak leżymy, kiedy ktoś kopie mnie w stopę. Podnoszę wzrok i napotykam nieznaną mi twarz.

Czyżby policja zatrudniła nowych ludzi.

— Wstań. — Odzywa się do mnie.

Posłusznie wykonuje jego polecenie, nie chcąc sprawiać problemów. Zaciskam szczękę, nie lubię jak ktoś mi rozkazuje. Zauważ kiedy robi to policja.

Poświęcenie.

— Mam kilka pytań. Chodź ze mną do samochodu. — Odzywa się nowy policjant, po czym odchodzi w stronę czarnego suwa.

Czyli pedzio, jest na wysokim stanowisku.

Idę, zastanawiając się, dlaczego właśnie mnie do tego wybrał. To nie ja jestem prezesem.
To mój ojciec, powinien zeznawać. Wchodzę do samochodu, siadając wygodnie na tylnej kanapie. Ręce dalej mam w ciasnych i niewygodnych kajdankach, zapięte za plecami. Przez nie nie mogę wykonywać, swobodnych ruchów.

— Kim jesteś w klubie? — Zapytał pedzio, wyciągając czarny notes wraz z długopisem.

Kim jestem w klubie. Na to pytanie chce mi się śmiać. Jestem wszystkim. Katem, bratem oraz liderem. Będę przyszłym prezesem klubu.

— Nikim ważnym. — Odzywam się z obojętną miną.

Mundurowy patrzy na mnie,  marszcząc  przy tym brwi. Myśl, że kłamie. Ma racje. Tylko, że ja mu tego nie uświadomię.

— Twój ojciec to James Morton, właściciel tego budynku? — Pyta, uważnie się mi przyglądając.

Proste pytanie, aż dziwie się, że je zadał.

— Tak twierdzi matka. — Odzywam się.

Nie mogę się tego wyprzeć. Mamy takie same nazwisko. W moich żyłach płynie jego krew. Wraz z rodzonym bratem, jesteśmy do niego podobni.

— Nie pogrywaj ze mną. Skoro jesteś jego synem, musisz mieć jakąś ważną role w waszym gangu. — Odzywa się,  nie spuszczając ze mnie wzroku.

Gang? Serio?

Kurwica mnie burze, jak ludzie nas utożsamiają z gangiem. Nie jesteśmy nim.

— Shadow of the Road jest to motocyklowy klub, łączy  na pasja do jednośladów.  Nie jesteśmy żadnym gangiem ani grupą przestępczą, działamy zgodnie z prawem. Wszystkie nasze warsztaty, fabryki, transporty są zalegalizowane. Mamy faktury, płacimy podatki. Jesteśmy normalnymi ludźmi z pasją. Czy to grzech? — Odzywam się, uważnie dobierając słowa.

Edzio, pedzio wszystko notuje. Zapewne doszukując się jakiegoś drugiego dna, w moich słowach.

— W takim razie. Skoro jesteście aż tacy uczciwi, to czemu jeden z waszych kierowców zginął? — Pyta.

Dylan - Seria Shadow #1Where stories live. Discover now